Marcin Różalski o KSW: „I to mnie boli. To też zabolało mnie przy ostatniej gali…”
Marcin Różalski opowiada o swojej aktualnej sytuacji, o tym, co nie podoba mu się w KSW, warunkach ewentualnego powrotu oraz porównuje polskiego giganta z UFC.
Nie jest żadną tajemnicą, że w ostatnich miesiącach mocno rozeszły się drogi byłego już mistrza kategorii ciężkiej Marcina Różalskiego i organizacji, w której spędził całą niemal karierę MMA – KSW.
Popularny Różal nie tylko opuścił szeregi polskiego giganta, ale niedawno podpisał też kontrakt z kickbokserską organizacją DSF Kickboxing Challenge. O swoich relacjach z KSW – a konkretnie właścicielami Martinem Lewandowskim i Maciejem Kawulskim – nie wypowiadał się jednak szczególnie chętnie, poprzestając na ogół na stwierdzeniach, że kto ma wiedzieć, o co chodzi, ten wie.
W rozmowie z portalem Fightsport.pl Różalski uchylił jednak rąbka tajemnicy – co prawda niekoniecznie w kwestii swoich relacji z imperatorami KSW, ale zdradził, co konkretnie nie podoba mu się w polityce polskiego giganta.
W każdym wywiadzie podkreślam, że nie zamykam sobie też drogi i nie zarzekam się, że nie zawalczę (w KSW). Tylko, że tak, jak kiedyś walczyłem dla Federacji, dla Maćka, dla Martina, tak teraz nie zawalczę dla nich, ale u nich.
– powiedział popularny Różal.
Czyli nasze relacje się gdzieś tam popsuły. Życie tak tym wszystkim pokierowało, ale tak, jak mówię, teraz jestem związany umową menadżerską z Arturem Ostaszewskim i po prostu on to prowadzi. Nie każdemu musi pasować to, co pasuje innej osobie. Na przykład, ja jestem wegetarianinem, ale nie będę namawiał wszystkich, żeby byli wegetarianami. Kto chce, to będzie. Mam tatuaż na twarzy, ktoś nie ma. Tak samo mnie pewne zachowania Federacji w stosunku do mojej osoby się nie podobały i dlatego wybrałem taką drogę.
Jeżeli na przykład dostanę dobrą propozycję od Federacji, z Arturem ją zaakceptujemy, będzie to mega dobra opcja sportowa – za czym pójdą oczywiście pieniążki – nie będę walczył żadnych freak fightów… znaczy nie freak fightów, choć oczywiście freak fightów też nie, oczywiście, ale też żadnych supportów… Ja nie muszę walczyć main eventów, ale na pewno nie będę walczył supportów, bo nie po to siedzę całe życie w sporcie.
Przypomnijmy, że podczas swojego ostatniego występu – walki o złoto kategorii ciężkiej, w której podczas majowej gali KSW 39 na Stadionie Narodowym efektownie ubił Fernando Rodriguesa Juniora – Marcin Różalski wszedł do klatki przed freak-fightem Popka Raka z Robertem Burneiką.
Jak zatem 39-letni zawodnik podchodzi do tematy walk wszelkiej maści celebrytów większych i mniejszych?
Żeby teraz nie wyszła też jakaś hipokryzja ze mnie w tym temacie. Nie mam pretensji do nich, że walczą. Broń, Boże. Nie mam pretensji, że oni zarabiają tak duże pieniądze. Niech zarabiają jeszcze więcej – ja nikomu do kieszeni nie patrzę i też nie chcę, żeby ktoś mi zerkał do kieszeni. Jeżeli ludzie chcą to oglądać, niech oglądają. Jeżeli promotorzy chcą robić takie walki, niech robią.
– powiedział.
Tylko dlaczego w związku z tym nie jest uszanowana praca zawodników? Dlaczego ci ludzie od razu mają tak wywindowane gaże? I czemu właśnie musimy walczyć supporty? Przecież jeśli ludzie chcą obejrzeć taką walkę, to czy to kupując bilet, czy kupując PPV. Mnie osobiście nie zależy na poklasku. Przecież na hali zostaną ludzie, którzy mi szczerze kibicują, którzy chcą zobaczyć moją walkę. Kto nie chce oglądać, przecież nie jest na siłę trzymany. Dlatego niech przyjdą, obejrzą sobie tę walkę i idą do domu. Albo wyłączą, jeśli kupili PPV.
I to mnie boli. To mnie też zabolało przy ostatniej gali… I o to w tym wszystkim chodzi. Dużo zawodników to razi, ale mało o tym mówi. Bo, nie ukrywajmy, muszą też w jakiś sposób się podporządkować, bo inaczej nie będą walczyć, bo dostaną warunek… Nie mają na przykład takiej sytuacji materialnej jak ja czy inni zawodnicy. Oczywiście moja sytuacja materialna nie wynika tylko z tego, że walczyłem w KSW, bo kto się interesuje, wie, ile lat walczę. Poza tym pracowałem, poza tym mam rodziców, którzy też pomagali mi, moja żona też pracuje. A jeśli nie będzie im (zawodnikom) pasowało, to dostaną bilet i do widzenia.
Myślę, że zawodnicy często z bólem serca to przyjmują, przełykają, ale im to też nie pasuje.
Różalski wspomniał też o pojedynku o złoto kategorii muszej pomiędzy Ariane Lipski i Dianą Belbitą, który otwierał majową galę.
Weźmy na przykład Stadion (KSW 39). Walką otwarcia była walka Ariane Lipski. O pas. I to jest dziewczyna, która wszystkie walki kończy w pierwszych rundach. Może (zawalczyć w UFC). Od razu.
A zauważmy, że w UFC obojętnie, jaka jest walka o pas – czy są to zawodnicy bardzo medialni, rozpromowani, jak na przykład, no nie wiem, Ronda Rousey czy Brock Lesnar – (czy też niemedialni), to i tak oni walczą main-eventy. Nie ma walki o pas na początku. Jest mega uszanowanie zawodnika i tej sportowej otoczki. I dlatego uważam, że (w KSW) jest to bardzo słabe.
Cały wywiad poniżej:
*****
Paweł Derlacz o porażce Joanny Jędrzejczyk: „Moim zdaniem zabrakło…”