Maciej Kawulski: „Mamy tak samo dobrych zawodników jak UFC, tylko mniej!”
Maciej Kawulski opowiada o płacy zawodników oraz aspektach finansowych funkcjonowania KSW, nie szczędząc też przytyków dziennikarzom.
Współwłaściciel KSW Maciej Kawulski udzielił obszernego wywiadu portalowi Weszlo.com, opowiadając między innymi o początkach organizacji, różnicach między rynkiem MMA i boksu czy szykowanej na 27 maja pierwszej gali na Stadionie Narodowym – KSW 39 – Colosseum.
W rozmowie znalazły się też wątki finansowe.
Od wielu lat działamy za własne pieniądze i jesteśmy stuprocentowymi udziałowcami naszej organizacji. A to nie są tanie przedsięwzięcia. Dzisiaj same fight cardy idą już w miliony. Nie zawsze jest tak, że KSW przynosi nam niesłuchane korzyści finansowe. Bywają trudniejsze momenty.
– powiedział Kawulski, przyznając następnie, że w KSW zdarzyły się już przypadki, gdy zawodnik za walkę dostawał ponad milion złotych.
Dzisiaj przekroczyliśmy już tę liczbę. W związku z galą na Narodowym, ale i wcześniej. Płacimy bardzo duże pieniądze bardzo wielu zawodnikom, ale żadnego nie przepłacamy. Ci, którzy dostają setki tysięcy za walkę, na to zasługują, bo sprzedają za jeszcze większe pieniądze pay-per-view i bilety. Pamiętaj, że zyski czołowych zawodników uzależnione są od sprzedaży transmisji. Rozliczenia finalne są dużo większe niż założenia kontraktowe.
Ja za każdym razem zaznaczam w rozmowach z zawodnikami: „Nie sprzedajemy umiejętności, sprzedajemy PPV i bilety”. Jeżeli ktoś dla nas nie zarabia i nie mamy innego powodu, żeby trzymać go w KSW, mówimy mu: „Słuchaj, jesteś świetnym zawodnikiem, wygrywasz, ale ludzie nie chcą oglądać twoich walk. Jesteś dla nas wart tyle i tyle, zastanów się. Być może zrobisz większą karierę w innym kraju. Spróbuj. U nas kibice reagują na ciebie tak, a nie inaczej”.
Kawulski skierował też kilka słów w kierunku tak zwanego środowiska, przekonując, że ulega ono czasami złudnemu czarowi amerykańskich organizacji, jakby nie dostrzegając, że w Polsce mają to samo – a nawet lepsze!
Wystarczy, że zakompleksieni dziennikarze, którzy nigdy nie byli na zagranicznej gali, usłyszą nazwisko John Smith i podniecają się: „O kurwa, gość za wielką wodą, organizacja z amerykańskimi literkami! To musi być wielkie gówno!”. Pojedź, zobacz i wtedy opisz, jak wygląda produkcja. Myślę, że mogliby się tutaj od nas uczyć. Ok, mają większy park zawodniczy. Ok, robią więcej walk. Ale to jest trzydzieści razy większe państwo, gdzie paczka fajek kosztuje po przeliczeniu nie 13, ale 40 złotych. Ten lewar jest więc kompletnie inny. Mamy tak samo dobrych zawodników jak UFC, tylko mniej! Jesteśmy po prostu organizacją, która robi 4-5 wydarzeń rocznie, a nie 25. Case close.
Cały wywiad w tym linku.
*****