KSWPolskie MMA

KSW 47 – echa sportowe i biznesowe

Uświetniona walką o złoto wagi ciężkiej pomiędzy Philem De Friesem i Tomaszem Narkunem gala KSW 47 w Łodzi przeszła do historii – jak wypadła biznesowo i sportowo?

BIZNES

Nie mylą się oczywiście dowodzący KSW Martin Lewandowski i Maciej Kawulski, zapewniając solennie, że już od dawien dawna nie są na poziomie, na którym taki czy inny wynik jednej czy drugiej walki jakkolwiek podmywałby solidne fundamenty ich biznesu.

Z drugiej jednak strony, jakkolwiek nie zakrzywiać rzeczywistości, to pewne rozstrzygnięcia są dla polskiego giganta korzystniejsze niż inne. Dają więcej biznesowych możliwości i potencjalnych korzyści. Da się z nich wyrzeźbić więcej.

Oczywiście – przechodząc do sobotniej gali KSW 47 w Łodzi – być może istnieje jakiś tajemny marketingowy sposób na to, aby z bardzo skądinąd sympatycznego Phila De Friesa wystrugać bożyszcza nadwiślańskich fanów albo lokomotywę KSW na Wyspach Brytyjskich.

Być może wiktorię Szymona Kołeckiego uda się z czasem przekuć na wymierne dla organizacji korzyści – mierzone czymś więcej niż szacunem ze strony fanów doceniających jego rozwój, umiejętności i sportowa postawę.

Kto wie, może nawet i z gremialnie skreślanego i nikomu przed galą nieznanego – z całym dlań szacunkiem! – Aleksandara Ilica, który niewiele robiąc sobie z roli, jaką wyszykowano mu do odegrania nad Wisłą, ustrzelił Damiana Janikowskieg; otóż, może i na tym rozstrzygnięciu uda się głównodowodzącym KSW coś ugrać. Szykowana jest wszak gala w Serbii, na którą opromieniony łódzkim triumfem Joker nadaje się idealnie.

Innymi słowy, każde rozstrzygnięcie – także te pozornie niekorzystne – można traktować w charakterze szansy. Jeśli jednak odstawimy na boczny tor biznesowe rozważania o górnolotnym zadęciu, to sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa.

Otóż, Tomasz Narkun w glorii podwójnego mistrza rokowałby lepiej marketingowo i biznesowo niż zwolniony przed laty z UFC Phil De Fries. Opromieniony dwoma wiktoriami nad Mamedem Khalidovem, Żyrafa nabierał bowiem solidnego medialnego rozpędu – i choć wraz z fanami przybywało mu też nienawistników, nie miało to żadnego znaczenia. Jedni dopingowali, drudzy życzyli porażki – oglądali wszyscy. Słabym występem w sobotę stargardzianin mocno wyhamował.

Mariusz Pudzianowski to prawdopodobnie nadal najpopularniejszy polski zawodnik MMA – szczególnie po zawieszeniu rękawic na kołku przez Mameda Khalidova. O ile Szymon Kołecki może zostać bardzo pozytywną, niezwykle szanowaną – taką jest zresztą od dawna – i cieszącą się dużą popularnością postacią w KSW, to… w medialne buty Pudziana są po prostu dla niego za duże.

Właścicieli polskiego giganta wydają się zresztą w pełni tego świadomi, na co wskazywać może dezawuowanie zwycięstwa podwójnego medalisty olimpijskiego poprzez notoryczne podkreślanie, że nie było ani nokautu, ani klepania – choć to akurat było – tylko kontuzja, co stanowić ma jakoby przesłankę do potencjalnego – o zgrozo – rewanżu.

Klęska Damiana Janikowskiego również nie jest oczywiście dla KSW korzystna. Jeszcze kilka miesięcy temu – przed potyczką z Michałem Materlą, który zadał mu pierwszą w karierze porażkę – wrocławianin był postrzegany w charakterze zawodnika, który niebawem może stać się jedną z głównych medialnych lokomotyw KSW nad Wisłą. Taki scenariusz nadal co prawda jest możliwy, bo olimpijczyk to charakterny człowiek, który zapowiedział już zakasanie rękawów i dalszą harówę, a i nie jest przecież tajemnicą, że fani kochają wszelkiego rodzaju powroty, ale… Nie oszukujmy się – po porażce w Łodzi oczekiwania sportowe wobec Janikowskiego – czyli istotny element spieniężanego później zgiełku medialnego – spadły.

Po trzech dominujących zwycięstwach na rozpoczęcie kariery Damian stał się jednym z najbardziej intrygujących zawodników na polskiej scenie – jeśli nie tym najbardziej intrygującym. Jak daleko może zajść? Jak szybko będzie się rozwijał? Jak poradzi sobie w takiej czy innej sytuacji? Czy dałby już radę temu albo tamtemu? Spekulacjom nie było końca. Sam byłem cholernie ciekawy! Szybkie zwycięstwa mają bowiem to do siebie, że nie odsłaniają wszystkich sportowych kart zawodnika. A to pobudza wyobraźnię! Intryguje.

Dwie porażki później kilka kart z talii Janikowskiego zostało jednak odkrytych. Pierwotny czar prysł. Przynajmniej do następnego rozdania, bo – powtarzam – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że Damian nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Z kolei na porażką Borysa Mańkowskiego można patrzeć z różnych stron. Norman Parke jest co prawda zawodnikiem, z którym nie współpracuje się łatwo, ale ma już nieźle wyrobione nazwisko w Polsce – i tak jak Dana White zawsze będzie miał możliwość zestawienia trylogii Conora McGregora z Natem Diazem, tak Martin Lewandowski i Maciej Kawulski będą mieć możliwość doprowadzenia do trylogii Normana Parke z Mateuszem Gamrotem – szczególnie, że pokonując Diabła Tasmańskiego, Irlandczyk z Północy dopisał kolejny rozdział do historii konfliktu z Gamerem.

Także i porażka Borysa Mańkowskiego wcale nie musi odbić się na jego popularności. Da się bowiem zaobserwować ogromny wzrost niechęci do byłego mistrza, także za kilkuminutową przemowę po walce celem promocji swojego kanału na You Tube. Jak jednak wiadomo – nie ma większego znaczenia, czy kochają, czy nienawidzą – jedni i drudzy obejrzą.

Z drugiej zaś strony – z powrotu Borysa na zwycięskie tory dałoby się prawdopodobnie wykręcić jeszcze więcej.

Jako ciekawostkę dodajmy, że najpopularniejszym wpisem na całym Twitterze dotyczącym sobotniej gali KSW 47 w Łodzi okazał się poniższy:

Ten przedstawiający spektakularny nokaut Jokera na Damianie Janikowskim znalazł się daleko, daleko w tyle.

Zobacz także: W jaki sposób Aleksandar Ilic rozbroił i ustrzelił Damiana Janikowskiego?

SPORT

Różnica kilogramów w walce wieczoru była aż nadto widoczna. Ciosy Tomasza Narkuna nie robiły większego wrażenia na Philu De Friesie, ale gdy to Brytyjczyk rozpuszczał ręce, w poczynania polskiego zawodnika wkradał się niepokój. Nokdaun w pierwszej rundzie – nie po raz pierwszy w karierze Żyrafa został skarcony kontrą na frontalne kopnięcie – prawdopodobnie odegrał kluczową rolę w mocno obniżonej aktywności Polaka w kolejnych odsłonach. Oddać trzeba jednak Narkunowi, że nie pękł – zdając sobie sprawę, że nie ma już nic do stracenia, w piątej rundzie postawił wszystko na jedną kartę, zacisnął zęby, ruszył przed siebie, rozpuścił ręce, spróbował ubić. Nie udało się.

Szymon Kołecki zaprezentował się wybornie na tle Mariusza Pudzianowskiego, nie dając byłemu strongmanowi ani chwili wytchnienia – nacierał jak wściekły pitbul, zmuszając rywala do ciągłej pracy, coraz bardziej drenując w ten sposób jego bak z paliwem. Walczył jak – zachowując odpowiednie proporcje – Cain Velasquez – nieustanna presja, wpadanie w klincz z ciosami, praca na siatce, brudny boks, kolana, stompy. Wynik tej walki był formalnością. Prawdopodobnie Kołecki skończyłby Pudzianowskiego jeszcze w pierwszej rundzie po feralnym dla tego ostatniego obaleniu. A jeśli nie – dopełniłby dzieła zniszczenia w kolejnych rundach.

Szkoda tylko, że Szymon ma już na karku 37 lat. Gdyby rozpoczął zawodową karierę chociaż kilka lat wcześniej, mielibyśmy z niego jeszcze więcej radości – ma bowiem nie tylko talent do sportów walki ale i nie lada charakter.

Borys Mańkowski zaprezentował świetną formę – przede wszystkim pod kątem pracy na nogach i boksu – w pierwszej rundzie walki z Normanem Parke. Myślę, że jednak nie byłem jedynym, któremu przemknęło wówczas przez głowę, że jeśli Polak nie skończy Irlandczyka, to z uwagi na mordercze tempo, jakie narzucił, potem może mieć problemy. Na pohybel natomiast może udać się każdy, kto twierdzi, że Irlandczyk bezwzględnie wygrał rundę drugą – bo była ona piekielnie wyrównana. Przemknęła mi nawet przez głowę jej analiza, ale powtarzane regularnie niewygodny z analitycznego punktu widzenia ujęcia kamery z lotu ptaka mocno utrudniały ocenę rundy.

Natomiast do szczegółowej analizy pojedynku Damiana Janikowskiego z Aleksandarem Ilicem – a w zasadzie trzeciej rundy – zapraszam tutaj.

Świetną formę klinczersko-zapaśniczo-parterową zaprezentowali Marcin Wrzosek i Paweł Polityło – ten pierwszy pozamiatał klatkę debiutującym w KSW i biorącym to starcie w zastępstwie Krzysztofem Klaczkiem, a ten drugi zakończył sportową karierę Dawida Gralki.

Wysoko poprzeczkę Maciejowi Kazieczce zawiesił przechodzący do wagi lekkiej Bartłomiej Kopera, ale zielonogórzanin pokazał serce i determinację. Takimi walkami – trudnymi, wyrównanymi, w których trzeba mierzyć się z przeciwnościami – najbardziej hartuje się charakter, a to jeden z budulców przyszłych sukcesów.

*****

Lowking.pl trafia na Patronite.pl – oto dlaczego

Powiązane artykuły

Komentarze: 2

  1. Zastanawiam się czy po kolejnym obejrzeniu walki Mańkowski-Parke wciąż stawiasz na 29-28 dla Borysa. Chodzi oczywiście o rundę drugą, chociaż jestem ciekawy co masz do powiedzenia na temat ewentualnego 10-8 w pierwszej, które sugerował Borys.

    1. Obejrzałem jeszcze raz drugą rundę w niedzielę. Uważam, że była bliższa niż pierwotnie sądziłem – i mogła pójść w obie strony. Skłaniam się raczej ku 10-9 Borys, ale tak jak pisałem w tekście, wiele ujęć kamery było marnych i nic nie było widać. Przyjmuję, że może sędziowie widzieli lepiej i słusznie ocenili to na 10-9. To obalenie było w jakimś stopniu zneutralizowane kontrolą Borysa w klinczu – było tam z 15-20 sekund chyba.

      Jeśli R1 10-8, to bezwzględnie R3 też 10-8. Obie punktowałem 10-9.

Dodaj komentarz

Back to top button