Koniec bezgłowego jeźdźca, król lowkingów i festiwal bezradności – cztery wnioski po UFC on ESPN 2
Gala UFC on ESPN 2 do najlepszych nie należała – ale walka wieczoru z nawiązką zrekompensowała słabsze jej momenty.
Sobotnia gala UFC on ESPN 2 w Filadelfii rozkręcała się wolno, bo pierwsze pięć walk zakończyło się decyzjami sędziowskimi – potem jednak było już lepiej, a w ostatnich trzech starciach iskry sypały się na lewo i prawo.
Nadal rzeźnik – ale już nie bezgłowy jeździec
Justin Gaethje i Edson Barboza radowali fanów swoją obecnością w oktagonie przez ledwie pół rundy, bo tyle czasu Amerykanin potrzebował na ubicie Brazylijczyka, ale… Ileż tam się działo!
Przyznam szczerze, że od dawien dawna nie było walki, przy okazji której towarzyszyłoby mi uczucie tak wielkiej ekscytacji jak w przypadku pojedynku Gaethje z Barbozą. Człowiek zdążył się przez te wszystkie lata przyzwyczaić do oktagonowej przemocy, która nie robiła na nim już takiego wrażenia jak wtedy, gdy stanowiła nowość. Bliźniaczo podobne nokauty, bliźniaczo podobne wymiany, bliźniaczo podobnie upadające ciała. Starcie Barboza z Gaethje stanowiło jednak swego rodzaju powrót do korzeni.
A gdy obaj wdali się w bój na lowkingi, jakby starając udowodnić sobie nawzajem, kto jest ich królem? Kości trzeszczały.
https://twitter.com/streetfitebanch/status/1112765551951179778
Fanom Brazylijczyka zostaje po tym wszystkim przynajmniej tyle, że to on wygrał bitwę na niskie kopnięcia, co po gali przyznał Highlight. Junior utrzymał się tym samym na tronie króla lowkingów – ale z wojny zwycięsko wyszedł oczywiście Amerykanin.
Gaethje wyglądał zresztą w tym pojedynku spektakularnie – od początku do samego końca. Rzeczywiście, jak twierdził po walce, nie było w jego poczynaniach tak wiele chaosu i podejmowania tak wielkiego ryzyka, jak miało to miejsce w poprzednich występach. Kilka razy poskromił swoje mordercze zapędy, znalazł czas na uspokojenie sytuacji, złapanie oddechu – trwało to wszystko co prawda tylko chwilę, ale był to i tak progres względem jego poprzednich wizyt w oktagonie.
Dość powiedzieć, że nigdy wcześniej w swojej zawodowej karierze Barboza nie przegrał tak szybko – i przez tak brutalny nokaut. Gaethje to oczywiście nadal oktagonowy rzeźnik – ale już nie bezgłowy często jeździec.
Oddać też trzeba Brazylijczykowi, że podjął rękawicę – tj. nie stronił od ostrej jatki. Choć – co nie dziwi – na swoją zgubę. Mógł tańczyć na nogach, szukać miejsca i czasu na rozpuszczenie kopnięć, jak to onegdaj czynił w niejednej walce, ale zamiast tego wdał się w ostre wymiany w półdystansie z absolutnym wirtuozem w tym obszarze.
Drugim z rzędu szybkim i brutalnym nokautem Justin Gaethje mocno zbliżył się do rozgrywki o najwyższe cele w kategorii lekkiej. Nie miałbym absolutnie nic przeciwko temu, aby obejrzeć go w eliminatorze do walki o złoto z pokonanym z pojedynku Maxa Hollowaya z Dustinem Poirierem lub zwycięzcą konfrontacji Ala Iaquinty z Donaldem Cerrone. Przed nim w kolejce do walki o złoto znajdują się oczywiście zwycięzca tego pierwszego starcia oraz Tony Ferguson, gdy już dojdzie do siebie.
Czy mogący pochwalić się aż sześcioma bonusami w pięciu dotychczasowych występach w UFC i dowodzony przez oślizgłego egipskiego menadżera Highlight może stanowić zagrożenie dla Khabiba Nurmagomedova? Trudno rzec – ale na papierze byłoby intrygujące starcie.
Bezbarwna Karolina Kowalkiewicz
Nie można odmówić jej zaangażowania, nie można nie dostrzec, że nie odklepała balachy, którą kilka razy zdążyłby odklepać Conor McGregor, ale to nie był dobry występ Karoliny Kowalkiewicz. Niby wszyscy wiedzieliśmy, że na początku walki dopadnięcie szybkiej i ruchliwej Michelle Waterson łatwe nie będzie, ale wydawało się, że z czasem Amerykanka stanie się dostępniejsza, że zostanie zmiękczona w klinczu. Nic z tych rzeczy!
Karolina nie miała pomysłu, jak ustawić sobie chyżonogą rywalkę, która dobrze opędzała się od niej różnorodnymi kopnięciami, z tymi na kolano na czele. Gdy natomiast łodzianka w końcu złapała klincz, gdzie miała wyrządzić najwięcej szkód, wylądowała na deskach po firmowej Koshi Gurumie Amerykanki.
Festiwal bezradności.
Mając zaś na uwadze, że polska zawodniczka spadła na 9. miejsce w rankingu wagi słomkowej, a od jakiegoś czasu coraz częściej opowiada o zakończeniu kariery i planach rodzicielskich, o powrót do gry o najwyższe cele może być piekielnie trudno.
Szwed deklasuje, Amerykanin zapowiada oddanie
W co-main evencie Jack Hermansson nie miał żadnych problemów, żeby uporać się szybko z Davidem Branchem, którego poddał już w pierwszej rundzie. Tym samym szwedzki Joker utorował sobie drogę na 10. miejsce w rankingu wagi średniej i mierzy teraz z pojedynek z Chrisem Weidmanem, zapowiadając marsz po złoto.
Dobrze. To nie jest sport dla nieambitnych ludzi.
A 37-letni już Amerykanin? Muszę przyznać, że uniosłem brew, gdy w opublikowanym po walce nagraniu zapowiedział mocny powrót i gotowość do oddania życia w oktagonie…
https://www.instagram.com/p/Bvp-6HEhZQe/
Jak na zawodnika, który klepie ciosy – jego prawo – jest to śmiała teza.
Powrót z dalekiej podróży Josha Emmetta
Ponad rok temu Jeremy Stephens pogruchotał kości twarzy – w tym szczęki, oczodołu i nosa – Joshowi Emmettowi, którego dalsza kariera stanęła w rezultacie pod dużym znakiem zapytania. Reprezentant TAM cudem nie stracił oka, a przez wiele miesięcy po nokaucie borykał się z bólami i zawrotami głowy, które mocno utrudniały mu codzienne życie.
A jednak powrócił do oktagonu.
W pierwszych dwóch rundach pojedynku z Michaelem Johnsonem nie wyglądał co prawda źle, ale przegrał je, będąc zmuszonym do poszukania skończenia w trzeciej. I odnalazł je! Powrócił z dalekiej podróży także i w oktagonie – przeplatając na przestrzeni całej walki próby zapaśnicze ze srogimi sierpami, w końcu potężnym prawym zaskoczył powątpiewającego w jego nokautujący cios przed walką przeciwnika. Michael Johnson – już bez duszy od czasu walki z Justinem Gaethje – runął na deski jak lata temu Terry Etim po obrotówce Edsona Barbozy. Dobitka była zbędna.
https://twitter.com/ImShannonTho/status/1112162384314028032
Umiłowanie reprezentanta TAM do wyprowadzania uderzeń z pełną mocą prawdopodobnie nie ułatwi mu zadania w starciach z czołówką wagi piórkowej – masą takowych przeciął powietrze w starciu z Michaelem Johnsonem – ale też oddać mu trzeba, że jak na tak długi rozbrat z oktagonem i potworne problemy zdrowotne, z jakimi się zmierzył, zaprezentował się bardzo solidnie.
Jednym zdaniem
- Paul Craig zaskoczył – nie tyle samym poddaniem w końcówce, bo do tego mogliśmy się przyzwyczaić, ale nieco poprawioną stójką i charakterem, z których wcześniej nie słynął
- Starcie Sodiqa Yusuffa z Sheymonem Moraesem stało na wysokim poziomie – i także Brazylijczyk zaprezentował się bardzo dobrze, demonstrując jednak, jak kończy się nieudany łokieć z dołu
- Jessica Aguilar ma serce do walki
*****
„nie można nie dostrzec, że nie odklepała balachy, którą kilka razy zdążyłby odklepać Conor McGregor”
XD
Co to są te lowkingi?
Niskie kopnięcia na udo, i na zewnątrz i na wewnątrz, oraz na łydki