„Kolejny sku*wiel, który…” – Adesanya odpowiada na słowa swojego oprawcy z kickboxingu
Israel Adesanya odpowiedział na medialne przytyki, jakimi potraktował go jedyny zawodnik, który wygrał z nim przez nokaut – Alex Pereira.
Prawie cały świat w sobotę wieczorem zachwycał się dyspozycją Israela Adesanyi, który w nowojorskiej Madison Square Garden w ramach gali UFC 230 koncertowo rozmontował Dereka Brunsona.
Prawie – bo w gronie tym nie znalazł się podwójny pogromca Nigeryjczyka z czasów kickboxingu Alex Pereira, który wykorzystał okazję, aby przypomnieć światu, jak swego czasu ubił go podczas jednej z gal w Chinach.
W programie Ariel Helwani’s MMA Show właśnie o rywala z Kraju Kawy zapytano Adesanyę.
Kolejny skurwiel, który będzie opowiadał wnukom: „Walczyłem z tym człowiekiem, pokonałem go”.
– powiedział o Pereirze Adesanya, zapewniając, że nie widział wspomnianego wpisu Brazylijczyka.
Nie sprawdzam takich rzeczy. Oni natomiast będą oglądać każdą moją walkę. Ja nigdy w swoim życiu nie obejrzę ani, kurwa, jednej jego walki. Przenigdy. Wiecie dlaczego? Bo to ja wygrywam wojnę. On wygrał bitwę. Jasne, wygrał bitwę – ale ja wygrywam wojnę. Poziomy. Różnica poziomów. A jeśli wróci, możecie mi wierzyć…
Robiący obecnie furorę w UFC Adesanya i zasiadający na tronie organizacji Glory Pereira mierzyli się na kickbokserskich zasadach dwukrotnie, obie walki tocząc w Chinach.
Pierwszą z nich, do której doszło w 2016 roku, Brazylijczyk wygrał jednogłośną decyzją sędziowską, a drugą, która odbyła się rok później – przez nokaut w rundzie trzeciej po przetrwaniu ciężkich chwil w drugiej. Poniżej to właśnie starcie.
Pierwsza walka odbyła się w Chinach. (Sędziowie) byli bardzo stronniczy. Pokonałem go.
– powiedział Adesanya.
A w tej drugiej walce, w której mnie pokonał… Doszło do tego z powodu mojego błędu, to ja się pomyliłem. W drugiej rundzie mu dojebałem i powinienem był go wtedy sprzątnąć, ale zrobiłem to, co robią inni. Dlaczego? Z powodu walki z Wilnisem (poprzedniej w kickboxingu – przegranej decyzją sędziowską). Zacząłem po prostu słuchać ludzi: „Cóż, nigdy nie zostawiaj decyzji w rękach sędziów”. Mówili tak nawet ludzie z Nowej Zelandii, ludzie z moich stron, których znam. Co za głupota. I mówili to nawet ludzie, których szanuję. Jebać to. Mówili mi (po walce z Wilnisem), że no, tak to jest, jeśli zostawiasz decyzję sędziom. Ale, stary, myślisz, że ja naprawdę próbowałem zostawić decyzję w ich rękach?
To wszystko było w 2016 roku i po prostu w części zatruło mi to głowę. I teraz tego żałuję. Gdy zraniłem go (Pereirę) w drugiej rundzie… Gdybym zrobił po prostu to samo co w walce z Brunsonem – nie spieszył się, dokładnie wycelował i wtedy strzelał, sprzątnąłbym go. A ja rzuciłem się na niego, spieszyłem się. I rzucałem tylko prawą rękę. Nie rozpaczam nad nokautem. Co z tego. Jebać to, zdarza się, mam się dobrze, żyję. Byłem jednak zażenowany, bo wyprowadzałem tylko prawą rękę na głowę. Nie poszukałem korpusu, kopnięć. Mógłbym równie dobrze machać prawicą. To było żałosne, bo to nie mój styl, nie moja bajka. I to mnie zniesmacza. To było z mojej strony prawdziwe gówno.
Złapał mnie. Dobra robota.
Pereira ma za sobą trzy walki w formule MMA, w tym dwie wygrane. Ostatnimi czasy coraz częściej kusi transferem do MMA – niewykluczone, że w jakimś stopniu właśnie z powodu świetnie radzącego sobie sportowo, finansowo i medialnie Adesanyi.
Nigeryjczyk ma jednak poważne wątpliwości, czy Brazylijczyk kiedykolwiek go dogoni.
Wydaje mi się, że wrzucał jakieś zdjęcie z podrabianym kontraktem z UFC. Spoko. Utoruj sobie drogę w górę. Mam się tu na górze pięknie.
– powiedział.
On jest dużo, dużo niżej, babra się w bagnie. Jak, do chuja, dojdzie do mnie? Jeśli dałby jednak radę, to jak spartanin kopnięciem wpierdolę go z powrotem w przepaść.
*****