Kamaru Usman odpowiada na słowa Tyrona Woodleya, który wykluczył wspólną walkę na UFC 228
Sposobiący się do roli rezerwowego w walce wieczoru gali UFC 228 Kamaru Usman odpowiedział na słowa Tyrona Woodleya, który stwierdził, że nie ma możliwości, aby z nim w sobotę walczył.
Rozpędzony ośmioma wiktoriami z rzędu Kamaru Usman nie ma co prawda żadnej zaplanowanej walki, ale w ostatnich tygodniach harował jak zły, a w piątek w Dallas stanie na wadze. Wszystko dlatego, że Nigeryjczyk jest opcją rezerwową na walkę wieczoru gali UFC 228, w której naprzeciwko siebie staną mistrz kategorii półśredniej Tyron Woodley oraz pretendent Darren Till.
Rzecz jednak w tym, że o ile Brytyjczyk zapowiedział, że nie będzie miał problemu z wyjściem do walki z Nigeryjskim Koszmarem na wypadek niedyspozycji T-Wooda, to ten ostatni postawił sprawę jasno – ani myśli bić się z Nigeryjczykiem, jeśli z jakiegoś powodu Goryl nie będzie w stanie walczyć. Woodley stwierdził, że chętnie skrzyżuje rękawice z Usmanem, ale tylko wówczas, gdy będzie miał odpowiednio dużo czasu na pełen obóz przygotowawczy.
Słyszałem jego wypowiedzi. Koniec końców, mogę jednak jedynie kontrolować samego siebie.
– odniósł się do tematu Usman w programie Ariel Helwani’s MMA Show.
Muszę zrobić to, co zdecydowałem się zrobić. To, co zakontraktowaliśmy – czyli pokazać się tam i zrobić wagę. To moja robota. Wszystko inne jest poza moją kontrolą.
Jest tu masa zmiennych, masa możliwości. Może się wiele wydarzyć. Skupiam się więc na sobie i na swojej robocie, którą mam do wykonania.
Usman nie ma zresztą wątpliwości, że to on – nie Till – powinien w sobotę walczyć o pas mistrzowski. Twierdzi – skądinąd niesłusznie – że nie przegrał jeszcze w oktagonie żadnej rundy, a ponadto pochodzi z Dallas, gdzie przecież odbędzie się gala.
Wielu ludziom błędnie wydaje się, że chodzi tylko o Darrena Tilla. Nie chodzi tylko o Darrena Tilla.
– kontynuował Kamaru.
Miałem więc przed sobą ciężkie zadanie, bo musiałem trenować pod dwóch gości, nawet nie wiedząc, czy w ogóle będę walczył. I to jest w tym wszystkim najbardziej szalone. Musiałem przygotować się pod dwóch gości, zrobić wagę – a nie mam nawet żadnej gwarancji, że będę walczył.
Nigeryjczyk zdaje sobie doskonale sprawę, że zwycięzca sobotniej konfrontacji – zakładając, że sam ostatecznie do oktagonu nie wejdzie – w swojej następnej potyczce będzie bronił pasa przeciwko urzędującemu jeszcze tymczasowemu mistrzowi Colby’emu Covingtonowi.
Jest jednak przekonany, że to on – nie Covington – zasługuje na pojedynek mistrzowski. Temat zostawia jednak swojemu menadżerowi Aliemu Abdelazizowi.
*****