Jorge Masvidal: „Nie jestem jakąś pie*doloną dziwką mediów społecznościowych”
Jorge Masvidal opowiada o zbliżającej się walce z Demianem Maią podczas gali UFC 211, zdradzając dokładny scenariusz, wedle którego jego zdaniem potoczy się pojedynek.
Jorge Masvidal stanie 13 maja w Dallas podczas gali UFC 211 do najważniejszej walki w swojej sportowej karierze, mierząc się z Demianem Maią. Rozpędzony serią sześciu wiktorii Brazylijczyk uchodzi za bodaj największego specjalistę od BJJ w całym UFC – deklasuje w parterze rywala za rywalem.
Amerykanin jednak jest przekonany, że nie podzieli losu między innymi Carlosa Condita, Matta Browna czy Neila Magny’ego, których Maia udusił.
Trzydzieści sekund to chyba najdłuższy czas, jaki spędziłem na plecach w UFC. Z Maią nie będzie inaczej. Dorwie się do moich nóg, będzie kocioł – i będę z tego wychodził obronną ręką. Kiedy zacznie odczuwać tę presję, zda sobie sprawę, że „hej, mocuję się zapaśniczo z gościem, który wie, o co w tym chodzi” – to go zabije.
– powiedział Gamebred w audycji Submission Radio, wskazując też słabości zapaśnicze dotychczasowych rywali Mai.
Goście nie znają zapasów. Nie umieli nawet odrzucić nóg. Niektórzy goście są świetnymi uderzaczami – i temu poświęcają się w pełni. Ale to nie jest walka kickbokserska – to nie muay thai, to nie boks. Musisz umieć zatrzymać obalenie, jeśli chcesz być na szczycie łańcucha pokarmowego.
Poświęciłem tej grze kawał swojego życia. Kawał czasu poświęciłem na zapasy – nie dlatego, że musiałem. Po prostu to kocham. Ale to pomaga wygrywać walki. Uwielbiam zapasy, uwielbiam wychodzić na matę, zagryzać ochraniacz i harować zapaśniczo przez dwie godziny. I nie robię zapasów z gośćmi z muay thai czy kickbokserami – robię je z gośćmi, którzy robią je cały życie, od 7. roku życia. Rzucali mną na lewo i prawo – ale to nic, bo stawałem się coraz lepszy i lepszy. Wracałem, za każdym razem wracałem. Teraz gdy chodzę w te miejsca, daję już radę – nie mówię, że pokonuję tych gości, ale sobie radzę. Gość taki jak Demian nigdy nie miał do czynienia z tego rodzaju zapasami. Jest lepszy w gi, ma świetne balachy, duszenia zza pleców – ale nigdy nie dojdzie do tych pozycji ze mną.
Trenujący w American Top Team zawodnik przyznał, że na ogół do walk podchodzi, skupiając się wyłącznie na elementach, które sam zamierza zrealizować w walce – ale tym razem, w przypadku Demiana Mai, poczynił wyjątek, poświęcając dodatkowy czas na szlify zapaśniczo-parterowe.
Czasami walczysz z gościem, który ma potężną lewą rękę albo prawą rękę, albo wysokie kopnięcie.
– powiedział Masvidal.
Nie mogę wtedy walczyć z opuszczonymi rękami, bo gość ma dobre ręce czy kopnięcia, więc muszę trzymać je w górze – co wpływa na moją obronę zapaśniczą przed obaleniami – wtedy bronię je bardziej biodrami zamiast w charakterze pierwszej defensywy wykorzystywać ręce i głowę. W zależności od gościa trzeba wybierać różne narzędzia. Na Demiana musiałem popracować nad pewnymi elementami, żeby mieć pewność, że jestem dobrze przygotowany.
Zwycięski w trzech ostatnich pojedynkach Amerykanin nie ukrywa, że jego dwie ostatnie wiktorie – z Jakiem Ellenbergerem i Donaldem Cerrone – były częścią większego planu, który prowadził go właśnie do Demiana Mai, a w konsekwencji do walki o złoto. I nie ma wątpliwości, że w Dallas poczyni kolejny krok na drodze do swojego celu, dokładnie opisując scenariusz, wedle którego jego zdaniem potoczy się walka.
Wychodzę tam, zaczynamy wymieniać się ciosami, będzie udawał, że chce się bić ze mną w stójce – robi tak w każdej walce – a potem w jednym czy drugim momencie złapie mnie za nogę. Da z siebie wszystko, żeby mnie wtedy przewrócić, ale zatrzymam to obalenie i wrócimy na nogi. Zacznę go rozbijać, a on zrobi to samo raz jeszcze – znów pójdzie do moich nóg, ale zacznie się męczyć – nigdy od strony kondycyjnej mnie nie zajedzie. Pójdzie więc do nogi i znów będzie to samo – ale teraz, za drugim albo trzecim podejściem, spróbuje wciągnąć mnie do gardy. Gdy to robi, wielu gości się wycofuje, dając mu te 3-4 sekundy spokoju – ja nie dam mu ani chwili przerwy. Jeśli spróbuje wciągnąć mnie do gardy, ja go obalę albo on obali mnie – nie będzie miał ani chwili wytchnienia. Nawet jeśli będzie na górze w dosiadzie, nadal nie będzie mógł złapać oddechu – cały czas będę pracował. Nie przestaję. Goście mnie obalają i od razu pracuję.
– zapowiedział Masvidal.
Musisz w sobie coś takiego wyrobić – a robi się to przez znajdowanie się w takich sytuacjach. A dlaczego inni goście nie są to w tym dobrzy? Bo to marne. Większość gości to cioty, jeśli chodzi o te aspekty. Nie chcą dostawać lania w zapasach, bo wstawanie spod dobrego grapplera zabiera ci całą energię. Jeśli gość jest silny, zna zapasy, trzeba się namęczyć, żeby spod niego wstać. Musisz mieć inne nastawienie, robić to codziennie. Czegoś takiego Maia jeszcze nie poczuł.
Nie mówię przez to, że jestem najlepszym grapplerem w historii. Mogę zostać złapany, może w jakąś dźwignię na nogę albo coś równie szalonego – ale w większości przypadków, gdy gość dobierze się do moich nóg (szukając obalenia), wyjdę z tego zwycięsko.
Ostatnimi czasy Jorge radzi sobie w oktagonie wybornie, ale nie zawsze tak było – z trzynastu walk pod banderą UFC przegrał cztery, ulegając między innymi Alowi Iaquincie czy Rustamowi Khabilovowi. Przekonuje jednak, że często zupełnie nie miał motywacji do treningu, rozczarowany poziomem rywali, jakich otrzymywał. Bywało, że trenował co najwyżej cztery tygodnie przed walkami, podchodząc do nich niemal z marszu.
Wszystko jednak zmieniło się na okoliczność walk ze wspomnianymi Ellenbergerem i Cerrone.
Teraz ludzie widzą (jak dobry jestem). Nie widzieli tego wcześniej, bo UFC na mnie nie stawiało, a ja sam nie jestem też jakąś pierdoloną dziwką mediów społecznościowych odwalającą te wszystkie gówna. Ale teraz ludzie już widzą.
Zdaniem Masvidala UFC nie stanie za nim od strony promocyjnej, nawet jeśli pokona Maię. Jest jednak przekonany, że w końcu to nastąpi.
Nie wiem, czy będą mnie promować teraz, nie wiem, co myślą. Ale jeśli spytacie matchmakerów, to powiedzą wam, że jestem jednym z gości, którym najtrudniej znaleźć rywali. Jednym z gości, którzy mieli najwięcej odrzuconych propozycji walk. Oni (matchmakerzy) wiedzą to dzięki innym zawodnikom, bo dzwonią do nich i pytają: „Hej, chcesz walczyć z Masvidalem?”. „Yyy, wiesz co, złapałem kontuzję”, „Wczoraj dzwoniłeś, pytając o walkę, a teraz masz kontuzję?”. No i nic, dzwonią do następnego gościa. „Chcesz walczyć z Masvidalem?”, „Wiesz co, to nie do końca walka, jakiej szukam”, co oznacza „nie”. Jestem dla nich pierdolonym koszmarem.
– stwierdził 32-letni zawodnik.
Nie sądzę, żeby zaczęli mnie promować, jak to robili z wieloma innymi gośćmi. Myślę, że nie dojdzie do tego, dopóki nie będę miał pasa mistrzowskiego na swoich biodrach.
W zgodnej opinii fanów i ekspertów większych oraz mniejszych zwycięzca konfrontacji Masvidala z Maią powinien w następnej kolejności powalczyć o złoto – nawet jeśli niezbyt podoba się to zasiadającemu na tronie kategorii półśredniej Tyronowi Woodley’owi, który marudzi na niską medialność Brazylijczyka czy niewielką liczbę followersów Masvidala.
Zapytany, czy otrzymał do UFC jakiekolwiek zapewnienie, że pokonując Maię, stanie do walki o tytuł, Gamebred zaprzeczył.
Nie dostałem nic na papierze – a jeśli nie jest zapisane na papierze, to gówno dla mnie znaczy. Mogą zrobić wszystko – GSP wraca teraz, więc „boom” i GSP walczy o pas w 170 funtach. Wszystko się może wydarzyć. Może jakaś gwiazda WWE przyjdzie. Kto wie. To wszystko jest szalone – ale czy ktokolwiek zasługuje na titleshota bardziej niż Maia? To by mnie rozwaliło. Jeśli więc pokonam Maię – a w mojej głowie Maia to zdecydowanie pretendent numer jeden do pasa – więc jeśli pokonam Maię i nie będę gościem numer jeden do tytułu, to będzie znaczyło, że za dużo w tym wszystkim polityki.
Cały wywiad poniżej:
*****
Ciosy poniżej pasa – czyli medialne wygiby Cody’ego Garbrandta i TJ-a Dillashawa