Jorge Masvidal: „Byłem zmotywowany na Ellenbergera i Kowboja – na Maię jestem ku*ewsko zmotywowany”
Stający do jednej z najważniejszych walk w swojej karierze Jorge Masvidal opowiada o potencjalnym starciu o złoto, jeśli pokona Demiana Maię na UFC 211.
Niewielu zdaje sobie sprawę, że gdy w 2005 roku Demian Maia toczył swoją drugą zawodową walkę w karierze, Jorge Masvidal mógł już pochwalić się rekordem 6-2. Gamebred jest już prawdziwym weteranem, choć dla wielu fanów – zwłaszcza tych śledzących MMA od co najwyżej kilku lat – jest zawodnikiem, który pojawił się dopiero niedawno, a konkretnie po efektownym zwycięstwie z Donaldem Cerrone.
Zapytany w rozmowie z MMAJunkie.com, co zadecydowało o tym, że dzisiaj znajduje się o krok od przebicia się do walki o pas mistrzowski kategorii półśredniej UFC, Masvidal stwierdził:
Media stanęły za mną i dostaję w końcu sklasyfikowanych rywali. Teraz mam werwę do gadania, teraz robię dietę. Dlaczego? Bo jestem zmotywowany. Nie da się mnie zmotywować walkami z jakimiś ogórkami czy innymi „wielkimi” talentami. Ilu gości tak naprawdę nie zasługiwało, żeby się tam ze mną znaleźć? Możecie zobaczyć na video, że na wielu tych gości wychodziłem gruby, nie trenowałem.
Jestem tego typu gościem, że potrzebuję motywacji. Byłem zmotywowany na Ellenbergera, byłem zmotywowany na Kowboja – i jestem kurewsko zmotywowany na Maię.
W sobotę właśnie podczas gali UFC 211 w Dallas Masvidal skrzyżuje rękawice z rozpędzonym serią sześciu zwycięstw Demianem Maią. Amerykanin nigdy nie ukrywał, że w jego ocenie Brazylijczyk już dawno powinien był dostać swoją szansę walki o pas – jednocześnie jednak, skoro tak się nie stało, nie ma wątpliwości, że zostawiając go w pokonanym polu, wywalczy sobie miano pretendenta numer jeden do konfrontacji z Tyronem Woodley’em.
Wiem tylko tyle, że jeśli z Bożą pomocą przejdę przez Maię i nie dostanę titleshota, ten sport zmienił się drastycznie na gorsze.
– powiedział w rozmowie z MMAFighting.com.
Same gwiazdy popu, WWE i reality show. A nie na to się pisałem. Nie to zamierzam robić. Nie zobaczycie mnie odwalającego tego typu gówna.
Będę po prostu się bił – będę sobą. I jeśli ubicie gościa z numerem jeden, który jest oczywistym pretendentem do pasa, nie da mi titleshota… Cóż, cholera. Nie wiem, co zrobić.
Chwilę potem wpadł jednak na pewien pomysł…
Jeśli nie dostanę walki o pas (po pokonaniu Mai), wtedy najwyraźniej trzeba będzie zrobić seks-taśmę z jakąś znaną celebrytką i wtedy nagle dostanę walki o pas w każdej kategorii. Ale prawda taka, że to naprawdę popieprzone – jestem tu, żeby się bić.
Chcieli dać titleshota Kowbojowi, ale zniszczyłem ten plan.
– kontynuował już w rozmowie z Sherdog.com.
Demian Maia zasługuje na pas bardziej niż ktokolwiek inny. Jestem pierwszym, który to otwarcie powie: zasługuje na walkę o pas. Gdyby mi powiedzieli, że nie mogę z nim walczyć, bo będzie się bił o tytuł – zrozumiałbym. Ale teraz biję się z tym gościem. Jeśli go pokonam i nie dostanę titleshota, to kto, kurwa, na niego zasługuje? Jakaś gwiazda reality show? Zwycięzca walki Justina Biebera z Justinem Timberlakiem? Mówię szczerze. Gdzie ten sport zmierza?
Gdy dołączałem, byli tu skurwiele tacy jak Randy Couture, Mark Coleman. Goście bili się dwa, trzy razy w ciągu dnia. Mieli wyjebane na to, czy będą sławni – chcieli być po prostu najtwardszymi skurwielami na tej planecie. Cieszyli się, że wpada im jakieś siano, ale chcieli po prostu się lać. Z takich czasów się wywodzę, taką mam mentalność. Byłem tu przed The Ultimate Fighterem. Już wtedy biłem się zawodowo. Gdy to gówno się pojawiło, wielu gościom zamigotała w głowie lampka: „O, mogę stać się teraz sławny!”. Przyszli do tego sportu ze złych powodów. Ja nie.
Zapytany o swój typ na walkę z Maią, stwierdził krótko:
Złamię jego wolę, a potem złamię jego twarz.
*****
Przy okazji gali UFC 211 zapraszamy także do zapoznania się z poniższymi artykułami:
Matador czy byk – analiza walki Joanny Jędrzejczyk z Jessicą Andrade