UFC

Jones pod pręgierzem zamiast Zuffy

Jones

Po konferencji Dany White’a, w której odpowiedzialnością za odwołania gali UFC 151 obarczył Jona Jonesa, zastępy ekspertów większych i ekspertów mniejszych do spółki z rozgoryczonymi fanami rzuciły się na mistrza LHW z niespotykaną dotąd zajadłością. Odsądzaniu Jonesa od czci i wiary nie było końca.

Pomimo tego, że wraz z upływem czasu coraz więcej ludzi zdaje się zauważać oczywisty fakt, iż to nie Jones jest głównym winowajcą w całej tej sprawie, to nadal zdecydowana większość fanów zarzuca mu, delikatnie to ujmijmy, posunięte do granic absurdu kunktatorstwo i nadmierną ostrożność. Kto tak naprawdę odpowiada za to, że gala UFC 151 została odwołana?

Zyski vs straty

Jon Jones mógł zdecydować się na walkę z Chaelem Sonnenem – niewątpliwie miałby kilka, bardzo skromnie licząc, atutów po swojej stronie. Sonnen nie przygotowywał się do walki, nie był w treningu, poza tym byłaby to jego pierwsza walka w kategorii półciężkiej od wielu lat – kategorii, w której nigdy nic godnego uwagi nie zaprezentował. Jako że w oktagonie swoboda, z jaką dany zawodnik się wysławia podczas wywiadów, nie ma żadnego znaczenia – może z wyjątkiem walk Nicka Diaza – szanse Sonnena należałoby w potencjalnym boju z zawodnikiem, który kompletnie zdemolował Mauricio Ruę, uśpił Lyoto Machidę i poddał Quintona Jacksona, ocenić jako co najwyżej iluzoryczne.

Dlaczego zatem Jones odmówił? Bo mógł. Deklasacją dotychczasowych legend zapracował sobie na to. W walce z Chaelem Sonnenem mistrz LHW miałby bardzo niewiele do zyskania. Nie oszukujmy się bowiem – przyjęcie tej walki przez Jonesa wcale nie spowodowałoby, że w czyichkolwiek oczach stałby się bohaterem, w żaden sposób nie poprawiłoby to jego nadszarpniętego ostatnimi czasy wizerunku. Zgoda na walkę z nieprzygotowanym ale wyszczekanym „nowicjuszem” byłaby odczytana jako psi obowiązek mistrza. Bohaterem, bez względu na wynik, byłby Chael Sonnen, który, akceptując ofertę walki z championem i tym samym podejmując się misji ratowania gali i portfeli biedaków z undercardu, postawił się w sytuacji win-win.

Jon Jones natomiast niejako skopiował, z zastrzeżeniem wszystkich różnic, rzecz jasna, wyczyn Mauricio Shoguna Ruy, który niedawno odmówił walki z Gloverem Teixeirą. Mistrz w walce z Sonnenem miałby bardzo niewiele do zyskania, bardzo dużo do stracenia. Nie trzeba bowiem nikomu tłumaczyć, co stałoby się, gdyby Jones jakimś cudem – a wieloletnie obserwacje przekonują nas, że cuda w klatce są jednak zjawiskiem częstszym niż poza nią – przegrał. Mit o superfighterze, wszystko, na co Jones pracował latami, rozpadłyby się jak domek z kart.

Greg Jackson, odradzając Jonesowi przyjęcie walki, zachował się w sposób racjonalny. W przeciwieństwie bowiem do teoretyków, którzy w Jonesie widzieliby murowanego kandydata do bezproblemowego zwycięstwa nad Sonnenem nawet gdyby temu pierwszemu zawiązać oczy podczas walki, Jackson podszedł do sprawy zdroworozsądkowo i, jak to czasami u niego bywa, „bezpiecznie” – jego podopieczny całe miesiące przygotowywał się na H-bomby Hendersona, by teraz, w ciągu kilku ledwie dni, albo i nie, przestawić się na zawodnika, którego z Danem Hendersonem łączy niewiele więcej poza tym samym obywatelstwem? Greg Jackson tak nie gra – on gra przede wszystkim skutecznie. Czy można dziwić się Jonesowi, że zaufał swojemu trenerowi, któremu w ogromnej mierze zawdzięcza miejsce, w którym się znajduje? Czy dziwić może, że w kwestiach sportowych zaufał właśnie Jacksonowi, a nie swojemu menadżerowi Malki Kawie, który, podobno, zachęcał go do przyjęcia oferty walki z Sonnenem?

Zuffa vs Jones

Kto odwołał galę UFC 151? Jones? Nie. Zdecydowała o tym Zuffa. Czy dlatego, że Jones odmówił pojedynku z Sonnenem, jak przedstawiał to Dana White? Nie. Dlatego, że poza pojedynkiem mistrzowskim UFC 151 nie miało absolutnie niczego godnego uwagi do zaoferowania. Karta walk była dramatycznie słaba, chyba nawet słabsza niż „legendarne” UFC 147. Słaba na tyle, że odwołanie main eventu musiało doprowadzić do odwołania całego wydarzenia.

To nie Jon Bones Jones odpowiada za układania karty walk na galach amerykańskiej organizacji. To nie jego obowiązkiem jest dbanie o to, by zawodnicy UFC byli opłacani – warto w tym miejscu odnotować, że oni sami dali popis niezłej ignorancji, oskarżając Jonesa o uszczerbek na swoich finansach w związku z odwołaniem gali. Nie on winien jest coraz częstszych sytuacji, że o atrakcyjności gal PPV – których sprzedaż, nawiasem mówiąc, nie przedstawia się najciekawiej – decyduje jeden tylko pojedynek.

Można śmiało stwierdzić, że odwołanie UFC 151 to spory cios dla coraz popularniejszej ostatnimi czasy polityki Zuffy w zakresie gal PPV, na które niejako na przystawkę, i to na ogół mocno nieświeżą, do głównego dania w postaci main eventu wciska się mało znanych, niemedialnych zawodników. W końcu musiało dojść do sytuacji, że opieranie gali tylko na dwóch zawodnikach doprowadzi do dramatu – i tak też się stało w tym wypadku. Pozostaje nam mieć nadzieję, że da to nieco do myślenia właścicielom Zuffy, choć na poczekaniu można wymyślić co najmniej kilka powodów, dla których do zmian jednak wcale nie musi dojść.

Dana vs Jones

Jak dalej będzie układała się współpraca Jona Jonesa z Daną Whitem, zwłaszcza po ostrych słowach tego ostatniego? Będzie dobrze. Jasne, White jeszcze nie raz, nie dwa wypomni Jonesowi sytuację z UFC 151, ale nie zapominajmy, że aktualny mistrz LHW jest wielką nadzieją UFC i fighterem, który w perspektywie dwóch lat, a może i wcześniej, będzie sprzedawał gale PPV w ilościach przekraczających milion. Zuffę stać być może na to, żeby obrazić się na Jonesa, ale z pewnością górę wezmą jednak liczby i potencjalne bucksy, którymi Jones może napchać kieszenie swojego pracodawcy oraz, rzecz jasna, swoje własne przy okazji. Im bardziej fani będą go nienawidzić, tym chętniej będą go oglądać, licząc na to, że w końcu trafi na równego sobie i ktoś spuści mu łomot. Duże pieniądze zarabia się także, a może przede wszystkim, na negatywnych emocjach, których Jones ostatnio dostarcza w ilościach znacznie przekraczających popyt, wspierany mocno w niecnym tym procederze przez Danę White’a odsądzajacego młodego mistrza od czci i wiary.

Wizerunek medialny Jona Jonesa jest wyjątkowo kiepski, ma multum zagorzałych wrogów – ale są to kwestie mimo wszystko drugorzędne. Dobrze zarobić można także na byciu znienawidzonym. Wątpliwe, czy taki właśnie plan przyświeca młodemu Amerykaninowi – aż tak bowiem wyrachowanym sukinsynem raczej nie jest. Z pewnością jednak efekt końcowy w postaci zasobności kieszeni młodego mistrza jest bardziej niż zadowalający i z nawiązką rekompensuje wątpliwą popularność mistrza.

Oczywiście, byłoby ciekawie, gdyby Jones zaakceptował ofertę walki z Sonnenem, ale, powiedzmy sobie szczerze, czasy herosów MMA, którzy nie kalkulują, odeszły w zapomnienie i prawdopodobnie nie wrócą nigdy. Wraz z rozwojem MMA na świecie awersja do podejmowania ryzyka, zwłaszcza na najwyższym poziomie, rośnie i nie zanosi się na zmianę tego trendu.

fot. mmadiehards.com

Powiązane artykuły

Komentarze: 19

  1. Naiver niech Cię piekło pochłonie! Miałem dziś już sobie nie przerywać w pisaniu pracy magisterskiej, a tu proszę – nowy wpis na lowkingu – uwierz, że nie mogłem się powstrzymać, musiałem przeczytać ;).
    Znów wykazałeś się niebywałą łatwością przelewania obserwacji na papier, a ponadto cały tekst jest przemyślany i każdy aspekt tej sprawy znalazł tu swoje, odpowiednie miejsce. Szczery podziw po raz nie wiem który.

    Teraz co do poruszanej treści – wnioski jak najbardziej prawidłowe – Jones z pewnością nie straci z powodu fali krytyki, która na niego spłynęła. Również kwestia konstruowania karty głównej na to UFC pozostawia wiele do życzenia i fakt faktem – bez ME ta gala po prostu nie miała najmniejszego sensu. W dużej mierze więc ZUFFA jest sama sobie winna.

    Napisałeś: „Zuffę stać być może na to, żeby obrazić się na Jonesa, ale z pewnością górę wezmą jednak liczby i potencjalne bucksy, którymi Jones może napchać kieszenie swojego pracodawcy oraz, rzecz jasna, swoje własne przy okazji.”.
    Oczywiście jest to prawdą, ale wydaje mi się, że mimo wszystko to Jones ma więcej do stracenia, aniżeli ZUFFA. Nie jest więc tak, że Jones, jak niektórzy twierdzą, może pozwolić sobie od teraz na absolutnie wszystko i wodzić łysym Daną za przysłowiowy nos. Mam wrażenie, że ta decyzja rozwścieczyła Zuffę, ale z pewnością nie była na tyle szkodliwa, aby próbować wyciągać surowe konsekwencje wobec Bonesa. W momencie w którym mistrz LHW przekroczy cienki próg cierpliwości właścicieli UFC, może stać się tak, iż przez jakiś czas nie zobaczymy go w oktagonie. Nie wyobrażam sobie bowiem, żeby JJ w tej chwili mógł kontynuować karierę poza Zuffą, wyobrażam sobie z kolei UFC bez JJ. Nie sugeruję w tym momencie, że Zuffa lekką ręką pozbędzie się swojego niesfornego pupila, ale to jednak ona (Zuffa) jest tutaj silniejszym partnerem i finalnie to JJ będzie musiał się podporządkować jej woli.

  2. Moim zdaniem to nie tchórzostwo, bo nie wierzę, żeby się bał walczyć z Sonnenem nawet, gdyby Sonnem miał kij bejsbolowy. Artykuł trafny. UFC zawsze powinno tak budować zestawienia na gale, żeby zawsze mieć sensowne wyjście awaryjne. Tutaj go nie mieli, więc sami są sobie winni.

  3. Jak zwykle celnie. Zgadzam się z tym, że hejting Jonesa urósł do niewyobrażalnych rozmiarów, tylko dla samej zasady. Dobrze, że są jeszcze osoby takie jak Ty, które racjonalnie postrzegają tą sprawę i potrafią to podać w zwięzły i strawny sposób :)

  4. W końcu jakiś głos rozsądku w tej sprawie. Największym wygranym całej historii jest oczywiście Chael Sonnen, który sporo zyskał w oczach nie tylko fanów, ale i przeciętnych „oglądaczy” UFC, dla których do tej pory był obojętny. Dla mnie zawsze był zwykłym „szczekaczem”, którego zdolność autopromocji przewyższała umiejętności sportowe. Podjęcie się walki wysokiego ryzyka z przeciwnikiem, który odpowiednio przygotowany, mógłby zmiażdżyć go w oktagonie, pokazała, że oprócz niewyparzonej gadki, facet ma po prostu jaja. To nie jest tak, że nie miał nic do stracenia, bo po ewentualnej przegranej z JJ, mógłby już nigdy nie dojść do title shot’a, a na pewno perspektywa takiej walki znacząco by się oddaliła.

  5. Co do części o Sonnenie, to nie mogę się z Tobą zgodzić, szady. White nie raz pokazywał, ze bierze pod uwagę, gdy zawodnik decyduje się walke z krótkim wyprzedzniem. Jestem niemal przekonany, że Chael swoją postawą tylko zaplusował u Łysego, natomiast JJ – stracił.

    Zgoda również z marasem – z JJ jest trochę jak z KSW, na które często niektórzy wylewają pomyje, lecz coraz rzadziej robią to niesłusznie…

    Wracając do artykułu, wszystko opisanie w sposób celny i obiektywny. 'Bones’ nie tylko mógł odmówić walki z Gangsterem, ale z pewnością miał również wybór. Nikt nie zmuszał go do konfrontacji w tą sobotę.

    Uważam, że na te 10 (minimum) pojedynków, ME i co-ME powinny być światowej klasy, aby uniknąć tak przykrych wydarzeń , jak w zesżłym tygodniu. Czy Zuffa wyciągnie wnioski? Oby.

  6. Nagle, o dziwo, wszyscy popierają słowa autora. Psychologia tłumu, to nie tylko teoria jednak ;-)
    A tak na poważnie, pewnie w głównej mierze wypowiadają się osoby, które w iinym miejscu wcale nie były anty JJ. Te anty, albo boją się zagaić, albo przemyśleli wszystkie za i przecie i teraz jest im głupio, albo i jedno, i drugie ;-)

    Zgadzam się w 100 % i nie sądziłem, że JJ zostanie pokazany w taki sposób.

    szapoba

  7. Dzięki, panowie.

    PAN EM, zgadzam się z Tobą, że istnieje pewien próg cierpliwości Zuffy, który Jones może przekroczyć i wtedy nastaną dla niego ciężkie czasy. Z każdym kolejnym jego zwycięstwem próg ten będzie się jednak nie tylko zamazywał, ale i oddalał. Poza Jonesem nie ma na horyzoncie żadnej wielkiej gwiazdy, która mogłaby stać się następcą Silvy, którego kariera dobiega powolutku końca, GSP, którego forma po kontuzji będzie zagadką czy Lesnara, który do UFC już prawdopodobnie nie wróci.

    Uważam podobnie jak Madżer – nawet jeśli Sonnen przegrałby, to wcale nie oznaczałoby, że musiałby pokonać znacznie trudniejszą drogę do kolejnego titleshota. Co do ryzyka na zdrowiu Chaela, wiadomo, zawsze jest, ale.. w odpowiednim momencie zrobiłby żółwia i byłoby ok ;)

  8. Od powrotu GSP zależy pewien wzrost wyników PPV – co prawda, Kanadyjczyk występuje maksymalnie dwa razy w roku, ale porównywanie 800 tysięcy subskrypcji do 300 nie ma nawet sensu.

    Co do Lesnara – na jednej ze stron o pro-wrestlingu czytałem, że Lesnar jest zadowolony z pracy w WWE i jest duża opcja, że po WM 29 przedłuży kontrakt. Jego powrót wydaje się być rzeczywiście mało prawdopodobny.

  9. @kaczy
    Ja nie byłem nigdy „anty JJ” – życie prywatne czy wybory podejmowane przez niego, a to co pokazuje w oktagonie, to dwie różne sprawy i nie powinno się tego mieszać.

    @Madżer & naiver
    W sumie macie rację, nie przemyślałem tego do końca. Ewentualna przegraną faktycznie mógłby z łatwością wytłumaczyć roztrenowaniem i tymi ośmioma dniami. Dodać do tego umiejętny trash talk + 2, może 3 przekonujące zwycięstwa w lhw i kolejny TS gwarantowany. Clou mojej wypowiedzi miało stanowić stwierdzenie, że Sonnen zaskarbił sobie sympatię wielu widzów, co jest niezaprzeczalne.

  10. Jeśli nawet Boruta nie krytykuje, co jest coś na rzeczy ;-) o.O

    Ciekaw jestem co na to SzSzSz…? Chodzi mi , jakie oni mają podejście do tego tematu.

    @szady: no to nalezysz do pierwszej grupy osób, o których pisałem
    @madzer: Lesnar o ile się nie myle mowił gdzieś na WWE, że odchodzi (ale to WWe, więc wiadomo ;-) )

  11. Świetny artykuł.
    Wiele osób zrobiło z JJ winowajcę nr 1. w sprawie odwołania UFC 151 pomijając aspekty wymienione w tekście jak np. ten ze słabą rozpiską.
    Dla Sonnena udział w tej walce miał dużo plusów i Chael sprytnie to wykorzystał chcąc skonfrontować się z Jonesem.

  12. Należę do grona osob, ktore od razu bronily JJ – mam na to dowody na cohones ;)

    Nie zgadzam sie z Wami w jednym – uważam, że po porazce z JJ Sonnen nigdy nie dotarlby do TS. W kolejce stoi zbyt wielu zawodników bedacych poza zasięgiem Chaela.

  13. Nie napiszę nic nowego: w końcu bardziej obiektywne spojrzenie na sprawę, bez piany na ustach i przekrwionych z nienawiści do JJ oczu. Masz kolego ciekawą umiejętność przelewania moich rozproszonych myśli na papier(dysk? serwer?). Też popieram zdanie, że Sonen po przegranej miałby pod górkę, przecież nie utnie nogi żeby zacząć na świeżo w ww. A tu, tak szczerze, kto z was daje mu duże szanse z czołówką? Miał szansę na swoje 5 minut i wykorzystła to. Mimo wszystko bardzo zyskał w moich oczach gotowością do walki i w ogóle jak kiedyś mnie wkurzał ale jednocześnie rozśmieszał to od jakiegoś czasu zyskałem do niego sporo szacunku i sympatii. Jeszcze co do Jones-a – dopóki wygrywa jest praktycznie nietykalny…no właśnie, dopóki. Myślę, że odkupi niebawem swoje winy paroma dobrymi wynikami gal na których będzie główną gwiazdą. To trochę taki amerykański Najman, tylko, że walczyć potrafi. Większość go nie lubi więc chcą jego porażki -> ergo, będą go oglądać.

  14. Ostatnie wpisy JJ na jego twitterze sugerowałyby, że jednak – wbrew temu, co pisałem w tekście – może być on wyrachowanym sukinsynem ;) W każdym razie świadomie czy nieświadomie robi wokół siebie tyle zamieszania i tak skutecznie „zyskuje” niechęć fanów, że bardzo ciekawi mnie, jak pójdzie sprzedaż PPV UFC 152.

Dodaj komentarz

Back to top button