Joanna Jędrzejczyk: „Kolejną walkę chciałabym stoczyć…”
Joanna Jędrzejczyk ocenia swoją najbliższą rywalkę, Rose Namajunas, z którą zmierzy się na UFC 217, oraz zdradza plany na kolejny pojedynek..
Zasiadająca od marca 2015 roku na tronie kategorii słomkowej polska mistrzyni Joanna Jędrzejczyk powróci do oktagonu 4 listopada podczas nowojorskiej gali UFC 217 w Madison Square Garden. Na drodze olsztynianki stanie wówczas Rose Namajunas, która drogę do walki o złoto utorowała sobie triumfami nad między innymi Tecią Torres, Paige VanZant i przede wszystkim Michelle Waterson.
Rose to bardzo niebezpieczna zawodniczka. Jest młoda i utalentowana. Ma świetną kondycję i dobrze pracuje na nogach.
– oceniła rywalkę Jędrzejczyk w rozmowie z Tomaszem Dębkiem z PolskaTimes.pl.
Wiele walk wygrywa przez poddania, szczególnie niebezpieczna jest zza pleców. Przetarła już sobie drogę do pasa. Była finalistką 20. sezonu programu The Ultimate Fighter, który zbudował dywizję słomkową w UFC. Przegrała walkę o tytuł z Carlą Esparzą, którą ja później zdetronizowałam. Później biła się w eliminatorze do walki o pas z Karoliną Kowalkiewicz. Uległa po bardzo wyrównanym pojedynku i niejednogłośnej decyzji sędziów. Teraz dostaje kolejną szansę. Jest numerem trzy rankingu, zasłużyła na miano pretendentki.
Polka wspominała jeszcze kilka miesięcy temu, że chętnie poszłaby w ślady Conora McGregora, przechodząc do kategorii muszej i zdobywając tam drugi pas mistrzowski, ale wygląda na to, że najpierw chce doprowadzić do końca swoje sprawy w 115 funtach – czyli pobić rekord sześciu obron pasa, który należy jeszcze do Rondy Rousey, a który Jędrzejczyk może wyrównać już podczas UFC 217.
O przejściu do kategorii muszej wiele mówiłam w zeszłym roku. Mówiło się o jej otwarciu, a ja miałam problemy z dietą.
– powiedziała polska zawodnicza, zapytana o ewentualne występy w 125 funtach.
Złamałam też rękę, co prawdopodobnie było skutkiem złego cięcia wagi. Ale po rozpoczęciu współpracy z Perfecting Athletes, światową czołówką w medycynie sportowej i dietetyki, problemy zniknęły. Czuję się silna i szybka. Sama dla siebie wyglądam dobrze. Zbijanie wagi nie stanowi już problemu. Z wiekiem człowiek staje się coraz mądrzejszy. Robiłam wagę na ponad sto walk w muay thai i 14. w MMA. Wiem już, że nie muszę zarzynać swojego organizmu, zbijając kilogramy jak najszybciej. Po co mam robić 114 funtów „na wszelki wypadek”, skoro mogę rano wypić kawę, wskoczyć do wanny na kwadrans i zachować wiele sił schodząc do równo 115? Kolejną walkę chciałabym stoczyć w pierwszym kwartale 2018 roku, pewnie w marcu. Bez zmiany kategorii, w wadze słomkowej. A później zobaczymy. Ruszył sezon „TUF-a”, który wyłoni pierwszą mistrzynię wagi muszej. Czas pokaże, jak rozwinie się ta dywizja. I czy znajdę w niej miejsce.
*****
„Teraz wiesz, kim, ku*wa, jestem?!” – czyli sześć wniosków z UFC Fight Night 116