Jeremy Stephens o Jose Aldo: „Spuszczę mu wpie*dol”
Świetnie radzący sobie ostatnimi czasy Jeremy Stephens planuje ciężki nokaut na Jose Aldo podczas sobotniej gali UFC on FOX 30 w Calgary.
Pod banderą UFC bije się już od 11 lat, ale nigdy jeszcze nie był tak blisko pojedynku o pas mistrzowski. Ba, w 2013 roku po trzech z rzędu porażkach walczył o pozostanie pod sztandarem amerykańskiego giganta, czego ostatecznie dokonał, wypunktowując Estevana Payana.
Tamtą wiktorią zapoczątkował zresztą najlepszą serię w oktagonie, zwyciężając trzy kolejne potyczki, zanim trafił na Cuba Swansona, który pokonał go decyzją.
Dziś natomiast Jeremy Stephens, bo o nim oczywiście mowa, znajduje się w życiowej formie. Wyrównał wspomnianą najlepszą serię w karierze, odnosząc trzy z rzędu zwycięstwa – w tym dwa przez nokauty. W niedzielę w co-main evencie gali UFC on FOX 30 w Calgary powalczy o czwarte, mierząc się z byłym dominatorem 145 funtów Jose Aldo.
Jeśli popatrzycie na mnie, to nie nokautuję gości tylko prawą ręką.
– powiedział Lil’ Heathen w rozmowie z Kevinem Iole.
Mam wiele narzędzi. Możecie wybierać. Lewy sierp, latające kolana, kopnięcia na głowę. Robię wszystko, bo cały czas się rozwijam, dokonuję zmian.
Teraz, gdy jestem starszy, nie chadzam już po zwycięstwach, żeby poimprezować. Zastanawiam się, jak się poprawić, jakich zmian dokonać. Czuję więc, że wszystko teraz jest poukładane.
32-latek nie ukrywa, że kluczowy w jego karierze okazał się powrót do Alliance MMA pod skrzydła trenera Erica Del Fierro. Od tego czasu wygrał wspomniane trzy ostatnie walki, w pokonanym polu zostawiając Gilberta Melendeza, którego rozbił na pełnym dystansie, oraz Doo Ho Choia i Josha Emmetta, których brutalnie znokautował. I nie ma wątpliwości, że w Calgary ten sam los zafunduje Jose Aldo.
To po prostu kolejna walka. Wyjdę tam i będę sobą. Dam z siebie 100%.
– powiedział.
Spodziewamy się najlepszej wersji Aldo. Jesteśmy gotowi, jesteśmy gotowi na wojnę. Przygotowywałem się na to całe życie. Spuszczę mu wpierdol.
Mamy nadzieję, że Jose wyjdzie tam gotowy na 110%, bo jesteśmy gotowi na wszystko. I jeśli dam z siebie 110%, gość zostanie wkomponowany w deski.
Dla zaprawionego w bojach Brazylijczyka będzie to powrót do akcji po dwóch wojnach stoczonych z Maxem Hollowayem, w których zainkasował mnóstwo obrażeń, będąc nokautowanym w trzecich rundach.
Ten gość walczy cały czas tak samo. Conor zabrał mu głowę, Max zabrał mu serce, a ja odbiorę mu duszę.
– powiedział o rywalu Stephens.
Popatrzcie na jego twarz. Cała opada. Stoczył wiele wojen. Wiele walk. Doznał wielu obrażeń. A do tego dochodzą też wszystkie obozy przygotowawcze. Będę miał okazję, żeby to wszystko obnażyć – i właśnie to zrobię.
Nie wymyślam tych rzeczy. Takie są fakty. Czyste fakty. Sprawdźcie to po 28 lipca, wrócimy do tematu. Zdacie sobie sprawę, że, jasna cholera, miał rację. Obnażę tego kolesia.
W ostatnich latach Jeremy Stephens był też znany pod pseudonimem Who da fook is dat guy, nadanym mu swego czasu przez Conora McGregora podczas jednej z konferencji prasowych.
I właśnie do tej wypowiedzi Irlandczyka kowadłoręki Amerykanin, który wespół z Andersonem Silvą dzierży rekord 18 knockdownów w UFC, nawiązał raz jeszcze.
Może i Conor rozśmieszył ludzi tym żartem z „kim, do chuja, jest ten gość?”, ale mówiłem, kurwa, prawdę. Stwierdzałem fakt.
– powiedział Stephens.
Ludzie nie chcą usłyszeć prawdy, bo prawda boli. A prawda jest taka, że gość kończy gości przez TKO, a gdy nokautuję ich ja, to już się, kurwa, nie ruszają. Czy kłamałem, gdy to mówiłem? Ilu, kurwa, ludzi się nie ruszało, a realizatorzy musieli robić przerwę na reklamy, bo: „Jasna cholera…”. Nie pokazują nawet moich highlightsów, bo to za ostre na telewizję.
Ewentualnym zwycięstwem z Jose Aldo Jeremy Stephens utoruje sobie drogę w okolice pasa mistrzowskiego kategorii piórkowej – ale póki co koncentruje się tylko na sobocie.
Wyzywanie do walki w moim przypadku nie działa. Nie myślę więc o tym.
– powiedział.
Wychodzę tam, spuszczam mu wpierdol i potem rozmawiamy o tym, co robimy dalej.
*****