Jan Błachowicz otwarty na walkę w zastępstwie z Jaredem Cannonierem: „Myślę, że dałbym radę podtrzymać formę”
Jan Błachowicz opowiada o zwycięstwie z Devinem Clarkiem podczas UFC Gdańsk, wskazując zmiany, jakich dokonał w ciągu przygotowań oraz zdradzając swoje najbliższe plany.
Kilka dni po piekielnie cennym zwycięstwie z Devinem Clarkiem podczas gdańskiej gali UFC Fight Night 118 Jan Błachowicz, który w ten sposób uratował swoje miejsce w szeregach amerykańskiego giganta, opowiedział w programie MMANews Live #29, w jaki dokładnie sposób rozstrzygnął walkę.
Wyniki UFC Gdańsk: świetnie dysponowany Jan Błachowicz dusi Devina Clarka – video
Oddał szyję, a ja to wykorzystałem.
– powiedział cieszynianin.
Analizowałem sobie jeszcze ten moment, tę końcówkę, jak to się wydarzyło, oglądałem to milion razy. Zanim zapiąłem, to on dostał lewy sierp, który go troszeczkę wybił z równowagi i mi się wydaje, że to też pomogło. Poszedł taką akcją bodajże prawy-lewy, prawym mi mysnął po głowie, a ja skontrowałem lewym sierpem, który go wybił dość fajnie z równowagi, że właśnie wpadł mi idealnie w ręce. A jak już był zapięte, to już czułem, że tego nie puszczę, choćby nie wiem co. Wiedziałem, że odklepie i tylko czekałem kiedy. Wiedziałem, że to jest tak ciasno zapięte, że nie ma opcji, żeby mi uciekł.
Błachowicz zdawał sobie doskonale sprawę, że jest to dla niego pojedynek o być albo nie być, choć nie pierwszy w UFC, bo swego czasu znajdował się w podobnej sytuacji – po dwóch porażkach – walcząc o pozostanie pod banderą amerykańskiego giganta. Wtedy utrzymanie zapewnił sobie wiktorią z Igorem Pokrajacem.
Na pewno moje życie by się na tym nie skończyło, nie powiesiłbym się ani nic takiego, nie zakończyłbym kariery.
– powiedział Polak o potencjalnym rozstaniu z Daną Whitem i spółką.
Gdzie bym ją prowadził? Nie wiem, bo o tym nie myślałem, nie wybiegałem tak daleko. Co by się działo potem? Nie wiem, bo po prostu o tym nie myślałem. Wierzyłem głęboko w to, że to nie będzie koniec, że nie jest zakończona przygoda, pasja i cele życiowe.
Polski zawodnik przyznał, że doskonale odnajduje się w klubie WCA Fight Team, gdzie przeniósł się z powrotem pod skrzydła trenera Roberta Jocza po przejściu na trenerską emeryturę przez Piotra Jeleniewskiego.
34-latek uważa, że przyczyną problemów kondycyjnych w poprzednich pojedynkach mogło być nieodpowiednie nawadnianie się po zbiciu wagi – teraz jednak zrobił to, jak należy.
Wierzy też, że kluczem do jego dobrego występu było zaprzestanie kombinowania – skupił się na tym, co potrafi najlepiej, na tym, co zapewniało mu sukcesy w KSW i angaż w UFC, tym właśnie elementom poświęcając najwięcej uwagi na treningach kosztem poszukiwania nowych rozwiązań za wszelką cenę.
Zapytany o potencjalne wyjazdy do zagranicznych klubów, podszedł do tematu z dystansem.
Z tymi wyjazdami to ludzie cały czas myślą, że w Ameryce jest nie wiadomo co i jak. Ja byłem w Ameryce i trenowałem w Ameryce i wiem, jak to wygląda. To nie jest jakaś przepaść.
– powiedział Błachowicz, przyznając później w toku dyskusji, że być może niebawem ponownie zawita do szwedzkiego Allstars, gdzie trenują Alexander Gustafsson, Ilir Latifi, a i wpadają Jimi Manuwa czy Gokhan Saki.
Jeżeli masz sparingpartnerów, to robisz dokładnie to samo co tam, tylko że tutaj. To nie jest jakaś filozofia. Jak pojechałem pierwszy raz do Stanów parę lat temu, z osiem bodajże, to wtedy to była przepaść. Oni trenowali troszeczkę inaczej – a teraz? Obozy są fajne, ok, zawsze się fajnie wyjeżdża, ale nie jest to przepaść. Taki mit troszeczkę. Jest ich tam więcej, wiadomo, są mistrzami, ale da się wygrywać z nimi, trenując tutaj.
Jan Błachowicz ucisza krytyków – czyli dziewięć wniosków po UFC Gdańsk
Dla polskiego zawodnika było to trzecie zwycięstwo w siódmym starciu pod banderą UFC, które dało mu też awans na 14. pozycję w kategorii półciężkiej. Jak zdradził, w dotychczasowym kontrakcie pozostały mu już tylko dwie walki, co oznacza, że najbliższa może mieć kapitalne znaczenie. UFC chętnie bowiem negocjuje nowy kontrakt właśnie wówczas, gdy zawodnikom zostaje w kontrakcie ostatni pojedynek.
Sądząc natomiast z ostatniego wpisu w mediach społecznościowych, Błachowicz może powrócić do oktagonu już niebawem – zdradził bowiem, że „chyba za niedługo coś znów się szykuje”.
Szczegółów żadnych nie ma.
– powiedział, poproszony o komentarz do tych słów.
Po prostu chciałbym wrócić w miarę szybko, bo po tej ostatniej walce z Cumminsem miałem palec złamany, dość długa przerwa – i tak po prostu zatęskniłem. Po tej walce nie jestem rozbity, więc fajnie byłoby wrócić. Czuję się dobrze i mam ochotę trenować.
Tak się natomiast składa, że kilka dni temu Jaredowi Cannonierowi, którego – nawiasem mówiąc – polski zawodnik sobotnim zwycięstwem wyrzucił poza Top 15 rankingu kategorii półciężkiej, wypadł rywal w osobie Antonio Rogerio Nogueiry na zaplanowaną na 16 grudnia w Winnipeg galę UFC on FOX 26.
16 grudnia… Czyli ponad miesiąc… Spokojnie! Myślę, że bym dał radę się przygotować z powrotem. Podtrzymać formę, którą zbudowałem, tak że czemu nie.
– odpowiedział Cieszyński Książę, zapytany o potencjalne wejście na zastępstwo.
Ale napisałem tak, żeby ludzie byli ciekawi, co się dzieje. Jesteśmy na łączach (z UFC), chciałbym zawalczyć. Jak najszybciej się da. Co z tego wyjdzie? Nie wiem, czekam na rozwój sytuacji.
Cały wywiad poniżej:
*****