„Ile można biegać?” – Damian Janikowski odpowiada krytykującym jego kondycję
Damian Janikowski odniósł się do zarzutów ze strony fanów o nieprzystającą olimpijskiemu sportowcowi kondycję.
Podczas gali KSW 55 Damian Janikowski powrócił na zwycięskie tory, po ciężkim boju niejednogłośnie pokonując Andreasa Gustafssona.
Na wrocławianina spadło jednak sporo krytyki, przede wszystkim pod kątem jego kondycji. Już bowiem w drugiej rundzie brązowy medalista olimpijski w zapasach w stylu klasycznym mocno zwolnił, inkasując sporo uderzeń od Szweda.
Do tej właśnie krytyki Janikowski odniósł się w magazynie Oktagono Live.
– Wiele osób mówi, że „Damian wychodzi do drugiej rundy i puchnie, a przecież to zapaśnik, olimpijczyk” – powiedział. – Okazuje się, że ja nigdy nie byłem zawodnikiem wytrzymałościowym. Nigdy nie bazowałem na tym, że zajeżdżam swoich przeciwników wytrzymałością. Ja zawsze bazowałem na sile i na dynamice.
Janikowski podkreślił, że od dawna nie pracuje nad aspektami siłowymi, ale nie jest w stanie zmienić swojego ciała. Przez 17 lat niemal codziennie podnosił ciężary, pracował nad poprawą siły, wobec czego zgubienie muskulatury nie jest proste.
– Ile można biegać? – powiedział. – Przecież ja biegam, robię sprinty. Ile można robić tego tlenu?
– Widocznie taką mam po prostu strukturę. Wiadomo, że 1, 2, 3, 5 procent można dodać, jeśli chodzi o przygotowania, ale tyle czasu już to robię i próbowałem różnych rzeczy, że może nie da rady?
– Dlatego (ważne) w tym wszystkim teraz jest to, że w tej walce przewalczyłem całe trzy rundy. W drugiej miałem troszeczkę kryzysu, ale jestem w stanie na zmęczeniu – i udowodniłem to – zacząć myśleć, słuchać narożnika i wypracować sobie tak trzecią rundę, że padła na moja korzyść.
Damian podkreślił, że pomimo zmęczenia w trzeciej rundzie nie zapomniał o taktyce – zmienił ustawienie na odwrotne, zaczął z powodzeniem atakować podwójnym jabem, siekł rywala lowkingami, obalał.
– Wierzę w siebie – powiedział. – Ten pojedynek był chyba najlepszym z tych wszystkich, najwięcej możemy zobaczyć. Będziemy go oglądać z trenerami, żeby do następnych walk zapamiętywać dobrze rzeczy i niwelować te, które są do poprawy.
Tymczasem po gali do występu olimpijczyka z delikatną rezerwą podszedł współwłaściciel KSW Maciej Kawulski. Stwierdził, że wolał, gdy wrocławianin wnosił do klatki więcej agresji, sugerując, że przez wyrachowane podejście do walki może stracić część fanów.
– Staramy się to wszystko wypośrodkować – odpowiedział na słowa Kawulskiego Janikowski. – Aby być odpowiednio spokojnym i w odpowiednich momentach agresywnym. Postaramy się to wszystko wyśrodkować, więc będzie i nowy, i stary Damian.
Do akcji reprezentant WCA Fight Team chciałby powrócić w grudniu. Nie ma żadnego konkretnego rywala na celowniku – zaakceptuje każdą ofertę ze strony KSW.
Cały wywiad poniżej:
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN
*****
Z niego nic wielkiego nie będzie, ale to już każdy widzi, nie od dzisiaj.
Natomiast jako laika, zastanawiające są te problemy kondycyjne z którymi borykają się niektórzy zapaśnicy. Zapasy to chyba najbardziej drenujący energię element w MMA, aktualnie coraz częściej widzę trend, że jeśli zawodnik nawet z dobrą bazą zapaśniczą nie jest przekonany na powiedzmy 80% powodzenia przewrócenia przeciwnika odpuszcza, bądź zniechęca się po 1 czy 2 próbie.
Teoretycznie zapaśnicy (jak Damian, czy choćby Romero- ciągle magazynujący tlen) powinni być świetnie przygotowani na tego rodzaju wysiłek. Pewnie racja jest w tym, że obydwaj bazują na eksplozywności i sile, a nie kondycji.
Ale jednak jest to zastanawiające jak zapaśnicy na takim poziomie, którzy zapewne lata spędzili na katorżniczych treningach zapaśniczych później mają takie problemy.
Obserwując sporty walki od lat mogę śmiało powiedzieć, że są tacy zawodnicy którzy tracą tlen przez niewłaściwe przygotowanie i również niewłaściwe dysponowanie energia w trakcie samej walki. Damian wkłada w każde uderzenie maksimum siły i nie widać różnicowania ciosów. Inaczej się biega, a inaczej pracuje pod presją. Problem u wielu zawodników też leży w głowie i mentalnym nastawieniu. Przecież to głównie dzięki temu Kołecki pokonał Janikowskiego. Taki Pudzian przecież też ciężko pracuje, ale kiedy się dostaje po głowie, to ta praca i presja się zmieniają.