Hunt gotowy na Fedora
Mark Hunt na łamach The MMA Hour stwierdził jednoznacznie, że jest gotów na rewanż z Fedorem Emalianenko.
Już niedługo, bo 25 września, do księgarni trafi autobiografia Marka Hunta, zatytułowana „Urodzony by walczyć”. Z tej okazji 41-letni Nowozelandczyk na łamach The MMA Hour odpowiedział na kilka nurtujących fanów pytań, związanych z książką, swoją odległą przeszłością, a także planach na przyszłość.
Mimo początkowej dezaprobaty wobec stworzenia swej autobiografii, były zawodnik organizacji PRIDE w końcu zdecydował się podzielić swoją historią, zdając sobie sprawę z drogi, jaką przeszedł, zaczynając od dołów dywizji, a kończąc na walce o tymczasowy pas mistrzowski. W tworzeniu książki pomagał mu profesjonalny pisarz pomocnik, Ben Mckelvey.
Kiedy dzwonili do mnie z pytaniem, czy jestem skłonny to zrobić, odmówiłem, trzy lub nawet cztery razy. Jedynym powodem, dla którego postanowiłem zmienić zdanie, było to, iż powiedzieli mi, że moja historia może pomóc innym. Dopiero wtedy się zgodziłem.
Hunt spotykał się Mckelvey’em mnóstwo razy w czasie wiosny, opowiadając stare historie związane z PRIDE i K-1. Jak twierdzi, rozmowy te przywołały mu masę zapomnianych już wydarzeń z tamtych czasów, zapewniając, że traktował to jako pewnego rodzaju terapię.
To trochę jak gadanie z psychiatrą. Idziesz do psychiatry i mówisz mu: wiesz, mam już trochę dość tego, że próbuję zabijać ludzi. W rzeczywistości te rozmowy przynosiły mi pewnego rodzaju ulgę. Czułem się naprawdę dobrze. Zebranie wszystkiego do kupy i spisanie całej książki zajęło im cztery, może pięć miesięcy w czasie, w którym ja skupiałem się na przygotowaniach do walki z Miociciem. Kiedy byłem na lotnisku, zamiast przedstawiać się jako worek treningowy, mogłem przedstawić się jako pełnoprawny autor.
Książka opowiada historię Hunta do chwili obecnej, włączając w to również jego ostatnią walkę, przegraną batalię ze Stipem Miociciem, co dla zawodnika w przeszłości walczącego w K-1 może być najbardziej bolesnym przeżyciem, dosłownie i w przenośni.
To była bardzo jednostronna walka. Właściwie to był teatr jednego aktora. Zostałem totalnie zdominowany i to było dla mnie bardzo ciężkie do przyjęcia, ponieważ zawsze wychodzę z nastawieniem, że jestem lepszy niż ten, z którym walczę. Niestety, nie tej nocy. Ostatecznie jakoś przełknąłem tę gorzką pigułkę i ruszyłem naprzód.
Hunt nie chciał zwalać winy za swoją kiepską dyspozycję na cięcie wagi, choć przyznał otwarcie, iż przegrana batalia z Miociciem zmusiła go do zmienienia swojego sposobu prowadzenia.
Postanowiłem sobie, że nigdy więcej nie będę ciął wagi do żadnej walki. Jestem teraz o wiele bardziej zdeterminowany do tego, aby osiągać swoje cele. Jestem nową, lepszą wersją Hunta. Jestem zły na siebie za to, co się stało i zdecydowałem się nie dopuścić ponownie do podobnej sytuacji.
Wywodzący się z kickboxingu Nowozelandczyk nie ma jednak zamiaru opłakiwać w nieskończoność swej ostatniej porażki, skupiając się teraz na swoim następnym rywalu, Antonio Silvie, z którym skrzyżuje rękawice 15 listopada na gali UFC 193. Będzie to rewanż za walkę z 2013 roku, która uważana jest po dziś dzień przez wiele osób za jedną z najlepszych w historii wagi ciężkiej.
Muszę to wygrać. Muszę zwyciężyć, by pokazać ludziom, że wciąż tu jestem i liczę się w walce o najwyższe cele. Nie mam najmniejszego zamiaru udawać się na emeryturę. Po prostu nie czuję, że to dobry moment na moją ostatnią walkę.
Hunt został zapytany również o wznowienie kariery przez Fedora Emelianenko, a także o to, jak zapatrywałby się na ich ewentualny rewanż.
Znacie mnie, zawsze jestem gotów do zabawy. Możemy zrobić tę walkę gdziekolwiek, w twoim domu, w Australii, tutaj. W całej swojej karierze nie przegrałem rewanżu. Chcę w dalszym ciągu walczyć ze wszystkimi zawodnikami z topu. Zamierzam dalej wygrywać, czy to będzie BigFoot, czy Fedor, czy ktokolwiek inny.
Czy zmiana sposobu prowadzenia się przez Hunta pomoże mu włączyć się ponownie do walki o najwyższe cele w wadze ciężkiej?