Historia zatacza koło – analiza klęski Conora McGregora
W jaki sposób Dustin Poirier pokonał Conora McGregora podczas gali UFC 264? W jaki sposób Irlandczyk złamał sobie nogę? Przeanalizujmy…
20 sierpnia 2016 roku, T-Mobile Arena, Las Vegas. W pierwszej minucie i piątej sekundzie czwartej rundy rewanżowego starcia z Natem Diazem, które zwieńczyło galę UFC 202, Conor McGregor wyprowadza najważniejsze kopnięcie w swojej sportowej karierze. Kopnięcie, które stało się dla niego przepustką do pokonania stocktończyka, a następnie historycznego i spektakularnego zwycięstwa z ówczesnym mistrzem wagi lekkiej Eddiem Alvarezem oraz kasowej walki pięściarskiej z Floydem Mayweatherem Jr., która wyniosła go na finansowe szczyty.
Kopnięcie to kompletnie zmieniło obraz czwartej – kluczowej – rundy wspomnianego rewanżu, przechylając szalę zwycięstwa na stronę Notoriousa. Po nim do końca czwartej odsłony stocktończyk nie był w stanie odzyskać rezonu, pomimo iż jej początek i poprzednia należały zdecydowanie do niego.
Mowa oczywiście o smagającym frontalnym kopnięciu na wątrobę, którym wówczas Irlandczyk na kilka kluczowych minut odebrał Amerykanina wiatr z żagli.
Minutę po rozpoczęciu czwartej rundy McGregor atakuje po raz enty pojedynczym prawym. Diaz trzyma gardę wysoko, bo w poprzednich 60 sekundach widział tych ciosów multum. Jednak potem Irlandczyk strzela teepem na schaby rywala, który zupełnie się tego nie spodziewał – nadal trzymał gardę.
To kluczowy moment, bo pierwszy raz w czwartej rundzie Diaz cofa się, zginając się w pół. Wyraźnie widać, że uderzenie mocno go naruszyło. Widzi to też doskonale McGregor. Podchodzi bliżej i markuje cios – Diaz, nadal lekko ugięty, próbuje odpowiadać lewym, ale Irlandczyk nie atakuje – ot, markuje, jak to miał w zwyczaju w tej walce.
W końcu McGregor wyprowadza ponownie teepa – Diaz trzyma łokieć nisko, ale kopnięcie zahacza o jego wątrobę. Na ostatnim obrazku – podczas kolejnego zamarkowanego ataku przez Irlandczyka – widać, jak klei swoją prawicę do wątroby, byle nie przyjąć trzeciego uderzenia na korpus.
Już do końca czwartej rundy – której wygranie ostatecznie zapewniło Conorowi zwycięstwo w całej walce – Irlandczyk bombardował korpus Diaza, tyle że ciosami. Stocktończyk natomiast nie był w stanie się otrząsnąć – zrobił to dopiero w ostatniej odsłonie, ale było już za późno.
W minioną sobotę, również w T-Mobile Areana w Las Vegas, historia zatoczyła koło.
Lowkingi Conora
Po trzeciej walce Conora McGregora z Dustinem Poirierem w przestrzeni medialnej pojawiło się mnóstwo spekulacji dotyczących złamania nogi przez Irlandczyka. W którym momencie doszło do pęknięcia piszczeli Notoriousa? Teorii jest kilka, ale najczęściej przewijają się dwie.
Otóż, zaraz po walce Amerykanin stwierdził z dużym przekonaniem, że złamał bądź poważnie uszkodził nogę rywala jednym z bloków na niskie kopnięcie na początku pojedynku. Zwrócił uwagę, że chwilę później – czując, że blok był dobry – zasygnalizował to nawet Irlandczykowi, wskazując na niego palcem.
Amerykanin mówi oczywiście o poniższej akcji, do której doszło ledwie 20 sekund po rozpoczęciu zawodów. Co na niej widzimy?
Irlandczyk atakuje na wysokości kolana, celując prawdopodobnie w udo. Dustin jest w stanie w ostatniej chwili poderwać nogę, choć wydaje się, że jednak nie zdążył skręcić jej na zewnątrz. Kopnięcie ewidentnie jednak trafia go w twardą część kolana z boku.
Poderwana prawa noga Amerykanina odchyla się do środka na skutek impetu uderzenia. Chwilę potem Dustin wskazuje na Conora, sygnalizując mu, że na pewno sam mocno poczuł to kopnięcie.
Czy rzeczywiście w tym właśnie momencie doszło do złamania? Otóż, jestem przekonany, że Amerykanin nieprzypadkowo po tej właśnie akcji wskazał na Irlandczyka z wymowną miną. Poczuł, że ten uszkodził sobie stopę czy też nogę.
Conor McGregor nigdy nie ukrywał nigdy, że – delikatnie rzecz ujmując – nie jest fanem niskich kopnięć. Nie pozostawił co do tego najmniejszych wątpliwości chociażby po wspomnianej rewanżowej walce z Natem Diazem, w której na przestrzeni 25 minut zdzielił Amerykanina 40 niskimi kopnięciami na udo.
– Powiem wam tak: jebać te niskie kopnięcia – stwierdził podczas konferencji prasowej po UFC 202, na którą przybył zresztą o kulach. – Moja noga jest w drobnych kawałkach. Nigdy tak naprawdę nie wyprowadzam niskich kopnięć. W całej mojej dotychczasowej karierze może wyprowadziłem ze trzy. Na ogół były to wewnętrzne kopnięcia przeciwko klasycznie ustawionym rywalom.
Na tym jednak nie koniec, bo można zadumać się, dlaczego w sobotę Irlandczyk nie atakował kopnięciami na łydkę? W końcu są one szybsze, bardziej dewastujące, możliwe do wyprowadzenia z większej odległości i bezpieczniejsze pod kątem ryzyka obalenia. Cały świat korzysta dzisiaj z tych kopnięć! Dustina Poiriera okopał nimi swego czasu chociażby Jim Miller, o Justinie Gaethje nie wspominając.
Dlaczego zatem nie poszukał ich Conor? Odpowiedź moim zdaniem jest prosta jak konstrukcja cepa. Otóż, pomimo swoich niewątpliwych zalet narażają też one na brutalny kontakt z piszczelą rywala, jeśli ten zdoła w porę odrobinę choćby skręcić kolano do zewnątrz. Łydkingi to ryzykowna gra – boli ciebie, ale rywala powinno zaboleć bardziej. Świetnie po zwycięskim rewanżu z Jimmie Riverą opisał to Pedro Munhoz, przyznając, że tego rodzaju lowkingi również piekielnie bolą atakującego.
Natomiast Conor nigdy gigantem pod kątem niskich kopnięć nie był. Jestem przekonany, że jego kości nie są tak gęste jak kości wspomnianego Justina Gaethje, który wedle badań w Instytucie Sportowym UFC ma zresztą najgrubsze, najgęstsze piszczele względem reszty ciała w całym UFC! Uważam, że dlatego właśnie Notorious celował w udo – nie w piszczel. To zawodnik, który preferuje czyste, chirurgicznie precyzyjne techniki. Nie idzie na kolizje.
Tutaj jednak do gry wchodzi kolejny element, o którym grzechem byłoby nie wspomnieć. Otóż, Luizjańczyk stwierdził po zakończeniu trzeciej walki, że Notorious nie trafiał go ani w łydkę, ani w udo – a jedynie w zewnętrzną część kolana. Jak zapewnił, ułatwiało mu to obronę, czyniąc ataki Irlandczyka nieskutecznymi. Jeśli przyjrzymy się wszystkim niskim kopnięciom McGregora z tej walki (obrazki poniżej), to rzeczywiście – większość lowkingów trafiała właśnie w okolice kolana Poiriera, szczególnie, że ten czasami zdążył odrobinę poderwać nogę.
Dlaczego Notorious atakował na tej a nie innej wysokości? Bóg jeden raczy wiedzieć! Najbliżej mi natomiast do tezy, wedle której najzwyczajniej w świecie nie ma smykałki do niskich kopnięć, nienawidzi ich, a ostatnio w warunkach bojowych zaprzągł je do akcji aż pięć lat temu.
Natomiast uważam jednak, że z faktu, iż po przywołanym przez Dustina Poiriera, zblokowanym jakoby, niskim kopnięciu na początku zawodów Conor McGregor wyprowadził jeszcze pięć kolejnych – w tym jedno po powrocie na nogi, które akurat trafiło w udo – wysnuć można wniosek, że… Jednak Amerykanin w jakimś stopniu rozmija się z rzeczywistością. Do złamania, pęknięcia, naruszenia kości – zwał, jak zwał – nie doszło tuż po tym, gdy Amerykanin wskazał na niego palcami 20 sekund po rozpoczęciu pojedynku – szczególnie, że przecież Irlandczyk trafił wówczas stopą.
Jestem jednak zdania, że rzeczone niskie kopnięcia, którymi Notorious atakował w pierwszej rundzie, jak najbardziej mogły doprowadzić do pewnego rodzaju uszkodzenia stopy czy stawu skokowego. To już jednak wyłącznie kwestia spekulacji, a jako że lekarzem nie jestem, to… Zostawmy to.
Złamanie nogi
Kiedy zatem doszło do złamania? Czy rzeczywiście w momencie, gdy Irlandczyk tak niefortunnie cofnął nogę po przestrzelonym uderzeniu, że lewa noga upiornie zwinęła się pod nim? A może rację ma – i to jest druga teoria, która przewija się najczęściej – trener Irlandczyka John Kavanagh, który stwierdził, że do złamania doszło na skutek smagającego kopnięcia na korpus autorstwa Irlandczyka, które w ostatnich sekundach walki trafić miało w prawy łokieć Amerykanina?
Otóż, jeśli przyjrzymy się dokładnie ostatnim sekundom walki, nie będziemy mieć większych wątpliwości – a przynajmniej nie mam ich ja. Złamanie nie było ani wynikiem cofnięcia stopy przez Conora, ani – jak twierdzi Kavanagh – trafienia w prawy łokieć Dustina. Co zatem się stało? Popatrzmy…
Conor McGregor wyprowadza smagające kopnięcie frontalne na korpus. Ręce Amerykanina są nisko. Gdzie trafia Irlandczyk?
Otóż, nie trafia kopnięciem w prawy łokieć Poiriera, jak twierdził Kavanagh – omija go od wewnątrz. Rzecz jednak w tym, że trafia w lewy łokieć Amerykanina! Najlepszym na to dowodem jest… właśnie ruch lewego łokcia Dustina – impet kopnięcia spowodował bowiem, że został mocno podbity w górę, vide ostatnie zdjęcie.
Być może niebawem pojawią się nowe nagrania z innego kąta, które pokażą prawdę, ale te dostępne aktualnie nie pozostawiają wątpliwości, że do złamania doszło właśnie w tym momencie. Po trafieniu piszczelą w lewy łokieć Dustina.
Tezę tę potwierdza także to, co stało się chwilę później. Otóż, jeśli przyjrzymy się lewej stopie Conora McGregora dosłownie sekundę później, gdy wyprowadza kombinację prawy-lewy, dostrzeżemy, że jego staw skokowy/piszczel są już nienaturalnie wykrzywione nad kostką.
Widzimy tutaj moment po wyprowadzeniu prawego przez Conora – za chwilę przestrzeli też lewym. Jednak uwagę przykuwa właśnie jego lewa noga/stopa. Jest już złamana.
Przyjrzyjcie się też niniejszemu nagraniu na Instagramie, które świetnie pokazuje ten właśnie moment, w którym Irlandczyk wyprowadza 1-2, po którym cofa się, a noga zawija się pod niego.
Dlaczego zatem jeszcze po trafieniu w lewy łokieć Poiriera McGregor nadal był w stanie walczyć, a nawet wyprowadzić wspomnianą kombinację? Trzeba pytać lekarza. Być może wtedy doszło tylko do pęknięcia, a pogłębiło je cofnięcie nogi i osadzenie na niej ciężaru ciała ze skrętem? A może niskie kopnięcia również przyczyniły się do dramatów, osłabiając stopę/staw skokowy Irlandczyka? To możliwe!
Natomiast nie sposób nie oddać tutaj zasług Dustinowi Poirierowi. Nieprzypadkowo jego łokieć znalazł się na drodze smagającego kopnięcia autorstwa Irlandczyka – chciał je zblokować i dopiął swego. Nie było tutaj żadnego przypadku.
Zresztą… Pół żartem, pół serio można przyjąć, że Notorious przygotował rywala na tę technikę podczas poprzedzającej galę konferencji prasowej. Wtedy również spróbował frontalnego kopnięcia na korpus lewą nogą.
Conor McGregor tried to kick Dustin Poirier during their #UFC264 press conference face-off 😳 pic.twitter.com/5TcpHDL6ov
— ESPN MMA (@espnmma) July 9, 2021
Pięć lat temu tego rodzaju technika – również zaprzęgnięta do działania w T-Mobile Arena, także w starciu z odwrotnie ustawionym rywalem – zapewniła Conorowi McGregorowi drogę na sportowe, medialne i finansowe szczyty. W sobotę, cytując nieboszczka Karola Marksa – niech mu piekło lekkim nie będzie – historia powtórzyła się jako tragedia. Czy za trzecim razem będzie farsą?
Wnioski z walki
Jakie natomiast pojedynek przebiegał w ogólnym ujęciu? Otóż, wyraźnie widać było próbę powrotu Conora McGregora do korzeni. Szukał różnorodnych kopnięć, obrotówek na korpus, obrotówek na głowę, gdy rywal odchodził do swojej lewej strony. Polował też na wspomniane smagające kopnięcia na korpus. O ile Dustin przyznał, że jedno z tychże kopnięć odczuł mocniej, to w ogólnym rozrachunku nie przyniosły one Irlandczykowi większych korzyści – choć akurat trudno mieć tutaj jakieś zastrzeżenia, bo techniki nożne zawsze służyły raczej Conorowi do tego, aby ustawiać rywali pod ciosy pięściami, rozbrajać ich.
Irlandczyk trafił jednym ładnym krzyżowym, ale nie było to uderzenie, które mogło zmienić oblicze walki. Natomiast taktykę Irlandczyka kompletnie zmieniła ostatnia wymiana w stójce przed parterem – Dustin potraktował go soczystym lewym sierpem, poprawiając jeszcze serią uderzeń, w tym podbródkami. To wtedy McGregor zainicjował próbę obalenia – czy też klinczu, jak woleliby określić tę sytuację jego fani.
Nie będę ukrywał, że z mojej perspektywy celna ta kombinacja Amerykanina, która doprowadziła do zwarcia z inicjatywy Irlandczyka, stanowiła początek jego końca. Notorious posiada liczne oktagonowe zalety, ale jedną z nich nie jest serce do walki, zdolność do przezwyciężania problemów czy powroty z dalekiej podróży. Gdy poczuje problemy, na ogół sypie się jak domek z kart. Pojawia się lawina, której powstrzymać nie jest w stanie.
Warto odnotować też, że Amerykanin trafił jednym srogim lowkingiem na wysokości łydki. Po nim McGregor zmienił ustawieni na odwrotne, przez kilkanaście sekund wyraźnie obawiając się kolejnego podobnego kopnięcia – był to oczywisty sygnał dla Amerykanina, że Irlandczyk odczuł kopnięcie.
Przed gilotyną – jakoby intensywnie trenowaną podczas obozu przygotowawczego, bo Kavanagh dostrzegł, że to słaby punkt Poiriera (sic!) – Amerykanin wybronił się bez większych problemów, omijając nogi rywala i świetnie później kontrolując jego lewą rękę. Owszem, z dołu Conor miał drobne momenty, gdy trafił łokciami czy upkickami, ale przyjął znacznie więcej soczystych uderzeń. To Amerykanin wyraźnie kontrolował walkę.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Na górę walka przeniosła się na skutek tradycyjnych dla Conora fauli – tym razem ściągania Dustina za rękawicę obiema dłońmi. Swoim zwyczajem sędzia Herb Dean pozostał ślepy na nieprzepisowe zagrania Irlandczyka.
Tylko cud mógł uratować zmęczonego już – z kondycji również nigdy nie słynął w przeciwieństwie do Poiriera – McGregora w rundzie drugiej. Takie a nie inne skończenie paradoksalnie daje jednak Irlandczykowi pole do popisu, jeśli chodzi o snucie oderwanej od rzeczywistości narracji, wedle której walka układała się dla niego świetnie.
Wszystkie walki UFC można oglądać i obstawiać w Fortunie – z bonusem do 600 PLN
Fortuna Online to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
*****
Super analiza.
Jak zwykle zresztą ;)