GSP o McGregorze, braciach Diaz i Woodleyu: „Byłoby ryzykowne brać teraz tę walkę, byłoby to głupie”
Sposobiący się do kolejnego powrotu były dominator kategorii półśredniej Georges Saint-Pierre zabrał głos na temat potencjalnych rywali, z którymi mógłby się zmierzyć..
Ubiwszy Michaela Bispinga, legendarny Georges Saint-Pierre zmuszony był stawić czoła jeszcze większemu wyzwaniu w postaci zapalenia jelita grubego. Jak jednak poinformował w programie The MMA Hour, czuje się już znacznie lepiej i zamierza kontynuować karierę.
Rzecz jednak w tym, że na tę chwilę nie jest pewien, z kim stanie do boju – ani nawet w jakiej kategorii wagowej. Wspomniał, że nie wyklucza startu w 155, 170 lub ponownie 185 funtach.
W ocenie wielu najpoważniejsi kandydaci do pojedynku z Kanadyjczykiem to Conor McGregor, Nick i Nate Diaz oraz Tyron Woodley. Rush ma już jednak wyrobione zdanie na temat każdego z nich…
Nie interesuje mnie walka z Natem Diazem, bo pokonałem już Nicka Diaza.
– stwierdził.
Z logicznego punktu widzenia podejmowanie tego ryzyka nie ma sensu. Jeśli pokonam Nate’a Diaza, nic się nie zmieni, normalna rzecz. Ludzie oczekują, że wygram. Ale jeśli przegram, utracę dużą część swojego dziedzictwa, stracę nazwisko. Uważam, że nie warto. Logicznie rzecz biorąc – nie warto.
O ile młodszy ze stocktońskich braci sam od dawna z dystansem podchodził do potencjalnej potyczki z GSP, przekonując, że to walka jego brata, to mistrz 170 funtów Tyron Woodley od wielu miesięcy na wszelkie sposoby próbuje sprowokować Kanadyjczyka do walki.
Na początku, kilka miesięcy temu, kilka lat temu chciałem walczyć z Tyronem Woodleyem.
– przyznał Rush.
Nawet wymieniliśmy się wiadomościami. Jednak uznałem, że przejście do 185 funtów będzie miało więcej sensu. Przez całe życie biłem się w 170 funtach – dlatego poszedłem do 185. Jeśli mam postawić na szali swoje dokonania, musi to być coś wielkiego. Gość musi mieć na koncie coś wyjątkowego. Stawianie na szali swojego dziedzictwa to ryzyk. Chcę więc, aby było tego warte.
Tyron jest świetnym mistrzem w 170 funtach. Walczyłem z Wonderboyem, wygrał tę walkę, ale jego ostatnie występy nie przeszły do historii. Wygrał, świetnie to zrobił, ale nie czuło się, że to wyjątkowa walka. Dlatego wybrałem Bispinga. Miałem o wiele więcej do zyskania w walce z Bispingiem niż w walce z Woodleyem.
W ocenie wielu najpoważniejszym kandydatem do pojedynku z St. Pierrem jest jednak wspomniany McGregor. Wydaje się, że na tę chwilę byłaby to najbardziej kasowa opcja dostępna dla Irlandczyka – jeśli przyjmiemy, że Floyd Mayweather Jr. do oktagonu nie zawita – Kanadyjczyka oraz samej organizacji.
St. Pierre zdaje sobie z tego doskonale sprawę, ale wskazuje jeden problem w temacie potencjalnego starcia z McGregorem.
Conor McGregor oznacza oczywiście duże pieniądze.
– powiedział.
Jednak od strony dokonań, dziedzictwa nie wydaje mi się, żeby to był ten gość. Kasowo – tak. Ludzie, którzy nawet nie są wielkimi fanami MMA, znają Conora McGregora. Jest najważniejszy. Wyniósł sport na nowy poziom. Najbardziej charyzmatyczny gość. Sprzedaje. Jest najlepszych sprzedawcą w tym sporcie.
Jeśli jednak mam wrócić – to dla czegoś historycznego. Interesuje mnie dziedzictwo. Pieniądze są dobre, ale jeśli wrócę, to dla czegoś wielkiego.
Okazuje się jednak, że GSP byłby zainteresowany rewanżowym starciem z Diazem, ale… Wygląda na to, że stocktończyk najzwyczajniej w świecie nie uczynił nic w tym kierunku, a jak przekonuje Kanadyjczyk, miał ku temu okazję – najprawdopodobniej nawiązując do oferty walki o pas z Woodleyem, jaką swego czasu otrzymał Nick.
Powiedzmy, że Nick wróci i walczy o pas. W tej chwili walka z Diazem nie jest dla mnie dobra, bo oznacza ryzyko. Ale przyjmijmy, że wraca i zdobywa tytuł albo dokonuje czegoś wielkiego. Teraz jego nazwisko jest większe, jego marka jest większa. Teraz walka z nim mogłaby być tego warta.
– powiedział.
Toczyły się rozmowy na temat mojej walki z Nickiem – ale walcząc teraz z Nickiem, nie mam nic do ugrania. Już go pokonałem, a przegrał wiele walk. A na dodatek walka z nim oznacza kłopoty – to utalentowany zawodnik, który potrafi sprawić masę kłopotów. Byłoby ryzykowne brać taką walkę. Byłoby to głupie.
Gdyby jednak powrócił i zrobił coś dużego – wtedy miałoby to sens.
A więc kto znajduje się na radarze GSP? Otóż – nikt. Kanadyjczyk nigdzie bowiem się nie spieszy, zaznaczając, że sytuacja w UFC zmienia się dynamicznie i w każdej chwili jeden z zawodników – potencjalnych rywali – może osiągnąć coś wielkiego, stanowiąc łakomy kąsek dla GSP.
*****