Gegard Mousasi: „Dwie minuty i Vitor będzie mój”
Gegard Mousasi opowiada o zbliżającej się wielkimi krokami walce z Vitorem Belfortem na gali UFC 204 oraz swojej przyszłości.
Znajdujący się na fali dwóch wiktorii i zwycięski w czterech z ostatnich pięciu pojedynków Gegard Mousasi powróci do oktagonu już 8 października, na gali UFC 204 mierząc się z brazylijską legendą Vitorem Belfortem.
Teraz gra jest równa. Nie ma wsparcia doktorów, więc go pokonam.
– stwierdził Mousasi podczas rozmowy z dziennikarzami przy okazji gali UFC Fight Night 93 w Hamburgu, zapytany o wcześniejsze przygody Brazylijczyka z dopingiem.
Ormianin od dawna rzucał wyzwanie Belfortowi, ale, jak wyjaśnia, dopiero ostatnie nieudane walki Brazylijczyka doprowadziły do tego, że pojedynek w końcu się odbędzie.
Teraz ma to dla niego sens.
– wyjaśnił Mousasi.
Walczył o pas, przegrał, potem przegrał z Jacare. Ja jestem numerem 7, on numerem 5, więc to ma sens. Anderson nie chciał z nim walczyć, więc ja dostałem walkę.
31-letni zawodnik wyjaśnił też, że swego czasu żartował na Twitterze, pisząc, że Phenom cały czas przed nim uciekał.
Oczywiście, że się nie boi. Walczył z najmocniejszymi gośćmi przez całą karierę. Czasami po prostu bierzesz walki, które mają dla ciebie najwięcej sensu. A w tym momencie nie jest tak, że ma duży wybór. Dla mnie to zawsze ma sens.
W ostatnich pięciu występach tylko raz Mousasiemu powinęła się noga – został ustrzelony przez Uriaha Halla. Był to duży krok w tył w jego karierze i, jak przyznaje, zwycięstwo nad Belfortem, które byłoby trzecim z rzędu, nie utoruje mu jeszcze drogi do walki o pas mistrzowski kategorii średniej.
Nawet jeśli pokonam Vitora, to teraz jest Jacare, a potem Yoel Romero – ci goście są przede mną. Jeśli pokonam Vitora, będę w czubie. Ale oczywiście Chris Weidman i Luke Rockhold to byli mistrzowie, więc jedno zwycięstwo pozwoli im wyprzedzić mnie. Ale zobaczymy. Najpierw Vitor.
Jeśli chodzi o ocenę pojedynku z 39-letnim już Brazylijczykiem, Ormianin jest przekonany, że tylko w początkowej fazie walki będzie musiał mieć się na baczności.
Jest eksplozywny i niebezpieczny w pierwszych dwóch minutach walki. Widziałem jego dwa ostatnie pojedynki, z Jacare i Weidmanem. Bardzo szybko gaśnie. Więc jedna albo dwie minuty i jeśli zrobi swoje i to nie zadziała, będzie mój.
Dreamcatcher od dawna wywoływał też do tablicy innego Brazylijczyka, Andersona Silvę. Pająk sprzątnął ostatnio Ormianinowi sprzed nosa dwie kasowe walki – z Michaelem Bispingiem i Danielem Cormierem.
Nie wiem, czy to ma dla niego sens, ale marzyłbym o tej walce.
– przyznał Mousasi, zapytany o Silvę.
Najpierw jednak Vitor Belfort. Anderson nie weźmie tej walki, bo szuka zawodników o innym kalibrze pod względem rozpoznawalności nazwiska. Wtedy zarobi więcej pieniędzy.