Frank Mir po porażce z Fedorem Emelianenko: „Podrażnił moje ego i straciłem opanowanie”
Były mistrz kategorii ciężkiej UFC Frank Mir zabrał głos na tematu przegranej walki z Fedorem Emelianenko podczas gali Bellator 198 w Rosemont.
Od czasu sobotniej klęski – w walce wieczoru gali Bellator 198 w Rosemont w 48 sekund rozparcelował go Fedor Emelianenko – Frank Mir nie zabierał publicznie głosu.
Dziś jednak przerwał ciszę, w podcaście Phone Booth Fighting MMA dzieląc się swoimi wrażeniami z porażki z Rosjaninem.
Gdy posłałem go na deski i wstawał, położyłem rękę na jego głowie, szykując się do kolana, podczas gdy mogłem z łatwością zapiąć gilotynę.
– powiedział Amerykanin.
A gdy już ustawiłem się do wyprowadzenia tego kolana, zadałem sobie pytanie, na jakich właściwie zasadach walczymy? Stare zasady czy nowe? Czy mogłem go uderzyć kolanem w głowę, gdy miał rękę na dole – czy nie mogłem? A z kimś takim jak Fedor nie możesz pozwolić sobie nawet na sekundę zastanowienia. To mu wystarczyło, żeby wstać.
A potem rzucił mną uchi matą i to w pewien sposób podrażniło moje ego. Poczułem się trochę upokorzony, gdy poleciałem w powietrze, więc gdy wstałem, przeszedłem w tryb ulicznego wojownika. Próbowałem jednej lewej za drugą, zamiast przygotować swoje ciosy, pozostać skupionym. Po dwóch latach bez walki zabrakło mi opanowania. Wyszedłem tam chyba z największą klatkową rdzą w karierze, więc gdy zrobiło się ostro, poniosły mnie emocje. Nie myślałem strategicznie.
Mir stwierdził, że na kilka dni przed walką otrzymał informację na piśmie, że pojedynek odbędzie się na starych zasadach, bo w Illinois nie przyjęto jeszcze nowych. Jednak przed walką w szatni odwiedził go sędzia Mike Beltran, informując, że podczas gali obowiązują nowe zasady – znacznie ułatwiające kopnięcia na głowę. Mir przyjął to co prawda do wiadomości, ale przyznał, że w szale bitewnym kompletnie pogubił się, nie będąc w stanie odpowiednio szybko ocenić, czy może zaatakować rywala kolanem na głowę.
https://twitter.com/KidNobuhiko/status/990433775036391424
38-latek zdradził też, że kluczowym ciosem w końcowej sekwencji był nie lewy podbródkowy, po którym ostatecznie padł na deski, ale poprzedzający go prawy, którym Emelianenko trafił go w tył głowy – mocno po dziś dzień w tym miejscu obolałej. Zapewnił jednak, że nie była to wina Rosjanina, przyznając, że sam za bardzo pochylił się do przodu, niejako wystawiając się na takie uderzenie.
Pamiętam, że zainicjowałem wymianę, rzucając lewego – a potem obudziłem się na deskach, zasłaniając głowę.
– powiedział Mir.
Dostawałem uderzenia i próbowałem dojść do siebie, ale sędzia wkroczył. Życzyłbym sobie, aby poczekał jeszcze jedno albo dwa uderzenia, bo wracałem do walki, ale było to i tak dobre przerwanie.
Po walce Amerykanin miał okazję zamienić kilka słów z szefostwem Bellatora, które szykuje dla niego kolejną walkę na październik. Mir jednak nie ukrywa, że w międzyczasie chciałby stoczyć pojedynek pod banderą ACB – a na taką możliwość pozwala mu umowa ze Scottem Cokerem i spółką.
Liczy też na to, że w przyszłości będzie mu dane stanąć raz jeszcze do boju z Ostatnim Carem.
*****