Diuretyki w MMA, cz. II
W jaki sposób zawodnicy po ważeniu odzyskują utracone kilogramy? Co się z tym wiąże?
W poprzednim artykule postarałem się przybliżyć istotę funkcjonowania diuretyków w mieszanych sztukach walki, bądź ogólnie sporcie; czas na odsłonięcie kurtyny zasłaniającej powrót do „normalności” po takich zabiegach.
Jeżeli kiedykolwiek interesował Cię schemat odzyskiwania utraconych kilogramów bądź próbowałeś sam tego dokonać, zapewne zauważyłeś, że przysłowiowe nawadnianie niewiele daje w swojej podstawowej formie. Kolejne litry wypijanej wody jedynie powodują skurcze w okolicach mięśni brzucha, wypełniają żołądek, sprawiając nadmierne jego rozciąganie. Nie wpływa to jednak na wagę ogólną, tę – jakże dla nas, zawodników – w tym momencie ważną. Jest to związane z etapową absorpcją składników odżywczych przez nasz organizm. Każdy ma takowy poziom odmienny jednak nie tak drastycznie, aby liczyć na szybkie wchłonięcie dostarczonych litrów płynów z podstawowymi składnikami odżywczymi (stąd kolejny argument na nie stosowanie odwadniania w formule amatorskiej MMA).
Sam etap, nazwijmy to – „nawadniania”, wiąże się z umiejętnym odczytem organizmu, jak i zastosowaniem dostępnej nam farmakologii. Poprzez farmakologię rozumiem odpowiedni roztwór elektrolitów i mikro/makro minerałów w administracji dożylnej (tzw. „kroplówka”). Jeszcze kilka lat temu, zanim sam proces oficjalnego pobierania wlewów był zakazany, widywało się sportowców, którzy na kontrolę wagową przychodzili już z podłączonym schematem owej kroplówki.
W części drugiej artykuły nie mogę jednak oprzeć się jedynie na tematyce związane z czystą farmakologią. Jest to jedynie drobny element do wprowadzenia zawodnika w stan dobrego samopoczucia, powrotu do „normalności” oraz stania się tym silniejszym podczas walki w oktagonie.
W takim razie co? Jaki czynnik jest w całej tej układance najważniejszy? Standardowo: odżywianie… jak w każdym przypadku i w każdej metodzie, prawidłowe żywienie jest i powinno być stawiane na piedestale przygotowań do walki. W tym przypadku poprzez „odżywianie” rozumiem właściwe uzupełnienie glikogenu, dosłownie wypłukanego z naszego ciała wcześniejszymi metodami. W momencie odbywania, specjalistycznie ujmując, okresu „carbo-loading” zawodnik jest silnie podatny na wychwyt glukozy z krwi do błon komórkowych mięśni, a co za tym idzie otrzymania mocnej dawki energii.
Aby przybliżyć istotę metodyki ładowania węglowodanami „carbo-loading”, zachęcam do zapoznania się z pracami dr. Johna Berardi, w których wgryzał się w temat od strony czysto bio-chemicznej. Skracając jednak do minimum, chodzi o to, aby w ciągu tych kilku godzin po dokonaniu ważenia oraz przespanej nocy dokonać maksymalnego dostarczenia węglowodanów do naszego organizmu przy minimalnej podaży tłuszczy, mając na uwadze, iż muszą być to źródła tzw. zdrowe (owsianka, niektóre owoce, ryż itd.). Zaowocuje to poprawą naszej sylwetki zewnętrznej (wpływ na samopoczucie), motoryki (uzupełnienie podstawowych źródeł energii), wpływ na prawidłowe działanie układu hormonalnego (min. insuliny, a co za tym idzie jej anabolicznego działania) oraz aspekt typowej pracy mózgu (duża podaż glukozy, poprawa „silnej” psychiki). Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego nie objadać się po prostu na umór typowym niezdrowym jedzeniem?
W przypadku żywności typu fast food dostarczamy dużą ilość tłuszczy, które spowolnią trawienie, obciążą zszokowany organizm, dadzą efekt ociężałości. Natomiast przy zwykłych słodyczach, przeładujemy organizm glukozą, zatrzymując nadmierne ilości płynów (dodatkowy, nie efektywny balast).
Krótko należałoby również wspomnieć o głównym czynniku nawadniającym – czyli wodzie. Jak poprzez administrację dożylną elektrolitów jesteśmy w stanie w ekspresowym tempie uzupełnić ich niedobór, tak mamy przed sobą uzupełnienie kilku kilogramów straconej wcześniej wody. Ponownie wspomnę, o tym iż każdy organizm posiada swoisty szlak wchłaniania substancji, który nie jest tak efektywny, jak byśmy tego chcieli. Zakłada się, iż w przeciągu godziny jesteśmy w stanie przyswoić 0,6-1 litr płynów. Reszta zostanie szybko wydalona z organizmu (przypominam o rozstrojonym układzie moczowym oraz aktualnie dopiero stabilizującym się poziomie hormonu odpowiedzialnego za gospodarkę wodno-mineralną aldosteronie).
Pozostaje jeszcze kwestia sławionej i wychwalanej przez nieświadomych sportowców witaminy B12 w postaci iniekcyjnej. Przypisuje jej się magiczne właściwości, od leczniczych po wzrost wytrzymałości i siły dzięki wpływowi na hematokryt – jest często stosowana właśnie w trakcie okresu nawadniającego. Prawda jednak jest zgoła inna, jak to w przypadku każdego mitu krążącego po przysłowiowej „szatni”. Cyjanokobalamina jest w większości przyswajana przez nas z mleka, ryb oraz wątróbki. Dodatkowo jest bardzo popularnym dodatkiem do produktów spożywczych. Nasz organizm żyje w środowisku wręcz przesyconym witaminami z grupy B – dlatego też nie cierpimy na jej niedobory, a co za tym idzie, duża dawka podana domięśniowo w zdrowym ciele wywoła jedynie niechciane skutki uboczne (hiperwitaminozę, ból miejsca administracji). Sam fakt odczuć pozytywnych po jej przyjęciu wynika z silnego ugruntowania na podwórku polskiej farmakologii, przeświadczenia o jej działaniu na aspekty sportowe (krótko: placebo).
Autor: Łukasz Dróżdż
——–
O Autorze:
Licencjonowany trener personalny, dietetyk. Student i słuchacz wykładów tematyki żywienia oraz anatomii człowieka. Swoją wiedzę wyniósł z kilkuletniej praktyki, pracy, prowadzenia for dyskusyjnych oraz współpracy z czołowymi zawodnikami różnych dyscyplin sportowych. Prowadzi stronę pod adresem www.mojepodium.pl.
Dobra lektura. Będą jeszcze jakieś inne artykuły dotyczące robienia wagi?
O tematyce odwadniania oraz ogólnego ścinania wagi rozpisywałem się już wielokrotnie na łamach Lowking’a ;) Aktualnie mam zamiar rozwinąć tematykę aspektu farmakologii w sztukach walki. Jednak wszystko ze sobą jest powiązane, więc będę zapewne poniekąd do takowych zagadnień nawiązywał.
Dzięki
Dobrze się to czyta, bo opisujesz rzeczy niewidoczne dla szarego zjadacza chleba, który ogląda MMA, widząc jedynie, jak wchodzą do klatki, biją się i wychodzą. A – jak widać – wszystko to jest o wiele bardziej złożone i skomplikowane.