Eddie Alvarez ujawnia wielkie plany po wojnie z Justinem Gaethje
Eddie Alvarez głos po raz pierwszy od czasu swojej spektakularnej wiktorii z Justinem Gaethje podczas gali UFC 218 w Detroit.
Po morderczej batalii z Justinem Gaethje, którego ubił podczas gali UFC 218 w Detroit, Eddie Alvarez nie udzielał żadnych wywiadów, pomijając ten w oktagonie z Joe Roganem.
Miał co prawda pojawić się w poniedziałkowej edycji programu The MMA Hour, ale swój udział odwołał, tłumacząc się stanem zdrowia.
Jak się jednak okazuje, pomimo brutalnej walki, jaką stoczył z Gaethje – skończył ze zdeformowaną twarzą – nic poważnego mu nie dolega.
Wszystko, do czego doszło w walce, to drobne urazy.
– powiedział w rozmowie z WMMR.com, zdradzając, że nie doszło do żadnych złamań, a najwięcej problemów sprawia mu teraz tylko okrutnie okopana przez rywala noga.
Po prawie czternastu minutach ostrych wymian ciosów i kopnięć Alvarez skończył Gaethje kolanem na głowę. Gdy ten runął na ziemię, Filadelfijczyk rozłożył ręce w geście triumfu, ale nie widząc intencji zakończenia walki ze strony sędziego, dołożył kilka uderzeń z góry.
Był odłączony.
– powiedział o rozstrzygającej akcji Eddie.
Od razu uniosłem ręce. Nie chciałem go już potem uderzać. Ja to poczułem, on to poczuł. Nie powiem, że sędzia się spóźnił, ale nie chciałem go już po prostu uderzać. Poczułem wyraźnie, że to koniec. Ale to taki sam gość jak ja. Dasz mu ułamek sekundy i wraca do walki – i musisz od nowa z nim walczyć.
Przed starciem Alvarez, dla którego było to pierwsze zwycięstwo od prawie półtora roku, zapowiadał, że na jego szali znajduje się tytuł najbrutalniejszego zawodnika UFC – i nie ma wątpliwości, że w Detroit wywalczył sobie to właśnie miano.
Reszta może brać sobie miejsca 1, 2 i 3 (w rankingu), a ja po prost biorę ten tytuł – i zachowam go.
– powiedział.
Zostałem koronowany. Wyszedłem tam, żeby coś udowodnić. W swoich poprzednich walkach w UFC skupiałem się na wygrywaniu. Wygrać, wygrać, wygrać. Byłem tak skoncentrowany na wygrywaniu, że moje występy tak naprawdę nie odzwierciedlały tego, kim jestem. Teraz więc wyszedłem tam z jednym celem – być tak brutalnym, jak to tylko możliwe. Skutkiem ubocznym tego miało być zwycięstwo.
Okazuje się jednak, że ubijając Gaethje, 33-latek nie tylko zdobył rzeczony tytuł, ale też bardzo mocno poprawił swoją pozycję negocjacyjną przed zbliżającymi się rozmowami z UFC – w kontrakcie z amerykańskim gigantem pozostał mu bowiem teraz już tylko jeden pojedynek.
Wypełniłem wszystkie walki poza ostatnią. Pora więc, aby usiąść i porozmawiać z szefem o długofalowych planach, o tym, jak podejdziemy do tematu i jaką wielką mega-walkę mogę teraz dostać.
– powiedział Król Podziemia.
Zostaję w UFC. Nigdzie się nie wybieram. Chcę po prostu porozmawiać z szefem, powiedzieć mu: „Hej, zróbmy jakąś dużą walkę, zróbmy coś dużego”.
Wypowiedzi te nie mogły oczywiście umknąć uwadze Dustina Poiriera, z którym Eddie Alvarez mierzył się kilka miesięcy temu w starciu ostatecznie zakończonym wynikiem no-contest.
Dustin Poirier: „Szanuję Eddiego jako zawodnika, ale jako człowiek – jest pi*dą”
Diament od dawna nie ukrywa, że pała żądzą rewanżu, a na przytoczone wyżej słowa Alvareza błyskawicznie zareagował na Twitterze.
I'm gonna get ya pic.twitter.com/guAi43GD5P
— The Diamond (@DustinPoirier) December 6, 2017
Dopadnę cię.
*****
Rzeźnik Franciszek i dziadyga Dean – czyli sześć wniosków z UFC 218