UFC

Ecstasy, kolumbijska kokaina, hiszpańskie i amerykańskie więzienia – Ian Heinisch przed debiutem w UFC

W sobotę Ian Heinisch wejdzie do oktagonu UFC po raz pierwszy – zawiodła go tam wyjątkowo wyboista i kręta droga.

Ian Heinisch ma już na karku trzydziestkę, ale karierę zawodową w MMA rozpoczął niespełna cztery lata temu. Wygrawszy jedenaście z pierwszych dwunastu walk, w sobotę zadebiutuje w oktagonie, podczas gali UFC Fight Night 140 w Buenos Aires mierząc się z Cezarem Ferreirą w charakterze zastępstwa za kontuzjowanego Toma Breese.

Dlaczego Amerykanin tak późno zajął się MMA? Otóż, to trochę skomplikowane…

Borykając się z nadpobudliwością, którą próbował kontrolować amfetaminą, w wieku 19 lat rozpoczął w Denver karierę dilera ecstasy, wiodąc bujne i imprezowe życie. Niby biznes szedł nieźle, miał swoją klientelę – ale staczał się, zdając sobie sprawę, że upada coraz niżej i niżej.

W końcu przyłapano go na gorącym uczynku. Zza krat szybko wyciągnęła go co prawda matka, ale czekał go proces – i wiedział, że spędzi w więzieniu 4-6 lat. Miał jednak inne plany. Pożegnawszy się z rodzicami, czmychnął za granicę, do Europy.

Holandia. Belgia. Anglia. Prace dorywcze. Imprezy. Cały czas zmieniał miejsce pobytu, obawiając się, że w końcu dopadnie go amerykański wymiar sprawiedliwości.

W końcu zakotwiczył na Teneryfie. Zgłosił się na pomocnika w jednym z barów. Płacono mu drinkami. Szybko został alkoholikiem. Wszystko wydawał na nowe uzależnienie. Nie był w stanie wysupłać nawet €30 na miesiąc za łóżko w hostelu. Przeniósł się więc na plażę. Gdy w nocy temperatura spadała i wiało, kopał dziurę – i tam spał.

Któregoś dnia poznał bogatego Amerykanina mieszkającego na Teneryfie z ojcem Kubańczykiem.

Zadbali o Heinischa, zorganizowali spanie, jedzenie. Nieprzypadkowo. Widząc bowiem, że nie ma on żadnej alternatywy, a jednocześnie jest w dobrej kondycji fizycznej, zaproponowali mu rolę szmuglera kokainy z Kolumbii na Teneryfę.

W ciągu dwóch lat Ian odbył kilkanaście takich podróży. Wyrobił się. Planował odłożyć nieco pieniędzy, żeby zrobić coś ze swoim życiem – ale nie zdążył.

W 2011 roku został bowiem przydybany na lotnisku w Teneryfie z kokainą w brzuchu. Spędził rok w areszcie, czekając na wymiar kary. Ostatecznie dostał 3,5 roku.

Więzienia na Wyspach Kanaryjskich nie wspomina jednak źle. Jak twierdzi, dają tam więźniom drugą szansę. Nauczył się języka hiszpańskiego, studiował religię i filozofię. Przede wszystkim jednak wojował w tzw. Lucha Canaria – kanaryjskich zapasach. Szło mu wybornie. Tak dobrze, że któregoś dnia ściągnięto nawet do więzienia lokalnych zawodowców – i pokonał ich wszystkich, trafiając nawet na nagłówki tamtejszych gazet.

Z czasem przeniesiono go jednak do Leon. Twierdzi, że doprowadził do tego naczelnik, który był niepocieszony, że Amerykanin dominuje kanaryjskie zapasy.

W Leone także jednak nie narzekał. Zaczął treningi kickboxingu, został nawet więziennym trenerem MMA.

Nie martw się.

– mówił do pokonywanych w sparingach rywali.

Przegrałeś właśnie z przyszłym mistrzem UFC.

Co najważniejsze, w Leone zaproponowano mu układ – jeśli przez pięć lat nie wróci do Europy, skrócą jego odsiadkę o rok. Zgodził się bez wahania.

Odbywszy karę, powrócił do Stanów Zjednoczonych. Natychmiast został jednak przydybany za grzechy młodości. Trafił do słynącego z ostrego rygoru i brutalnych zasad więzienia Rikers, jednego z najbardziej niebezpiecznych w Stanach Zjednoczonych. Zabójstwa i brutalne porachunki były tam codziennością.

Lekko nie było – delikatnie mówiąc.

Kilka razy z opresji uratowali go Portorykańczycy, z którymi nawiązał od początku nić porozumienia z uwagi na znajomość języka hiszpańskiego.

Któregoś dnia zapadł jednak wyrok. I nawet Portorykańczycy nie mogli nic na to poradzić. Poinformowano go, że zginie wczesnym rankiem – zadźgany. Nie było ratunku.

Nie spałem całą noc. Przygotowywałem się na śmierć.

– wspomina.

Zrobiłem broń. Przygotowałem pancerz. Walczyłem z cieniem.

Pamiętam, że około 4 rano – na dwie godziny przed otworzeniem drzwi celi, czyli dwie godziny przed śmiercią – usłyszałem swoje nazwisko. „Heinisch, zbieraj swoje rzeczy. Idziemy”. Popatrzyłem przez kraty. Gapią się na mnie dwaj wielcy goście z odznakami. „Kim jesteście?”. „Policja. Idziemy”. No to idziemy. Słyszałem krzyki, gdy wychodziłem z tego skrzydła – „Gdziekolwiek nie pójdziesz, biały chłoptasiu, dopadniemy cię”.

Okazało się, że ponownie to jego mama wpłaciła kaucję. Ian Heinisch wyszedł na wolność.

Zmienił się. Poukładał sobie życie. Wyszedł na prostą. Znalazł pracę w klubie MMA. Wyszedł z uzależnień. I nie musiał już wracać do więzienia, bo sędzia uznał, że dwa lata w zawieszeniu wystarczą.

Rozpoczął karierę MMA. Za cel stawia sobie teraz nie tylko mistrzostwo UFC, ale też zmianę systemu więziennictwa w Stanach Zjednoczonych. Chce modelu hiszpańskiego. Uważa, że amerykański model niszczy ludzi, nie daje im szansy na wyjście na prostą.

Co do MMA…

Jeśli ktokolwiek sądzi, że wejdzie do oktagonu i mnie nastraszy…

– powiedział Heinisch.

Po prostu wyślijcie im ten link. Dobrze?

O jakim linku mowa? Na stronie ThePlayersTrubine.com 30-latek opisał szczegółowo historię swego burzliwego życia.

https://www.youtube.com/watch?v=WT2Ot2Ucr2c

*****

Lowking.pl trafia na Patronite.pl – oto dlaczego

Powiązane artykuły

Back to top button