Kto dla Conora McGregora na UFC 196?
Rafael dos Anjos wypadł z walki z Conorem McGregorem na UFC 196. Kto może zastąpić Brazylijczyka?
W sierpniu 2013 roku na UFC Fight Night 26 – po tym, jak w debiucie błyskawicznie rozmontował Marcusa Brimage’a – uszykowano mu Andy’ego Ogle’a. Nic jednak z tego nie wyszło, bo Anglik nabawił się kontuzji i walkę z Conorem McGregorem wziął Max Holloway. Hawajczyk przegrał, ale do dzisiejszego dnia jest jedynym, który przetrwał w oktagonie z Irlandczykiem całą walkę.
Po prawie rocznej przerwie spowodowanej kontuzją kolana Notorious w powrotnej walce miał w Dublinie stanąć naprzeciwko Cole’a Millera na gali UFC Fight Night 46, ale Amerykanin uszkodził kciuka i jego miejsce zajął Brazylijczyk Diego Brandao. Padł w pierwszej rundzie.
Wreszcie w lipcu zeszłego roku rozpędzony serią pięciu zwycięstw McGregor utorował sobie drogę do walki o pas mistrzowski kategorii piórkowej na UFC 189. Dana White i spółka wydali mnóstwo pieniędzy na promocję brazylijski-irlandzkiego starcia, ale kontuzja żeber Jose Aldo pokrzyżowała im plany, zmuszając do szukania awaryjnego wyjścia. Ostatecznie wybór padł na Chada Mendesa. Amerykanin padł w samej końcówce drugiej rundy.
Dziś historia się powtarza. Z długo oczekiwanego starcia o tron kategorii lekkiej przeciwko Conorowi McGregorowi zmuszony był wycofać się Rafael dos Anjos. Brazylijczyk w ostatni piątek połamał sobie stopę, trafiając nią w kolano sparingpartnera. Uniknie co prawda operacji, ale przez kilka tygodni nie może obciążać stopy.
Obecnie organizacja poszukuje zawodnika, który 5 marca w Las Vegas zastąpi go w walce wieczoru gali UFC 196.
Kto zatem stanie naprzeciwko irlandzkiego gwiazdora?
Od dawna walki z McGregorem chce trzech czołowych zawodników kategorii piórkowej. Jednak Frankie Edgar i Max Holloway nadal zmagają się z urazami, wobec czego szanse na to, że pojawią się w oktagonie 5 marca, są zerowe.
Trzecim piórkowym, który domaga się starcia z Irlandczykiem, jest oczywiście pałający żądzą rewanżu Jose Aldo, którego Notorius ubił podczas UFC 194. Tak naprawdę UFC 196 może być jedyną szansą dla Brazylijczyka, aby dostać upragnioną walkę z irlandzkim kingpinem, ale jak donosi dziennikarz Guilherme Cruz, Scarface nie jest jeszcze w rytmie treningowym, choć powrócił kilka tygodni temu na salę. Wątpliwe wydaje się też, aby został dopuszczony do rywalizacji przez nadzorującą galę Komisję Sportową z Nevady.
W kategorii lekkiej kandydatów do boju z Irlandczykiem mamy więcej, ale i tutaj sprawa jest niezwykle skomplikowana.
Niby Tony Ferguson ze sportowego punktu widzenia zasługiwałby jak najbardziej na walkę takiego formatu, a ponadto przyznał niedawno, że cały czas utrzymuje wagę zbliżoną d limitu kategorii lekkiej, więc z jej ścięciem nie byłoby problemu. Jednak dwa czynniki powodują, że jego szanse na zastąpienie dos Anjosa są iluzoryczne.
Po pierwsze, El Cucuy nigdzie się nie spieszy – jest przekonany, że prędzej czy później zostanie mistrzem. Wobec tego kto wie, czy naprawdę będzie robił wszystko, aby dostać starcie z Irlandczykiem. Po drugie, istotniejsze – Ferguson ma 16 kwietnia zaplanowany pojedynek na gali UFC on FOX 19 z Khabibem Nurmagomedovem – i jest to walka wieczoru. Wyobrażacie sobie miny szefów stacji FOX na wieść o tym, że UFC postanowiło zrujnować im walkę wieczoru? Ani Ferguson, ani Nurmagomedov – który dodatkowo prawdopodobnie i tak nie zdołałby ściąć do limitu kategorii lekkiej w niespełna dwa tygodnie – nie są realnymi opcjami.
Odrzućmy też od razu Edsona Barbozę, który ma zaplanowaną walkę z Anthonym Pettisem. Brazylijczyk nie ma tak dużej wartości medialnej, a i nie sądzę, aby Conor McGregor od strony stylistycznej szczególnie garnął się do tej walki. A możemy być pewni, że zdanie Irlandczyka będzie miało kluczowe znaczenie dla ostatecznego wyboru UFC.
Gotowość do wejścia na zastępstwo wyraził jednak już wspomniany Showtime.
I'm down to throw down!!! @dukeroufus @ufc @danawhite @lorenzofertitta
— Anthony Pettis (@Showtimepettis) February 23, 2016
To ciekawa opcja. Pasjonujące starcie od strony stylistycznej. Pettis to jeden z niewielu zawodników, o których McGregor wyrażał się pozytywnie.
Problem jednak w tym, że Showtime przegrał dwa ostatnie starcia. Niby wszyscy wiemy, że scenariusz tamtych pojedynków w ewentualnej batalii z Irlandczykiem nie ma prawa się powtórzyć, bo McGregor to zupełnie inny stylistycznie zawodnik od dos Anjosa i Eddiego Alvareza, ale notowanie reprezentanta Roufusport są dzisiaj znacznie niższe. Marketingowo również nie wyglądałoby to najlepiej. Ba, nie jestem pewien, czy sam McGregor chciałby tego starcia – nie dość, że walczyłby z rywalem, który przegrał dwa ostatnie starcia (wyobrażacie sobie status Irlandczyka, gdyby przegrał z zawodnikiem, którego zdemolował RDA i zamęczył Alvarez?), to jeszcze stylistycznie Showtime mógłby napsuć mu sporo krwi.
Kandydatury wspomnianego wcześniej Eddiego Alvareza nie ma sensu rozważać. Kilka dni temu opowiadał, iż nie wziął walki z Fergusonem w marcu, bo boryka się z urazami. Gdyby teraz domagał się konfrontacji z Irlandczykiem – który, jak przekonywał, byłby dla niego łatwą walką – wyszedłby na kłamcę.
Wszystko to prowadzi nas do dwóch nazwisk – Donalda Cerrone oraz Nate’a Diaza.
Stocktończyk domagał się walki z McGregorem, jeszcze zanim w grudniu zeszłego roku na UFC on FOX 17 efektownie ubił Michaela Johnsona. Po zwycięstwie jeszcze bardziej zwiększył swoje szanse na starcie z Irlandczykiem, rugając go w oktagonie:
You know everyone,
there is a guy that has really been wanting to fight @TheNotoriousMMA
Next week sound good?https://t.co/ZtU4RISitT
— MMA History Today (@MMAHistoryToday) February 23, 2016
Dodajmy, że przed galą UFC 189, gdy gruchnęła wiadomość o kontuzji Jose Aldo, McGregor i jego sztab poważnie rozważali wzięcie starcia z garnącym się do niego Natem Diazem właśnie. Od strony marketingowej byłoby to coś niezapomnianego, bez względu na to, jak potoczyłyby się losy walki w oktagonie. Obaj zawodnicy są bowiem niesłychanie pewni siebie, a stocktończyk mógłby stać się pierwszym, na którym gadki Irlandczyka nie zrobiłyby żadnego wrażenia.
Diaz nie zabrał jeszcze głosu w sprawie ewentualnego występu na UFC 196, ale biorąc pod uwagę, że od kilku dni wywołuje do walki Eddiego Alvareza, pewnikiem wydaje się, że z jeszcze większą chęcią stanąłby naprzeciwko McGregora. Zażąda za to zapewne sowitej wypłaty, ale – jeśli McGregor przyklepie – nie sądzę, aby UFC miało problem z głębszym sięgnięciem do sakiewki.
Drugim bardzo mocnym kandydatem jest wspomniany Donald Cerrone, który za pośrednictwem swoich menadżerów zdążył już wyrazić zainteresowanie walką. Obaj zawodnicy – Cerrone i McGregor – mają już za sobą sporo wymian uprzejmości, więc medialne zbudowanie takiego pojedynku nie byłoby szczególnie skomplikowane.
Którego z tej dwójki – Diaza czy Cerrone – chętniej powitałby w oktagonie na UFC 196 Conor McGregor?
Od strony stylistycznej zdecydowanie bardziej pasuje mu Kowboj, który często nie wytrzymuje mentalnie wielkich walk (ta byłaby największą, najbardziej medialną w jego karierze), wolno się rozkręca, narażony jest na uderzenia na korpus oraz nie dysponuje dobrą obroną przed atakami bokserskimi, w których bryluje Irlandczyk.
Wydaje się zatem, że od strony sportowej – przy założeniu, że Diaz jest w dobrej formie i zdołałby ściąć wagę – Cerrone jest dla McGregora łatwiejszą opcją. Za to stocktończyk – ze swoim buńczucznym charakterem i rzeszą oddanych fanów – jest bardziej medialny. Ich ewentualna walka zwiastowałaby ogromne emocje już podczas konferencji prasowych, staredownów. Diaz nie z tych bowiem, którzy oddają pola, nawet jeśli nie zawsze czyni to w szczególnie wyszukany sposób.
McGregor wczoraj przyleciał do Las Vegas. Opcja, w której nie wystąpi na gali, nie wchodzi w grę.
Kogo zatem wybierze irlandzki gwiazdor? Łatwiejszego stylistycznie Cerrone czy mocniejszego medialnie Diaza?