Demetrious Johnson: „Nie wydaje mi się, żeby sędziowie rozumieli, jak punktować niskie kopnięcia”
Były już mistrz kategorii muszej Demetrious Johnson obszernie podsumował porażkę niejednogłośną decyzją sędziowską z Henrym Cejudo podczas gali UFC 227 w Los Angeles.
Sześcioletnia dominacja Demetriousa Johnsona w kategorii muszej zakończyła się na jego dwunastej obronie złota – nieudanej.
W co-main evencie gali UFC 227 w Los Angeles patent na dominatora znalazł w rewanżowym starciu złoty medalista zapaśniczy z 2008 roku Henry Cejudo. Pojedynek był co prawda piekielnie bliski, a decyzja jak najbardziej mogła pójść na konto Wszechmocnej Myszy, ale sędziowie niejednogłośnie wskazali na Posłańca, kończąc rządy dotychczasowego kingpina w 125 funtach.
Mam się dobrze. Porażki się zdarzają. Każdy wielki mistrz przegrywa.
– powiedział Johnson podczas konferencji prasowej po gali.
Przegrałem wcześniej z Dominickiem Cruzem. Przegrywam na treningach. Wszystko w porządku. Bardziej smucą mnie kontuzje, ale poza tym mam się dobrze.
Kontuzje Johnsona mogą wydawać się o tyle zaskakujące, że w pierwszej rundzie to Cejudo miał ogromne problemy ze stawem skokowym, przez jakiś czas nie będąc nawet w stanie się poruszać.
Okazuje się jednak, że i byłego mistrza dopadły problemy w trakcie pojedynku.
Prawdopodobnie zerwałem więzadło poboczne strzałkowe w prawym kolanie, a moja stopa może być złamana.
– powiedział Demetrious, oceniając, że urazy kolana doznał w drugiej lub trzeciej rundzie.
Pamiętam, że stało się to w kotle. Chyba poszedłem po obalenie, a on w pewien sposób mnie odepchnął i skręciłem się na prawym kolanie. Poczułem trzask i myślę: „No i po więzadle – fantastycznie”. Kontuzja stopy to po prostu wynik ciągłych kopnięć.
Mighty Mouse był ogromnym bukmacherskim faworytem w rewanżu – szczególnie że w pierwszej walce zdemolował Cejudo w pierwszej rundzie, nie dając rywalowi żądnych szans.
Nikt nie miał co prawda wątpliwości, że Posłaniec rozwinął się od czasu pierwszego boju, prezentując nowe aspekty w swojej oktagonowej grze, ale też trudno było wyobrazić sobie, aby mogło to wystarczyć na Johnsona.
W pierwszym pojedynku była walka. Po prostu się biliśmy.
– powiedział Demetrious, dopytany o różnice między oboma pojedynkami.
Teraz był bardziej cierpliwy. Słyszałem, jak narożnik krzyczał do niego: „2 minuty! 3 minuty! 4 minuty!”. Gdy obalał, za wszelką cenę trzymał, trzymał, trzymał. Nie podnosił się, nie przechodził mojej gardy, nie próbował poddań. Bardziej po prostu mnie trzymał, nie pozwalał mi wstać, wykorzystywał swoją wagę. Po prostu był bardziej cierpliwy.
Wydaje mi się, że według statystyk, trafiałem w stójce częściej. Nie wydaje mi się, żeby sędziowie rozumieli, jak punktować niskie kopnięcia.
Johnson przyznał jednocześnie, iż nie wykluczał, że przed ostatnią rundą stan rywalizacji wynosił 2-2. Wiedział, że walka mogła pójść w obie strony.
Po zakończeniu pojedynku Henry Cejudo rzucił co prawda wyzwanie mistrzowi 135 funtów, ale Mighty Mouse nie ma żadnych wątpliwości, że po wszystkim, czego dokonał w dywizji, należy mu się natychmiastowe trzecie starcie.
Jasne. W końcu nie było tak, że mnie tu zdemolował.
– powiedział Johnson.
Teraz ważniejsze są jednak inne rzeczy. Nie zamierzam siedzieć tu i domagać się rewanżu – muszę najpierw dojść do zdrowia. Moje zdrowie to teraz priorytet. Nie podpiszę kontraktu na walkę, jeśli nie będę miał ośmiu tygodni na obóz przygotowawczy.
Czy zdetronizowany mistrz dostanie natychmiastową szansę powrotu na tron – na co zasługuje jak żaden inny zawodnik w historii UFC – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że zapytany o to podczas konferencji prasowej, głównodowodzący amerykańskiego giganta Dana White taki scenariusz uznał za „możliwy”.
*****
Oktagonowy artysta i faux pas nowego mistrza – czyli cztery wnioski po UFC 227