David Branch: „Przyszedłem tu, żeby zostać pie*dolonym mistrzem!”
David Branch wspomina swoją pierwszą, nieudaną przygodę z UFC i zapowiada, że tym razem w walce z Krzysztofem Jotko na UFC 211 zobaczymy go w zupełnie innej formie.
Po ponad sześcioletniej nieobecności do oktagonu UFC już za niespełna dwa tygodnie powróci David Branch.
35-letni dziś Amerykanin w 2010-2011 stoczył cztery walki pod banderą amerykańskiego giganta, zwyciężając dwie z nich. Po porażce z Rousimarem Palharesem – przez skrętówkę, a jakże! – został jednak zwolniony z organizacji.
Z perspektywy czasu ocenia, że bijąc się wówczas dla UFC – i mając na koncie tylko sześć zawodowych walk – był niemal amatorem.
Nie miałem żadnego doświadczenia w stójce, w zapasach.
– wspomina tamte czasy Branch w rozmowie z FOXSports.com.
Wychodziłem tam jako surowy, utalentowany sportowiec ze sporym doświadczeniem w BJJ i po prostu próbowałem kminić rzeczy w locie.
Nie wiedziałem nawet, jak trenować. Nie byłem wtedy zawodowcem. Byłem dzieciakiem, którermu wydawało się, że będzie bił się w największej organizacji, zarabiał kasę i dobrze się bawił.
Rok po zwolnieniu z UFC Branch związał się z World Series of Fighting, gdzie wojował przez cztery lata – i to jak! Wygrał wszystkie dziesięć walk, w tym pięć przed czasem, rozsiadając się na tronach dwóch kategorii wagowych – średniej oraz półciężkiej.
Punktem zwrotnym okazała się dla niego gala UFC 208 w Brooklynie. Pojawił się na niej i wspomnienia wróciły. Jednak w Brooklynie towarzyszyły mu zupełnie inne emocje niż wtedy, gdy kilka lat temu sam wchodził do oktagonu.
Czułem pieniądze. To jedyna rzecz, jaką czułem.
– powiedział o swojej wizycie na gali UFC 208 Branch.
Gdy natomiast pierwszy raz dostałem się do UFC, czułem strach. To był mój własny strach. Paraliżował mnie. Byłem tam sztywny. Nie widziałem żadnych okazji w walce. Nie mogłem wyczuć momentu i robić swojego.
Gdy natomiast pojawiłem się tam ostatnim razem (na UFC 208), gdy zobaczyłem te światła, kamery i wszystko inne, zapytałem sam siebie, czy wtedy to tego właśnie się tak bałem? Co jest z tobą, do kurwy, ty tępy skurwielu! Tyle lat potrzebowałeś, żeby sobie to, kurwa, poukładać? Klatka to klatka, człowiek jest człowiekiem, rękawice rękawicami. Wchodzisz tam, gość próbuje skrzywdzić ciebie, a ty starasz się mu na to nie pozwolić. Takie mam teraz podejście.
W swojej powrotnej walce Branch skrzyżuje rękawice z rozpędzonym serią aż pięciu wiktorii Krzysztofem Jotko, który aktualnie znajduje się na 9. miejscu w rankingu kategorii średniej. Zwycięstwo z pewnością katapultuje Amerykanina do czołowej piętnastki – a może nawet dziesiątki.
Branch patrzy jednak jeszcze dalej.
Nie przychodzę tutaj, żeby rywalizować – przyszedłem, żeby ustanowić swoje rządy.
– zapowiedział.
Nie przychodzę, żeby powiedzieć, że udało mi się wrócić do UFC. Jestem tutaj, żeby zostać pierdolonym mistrzem! Taki jest, kurwa, układ.
https://www.instagram.com/p/BTAyXwBAewk/
Amerykanin stwierdził też, że nie ma dla niego żadnego znaczenia, z kim bije się w powrocie, nie ma też znaczenia, że jego walka odbędzie się na karcie wstępnej. Kiedyś – przyznał – zaprzątał sobie głowę tym, z kim walczył, gdzie znajdował się w karcie walk. Teraz patrzy na to zupełnie inaczej.
Nie ma już dla mnie złych walk. To gówno nie istnieje. Każda walka jest dla mnie dobra.
– stwierdził Branch.
Nie rozumiem tych wszystkich zawodników marudzących, że, o, ta walka nie jest dla mnie dobra. To walka! Bijesz się! Każda walka to dobra walka. Wychodzisz i musisz być bestią. I to chcę zrobić.
Oktagon to jebane safari – i zamierzam urządzić sobie dobre polowanie.
*****
Krzysztof Jotko: „Byłoby miło, gdybym mógł walczyć w Polsce”