Dan Henderson: „Odpowiednie pieniądze i jestem gotowy na trylogię”
Kilka tygodni po gali UFC 204 Dan Henderson podsumowuje swój rewanżowy pojedynek z Michaelem Bispingiem w Manchesterze.
Dan Henderson nie był faworytem przed rewanżowym starciem z Michaelem Bispingiem na gali UFC 204 w Manchesterze. Pomimo tego dwukrotnie był bliski skończenia walki, posyłając Brytyjczyka na deski, a i w ostatniej odsłonie radził sobie zaskakująco dobrze jak na swoje 46 lat na karku.
Sędziowie ostatecznie jednogłośnie orzekli zwycięstwa Bispinga, ale Henderson nie zgadzał się z tą decyzją zaraz po walce – i nie zgadza się teraz, dwa tygodnie później.
Po prostu nic mi nie robił.
– napisał Amerykanin na łamach portalu Champions.co.
Rzucał ciosy, które albo nie trafiały, albo ledwie mnie dotykały. Natomiast większość ciosów, jakie ja wyprowadziłem, miało na celu zranienie go – i zrobiły to. W liczbie znaczących uderzeń była duża różnica. Uważam, że definicja tego sformułowania powinna być lepsza, bo nie trafił tak wieloma znaczącymi uderzeniami.
Nawet raz mnie nie zranił. Komentatorzy w pewnej chwili powiedzieli: „Naruszył go”, ale właśnie wtedy, gdy trafił mnie w jaja, ale poza tym kopnięciem nie zrobił nic, próbując później wykorzystać, że sędzia tego nie widział i nie dał mi czasu na dojście do siebie.
Na długo przed walką Amerykanin zapowiadał, że będzie to jego pożegnalny występ – bez względu na rezultat. Co prawda zdarzało mu się wspomnieć, że jakaś wyjątkowo intratna oferta mogłaby przekonać go do powrotu, ale zaraz po pojedynku ogłosił zakończenie kariery.
Wygląda jednak na to, że Hendo nie pali jeszcze za sobą mostów.
Gdyby do tej walki doszło w zeszłym roku, a ja nie zdecydowałbym z niej uczynić mojej ostatniej, fani domagaliby się trylogii. Diabli, jestem teraz tak wkurzony, że za odpowiednie pieniądze dałoby się przekonać mnie do decydującego starcia, choć nie sądzę, żeby zaakceptował zaproszenie do kolejnego lania. Jednocześnie jednak jestem usatysfakcjonowany tym, co zrobiłem, wiedzęc głęboko w swoim sercu, że wygrałem tę walkę.
Ta walka miała być dla Michaela Bispinga „zemstą”, ale nie była. Jeśli już, to było dokładnie odwrotnie. Został zmasakrowany i dwa razy powalony przez ten sam cios, którego z taką desperacją chciał uniknąć. Powiedziałem to kiedyś i powtórzę to raz jeszcze – nie zmienisz historii.