Damian Janikowski: „Może być tak, że komuś może zgasnąć światło”
Przed jednym z najciekawiej zapowiadających się debiutów w polskim MMA Damian Janikowski opowiada o swoich przygotowaniach do KSW 39 – Colosseum.
Nie jest żadną tajemnicą, że zapasy to doskonała baza pod MMA, czego przykładów znaleźć można w historii bez liku. Nie wszyscy byli zapaśnicy walczą jednak w ten sam sposób. Dan Henderson z biegiem kariery zakochał się w ubijaniu rywali na nogach, podobnie rzecz się miała na pewnym etapie z Johnym Hendricksem. Randy Couture lubował się w rozbijaniu oponentów brudnym boksem na siatce, świetnie ich tam kontrolując, podobnie Cain Velasquez, który też chętnie pracował z góry, a Ben Askren i Khabib Nurmagomedov postawili niemal wyłącznie na walkę w parterze.
Przygotowujący się do zawodowego debiutu brązowy medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie w zapasach w stylu klasycznym Damian Janikowski nie ukrywa, że śledzi poczynania wrestlerów, którzy przeszli do MMA, ale zapytany w rozmowie z ŁączyNasPasja.pl, czy ma jakiś wzór do naśladowania, odpowiedział:
Nie – dlatego że jest to bardzo ciężkie. Myślę, że każdy zawodnik musi indywidualnie podejść do siebie. Tym bardziej ja tak to robię, bo inaczej będę chodził na nogach, inaczej będę boksował, inaczej będę się ruszał. Mogę być statycznym zawodnikiem – nawet tego jeszcze nie wiem. To wszystko wyjdzie tak naprawdę w pierwszych mocnych sparingach, które będę miesiąc przed walką zaczynał i wszystko z walki na walkę będzie się układać.
Swój pierwszy zawodowy pojedynek Janikowski stoczy 27 maja na Stadionie Narodowym w Warszawie podczas gali KSW 39 – Colosseum. Póki co jednak nie wiadomo na ten moment, kto będzie jego rywalem.
Wiadomo, oglądam, fajni są zawodnicy, którzy robią naprawdę super akcje, super chwyty, super boksują, super kopią.
– kontynuuje Damian.
Można się też wzorować na najlepszych zawodnikach UFC, którzy byli zapaśnikami, ale jednak trzeba szukać swoich rozwiązań, swojej stójki, tak że nie mam żadnego wzoru.
Kilka miesięcy temu Janikowski przeniósł się z Wrocławia do Warszawy, gdzie trenuje w klubie S4 Fight Club pod batutą specjalizującego się w stójce Roberta Złotkowskiego, eksperta od parteru Kamila Umińskiego oraz spinającego to wszystko w całość Piotra Jeleniewskiego.
W S4 olimpijczyk ma okazję trenować wspólnie z między innymi zawodnikami UFC – Janem Błachowiczem, Danielem Omielańczukiem i Marcinem Tyburą. I nie uważa, aby od nich odstawał.
Czuję się równorzędny, ponieważ mam swoje atuty, które wyciągnąłem z zapasów – dynamikę, siłę, sprawność, której oni nie mają.
– stwierdził Janikowski.
Wiadomo, że mają nade mną przewagę taktyczną, znają więcej technik bokserskich czy parterowych, znają takie myki i rozwiązani, ale nadrabiam to swoją energią, siłą, gibkością. Tak że naprawdę jeżeli mamy ze sobą w jakiś sposób trenować, to uczymy się od siebie. Wiadomo, doszłoby do sparingu, to nie moja waga jest, bo to jest powyżej dziewięćdziesięciu paru kilo, ale jest całkiem przyjemnie i bardzo fajnie się robi. Wyciągamy z siebie jak najwięcej.
27-latek przyznał, że ani on podczas sparingów nikomu jeszcze światła nie zgasił, ani i jemu tego nie zrobiono.
Nie zacząłem jeszcze robić takich stuprocentowych, mocnych sparingów, ale może być tak, że komuś może zgasnąć światło.
Cały wywiad poniżej:
*****
Martin Lewandowski o Mamedzie Khalidovie w ACB: „Liczę na lojalność”