Sponsorzy płacą krocie zawodnikom i UFC za możliwość reklamy w trakcie gal. Mimo to i tak najlepsi fighterzy najczęściej po zwycięskim boju okazują akt wdzięczności komuś zupełnie innemu. Kto daje więcej aniżeli hojni sponsorzy?
Wydaje się, że wśród komentatorów polskiego i światowego MMA a także fanów wygodnie rozpostartych przed ekranami monitorów panuje tendencja, by sprawy wiary oddzielać grubą kreską od mieszanych sztuk walki i nijak nie łączyć ich ze sobą.
Swoje piętno odciska tu, rzecz jasna, postępująca na całym świecie laicyzacja społeczeństw, która każe patrzeć na religię jako kompletny przeżytek, nie przystający do naszych nowoczesnych czasów. Główni aktorzy spektakli w klatkach i ringach, którzy każdego dnia wylewają litry potu i krwi na treningach, nieustannie wystawiając na szwank swoje zdrowie, od poziomu którego niejednokrotnie zależy ich wypłata, zdają się mieć na ten temat zupełnie inne zdanie. Czy to zasługa, dla niektórych – wina, zupełnie innej perspektywy, z której patrzą na całą sprawę fighterzy?
Wierni i margines
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że najlepszym sponsorem, używając terminologii nie do końca przystającej sprawom nieziemskim, zdaje się być Bóg. To on, pod różnymi postaciami, gości najczęściej na ustach zawodników po wygranej walce. To na niego mogą zgrzytać zębami sponsorzy marzący, by sponsorowany przez nich zawodnik wspomniał ich nazwę w wywiadzie z Joe Roganem. To Bóg, wiara w niego dają fighterom coś wartego więcej aniżeli pokaźne sumy od sponsorów. W czasie walki na najwyższym poziomie, gdzie różnice w umiejętnościach zawodników są naprawdę niewielkie, decydować mogą detale – jednym z najistotniejszych zdaje się być psychika. Pewność siebie, zaufanie do swoich umiejętności a także przeświadczenie, że czuwa nad tobą ktoś spoza ziemskiego padołu, mogą być tymi dopalaczami, które przesądzą o końcowym sukcesie.
Czy wiara jest niezbędna, żeby odnieść sukces w MMA na najwyższym poziomie? Nikt tego nie zbadał, choć odpowiedź negatywna narzuca się tu automatycznie. Spójrzmy jednak na nazwiska: zawsze pokorny i bogobojny Fedor Emelianenko, przez wielu uważany za najlepszego zawodnika P4P Anderson Silva otwarcie mówiący o Bogu, chłodny i do bólu profesjonalny Georges St-Pierre nie poruszający tematu religii, ale żegnający się przed każdym pojedynkiem. A może wypada wspominać o pozostałych aktualnych mistrzach poszczególnych dywizji w UFC? Junior „Cigano” Dos Santos zawsze pełen wdzięczności w stosunku do Boga, to samo jego rodak Jose Aldo, Jon Jones – bez względu na to, na ile jest to szczerze – podkreślający rolę, jaką w jego życiu odgrywa Bóg, podobnie Benson Henderson. Nawet Dominick Cruz, który temat religii raczej omija szerokim łukiem, w jednym z niedawnych wywiadów dał wyraz swojej wierze. Randy Couture, Matt Hughes, Vitor Belfort, Cain Velasquez, nawet Brock Lesnar. I wielu, wielu innych świetnych zawodników, których wymienianie tutaj mogłoby zanudzić Czytelników. Cześć z nich o swojej wierze mówi chętnie i długo, pozostali zdecydowanie mniej, ale tu i ówdzie da się jednak odnotować zachowania sugerujące, że wszystkich ich łączy wiara w Boga.
Czy mamy jakieś przykłady zawodników, którzy są otwarcie niechętni religii, a osiągnęli sukces na najwyższym poziomie? Przytoczyć należy Franka Mira, który swego czasu nazwał religię „upośledzoną pasierbicą filozofii”, choć to jedyna negatywna wypowiedź Amerykanina w tym temacie. Możemy również wspomnieć Nicka Diaza, który co prawda nie wypowiada się negatywnie o wierze, ale jakimś sygnałem świadczącym o jego awersji w tym kierunku może być fakt, że „polubił” na swoim kanale YouTube (NickDiaz209) filmy zadeklarowanych ateistów. Spory znak zapytanie moglibyśmy postawić również przy jego bracie, ale prawdopodobnie na tej trójce można zakończyć rozważania o „niewiernych” z absolutnego topu UFC.
Uwierz – nie poczujesz bólu
Co daje wiara? Religijne przekonania często łączone bywają ze zdolnością do akceptacji większego bólu oraz umiejętnością radzenia sobie w sytuacjach pozornie beznadziejnych. Badacze z Oxfordu pod koniec 2008 roku zajęli się tym tematem na poważnie i wkrótce w dzienniku „Pain” opublikowali wnioski ze swoich badań. W trakcie eksperymentu zbadano odporność na ból 12 ateistów oraz 12 praktykujących rzymskich katolików. Uczestników rażono prądem, pokazując im w tym czasie religijny bądź nie związany z religią obraz – jednocześnie rejestrując aktywność ich mózgów. Następnie badani proszeni byli o określenie – w przyjętej wcześniej skali – bólu, jaki odczuwali oraz pomiaru swojej niechęci wobec tegoż bólu. Wierzący podczas rażenia prądem mieli przed oczyma obraz Marii Dziewicy autorstwa Sassoferrato, natomiast ateiści raczyli się widokiem Damy z gronostajem Leonardo da Vinciego.
Wnioski z badania były jasne – katolicy byli w stanie znieść więcej. Badaczy wytłumaczyli to zjawisko zwiększoną aktywnością w boczno-grzebietowej korze przedczołowej u katolików – nie dało się tego zaobserwować u ateistów. Wierzący wykorzystali również takie mechanizmy jak tłumienie emocji, efekt placebo oraz niewrażliwość na ból. Pomogły one w uśmierzaniu bólu i zwiększyły tolerancję nań.
Odnosząc to do świata mieszanych sztuk walki, czy możemy zatem przyjąć, że wystarczy głęboka wiara, by przetrzymać nawałnicę ciosów oponenta lub odblokować dopływ krwi do mózgu w przypadku duszenia? Nie żartujmy. Tym niemniej, zupełnie mniej oczywistą sprawą pozostaje kwestia pewności siebie, zaufania do własnych umiejętności oraz powściągnięcia emocji w krytycznych sytuacjach. Wtedy rzeczywiście wiara w opieką kogoś na górze może okazać się nie lada wsparciem. Czy w przypadku ateisty analogiczną rolę może pełnić determinacja, finanse czy choćby niechęć do przegrywania? Oczywiście, że może – śmiem jednak twierdzić, że wiara daje jednak coś więcej, nie odnosi się bowiem do spraw ziemskich. Wierzący nawet beznadziejną sytuację mogą odbierać z innej perspektywy. Perspektywy, która pozwoli im wykrzesać ze swojego organizmu ostatnie pokłady energii i odwrócić losy pojedynku.
Gdy trwoga..
W amerykańskim kwartalniku „Psychologia społeczna” z grudnia 2011 znalazło się podsumowanie wywiadów ze 121 zawodnikami mieszanych sztuk walki, którzy opowiadali o swoich emocjach podczas walki. Okazało się, że fighter najbardziej boi się dwóch rzeczy – odniesienia kontuzji podczas walki oraz porażki. Wydaje się to oczywiste, biorąc pod uwagę, że MMA polega właśnie na usankcjonowanym zadawaniu bólu swojemu oponentowi, co może być najkrótszą drogą do kontuzji i zwycięstwa. Sama walka jest ogromnym przeżyciem, którego prawdopodobnie nigdy w pełni nie zrozumieją fani niezwiązani zawodowo czy choćby amatorsko z dyscypliną. Fakt niepewności i ogromnego ryzyka, przed którymi stają zawodnicy MMA, wchodząc do klatki czy ringu, sprzyja ich wierze w coś wyższego, nieziemskiego – w myśl porzekadła, że gdy trwoga, to do Boga. Nawet najbardziej zadeklarowani przeciwnicy religii w historii filozofii na łożu śmierci zmieniali swoje nastawienie. Każdy wszak chce mieć perspektywy. Przenośnie rzecz ujmując, zawodnik MMA na łożu śmierci kładzie się po każdym wejściu do klatki.
* Tytuł felietonu jest odniesieniem do linii odzieży „Jesus didn’t tap”.
** Autor świadomie nie porusza kwestii pt. „Jak można po walce dziękować Bogu za skrzywdzenia bliźniego”, bo w środowisku ludzi zorientowanych w MMA pewne tematy nie przystoją.
Patrząc na wytrzymałość Bena Hendersona przy poddaniach i jego deklaracji co do głębokiej wiary w Boga, nie trudno to powiązać. Mniemam jednak, że na tak wysokim poziomie sportowym, nie ma to tak wielkiego znaczenia, jak niektórym będzie się wydawać.
Kolejny świetny artykuł, odbiegający klimatem od poprzedniej opowieści.
Trochę nie na temat samego artykułu ale fakt, że sponsorzy rzadko pojawiają się na ustach zawodników po walkach, to wynik dość jasnej dyrektywy UFC.
Dana na każdej odprawie z zawodnikami przed galą przypomina, że fani nie chcą słuchać po walce jak zawodnik wymienia kilkanaście firm, które go wspierają.
Madżer, można też założyć, że na tak wysokim poziomie, gdzie dysproporcja w umiejętnościach na ogół jest niewielka, właśnie inne elementy (wśród nich nastawienie psychiczne) mogą decydować o wygranej.
Venom, postawiłbym dolary przeciwko orzechom, że gdyby to zalecenie nie istniało, to i tak zawodnicy nadal chętniej dziękowaliby siłom wyższym i ogólnie „sponsorom”, aniżeli wymieniali litanię nazw firm ich wspierających. Chwile uniesienia rządzą się na ogół swoimi prawami. No, chyba że wtedy wobec braku zakazu ze strony UFC, sami sponsorzy wymagaliby tego od zawodników po walce. Ale to wszystko na marginesie..
Co do samego Dany i tematu religii to jego matka twierdzi, że jest on ateistą tylko na pokaz, a tak naprawdę wierzy w Boga. Jako, że jednak wiarygodność jego samego oraz jego matki nie należy chyba do najwyższych, to wspominam o tym tylko w kategorii ciekawostki.
I tutaj się z Tobą zgodzę. Jeśli wiara ma kształtować psychikę i pewne elementy mentalności u zawodnika, co jest bardzo istotne w tym sporcie, to takie spojrzenie na sprawę jest przeze mnie akceptowane.
Inną sprawą byłoby, gdyby ktoś dosłownie interpretował religijność jako coś, co powoduje samo w sobie lepszą odporność na ciosy…
No Randy parę rozwodów na koncie ma…
Wszystko by odlepał – poza krucyfiksem
„Jak można po walce dziękować Bogu za skrzywdzenia bliźniego”, bo w środowisku ludzi zorientowanych w MMA pewne tematy nie przystoją. To jest sport, a nie krzywdzenie bliźniego. Jest definitywna różnica, bo w MMA nie krzywdzisz bliźniego. Nie zabijasz go itp. Przeciwnik nie jest bezbronny i posiada podobne atuty jak ty. Poza tym nikt nie dziękuje Bogu za wygraną walkę oraz nie prosi o jej wygranie, ale o nieodniesienie ciężkiej kontuzji, czy dobrą dyspozycję kondycyjną. Możemy dedykować walkę Bogu, to już inna kwestia. Ale prosić o wygraną modląc się przed walką to już chyba nie przystoi przynajmniej dla osoby, która świadoma jest , że Bóg jest sprawiedliwy!
TurboNitro, wiadomo, że między dziękowaniem Bogu po walce a byciem człowiekiem, który przestrzega Dekalogu czy innych „wytycznych” może istnieć czasami przepaść..
Billymarks, wspomniałem o tym, ponieważ wielu fanów postrzega to w następujący sposób: „Zawodnik dziękuję po walce Bogu, a Bóg przecież każe mu nadstawiać drugi policzek a nie nokautować innych. Wniosek – taki zawodnik to hipokryta”. I jest to podejście tak płytkie, że nie warte komentarza – i dlatego tego nie uczyniłem.
Co do kwestii tego, kto za co dziękuje.. Różnie bywa – z ostatnich przykładów można przytoczyć niesamowity nokaut Barbozy na Etimie, po którym uklęknął i dawał do zrozumienia, że to nie on tego dokonał, tylko Bóg. No, ale tutaj to już kwestia emocji etc.
Bardzo ciekawy artykuł. Moim zdaniem, podkreślam , że to tylko moje przypuszczenia, wynika to z prostej przyczyny: osoby wierzące są z definicji mniej refleksyjne i co za tym idzie potrafią w prostszy sposób zaakceptować wszystko to co się wokół nich dzieje. To z kolei pozwala skoncentrować się na tym co robią na co dzien czyli w tym przypadku na treningu.
Sport wymaga czystości umysłu, skoncentrowaniu na wykonywaniu ćwiczeń na 100% a tym religjia pomaga, zawierzenie bogu pozwala oczyścić umysł z wątpliwości trenować i wyjść do walki myśląc tylko o przeciwniku i nadchodzącym starciu.
Refleksyjność nie idzie w parze z religijnością bo każe Ci wątpić i analizować, rozmyślać na tym co było i na temat tego co będzie. Na podobnej zasadzie np. w gimnastyce żeńskiej startują praktycznie dzieci bo nie odczuwają strachu, nie myślą o tym co może się zdażyć i to pozwala im odnosić lepsze rezultaty. Osoby wierzące działają w podobny sposób nie myślą co było czy będzie bo przecież ich bóg tak chciał i już ich bezrefleksyjność sprawia, że nie widzą tych paradoksów w stylu “Dlaczego bóg pomógł mi a nie przeciwnikowi?”.
Co do sponsorów to dawno, dawno temu Diego Sanchez, jeden z zdecydowanie bardziej religijnych fighterów w UFC, pokonał Briana Gassaway’a i po walce powiedział mniej więcej coś takiego: „I wanna thank my sponsors…. , Jesus…” i dopiero teraz polecieli sponsorzy.
Co do ateistów to niezmiennie bawi mnie to jak bardzo antyreligijne jest 90% dziennikarzy i ludzi trzymających władze w MMA. Joe Silva kiedyś dowiedział się, że jedna osoba co prowadzi fightlinker.com prowadzi również thegoodatheist.com i przegadali ze sobą cały wieczór o ateizmie. True story.
Bawi? Mnie to zupełnie nie dziwi. Zawodnicy to po prostu w większości prości ludzie, którym tak jak napisałem wyżej, wiara sprzyja w koncentriowaniu się na treningu i ogólnie wykonywaniu sportu. Dziennikarze to w większośc pewnie ludzie wykształceni, bardziej światli i w ich pracy zadawanie pytań i ogólnie refleksja pomaga więc nic dziwnego, że spora częśc z nich to ateiści, ktorzy odrzucają dogmaty religijne. Tak sobie myślę, ciekawe ilu jest ateistów wśród topu hierarchów kościoła katolickiego ;)
Czyli co – im ktoś bardziej inteligentny , wykształcony – to zazwyczaj ateisa, a bardziej prości ludzie – mniej refleksyjni – ludzie mocnej wiary?
Tak pytam – nie mam dostępu do statystyk
Ja też nie. To tylko moje subiektywne wrażenie wynikające z własnych obserwacji. Broń Boże ;) nie jest to reguła, znam kilka wyksztalconych osób, które są mocno religijne ale większość moich znajomych po studiach nie akceptuje religii i jej dogmatyzmu. Skądś się ta laicyzacja bierze. Wydaje mi się, że są spore szanse na to, że po części odpowiada za to powszechna dostępność kształcenia.
http://en.wikipedia.org/wiki/Religiosity_and_intelligence
Tu masz sporo o związku IQ z religijnością.
Tidżej, ciekawa historia z Silvą.
Heileris, nie chcę się wdawać w dyskusje na temat religii w oderwaniu od MMA, ale jednak daleki byłbym od wiązania poziomu IQ z poziomem religijności, a już w szczególności w odniesieniu do „młodych, wykształconych” :) Nie chcę, żebyśmy się tu zarzucali linkami z wikipedii, bo doskonale wiemy, jakim może być źródłem informacji, ale.. jako ciekawostka — > http://en.wikipedia.org/wiki/List_of_Christian_thinkers_in_science
Mysle ze jednak moze istniec cos takiego jak Bog, ktory gwarantuje twoja wytzrymalosc psychiczna co niezbedne jest, aby stawiac czola nowym wyzwaniom. Ciekawym przypadkiem moze tu byc Marcin Różalski- zagorzały ateista, dobry zawodnik, ale mu czegos brakuje czyzby to byla wlasnie wiara?
naiver: Linka wrzucilem Kaczce aby miał jakiś punkt odniesienia w dalszych poszukiwaniach ;) Masz rację, taka dyskusja nie ma sensu a ewentualny związek między IQ a religijnością na pewno nie jest oczywisty i jednoznaczny.
Janek: A Różal nie twierdzi, że jest poganinem? Pamiętaj, że tu nie chodzi konkretnie o katolików a ogólnie o religijność.
Janek, Różalskiemu – z całym szacunkiem dla niego – chyba jednak brakuje przede wszystkim umiejętności i wiara w cokolwiek czy też jej brak niewiele by tu pomogły..
Ogólnie, wydaje się, że z czasem coraz mniej będzie jednak podziękowań skierowanych ku niebiosom – nowe pokolenie fighterów (tych koło 20 i nieco starszych) prezentuje jednak na ogół, z drobnymi wyjątkami, nieco inną mentalność niż starzy mistrzowie.
1….2….3….. proba klawiatury:)
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=2OOnmtJGjYc
od 15:13 ciekawe,ze stawiaja na Rozalskiego z LeBannerem (sorry za offtop)