Condit vs Alves – kreatywność czy tajski boks?
Powrotom zawsze towarzyszy wiele niepewności. Nie inaczej będzie przy okazji walki wieczoru gali UFC Fight Night 67.
Czy zawodnik będzie dalej posiadał taką samą dynamikę? Czy coś zostanie z jego rewelacyjnych kopnięć, siły w klinczu lub innej wyróżniającej cechy? Jak będzie wyglądał po długiej przerwie? Czy kontuzja nie sprawiła, że jest jedynie cieniem samego siebie?
Thiago Alves w swoich dwóch bojach dał odpowiedzi na te pytania. Teraz przychodzi pora na to, by zmierzył się z nimi walczący z Brazylijczykiem Carlos Condit. Z tego też powodu typowanie wyniku starcia tej dwójki może przypominać wróżenie z fusów – ujrzymy nieco słabszego (ale wbrew pozorom nie drastycznie) niż przed kontuzją Alvesa czy jego najlepszą wersję? Condit będzie bał się używać swojego przebogatego arsenału czy może będzie znowu gościem, który na dystansie 25 minut potrafi zamęczyć kickbokserskimi kombinacjami absolutnie każdego, o ile oczywiście walka toczy się w stójce?
Dwa łyki statystyki i słówko o zapasach
No właśnie – teoretycznie nie można być pewnym tego, że pojedynek rozegra się w ulubionej płaszczyźnie obu zawodników. Nie martwiłbym się o to, że jedyny zawodnik, który skończył Rory’ego MacDonalda będzie dążył do parteru, ale Alves posiada całkiem niezłe ofensywne zapasy. Sęk w tym, że z używania ich wyleczyła go gilotyna zaaplikowana kiedyś w końcówce walki przez Martina Kampmanna. W wywiadach przed starciem członek American Top Team mówił co prawda, że będzie miał na tym polu przewagę, ale:
– Condit szybko wstaje spod rywali,
– ma bardzo aktywną gardę,
– widmo poddania ze strony Duńczyka ciągle może być w głowie Alvesa.
Toteż spodziewam się raczej wymiany pięści i piszczeli.
Na wstępie trzeba wspomnieć o bardzo dużej przewadze warunków fizycznych Amerykanina. Carlos ma 13 centymetrów przewagi wzrostu i aż 20 centymetrów przewagi zasięgu. Niesie to ze sobą wiele korzyści, choć wbrew pozorom nie skreśla Thiago, a nawet daje mu nadzieje na pewne „bonusy”, do których odniosę się później.
Kondycja zawsze była mocną stroną Condita i jeżeli tylko przez kontuzję nie zaliczyła dużego regresu, to powinna również w tym pojedynku odegrać dużą rolę. Nie chodzi o to, że Thiago jest pod tym względem słaby, a raczej o to, że Natural Born Killer doskonały. Z każdą rundą powracający po kontuzji wojownik powinien coraz bardziej pozytywnie wybijać się na tle rywala pod względem dynamiki czy ilości wyprowadzanych akcji ofensywnych.
Konkrety
Obaj nie należą do wybitnych bokserów. Thiago albo używa rąk tylko w celu przygotowania kopnięcia, albo by zadawać krótkie kombinacje. Składają się one z dwóch – trzech ciosów, wśród których przeważają sierpy i ciosy podbródkowe. Nie dziwi to, uwzględniając zasięg Alvesa, bo osoby z takimi warunkami fizycznymi i posturą raczej ranią w półdystansie, niż dają pokazy stosowania jabów. Tych ostatnich może nieco brakować w arsenale Condita, by nie dopuścić do siebie Thiago. To właśnie półdystans jest największą stójkową słabością Carlosa, jednak wyżej stawiam jego pięściarskie umiejętności. Dlaczego? Condit atakuje dłuższymi ciągami uderzeń, wplata ciosy na korpus i płynnie miesza je z kopnięciami – o ile Brazylijczyk „resetuje” się po kopnięciu kończącym kombinację, to Carlos dalej naciera z pięściarskimi akcjami. Do tego Carlos również potrafi zadawać bardzo silne ciosy, a już przed rewanżem z Kampmannem rozpoczął pracę pod okiem nowego trenera boksu, co poskutkowało w tej walce pewnymi niewidzianymi wcześniej akcjami.
Techniki nożne z kolei są tym, w czym walcząca ze sobą dwójka bryluje. Alves zasłynął jako posiadacz niesamowicie ciężkich low kicków, którymi wręcz ścinał rywali. Czy tak będzie i tym razem? Cóż, na miernym Sethcie Baczynskim nabił ich rekord – 53 niskie kopnięcia. Przed kontuzją zapewne pozwoliłoby to zakończyć walkę. Tutaj nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. To jednak w nich Alves musi w pierwszej rundzie, którą Condit prawdopodobnie prześpi, widzieć główną broń. Masakrowanie nóg rywala zmniejszy bowiem jego mobilność i pogorszy korzystanie z najlepszych zagrań w arsenale. Thiago rzuca także mocne middle kicki – perfekcyjnie wykonanym skończył ostatniego rywala – oraz zdarza mu się odwoływać także do high kicków czy latających kolan. Na tym jednak jego arsenał się wyczerpuje, co czyni go mocno przewidywalnym. Sposób w jaki walczy reprezentant ATT, kojarzy mi się z mniej finezyjnym Jose Aldo: „Prosty – sierp – sierp – bomba z nogi”. Nie odbiera mu to jednak skuteczności, zwłaszcza przy słabszych strikerach – Thiago atakując, może naruszyć prawie każdego. Tutaj jednak będzie miał spore problemy, bo Condit wybitnie wręcz korzysta z kopnięć, a dodatkowo nie będzie raczej przesadnie obawiał się obaleń. Carlos kopie okrężnie na wszystkie wysokości, używa wyśmienicie kolan, wyprowadza wysokie front kicki, atakuje obrotówkami czy oblique kickami… Nad rolą tej ostatniej techniki warto się pochylić. Terroryzując nią Dana Hardy’ego, Condit sprawił, że Anglik w pewnej chwili odruchowo wycofał nogę, co zaowocowało przyjęciem kończącego walkę ciosu. Tutaj może być pod pewnymi względami podobnie – ciągłe zmuszanie Alvesa do przebywania w mniej stabilnej pozycji otwiera drogę do brutalnych szarż.
Jak bić, by ubić?
Jak więc musi walczyć zawodnik gospodarzy, aby wyjść z tarczą? Już na starcie nie może pozwalać rozkręcić się Amerykaninowi. Nie ulega wątpliwości, że od okolic drugiej – trzeciej rundy zacznie się przebudzenie „prawdziwego” Condita, który może być potwornie wymagającym rywalem dla dowolnego półśredniego. Aby nie dać mu błyszczeć w pełnej krasie należy:
– zasypywać go niskimi kopnięciami, ponieważ zmniejszą one dynamikę w nożnych akcjach NBK,
– od początku siedzieć na rywalu i tłamsić sierpami oraz hakami, bo preferuje raczej kickbokserski dystans,
– polować na middle kicka rodem z walki z Jordanem Meinem, Condit jako wysoki zawodnik może być na takie techniki szczególnie podatny.
A Carlos Condit niech zawalczy po prostu jak Carlos Condit. Ze swoją dynamiką może bardzo dotkliwie ranić rywala, o ile już na początku wejdzie w swój rytm. Thiago nie należy do tytanów defensywy, a wspominany już kilkukrotnie Martin trafiał go sporą ilością kopnięć oraz kolan. Jakie więc zadania stoją przed Conditem?
– utrzymywać dystans pozwalający kopać,
– atakować w swoim stylu kombinacjami na każdą wysokość,
– przygotować sobie idealną okazję do skończenia walki jak w pojedynku z Don Gyun Kimem – front kick spychający pod siatkę i otwierający drogę do latającego kolana czy Hardym – zmuszenie do wycofania nogi, za którym poszedł niszczycielski sierp.
Gdyby nie kontuzja, to mocno faworyzowałbym Condita, który na dystansie pięciu rund moim zdaniem może wygrać z każdym, kto nie nazywa się Georges Saint-Pierre. Pytanie brzmi tylko: ile zostało w Carlosie z gościa, który dał radę oszukać GSP, jako jedyny skończył Rory’ego i dał Johnny’emu Hendricksowi najbardziej wyczerpującą walkę w karierze? Jeżeli choć trzy czwarte, to ja mam wyraźnego faworyta. Rozkładam szanse 65-35 dla Condita, przy czym zaznaczam, że jeżeli nie wracałby po kontuzji, to dawałbym mu 80-20.