Colby Covington zamęczył zapaśniczo Dong Hyun Kima
Colby Covington sterroryzował zapaśniczo Dong Hyun Kima podczas gali UFC Fight Night 111.
Colby Covington (12-1) odniósł najcenniejsze zwycięstwo w karierze, na przestrzeni trzech rund terroryzując zapaśniczo Dong Hyun Kima (22-4-1) podczas gali UFC Fight Night 111.
Kim rozpoczął bardzo agresywnie od razu szukając obalenia. Covington jednak szybko odwrócił go na siatce i przewrócił. Koreańczyk zdołał wstać, ale nie Amerykanin uwiesił się na nim, nie dając mu miejsca, torując sobie też drogę za plecy rywala. Zapiął ciasną klamrę, której Kim nie był w stanie zerwać, będąc unieruchomionym pod siatką. W końcu Covington znalazł też drogę do obalenia, usadzając Kima pod siatką. Koreańczyk walczył i powrót na nogi i w końcu na dwie minuty przed końcem rundy dopiął swego. Pozostał jednak z plecami na siatce, tam inkasując kilka uderzeń od kontrolującego go Amerykanina, który zaczął też atakować kolanami. W końcu jednak rozerwał klincz obrotowym łokciem. Walka wróciła na środek oktagonu, gdzie agresywnie napierający Kim trafił kilkoma uderzeniami. Szybko jednak został ponownie przewrócony pod siatką, inkasując w powrotnej drodze na nogi kilka ciosów.
Na rozpoczęcie drugiej rundy Amerykanin trafił kilkoma lowkingami, ale zainkasował też kilka ciosów na głowę, szukając potem obalenia. Kim zdołał się wybronić, ale Covington nie ustępował i gdy akcja przeniosła się pod siatkę, ponownie usadził Koreańczyka. Minęły dwie minuty. Kibice zaczęli gwizdać. Kim wrócił na nogi, ale nadal był przyszpilony do siatki. Covington pracował nad obaleniami, przechodząc od jednej techniki do drugiej, ale Koreańczyk dobrze się bronił, w końcu torując sobie drogę na środek oktagonu. Tam od razu ruszył do ataków, ale szybko zainkasował soczystą kombinację, po której zachwiał się na nogach. Covington ruszył do furiackiego ataku, ale nie zdołał skończyć rywala. Walka ponownie przeniosła się do klinczu z Amerykaninem męczącym tam Koreańczyka. Ten ostatni zdołał efektownie cisnąć rywalem o deski, ale Covington błyskawicznie odnalazł się w sytuacji, odwracając niekorzystną pozycję.
Po wznowieniu walki Kim od razu zaatakował serią prostych, ale zainkasował kontrę, która zmusiła go do okiełznania furiackich zapędów. Walczący z odwrotnej pozycji Covington zaczął poszukiwać mocnego lewego, pozostając aktywniejszym. Szczególnie w półdystansie kontynuował kombinacje, kilka razy dosięgając szczęki Koreańczyka. W końcu ten ostatni złapał klincz, szukając być może obalenia, co przypłacił wylądowaniem na deskach po świetnym sprowadzeniu w wykonaniu Amerykanina. Szybko wrócił na nogi, ale pozostał przyszpilony do siatki, z uwieszonym na sobie Covingtonem, który ani myślał dać mu złapać oddech. Ponownie przewrócił rywala, ale ten znów znalazł drogę na górę. Na minutę przed końcem Kim zdołał przewrócić Covingtona, ale ten od razu zaczął walczyć o powrót na nogi – i dopiął swego, ponownie męcząc rywala w klinczu.
Sędziowie wypunktowali walkę dla Covingtona w stosunku 30-25, 30-26 i 30-27. To dla Amerykanina czwarte zwycięstwo z rzędu i siódme w dotychczasowych ośmiu walkach dla UFC.
*****