Cody Garbrandt vs. Raphael Assuncao – analiza bukmacherska PZBUK przed UFC 250
Techniczna analiza i typowanie co-main eventu gali UFC 250 pomiędzy Codym Garbrandtem i Raphaelem Assuncao.
W co-main evencie gali UFC 250 powracający do akcji po piętnastu miesiącach przerwy i trzech z rzędu porażkach przez nokauty były mistrz wagi koguciej Cody Garbrandt skrzyżuje rękawice z również niemającym za sobą najlepszej serii – przegrał dwa ostatnie starcia – Raphaelem Assuncao.
Amerykanin jest niewielkim bukmacherskim faworytem pojedynku. Czy słusznie?
135 lbs: Cody Garbrandt (11-3) vs. Raphael Assuncao (27-7)
Gdy w grudniu 2016 roku Cody Garbrandt rozsiadł się na mistrzowskim tronie 135 funtów, koncertowo rozprawiając się z mocno wówczas faworyzowanym Dominickiem Cruzem, nikt nie przypuszczał, że skończy na tarczy – i to okrutnie rozbity – trzy następne pojedynki. A tak właśnie się stało.
Oddać trzeba jednak Cody’emu Garbrandtowi, że w pierwszej rundzie pierwszej konfrontacji z TJ-em Dillashawem prezentował się bardzo dobrze – bliźniaczo podobnie do walki z Dominatorem. Był niezwykle czujny w defensywie, świetnie kontrolował dystans, ładnie hasał do boków, nie dając się zamykać na siatce, był pewny siebie, prowokacyjny. Kapitalnie unikał też niskich kopnięć – na wysokości uda – których regularnie poszukiwał TJ. Ba, kilka razy ślicznie go skontrował! Wyglądał świetnie.
W drugiej odsłonie wszystko jednak się posypało. Dillashaw przestał czarować, po prostu bez przygotowania odpalając kopnięcia na wszystkich wysokościach. Tym na głowę posłał Garbrandta na chwilę na deski, co stanowiło początek końca reprezentującego wówczas barwy Team Alpha Male mistrza. Wkrótce wdał się w ostrą wymianę z TJ-em, swoim zwyczajem wyprowadzając ciosy z wysokości bioder – i skończył znokautowany.
Na okoliczność rewanżu Garbrandt nieco zmodyfikował swoją grę. Przede wszystkim urozmaicił ją o kopnięcia – niskie, wysokie, smagające na korpus. Podobnie jak w pierwszym starciu, tak i w drugim na początku miał swoje momenty, ale w pewnej chwili – rozochocony dobrymi ciosami, którymi zdzielił Dillashawa – ruszył z furią, szukając skończenia. Został naruszony w ostrej wymianie i choć przetrwał, to był już cieniem samego siebie, wkrótce będąc skończonym.
Po siedmiu miesiącach powrócił do akcji, mierząc się z Pedro Munhozem. Również i w tej walce – podobnie jak w rewanżu z Dillashawem – odwoływał się do kopnięć częściej niż zwykle. Poszukiwał lowkingów oraz kopnięć na korpus i głowę po przekroku. Starał się walczyć metodycznie, spokojnie, okiełznać demony, które dopadają go w oktagonie. Wyprowadził nawet kilka kombinacji złożonych z… tak, z ciosów prostych! A to w jego przypadku rzadkość, bo gdy rozpuszcza ręce, niemal zawsze bije sierpami, często – jak wspominałem – z bioder.
Z każdą minutą miał jednak coraz większe problemy z presją, z której wywierania słynie Brazylijczyk. To jednak nie wszystko, bo największą przeszkodą okazały się dla niego atomowe lowkingi na wysokości łydki, którymi terroryzował go Munhoz. W pewnej chwili było już wyraźnie widać, że Amerykanin nie jest w stanie poruszać się, jak należy – cofał nogę, ustawiał się przodem do rywala.
W jednej z ostrych wymian – nie był już w stanie kontrolować dystansu – trafił niefortunnie głową w głowę Munhoza, co stanowiło początek końca. Walka trafiła do parteru, z którego Garbrandt z czasem zdołał co prawda wrócić na nogi, ale tam szybko wpadł w berserkserski szał, szukając skończenia za wszelką cenę. Sierpy bite z bioder, szczęka odsłonięta, a z tytanu niesłynąca. Skończył brutalnie znokautowany.
Konkluzja z trzech ostatnich walk jest oczywista. Na Garbrandta spada oktagonowa pomroczność jasna nie tylko wtedy, gdy sam trafi dobrym ciosem – idzie wówczas po skończenie, zapominając o taktyce i technice – ale także wtedy, gdy sam zainkasuje mocne uderzenie. Wtedy również nie szuka zwolnienia akcji, klinczu czy nawet dystansu. Nie – zamiast tego chce jak najszybciej odpłacić rywalowi, również zapominając o elementarnej przyzwoitości w obronie.
Nie ulega natomiast wątpliwości, że No Love posiada piekielnie szybkie ręce – nawet jeśli często i gęsto ciosy wyprowadza z bioder. Nawet w takich sytuacjach bywa szybszy od rywali. Dodatkowo, jego pięści ważą naprawdę sporo.
Jak na jego tle wpada Raphael Assuncao?
Otóż, Brazylijczyk nie jest zawodnikiem, który szczególnie wyróżniałby się w jakiejkolwiek płaszczyźnie. W każdej jest natomiast co najmniej solidny, a może nawet – dobry.
Assuncao potrafi walczyć z obu pozycji. Inicjując akcje, chętnie zaczyna bezpośrednim lewym sierpem z klasycznej, później dokładając krosa lub mniej lub bardziej ciasnego sierpa. Od czasu do czasu uderzy jabem.
Reprezentant Kraju Kawy to jednak przede wszystkim kontruderzacz. Nieustannie pozostaje w gotowości, aby zbić ciosy rywala – ewentualne je przepuścić – odpowiadając kontrami. Kontruje na wiele różnych sposobów – lewym prostym, lewym sierpem, prawym prostym, prawym sierpem, krótką kombinacją. Czasami po zbiciu ciosu, czasami po przepuszczeniu, a czasami w tempo wyprowadzając prawego overhanda nad jabem przeciwnika.
Brazylijczyk nie słynie ze szczególnie ciężkich pięści, ale niedawno ciężko znokautował Matthewa Lopeza, by w kolejnym pojedynku posłać na deski Roba Fonta. Jak najbardziej może zatem stanowić zagrożenie dla szczęki Garbrandta.
Grzechem byłoby nie wspomnieć o kopnięciach Assuncao. Brazylijczyk bardzo chętnie siecze lowkingami z obu nóg, z obu pozycji. Nie stroni też od kopnięć na korpus oraz na głowę – czasami nawet naprawdę ślicznymi i szybkimi obrotówkami. Dość powiedzieć, że wspomnianego Lopeza zmasakrował właśnie niskimi wewnętrznymi kopnięciami.
Typowanie
Nie jest to pojedynek łatwy do wytypowania, choć jednocześnie wcale się nie zdziwię, jeśli jeden z nich wygra w sposób wyraźny i niepozostawiający wątpliwości.
Assuncao jest zawodnikiem odpowiedzialnym w obronie – znacznie odpowiedzialniejszym od Garbrandta! – który posiada też szerszy arsenał kickbokserski, a dodatkowo może pokusić się o próby zapaśnicze. Ma więcej opcji.
Może się wydawać, że dla Amerykanina problem stanowić mogą ciężkie lowkingi Brazylijczyka, ale… Zwracam uwagę, że Assuncao kopie tradycyjnie, na wysokości uda. Tego rodzaju kopnięcia wymagają bliższego dystansu, szybszej nogi. Niemal wszystkich tego rodzaju ataków Garbrandt uniknął w starciu z Dillashawem – natomiast w konfrontacji z Munhozem, który rąbie na wysokości łydki, było już znacznie gorzej. No Love zainkasował kilka potężnych bomb, po których jego lewa noga w zasadzie przestała pracować.
Na tym jednak nie koniec, bo preferowane przez Brazylijczyka lowkingi na wysokości uda będą go też bardziej narażały na kontry – z uwagi na bliższy dystans. Garbrandt natomiast lubi czaić się na tego rodzaju akcje w kontrze na niskie kopnięcia, wpadając wówczas z impetem w rywala z ostrą kombinacją. Nie będę ukrywał, że nawet mi brew nie drgnie, jeśli Amerykanin ustrzeli w ten sposób rywala.
Z kolei smykałka do kontr Raphaela Assuncao, który był w stanie wielokrotnie trafić takowymi nawet dysponującego dobrym zasięgiem Roba Fonta – stanowić może nie lada trudność dla Cody’ego Garbrandta. Szlifujący formę w American Top Team Brazylijczyk jest zawsze gotowy, aby zbić uderzenia i odpłacić rywalowi własnymi.
Tempo walki może natomiast odpowiadać Amerykaninowi. Assuncao czasami lubi przyspieszyć, wywierając nawet delikatną presję, ale czy zrobi to i w tym starciu? Na ogół bowiem spokojnie wymienia się z rywalami uderzeniami na środku oktagonu, a mający czas i miejsce na myślenie Garbrandt będzie bardzo groźny. Assuncao to nie Munhoz, który nieustannie idzie do przodu, rozpuszcza ręce i siecze wspomnianymi łydkingami.
Nie będę ukrywał, że dwie ostatnie walki Raphaela Assuncao dają sporo do myślenia, jeśli chodzi o aspekty szybkościowe. Niby inkasowanie uderzeń od dysponującego świetnym zasięgiem Cory’ego Sandhagena czy zrywnego w pierwszych rundach Marlona Moraesa wielkiego wstydu nie przynosi, ale… Brazylijczyk pruł w tych walkach powietrze znacznie częściej niż poprzednio. Jego zbicia czy uniki też nie wyglądały tak dobrze jak zazwyczaj.
Ba, we wspomnianym rewanżu z Moraesem dwukrotnie zainkasował nieszczególnie ciasnego prawego sierpa, co było początkiem jego końca – a tymczasem Garbrandt, jak wspominałem, posiada piekielnie szybkie ręce, a i prawym sierpem uderzać bardzo lubi.
Z drugiej natomiast strony, Garbrandt powraca do akcji po długiej przerwie, trzech nokautach i poważnych problemach zdrowotnych. Zmienił klub – teraz trenuje u Marka Henry’ego. Ciąży na nim duża presja. Jest wiele znaków zapytania wokół jego formy. Czy – wzorem chociażby Justina Gaethje – będzie w stanie zmienić swój styl walki? Okiełznać emocje w oktagonie?
Nie sposób zresztą wykluczyć, że Assuncao wyciągnie wnioski z ostatnich porażek Garbrandta i zacznie jednak terroryzować jego łydkę – a już 2-3 tego rodzaju kopnięcia mogą mieć kapitalny wpływ na przebieg pojedynku. Możę nawet spróbuje wywierać presję? Jestem bardzo daleki od skreślania Brazylijczyka.
Tym niemniej, mając na uwadze gigantyczną przewagę szybkościową, jaką będzie miał po swojej stronie dysponujący cięższymi pięściami Garbrandt, jego solidną defensywę zapaśniczą oraz fakt, że trenuje u Marka Henry’ego, który zna Raphaela Assuncao na wskroś, za najbardziej prawdopodobny scenariusz uważam ten, w którym były mistrz będzie w stanie zaskoczyć leciwego już i także niezachwycającego ostatnio formą Assuncao. A jeśli trafi, nie wypuści zwycięstwa ze swoich rąk – Brazylijczyk to nie Dillashaw czy Munhoz, jeśli chodzi o ostre wymiany w półdystansie. Scenariusz, w którym Amerykanin rozbija Brazylijczyka na pełnym dystansie, będąc dla niego nieuchwytnym i tym samym udowadniając, że jednak demony przeszłości zostawił za sobą, również wchodzi w grę, ale…
Pojedynek obstawić można u naszego partnera PZBUK.pl w linku poniżej:
Zwycięzca: Cody Garbrandt przez (T)KO
Obstawiaj wszystkie walki UFC na PZBUK i odbierz cashback 200 PLN
*****
„Reyes vs. Jan o pas mistrzowski” – Jon Jones poinformował o zwakowaniu tytułu mistrzowskiego