„Byłem gotowy, aby zostawić żonę, dzieci, wszystko” – Jeremy Stephens myślał o samobójstwie po klęsce z Jose Aldo
Powracający do akcji w sobotę po ponad półrocznej przerwie Jeremy Stephens podsumował klęskę z Jose Aldo i zapowiedział pojedynek z Zabitem Magomedsharipovem.
Przed konfrontacją z Jose Aldo w lipcu zeszłego roku rozpędzony wówczas trzema zwycięstwami Jeremy Stephens buzował pewnością siebie, nie mając żadnych wątpliwości, że brutalnie rozprawi się z brazylijską legendą.
Rzeczywistość okazała się jednak dla Amerykanina zupełnie inna, bo już w pierwszej rundzie został przez Brazylijczyka ubity.
Życie zawaliło mu się wówczas na głowę, o czym opowiedział w programie Ariel Helwani’s MMA Show.
Po tej walce patrzyłem na swoje dzieci, które miały 9 i 7 lat… A gdy byłem w takim właśnie wieku, miałem 8 lat, rozeszli się moi rodzice.
– zdradził Lil Heathen.
I w zasadzie byłem gotowy, żeby pójść tą samą drogą, tym samym schematem. Byłem gotowy, aby zostawić żonę, zostawić dzieci, zostawić wszystko. Zmienić samochód, zmienić dom. Pojawiły się myśli samobójcze, ale trener Eric Del Fierro uratował mi życie. Wciągnął mnie do tego programu i to było prawdziwe błogosławieństwo. Gdy wróciłem po tych zajęciach, przyszedłem do Erica i płakałem w jego ramionach. Stary, dziękuję za uratowanie mojego życia. Nie wiesz, jak bardzo mi to pomogło.
Jeremy udał się do placówki Choice Center w Las Vegas, biorąc udział w specjalnych kursach poświęconych osobistemu rozwojowi, cechom przywódczym i poprawieniu inteligencji emocjonalnej.
Amerykanin nie ukrywa, że teraz z perspektywy czasu docenia porażkę z Jose Aldo, bo pozwoliła mu ona odkryć i zrozumieć samego siebie. Dzięki temu stał się innym, lepszym człowiekiem, poprawiając relacje ze swoją rodziną i otoczeniem.
To było wielkie wydarzenie w moim życiu. Musiałem zrozumieć wszystkie te schematy.
– powiedział o klęsce z Aldo.
Dlaczego zawodzę w najważniejszych momentach? Dlaczego tak się dzieje? Nie ma to żadnego związku z nim (Jose Aldo), bo szczerze mówiąc, jeśli zrobilibyśmy to ponownie, to wygrywam dziewięć walk na dziesięć. Mogłem dzięki temu poznać samego siebie. Nigdy nie walczysz z rywalem – zawsze jest to walka z samym sobą.
Do akcji Amerykanin powróci już w najbliższą sobotę, w wyróżnionej walce karty wstępnej – transmitowanej na dużym ESPN – gali UFC 235 mierząc się z robiącym furorę w kategorii piórkowej Dagestańczykiem Zabitem Magomedsharipovem.
Stephens zapewnia, że szanuje i docenia rywala, ale jednocześnie widzi w jego oktagonowej grze masę luk.
Brakuje mu wielu podstaw bokserskich, podstaw w przygotowaniu ciosów.
– powiedział o Dagestańczyku.
Lubi wszystkie te błyskotliwe rzeczy, ale czy możesz robić obrotówki przez piętnaście minut? Wątpię. Będą okazje, żeby to wykorzystać – a w przeszłości był już w kilku walkach obnażany. Nie uderza zbyt mocno i ludzie byli w stanie przebijać się przez jego uderzenia z uśmiechem na ustach. Trochę waciane ręce.
Jeśli chodzi o jego najmocniejsze strony, to myślę, że są to jego grappling i parter. Jego klamry są naprawdę dobre, zapasy też są bardzo dobre. Łapie kreatywne poddania, dobrze schodzi do jednej nogi. Jest bardzo przebiegły. Stanowi więc pewne problemy, ale my mamy rozwiązanie.
Wojujący od 12 lat w UFC Stephens zapewnia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – bogatszy o nowe doświadczenia, w sobotę rozpocznie nowy etap swojej kariery.
Nie przegrywam – uczę się.
– powiedział 32-latek.
Wracam. Wracam silniejszy niż kiedykolwiek. Wracam lepszy niż kiedykolwiek. I wracam zawsze z okrucieństwem. Ludzie aż zastanawiają się, jak to jest, że Jeremy Stephens jest coraz starszy a jednocześnie coraz lepszy. Teraz będę miał okazję zrobić to w głównej walce (karty wstępnej) przed nową publiką na ESPN, która prawdopodobnie nie wie, kim, do chuja, jestem. Będę miał okazję wyjść tam i obnażyć pompowanego gościa – raz jeszcze. Pokazać ludziom, kim, kurwa, jestem.
*****
Wyborny Oleksiejczuk, Błachowicz jak Gaethje, rzeźnik z Syberii – pięć wniosków po UFC Praga