Borys Mańkowski: „Będę szukał skończenia”, Dricus Du Plessis: „Chcę być tutaj królem”
Wśród zawodników, którzy wzięli dziś udział w konferencji prasowej przed galą KSW 41, nie mogło zabraknać – i nie zabrakło – dwóch najważniejszych postaci – Borysa Mańkowskiego i Dricusa Du Plessisa.
Bohaterowie zaplanowanej na 23 grudnia w katowickim Spodku walki wieczoru gali KSW 41 – Borys Mańkowski i Dricus Du Plessis – spotkali się dziś po raz pierwszy twarzą w twarz podczas konferencji prasowej zorganizowanej w warszawskim klubie Champions.
Zanim jednak stanęli do pierwszego staredownu, odpowiedzieli na pytania dziennikarzy.
– Znałem KSW od czasu, gdy zaczynałem zawodową karierę – powiedział Afrykaner, który pod banderą południowoafrykańskiej organizacji EFC zdobył pasy mistrzowskie kategorii średniej i półśredniej – To bardzo duża i bardzo dobra organizacja. Jeśli chodzi o Borysa – nie, niezbyt (go znałem). Jednak w ostatnich miesiącach, od czasu, gdy dowiedziałem się, że prawdopodobnie będę z nim walczył, dokładnie go analizowałem. Jestem bardzo pewny siebie i jestem przekonany, że będę nowym mistrzem kategorii półśredniej KSW.
Du Plessis dał też jasno do zrozumienia, której organizacji zamierza się teraz całkowicie poświęcić.
– Podpisałem z KSW kontrakt na wiele walk i chciałbym tu walczyć tak często, jak to będzie możliwe – stwierdził. – Jeśli chodzi o bronienie pasów w EFC, istnieje na to duża szansa, ale na tym etapie KSW jest moim nowym domem i tutaj chcę być królem.
Postać Dricusa Du Plessisa nie jest – a przynajmniej do czasu ogłoszenia jego walki z Borysem Mańkowskim nie była – szczególnie znana na nadwiślańskiej scenie MMA. Jedynym polskim akcentem w karierze Afrykanera było zwycięstwo z Rafałem Haratykiem, którego w zeszłym roku poddał podczas gali EFC.
Polski mistrz jest jednak bardzo daleki od lekceważenia pretendenta, choć zdaje sobie doskonale sprawę, że na pierwszy rzut oka różnica między Mamedem Khalidovem, z którym bił się ostatnio, i Dricusem Du Plessisem może wydawać się ogromna.
– Wszyscy porównują to do walki z Mamedem, ale tak nie może być, bo wiele razy jest tak, że jakiś styl walki odpowiada twojemu – i mimo że, powiedzmy, gość rozwalił 50 innych zawodników, to akurat tobie będzie on pasował i nie będzie takim ciężkim rywalem. Z kolei ktoś, kto nie jest super-wybitny, okaże się, że akurat dla twojego stylu walki będzie ciężkim przeciwnikiem.
Do grudniowej potyczki Mańkowski, który kilka miesięcy temu opuścił Ankos MMA, przygotowuje się w Poznaniu.
– Tak bardzo się to nie zmieniło, bo spora część jest ze starej ekipy i z nimi robię MMA – powiedział o obozie przygotowawczym, zdradzając, że w jego narożniku staną tym razem Mateusz Gamrot, Łukasz Rajewski i najprawdopodobniej Tomasz Kondraciuk – Dołączyli do naszego teamu jeszcze różni zawodnicy, między innymi obecny tutaj Romek Szymański. Ekipa się więc powiększa, jeśli chodzi o MMA. A jeśli chodzi o poszczególne płaszczyzny, to są to różne kluby poznańskie.
Borys doskonale zdaje sobie sprawę, że znalezienie odpowiedniego dlań rywala nie jest zadaniem łatwym – ale nie ma wątpliwości, że organizatorzy w przypadku Dricusa Du Plessisa stanęli na wysokości zadania.
– Jeśli chodzi o wyzwania dla mnie samego, to myślę, że chłopaki się bardzo postarali, bo jest to mistrz dwóch kategorii wagowych, więc bardzo fajnie – powiedział. – Oglądałem jego wszystkie walki, które zdołałem znaleźć – i na pewno to będzie bardzo ciekawa walka. (Du Plessis) lubi się bić w stójce, lubi się bić w parterze, śmiało idzie do wszystkiego. Nie analizuje, nie chce liczyć na punkty czy na decyzję sędziowską, tylko za każdym razem próbuje – i udaje mu się to – skończyć walkę przed czasem. Ja nie ukrywam, że od pewnego czasu też mnie przestały bawić walki na decyzje. Nie jestem dumny z tego, że kończę jakieś walki przez decyzje, więc też będę szukał skończenia przed czasem. Walka będzie więc bardzo ciekawa. Oczywiście dam z siebie wszystko, on da z siebie wszystko, ale cóż – wygrywać muszę, bo taki jest mój cel. Muszę wygrywać, będę wygrywał i kogokolwiek znajdzie mi organizacja – to i tak zawsze wygram.
Dla Dricusa Du Plessisa będzie to pierwsza walka MMA stoczona poza Republiką Połudnowej Afryki, ale zawodnik przekonuje, że nie ma to większego znaczenia, przypominając, że swego czasu bił się już na Słowacji – tyle, że w formule kickbokserskiej.
Afrykaner nie ukrywa uznania dla całej otoczki medialno-marketingowej, jaką tworzy wokół swoich gal KSW, ale nie zamierza na potrzeby promocyjne zmieniać swojego podejścia do sportu.
– KSW jest ogromne, niesamowite od strony medialnej, ale chcę być znany z tego, kim jestem – powiedział. – Z tego samego powodu, dla którego jestem znany w całej Afryce. Jestem podwójnym mistrzem w Afryce w międzynarodowej organizacji. Walczyłem z Polakiem Rafałem Haratykiem, który jest bardzo dobrym zawodnikiem. KSW to jednak krok w górę jeśli chodzi o rywalizację, ale wiem, że będę tutaj znany z tych samych powodów, dla których jestem znany w Afryce – jako mocny i niezłomny zawodnik, który na koniec zrobi wszystko, żeby wygrać – i także w KSW zostać podwójnym mistrzem.
Borys przyznał, że gdy po raz pierwszy usłyszał nazwisko swojego grudniowego rywala, nie do końca wiedział, kim jest, ale „coś obiło mu się o uszy”. Wyjaśnił jednak, że od kilku lat nie śledzi już wszystkich wydarzeń na światowej scenie MMA tak uważnie, jak czynił to kiedyś, gdy jeszcze poszukiwał swojego stylu, swojej drogi rozwoju.
Dziś, będąc już w dużej mierze ukształtowanym zawodnikiem, inaczej gospodaruje swoim czasem.
– Wolę teraz poświęcić więcej czasu nie na oglądanie innych zawodników, tylko na oglądanie takich zawodników, z których mogę coś wyciągnąć – przyznał poznaniak.
Dla Tasmańskiego Diabła pojedynek z Du Plessisem będzie pierwszym od czasu porażki ze wspomnianym Mamedem Khalidovem podczas majowej gali KSW 39 na Stadionie Narodowym. Poznaniak nie do końca jednak w takich kategoriach – porażki – traktuje tamto starcie.
– Jednocześnie jak gdyby wygrałem na tym wszystkim – powiedział o potyczce w Khalidovem – Porażka to nie jest odpowiednie słowo do zaistniałej sytuacji. Oczywiście jest to przegrana, ale nie w moim sercu. W moim sercu może nie jest tak, że wygrałem tę walkę, ale wygrałem coś w swoim życiu. W ogóle nie traktuję tego jako jakiegokolwiek minusu w swoim życiu. Tylko i wyłącznie ewidentny plus. To, że gdzieś tam na Sherdogu mogę przeczytać, że mam „loss”, nic to dla mnie nie zmienia. Ja się czuję jako totalnie wygrany. Nie podchodzę więc do tej walki, jak bym wracał po przegranej – podchodzę tak, jak bym wracał po jakimś dużym skoku w przód w całym swoim życiu.
Wideo za Sporty-Walki.org:
*****