Błachowicz vs Manuwa – polska siła czy zwierzęca dynamika?
Czy Cieszyński Książę ubije ciężkorękiego Jimiego Manuwę i przebojem wedrze się do czołowej dziesiątki kategorii półciężkiej w UFC?
Najlepszy zawodnik do 93 kilogramów w Polsce, Jan Błachowicz (18-3, 1-0 UFC), podczas pierwszej historycznej gali UFC w Polsce, która odbędzie się 11 kwietnia w Krakowie, zmierzy się z mającym za sobą prawdziwie badboy’ową przeszłość, kowadłorękim Brytyjczykiem z nigeryjskimi korzeniami, Jimim Manuwą (14-1, 3-1 UFC).
Standardowo, jako pierwsi prezentujemy zapowiedź tego pojedynku, oceniając jednocześnie szanse obu zawodników. Jak doszło do tej walki? Co jest stawką? Kto i dlaczego lepszy w stójce, zapasach i parterze?
Tło pojedynku
Jan Błachowicz podpisał kontrakt z UFC po pięciu kolejnych zwycięstwach w KSW, które przyniosły mu pas mistrzowski kategorii półciężkiej czołowej polskiej organizacji. Najpierw po dominującym występie skończył Toniego Valtonena, by potem pewnie, choć po średnio spektakularnych bojach wypunktować czterech kolejnych rywali – Therry Sokoudjou, Mario Mirandę, Houstona Alexandra i Gorana Reljica, z których ten ostatni był najcenniejszym skalpem. Formę, wydaje się, oszczędzał jednak na UFC, bo po zaleczeniu urazu kolana w swoim debiucie rozbił w pył mocno faworyzowanego przez leniwych zagranicznych dziennikarzy Ilira Latifiego.
Z kolei Jimi Manuwa to były mistrz kategorii półciężkiej organizacji Cage Rage, który dołączył do UFC w 2012 roku po tym, jak uzbierał 11 kolejnych zwycięstw, wszystkie przed czasem. Doskonale rozpoczął swoją przygodę z największą organizacją na świecie, choć każde z trzech kolejnych zwycięstw pozostawiło drobny niedosyt. W debiucie pokonał Kyle’a Kingsbury’ego przez przerwanie doktora po drugiej rundzie (zapuchnięte oko Amerykanina), potem odprawił Cyrille Diabate i Ryana Jimmo – obaj z uwagi na kontuzje nogi, której się nabawili (a w zasadzie, którą zafundował im Brytyjczyk), nie zdecydowali się kontynuować walki. W czwartej batalii pod banderą UFC postawiono przed nim Alexandra Gustafssona i tak wysoko zawieszonej poprzeczki Brytyjczyk nie zdołał już przeskoczyć, doznając pierwszej porażki w swojej zawodowej karierze.
Poster Boy jest aktualnie sklasyfikowany na 11. pozycji w Rankingu UFC – Polaka póki co tam nie uświadczymy. Stawką pojedynku dla obu zawodników jest zatem najprawdopodobniej przedarcie się do czołowej dziesiątki dywizji. Obaj po ewentualnej wiktorii, w kolejnym starciu będą mogli liczyć na rywala z czołówki, którego ubicie zbliży ich mocno do – tak, tak – titleshota. Gra toczyć będzie się zatem o wysoką stawkę.
Kto lepszy na papierze?
Jimi Manuwa to zawodnik niemal wyłącznie koncentrujący się na uderzeniach w płaszczyźnie stójkowej – co widać, słychać i czuć, chciałoby się rzec. Brytyjczyk dysponuje szerokim wachlarzem morderczych technik, siejąc prawdziwe spustoszenie w szeregach obronnych swoich rywali. Dość powiedzieć, że z 14 zwycięstw, które ma na koncie, aż 13 zanotował przez (T)KO!
Walczący z klasycznej pozycji Poster Boy z całą pewnością nie jest najbardziej mobilnym zawodnikiem na świecie, za to każdy jego zryw oznacza ogromne niebezpieczeństwo dla jego przeciwników. Brytyjczyk nie jest szczególnie aktywny w swoich atakach, nie zasypuje rywali gradem ciosów, ale gdy rusza z szarżą, w uderzenia wkłada pełną moc, dążąc do skończenia walki przed czasem. Wspomniane dwa elementy, a więc niewielka mobilność i piekielna dynamika w przyspieszeniu, są od siebie zależne, nawzajem się uzupełniając – dzięki takiej ich kompozycji Manuwa może zregenerować siły po ostrej szarży, co jest niezwykle istotne, bo rzeczone szarże pochłaniają masę energii.
Poster Boy w swoim debiucie w UFC sprawił srogie lanie Kyle’owi Kingsbury’emu.
Nie ujrzymy raczej Manuwy składającego jakieś skomplikowane kombinacje, bo na ogół w porywach rzuca maksymalnie dwa ciosy lub cios i kopnięcie. Bez wątpienia najgroźniejszą bronią w jego arsenale jest piekielnie szybki, bezpośredni lewy sierpowy, którym usadził już niejednego rywala. Specjalizuje się także w lewym haku na wątrobę, a i czasami dorzuca mocny prawy. Rzadko za to korzysta z ciosów prostych, ale trudno się temu dziwić – w końcu trudno nimi znokautować rywali…
Jimi Manuwa swoim firmowym lewym sierpem usypia Luke’a Blythe’a. To ulubiona technika Brytyjczyka, którą na powyższej animacji przygotowuje markowanym prawym prostym mającym za cel zmylenie przeciwnika.
Na uznanie zasługują jego kopnięcia, których wachlarz robi wrażenie – Jimi uderza piekielnie mocnymi lowkingami z obu nóg. Naprawdę wkłada w nie masę siły – to one właśnie zdemolowały nogę Francuza Cyrille Diabate, który nie był w stanie wyjść do drugiej rundy. Biorąc pod uwagę nieprzyjemne doświadczenia Błachowicza z pierwszej walki z Thierrym Sokoudjou, może to trochę niepokoić, ale z drugiej strony – od tamtego czasu Polak zdecydowanie lepiej radzi sobie z niskimi kopnięciami.
Stanowią one jedna tylko część arsenału nożnego Brytyjczyka – potrafi on bowiem kopać piekielnie mocno na korpus i na głowę z obu nóg, w jego arsenale znajdziemy też kopnięcia frontalne a nawet hakowe. Do tego dorzuca piekielnie mocne kolana – latające, w klinczu na uda (zdemolował nimi Ryana Jimmo, a moc, z jaką je rzuca, przywodzi na myśl samego Mauricio Shoguna Ruę!) oraz w klinczu na korpus i głowę. Do tego zaprzęga też czasami łokcie.
Jimi Manuwa rozbija kolanami w klinczu Nicka Chapmana.
Jak na jego tle przedstawia się Jan Błachowicz? Polak to solidny uderzacz, który jednak w żadnym elemencie nie jest wybitny. Jego siłą jest wszechstronność. Trudno nie odnieść wrażenia, że w stójce przewaga należeć będzie do szybszego, wszechstronniejszego w tym elemencie i dużo mocniej bijącego Manuwy. Odnotujmy, że nawet doskonały w płaszczyźnie kickbokserskiej Mauler pomimo tego, że ostatecznie znokautował Brytyjczyka, szukał obaleń. Nie radzili sobie z nim także dwaj głównie stójkowi zawodnicy w osobach wspomnianych już tutaj Ryana Jimmo i Cyrille Diabate.
Nie należy jednak popadać w rozpacz, bo Cieszyński Książę coraz śmielej poczyna sobie, walcząc z odwrotnej pozycji, czym zupełnie wybijał z rytmu Ilira Latifiego. W tymże pojedynku zaprezentował też dobrą dynamikę i solidną pracę na nogach, nie dając się ani razu zamknąć pod siatką. Poza tym w stójkowej grze Jimiego Manuwy można wyłuskać szereg słabszych stron – nie będę teraz opowiadał o wszystkim, bo ja Bóg da, to przyjrzę się Brytyjczykowi w cyklu Sierpem, ale wspomnę tylko o dwóch elementach.
Po pierwsze – Manuwa to zawodnik na wskroś ofensywny. Albo rusza do przodu i atakuje, albo cofa się i broni. Innymi słowy, bardzo rzadko kontruje. Wywieranie na nim presji nie wiąże się z ryzykiem przyjęcia jakiejś bomby na szczękę. Brytyjczyk nie jest Lyoto Machidą – gdy się broni, robi to na 100%, gdy atakuje, również wkłada w to 100% mocy.
Po drugie wreszcie – lowkingi Manuwy. Są piekielnie mocne, owszem, Błachowicz miał z nimi problemy w przeszłości – prawda. Jednak 100% mocy, którą wkłada w nie Brytyjczyk, powoduje, że jest w momencie ich rzucania mocno odsłonięty, co wielokrotnie wykorzystywał Ryan Jimmo, karcąc go ciosami.
Stójka to jednak nie wszystko, bo nie ulega wątpliwości, że Jan Błachowicz największą przewagę powinien mieć w parterze. Manuwa potrafi co prawda całkiem nieźle powracać do stójki (nie utrzymali go tam ani Kyle Kingsbury, ani Alexander Gustafsson), a i jego obrona przed poddaniami wydaje się być przyzwoita, ale sam – poza średnią gilotyną – nie dysponuje żadnymi narzędziami, by zagrozić w parterze jakiemukolwiek solidnemu grapplerowi – a do takich bez wątpienia zalicza się Jan Błachowicz.
Jedyne poddanie w karierze Jimiego Manuwy – powyżej dusi Jamiego Hearna. Walka odbyła się w 2009 roku.
Pytaniem kluczowym wydaje się to, czy Polak zdoła obalić Manuwę. Statystyki obrony przed sprowadzeniami w wykonani Brytyjczyka wyglądały w UFC następująco (udane obalenia/próby):
Kyle Kingsbury – 2 z 8
Cyrille Diabate – 0 z 0
Ryan Jimmo – 0 z 1
Alexander Gustafsson – 1 z 2
Otóż, sprawa wygląda następująco – Manuwa nie jest w żadnym wypadku wybitnym zapaśnikiem, ale jest w tej płaszczyźnie solidny, przyzwoity. Potrafi nieźle sprawlować, przekładać rękę pod pachami rywala, gdy trzeba, ale… im bardziej jest zmęczony – a w drugiej rundzie czasami ciężko już oddycha – tym łatwiej go przewrócić, co udowodnił wcale nie jakiś wyśmienity zapaśnik w osobie Kyle’a Kingsbury’ego, który na dodatek był wówczas już piekielnie porozbijany i jednooki.
Szlifujący swoje zapaśnicze umiejętności pod okiem Andrzeja Kościelskiego w Ankosie Zapasy Błachowicz będzie miał w konfrontacji z Manuwą ten komfort, że w każdej niemal chwili mógł będzie szukać obalenia, ograniczając tym samym ofensywne zapędy kickbokserskie Brytyjczyka. Jeśli dodatkowo weźmiemy pod uwagę, że w każdym niemal ataku Poster Boy idzie na 100%, to niewątpliwie szanse na sprowadzenie walki do parteru rosną.
Pierwszym krokiem do zwycięstwa Cieszyńskiego Księcia będzie przetrwanie pierwszej rundy. Polak ma dobrą kondycję i z każdą upływającą minutą jego szanse powinny rosnąć, a ryzyko wylądowania na deskach – maleć. Błachowicz będzie też prawdopodobnie silniejszym zawodnikiem, więc klincz mile widziany – pod warunkiem, że nie da sobie okopywać ud potężnymi kolanami.
Innymi słowy, Jana Błachowicza czeka bardzo trudna walka, choć Jimi Manuwa z całą pewnością znajduje się w jego zasięgu. Zwłaszcza, że odnoszę wrażenie na podstawie debiutanckiej walki Polaka w UFC, że jest on piekielnie pewny siebie, przekonany co do swoich umiejętności – a mentalność, nastawienie to kluczowa sprawa.
Kurs bukmacherski
Jimi Manuwa był faworytem w każdym pojedynku w UFC poza, oczywiście, ostatnim, w którym zmierzył się z Alexandrem Gustafssonem. Jan Błachowicz z kolei w swoim jedynym dotychczasowym boju, przeciwko Ilirowi Latifiemu, był wyraźnym underdogiem. Myślę, że teraz bukmacherzy inaczej ocenią szanse Polaka, choć nadal faworytem będzie Brytyjczyk.
Predykcja kursu:
Jimi Manuwa – 1.70
Jan Błachowicz – 2.15
fot. UFC.com
Komentarze: 2