Bellator 178 – przegląd kategorii piórkowej
Jak prezentuje się kategoria piórkowa w Bellatorze? Czy czwarte zestawienie Daniela Strausa z Patricio Freire było konieczne?
21 kwietnia na gali Bellator 178 po raz czwarty zmierzą się ze sobą Daniel Straus i Patricio Pitbull Freire. Ze względu na liczne głosy krytyki ich kolejnego starcia przedstawiam przegląd zawodników i potencjalnych walk o mistrzostwo kategorii piórkowej w tej organizacji.
Zapewne wielu fanów mieszanych sztuk walki bez większych oporów stwierdzi, że organizacja czterech walk między tymi samymi zawodnikami jest przesadą. Tym bardziej, jeśli taka sytuacja dotyczy walki mistrzowskiej w jednej kategorii wagowej, a walki następują niemal jedna po drugiej. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Bellator zamknął kategorię piórkową na jakikolwiek powiew świeżości i fani niczym w krakowskim smogu duszą się ciągłym oglądaniem tego samego zjawiska.
Niemniej jednak dotychczasowe starcia pomiędzy Pitbullem i Strausem owocowały w piękne akcje, których próżno szukać przy większości starć w tej pięknej dyscyplinie. Tym samym stajemy przed niesamowicie sprzecznymi emocjami. Z jednej strony powinniśmy się cieszyć z kolejnej świetnej walki, jaką będziemy mogli obejrzeć. Z drugiej słyszymy krzyk: ileż można? Powietrza!
Piórkowa kategoria wagowa w Bellator MMA jest obfita w wielu ciekawych zawodników, którzy łącznie tworzą jedną z najciekawszych rywalizacji spośród wszystkich wag w organizacji. Jednak o ile inne kategorie wagowe mają przyjemność wzbogacać się o kolejne – mniej lub bardziej medialne – nazwiska, o tyle nowych piórek gotowych do walki o pas jest jak na lekarstwo. Jedynie Emmanuel Sanchez zdołał się przebić do szerszej świadomości fanów, choć jego bardzo agresywny i widowiskowy styl walki już dwukrotnie powstrzymał go przed dużą walką. Tym razem wydaje się, że zdołał doczłapać się do walki mistrzowskiej, odnosząc dwa zwycięstwa z rzędu z mocnymi rywalami. To właśnie w Sanchezie upatrywać można kandydata do następnej walki o mistrzostwo piórkowej, tym bardziej, że ostatnią walkę wygrał na niecały miesiąc przed starciem Pitbull vs. Straus.
Kolejnym interesującym nazwiskiem w tej kategorii wagowej jest AJ McKee. Walczy od dłuższego czasu, ale można mieć spore wątpliwości wobec poziomu, jaki prezentują jego rywale. Niemniej jednak mimo dość ubogiego rekordu zawodowego (7-0), posiada przyzwoitą karierę amatorską. Jest to fakt niezwykle istotny, wszak do MMA często trafiają zawodnicy nieobici na amatorskich ringach, a przez to prezentujący dość przeciętny poziom. Dzięki walkom amatorskim zawodnik otrzymuje pierwsze szlify, które powinny stać się podwaliną dla zawodowej kariery. Doświadczenia w takich walkach przede wszystkim zapewniają powtarzalność prezentowanej formy w kolejnych występach, czego brakuje wielu początkującym „profesjonalistom”. McKee jest przykładem zawodnika przygotowanego do profesjonalnej kariery. Dlatego z dużą dozą prawdopodobieństwa można ufać, że w niedługim czasie pokona kolejnych rywali (oby lepszych niż dotychczas) i zamiesza w czołówce piórek. Sądzę, że ma ku temu wszystkie potrzebne argumenty.
Dla porządku należy także wspomnieć o starych wyjadaczach. Choć wydaje się, że Pat Curran
przetrwał kryzys w karierze, to od roku nie widziano go w klatce. Jeśli wróci, to z pewnością będzie potrzebował walki na przetarcie. Jest zawodnikiem, który mierzył się już z każdym, więc zestawienie go z kimkolwiek z czołówki będzie okraszone co najmniej rewanżowym starciem.
Daniel Weichel po niezwykle pechowej porażce z Patricio Pitbullem (pamiętamy „błąd” sędziego, który nie przerwał walki po nokaucie – znokautowanego Pitbulla uratował gong kończący rundę) odniósł trzy zwycięstwa i również powinien mieć chrapkę na walkę o pas. Chociaż Brian Moore i John Teixeira nie są zawodnikami, którzy rozbudzają wyobraźnię. Georgi Karakhanyan od lat jest tzw. gatekeeperem, oddziela czołówkę od przeciętniaków. On jeden wie, dlaczego nie może wygrać walki z kimś znaczącym i zająć należne mu miejsce. Wszak posiada umiejętności, doświadczenie, niesamowitą mądrość w walce. Nie ma jednak szczęścia i wciąż odbija się od szklanego sufitu.
Pozostałe piórka Bellatora również zachęcają, by zainteresować się tą kategorią wagową. Goiti Yamauchi uzyskał sporą rozpoznawalność jednak mimo świetnego rekordu, jego najgroźniejszym rywalem, a zarazem pogromcą, był Bubba Jenkins. Brazylijczyk powinien zmierzyć się z kimś znaczącym, aby móc wykazać sensowność zestawienia go ze ścisłą czołówką. Jego wygrane z solidnymi, aczkolwiek niezbyt docenianymi Isao Kobayashim i Ryanem Couturem na pewno przybliżą go do starcia z bramami raju, czyli Karakhanyanem. Zważywszy na niedostatek świeżej krwi w czołówce, taka walka będzie zorganizowana raczej prędzej, niż później.
Ryan Couture acheter du cialis en ligne od początku swojej kariery mocno opierał się na nazwisku swojego ojca. Niestety daleko mu do umiejętności legendy MMA. Jest jedynie solidnym zawodnikiem, który jest w stanie dać ciekawe walki na przeciętnym poziomie i nic ponadto. Jego kariera trwa już zbyt długo, by mieć nadzieję, że jest w nim większy potencjał.
Justin Lawrence jako weteran UFC i TUFa rozpalał nadzieje fanów MMA. Niestety, porażka z Johnem Teixeirą chyba pozbawiła go ciekawych perspektyw w najbliższym czasie. A szkoda, bo dobrze się go ogląda w klatce. Pozostanie mu potykać się o średniaków, nim znów spróbuje powalczyć o ambitniejsze cele.
Wspomniany John Teixeira po raz pierwszy od jedynej porażki wiele lat temu, w jedynej walce w UFC, stanie przeciwko dobremu zawodnikowi. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jego rekord jest mocno nabity, a ilość niejednogłośnych decyzji na jego korzyść aż woła o zadumę.
Noad Lahat jest weteranem UFC, który, przyznaję, zupełnie umknął mojej uwadze. Próbuje budować swoją karierę w Bellatorze i wydaje się być to dla niego dobry krok (wszak debiut zaliczył na swojej ziemi w Tel-Awiwie – UFC takich przyjemności zawodnikom nie zwykło oferować). Jest solidnym zawodnikiem i wiele wskazuje na to, że zdoła się przebić w okolice szerokiej czołówki. Wiele osób upatruje w nim ciekawy materiał na wzbogacenie czołówki kategorii piórkowej.
Chinzo Machida to nie Lyoto Machida. Póki co odnosi jednak małe sukcesy, ale kolejna walka pokaże, czy od sensownego poziomu dzielą go miesiące, czy lata.
James Gallagher to bellatorowska odpowiedź na Conora McGregora i tego drugiego Dillona. Ma wszystko, co potrzebne do sukcesu: młody wiek, jest związany z Irlandią, posiada rude włosy, rosnącą popularność, no i lubi dusić. Tyle wiadomo póki co. Może za rok lub dwa będzie można powiedzieć o nim coś więcej.
Podsumowując, kategoria piórkowa ze łzami w oczach poszukuje zawodników do walki mistrzowskiej. Jedynym kandydatem (który zyskał ten status w marcu) jest Emmanuel Sanchez. Weichel obija przeciętniaków (całkiem możliwe, że na własne życzenie), Curran nie walczył od dawna, Karakhanyan nie może wygrać jednej walki, która od lat dzieli go od starcia o mistrzostwo, a pozostali zawodnicy, choć ciekawi, są melodią przyszłości.
Choć kolejny plakat ze Strausem i Freire nie różni się niczym od trzech poprzednich, trudno któregoś z nich sensownie zastąpić na gali 21 kwietnia w Uncasville.
*****