Bandel: „Wiadomo, że chciałbym wrócić”
Marcin Bandel zostawia za sobą nieudaną przygodę z UFC i z bagażem nowych doświadczeń śmiało patrzy w przyszłość.
Po bardzo trudnym, ale i pouczającym doświadczeniu, jakim dla Marcina Bandla, okazała się przygoda z UFC, łodzianin strzepuje kurz i wychodzi na prostą. Po kilku miesiącach odpoczynku przed kilkoma dniami podpisał kontrakt z Fight Exclusive Night, o czym opowiedział w rozmowie z portalem MMAOctagon.pl.
Padła propozycja, dogadaliśmy się jakoś dobrze. Jestem chyba bardziej rozpoznawalny za granicą niż w Polsce, więc fajna opcja na odbudowę. No i na taki comeback, miejmy nadzieję.
Jak ochłonąłem po ostatniej porażce, to wiedziałem, że muszę jeszcze w tym roku zawalczyć, żeby nie wyjść z tego rytmu. Tylko miałem problemy dosyć długo ze zdrowiem. Teraz wszystko zaczyna dochodzić do normy. Tych organizacji dużych nie ma zbyt wiele w Polsce, więc jakoś szybko w miarę to wypłynęło. Najpierw takie podchody, a później jakoś się dogadaliśmy.
Bomba, który waży obecnie około 83-84 kilogramy, a przez długi czas walczył w kategorii półśredniej – mając swego czasu nawet epizody w półciężkiej! – wyklucza powrót do dywizji lekkiej, na zbicie do której zdecydował się w UFC.
Na długo się z tego wyleczyłem. Wagę zrobić – zrobiłbym. Jeszcze teraz tym bardziej, że wiem, jak to zrobić na spokojnie. Z tym, że po prostu tragicznie bym się czuł.
Andrzej Kościelski nawet – bo do ostatniej walki przygotowywałem się w Ankosie – powiedział, że 2-3 tygodnie przed walką naprawdę było dobrze, było kardio, było wszystko, jak powinno być, a już tydzień przed tą walką, jak zacząłem zbijać te ostatnie kilogramy, to było widać… To nie jest żadne wytłumaczenie, nie chcę się tłumaczyć, po prostu dostałem po głowie i tyle, nie ma co tutaj gadać. Ale na pewno ta waga nie pomogła. Nie był to jakiś dobry pomysł. Teraz priorytet – odbudować się.
W oktagonie największej organizacji świata matchmaker Joe Silva rzucił Polaka od razu na głęboką wodę, w debiucie stawiając naprzeciwko niego świetnego kickboksera Mairbeka Taisumova, który obecnie po trzech kolejnych zwycięstwach przed czasem puka do drzwi czołowej piętnastki, oraz byłego mistrza Cage Warriors, Steviego Ray’a, który również w UFC idzie jak burza.
Zostałem sprowadzony na ziemię. Dużo jest roboty do zrobienia. Chęci są, póki co na razie zdrowie też jest, więc trzeba zapierdzielać, najbliższą walkę wygrać i myśleć, co dalej. Wiadomo, że chciałbym wrócić. Standardy UFC, nie ma co ukrywać, z roku na rok się jakoś zmniejszają, łatwiej jest się dostać. Niemniej jednak nie chodzi tylko o to, aby tam się dostać, chodzi o to, aby też się tam utrzymać, dlatego teraz trzeba ciężko trenować.
Bandel powróci do występów 7 listopada na gali FEN 9 we Wrocławiu. Jego rywalem ma być mocny zagraniczny zawodnik, którego nazwiska jednak jeszcze nie znamy.
Jestem w gazie, cały czas trenuję, mocno od jakiegoś czasu. Przebywam w Łodzi. Wiadomo, czasami tutaj podjadę, do jakiegoś miasta, ale do walki raczej – chyba, że podjadę do Poznania – będę chciał być w Łodzi.
Jeden z najlepszych w Polsce specjalistów od dźwigni na nogi przyznał, że po porażce z Ray’em przeżywał ciężkie chwile. Nie załamuje jednak rąk.
Musisz się jakoś odbudować. Ludzie gorsze tragedie, gorsze rzeczy są w stanie przeżyć, przyjąć to na klatę. Wiadomo, to jest kwestia czasu, kwestia osobowości. Musiałem się z tym pogodzić. Przecież nie położę się i nie będę płakał. Może z drugiej strony fajne jest to, że zeszło ze mnie jakieś ciśnienie.