Artur Sowiński: „Wzięcie walki z Conorem było złą decyzją”
Były mistrz kategorii piórkowej KSW Artur Sowiński wspomina swoją walkę z Conorem McGregorem sprzed sześciu lat.
Po dziś dzień – i nie zanosi się na to, aby w przyszłości uległo to zmianie – Artur Sowiński pozostaje jedynym Polakiem, który miał sposobność pójść w oktagonowe tany z największą obecnie gwiazdą światowego MMA, Conorem McGregorem.
Obaj spotkali się w czerwcu 2011 roku na gali Celtic Gladiator w Dublinie. 23-letni wówczas Irlandczyk mógł pochwalić się wtedy rekordem 7-2, a w swoim rodzinnym mieście uchodził już za duży talent.
Starcie nie potoczyło się po myśli polskiego zawodnika, który przegrał je przez techniczny nokaut w drugiej rundzie.
Zapytany o tamtą walkę sprzed sześciu lat w rozmowie z Tomaszem Dębkiem z PolskaTimes.pl, Kornik przyznaje, że nie wspomina jej dobrze – a to oczywiście z powodu porażki. Zwraca jednak uwagę na coś innego.
Po walce w jakimś wywiadzie powiedziałem, że Conor na pewno trafi do UFC i zostanie mistrzem.
– przypomniał polski zawodnik.
Muszę znaleźć tę wypowiedź i pokazać wszystkim, że już w 2011 roku się na nim poznałem!
Sowiński wspomina, że starcie z McGregorem było dla niego już trzecim występem na Wyspach, dzięki czemu był już wśród tamtejszej Polonii rozpoznawalną postacią.
Do Conora nie miałem jednak żadnego porównania, on był tam już młodym bogiem.
– stwierdził Polak.
Wszyscy mówili tylko o nim. Nie bez powodu. Facet ma w dłoniach cegły. Pamiętam, że po naszej walce głowa pękała mi przez dwa tygodnie. To był twardy pojedynek. Na początku mogłem go udusić, ale nie wykorzystałem swojej szansy. Przez kilka następnych minut z tego powodu cierpiałem, dostałem straszne bęcki w stójce.
Dziś sposobiący się do kasowej walki życia z Floydem Mayweatherem Juniorem Irlandczyk – pierwszy w historii mistrz dwóch kategorii wagowych UFC jednocześnie – dzieli i rządzi w światowym MMA, nie tylko zjawiskowo prezentując się w oktagonie, ale też będąc prawdziwym tytanem medialnym.
Sowiński w międzyczasie zdobył natomiast pas mistrzowski kategorii piórkowej KSW, a obecnie walczy o jego odzyskanie.
Szanse na rewanż między oboma zawodnikami są bliskie zeru, ale gdyby jakimś sposobem jednak do niego doszło, radzionkowianin ocenia, że miałby większe szanse na zwycięstwo niż przy okazji pierwszej konfrontacji.
Przyznaję, trochę zlekceważyłem wtedy Conora. Jakkolwiek by to teraz nie brzmiało.
– powiedział Kornik, który wziął tamtą walkę ledwie trzy tygodnie po gali KSW 16, podczas której po 2-rundowej walce wypunktował Cengiza Danę.
Kiedy zadzwonili z Irlandii, czy nie przylecę na walkę z jakimś Conorem McGregorem, zgodziłem się. Nie miałem żadnej kontuzji, ale każdy pojedynek wiąże się z dużym stresem i obciążeniem psychicznym. Zawodnik potrzebuje później chwili oddechu, by napięcie z niego zeszło. Biorąc kolejną walkę nie mogłem sobie na to pozwolić, trzeba było znów wskoczyć w okres przygotowawczy. Człowiek miał już dość sali treningowej. A był maj, wychodziło słoneczko… Trudno zmusić się do czegoś, co robiło się już praktycznie przed chwilą. Do tego mój przeciwnik na KSW był praworęczny, a Conor to mańkut. Musieliśmy opracować zupełnie nową strategię, zaprosić innych sparingpartnerów itd. Z perspektywy czasu uważam, że wzięcie walki z Conorem było złą decyzją. Nie byłem do niej właściwie przygotowany.
Cały wywiad można znaleźć tutaj.
*****