Andrei Arlovski po pokonaniu Juniora Albiniego: „W końcu moja ciężka praca przyniosła owoce”
Andrei Arlovski zabrał głos po zwycięstwie z Juniorem Albinim podczas sobotniej gali UFC Fight Night 120 w Norfolk.
Kiedyś mistrz UFC, ale w sobotę w Norfolk walczył o utrzymanie się pod sztandarem amerykańskiego giganta. Niemal pewnikiem było bowiem, że ewentualna szósta z rzędu porażka oznaczać będzie zwolnienie.
Nic takiego nie miało jednak miejsca, bo Andrei Arlovski podczas gali UFC Fight Night 120 pewnie wypunktował faworyzowanego Juniora Albiniego, odnosząc swoją pierwszą wiktorię w oktagonie od ponad dwóch lat.
W końcu moja ciężka praca przyniosła owoce i od dawien dawna trzymałem się planu na walkę.
– powiedział po walce Pitbull w rozmowie z MMAJunkie.com.
Nie wykonałem go w 100 procentach, ale w 95. Trzymałem ręce wysoko. Trener powtarzał: „Nie klinczuj”, choć kilka razy sklinczowałem. Jestem jednak bardzo zadowolony.
Obraz pojedynku wyglądał podobnie na przestrzeni wszystkich trzech rund. Białorusin tańczył wokół rywala, ostrzeliwując go pojedynczymi ciosami i kopnięciami oraz krótkimi kombinacjami, podczas gdy Brazylijczyk polował na jakieś potężne sierpy – z każdą jednak minutą jego aktywność słabła.
Bardzo szanuję Juniora.
– powiedział Arlovski.
Po walce poszedłem do pokoju medycznego i życzyłem mu wszystkiego dobrego na kolejne walki. Szacunek. Dzisiaj to nie była kwestia osobista – to był po prostu biznes. Myślę, że dzisiaj bardziej tego potrzebowałem niż on. Oczywiście szukałem nokautu, ale mój trener powtarzał, że muszę trzymać ręce wysoko. I całkiem nieźle to robiłem.
Dla 38-letniego Białorusina była to druga walka, do której przygotowania spędził w American Top Team, gdzie prze niósł się po kilku latach treningów w Jackson-Wink MMA w Albuquerque.
Chcę teraz wrócić do domu, do mojej żony i syna, ale myślę, że będę gotowy na luty albo marzec.
– zapowiedział.
Oczywiście wszystko zależy od Dany White’a i UFC. 2016 był dla mnie marny, początek i środek 2017 tak samo. W końcu jednak przerwałem serię porażek.
*****
Dustin Poirier: „To była raczej kwestia złamanego człowieka – a nie złamanego żebra”