Analizy UFC FN 126: Marcin Tybura vs. Derrick Lewis
Analiza techniczna oraz typowanie co-main eventu gali UFC Fight Night 126 w Austin, gdzie rękawice skrzyżują Marcin Tybura i Derrick Lewis.
Pierwotnie mieli skrzyżować rękawice w październiku 2016 roku podczas gali na Filipinach, ale nic z tego nie wyszło, bo całe wydarzenie odwołano. Jednak wczesnym poniedziałkowym rankiem czasu polskiego Marcin Tybura i Derrick Lewis w końcu pójdą w oktagonowe tany podczas gali UFC Fight Night 126 w teksańskim Austin.
Który z nich powróci na zwycięskie tory po ostatnich niepowodzeniach?
265 lbs: Marcin Tybura (16-3) vs. Derrick Lewis (18-5)
Kursy bukmacherskie: Marcin Tybura vs. Derrick Lewis 1.80 – 2.15
Nie będę ukrywał – gdy kilka tygodni temu usłyszałem o zestawieniu tego pojedynku, to Marcina Tyburę widziałem w roli faworyta. Teraz jednak odświeżyłem sobie ostatnie pojedynki obu zawodników i…
Derrick Lewis nie jest szczególnie skomplikowanym na papierze zawodnikiem, choć takie doń podejście może okazać się zgubne – o czym później.
W stójce Amerykanin polega przede wszystkim na prawym zamachowym, często przybierającym postać bitego z wysokości biodra cepa. Tu i ówdzie odpali też lewego sierpa albo jakiegoś podródkowego – najchętniej prawego, z wysokości kolan, mocno sygnalizowanego. Praktycznie wszystko bite z pełną mocą, a więc i mocno przewidywalne. Chwilami – szczególnie, gdy Lewis zaczyna się frustrować – widać wręcz, jak ładuje prawego na kilka sekund przed wystrzeleniem.
Na uwagę zasługują kopnięcia Derricka. Pomimo swojej masywnej postury jest zaskakująco gibki, elastyczny i płynny. Wysokie kopnięcie lewą nogą po przekroku – czasami wręcz latające – to jego ulubiona technika nożna, wobec czego prawa ręka Tybury musi być cały czas w pogotowiu. Lewis potrafi czasami zaatakować nawet dwoma, trzema hajami po przekroku z rzędu. Od czasu do czasu odpali też zewnętrznego lowkinga albo prawe kopnięciem okrężne na głowę lub korpus.
Najbardziej niebezpieczny jest jednak na górze w parterze. Nie wyróżnia go tam jakaś szczególnie zaawansowana technika – a kontrola czasami leży i kwiczy, czego dowiódł Travis Browne, dwa razy wstając spod niego pomimo naruszonego wcześniej błędnika – ale jego masa oraz drzemiąca w jego pięściach moc potrafią skruszyć każdą szczękę.
Czy zatem oktagonowa gra Marcina Tybury wystarczy na Derricka Lewisa?
Otóż, pozwólcie, że powrócę do początku tekstu, w którym wspomniałem, że podejście do Czarnej Bestii jak do nieszczególnie skomplikowanego, topornego zawodnika może okazać się zgubne.
Chodzi mianowicie o ostatni pojedynek Derricka Lewisa z Markiem Huntem. Owszem, w ogólnym rozrachunku Amerykanin przegrał z kretesem, ale w jego grze dało się zaobserwować pewną poprawę. Poza bowiem wymienionymi wyżej elementami – czyli przede wszystkim prawym cepem i lewym kopnięciem na głowę po przekroku – Lewis zaczął też korzystać… z ciosów prostych! Takie mecyje! Zmieścił mianowicie na twarzy Samoańczyka nie tylko kilka pojedynczych jabów, ale też kilka razy zaatakował kombinacją 1-2. Może to sugerować, że jego styl został wzbogacony o delikatne szlify techniczne. Taki poszerzony arsenał, w którym zaprzęga też do działania proste, może mu się mocno przydać na okoliczność starcia z Marcinem Tyburą.
W kontekście pojedynku z Huntem warto też odnotować, że Lewis regularnie poszukiwał latającego kolana, najwyraźniej dobrze pamiętając potyczkę Samoańczyka z Fabricio Werdumem. I kilka razy był bliski celu. Spróbował też kilku frontali – ale bez powodzenia.
Rzecz jednak w tym, że Derrick posiada kilka gargantuicznych luk w swojej grze. Wyłomów. Kraterów!
Jego praca na nogach jest fatalna – zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. Cofa się w linii prostej na siatkę, próbując krążyć wzdłuż niej z plecami doń przyklejonymi, co w oczywisty sposób ogranicza jego możliwości ofensywno-kontrujące. Sam nie potrafi zamykać rywali pod siatką – zamiast ograniczać im przestrzeń, po prostu podąża za nimi, ganiając ich po oktagonie jak, nie przymierzając, Hector Lombard.
Ba! Ten ostatni nawyk Amerykanina Tybura jak najbardziej może wykorzystać na swoją korzyść – a to dlatego, że gdy, dla przykładu, Shamil Abrudakhimov krążył po oktagonie, unikając nieudolnych ataków Lewisa, ten wielokrotnie krzyżował nogi, próbując zamknąć Rosjanina na siatce. Dla Polaka takie sytuacje będą idealne do doskoczenia z ciosami lub pójścia po obalenie.
To oczywiście nie wszystko. Pozostańmy jeszcze na chwilę przy walce Lewisa z Abdurakhimovem. Otóż, kopnięcia Amerykanina bywają przewidywalne do granic absurdu. Owszem, czasami potrafi zaatakować niesygnalizowanym lewym na górę, ale generalnie również i przy technikach nożnych wyraźnie dostrzec możne efekt ładowania. Rezultat? Shamil kładł Derricka na plecach praktycznie przy każdym kopnięciu – na każdym poziomie! Z dziecinną łatwością chwytał nogę Amerykanina, wynosząc ją do góry, aż ten tracił równowagę, padając z łoskotem na deski.
W najmniejszym stopniu nie zdziwi mnie, jeśli i Tybura – znany przecież z umiejętności przechwytywania kopnięć! – będzie w stanie zamieniać te Lewisa na obalenia.
Pójdźmy dalej… Defensywa Amerykanina przed obaleniami – właśnie… Chwilami woła o pomstę do nieba! Łącznie z klinczem, bo i o tym elemencie nie możemy zapominać. W elementach klinczersko-zapaśniczych Lewis wydaje się chwilami zagubiony jak dziecko we mgle. Owszem, ma siłę – ale nie ma techniki, ani nawet większego o niej pojęcia. Podchwyty z obu stron oddaje jak dziecko. O ile zdarzyło mu się zaprezentować jako taki sprawl na środku oktagonu, to już pod siatką jest bardzo podatny na haczenia. Podobnie ma się sprawa, gdy rozpuszcza ręce – czyni to z pełną mocą, wobec czego po przestrzeleniu uderzenia na ogół traci równowagę, będąc mocno narażonym na obalenia.
Miotał nim z klinczu Roy Nelson, ale przewracali go też tacy zapaśnicy jak Shawn Jordan, Gabriel Gonzaga czy Ruan Potts.
Innymi słowy – jeśli Tybur z jakiegoś powodu nie będzie miał ochoty na toczenie walki w stójce, nie powinien mieć większych problemów z kontrolowaniem Lewisa w klinczu lub obalaniem go z tej właśnie pozycji.
Derrick w ostatnich walkach całkiem nieźle wracał z pleców na nogi, ale nie było w tym niemal w ogóle techniki – wszystko oparte na jego tężyźnie fizycznej. Biorąc zaś pod uwagę bardzo mocny parter uniejowianina, mam poważne wątpliwości, czy i w starciu z nim Amerykanin będzie w stanie tak szybko wracać na górę – szczególnie, że Polak lubi zachodzić rywalom za plecy, a gdy Czarna Bestia spróbuje wstać, okazji do zajścia za plecy nie zabraknie. Ogólnie, gra parterowa Lewisa nie stoi na wysokim poziomie. Daje sobie obchodzić gardę – której zresztą często nie zamyka – oddaje dosiad, nie wyklucza rąk rywala. Ot, leży plackiem, zbierając siły na wystrzelenie z próbą powrotu na nogi.
Co jeszcze? Obrona przed kopnięciami – szczególnie na korpus i na nogi. Derrick wyraźnie nie ma nawyku blokowania lowkingów, a nie jest wystarczająco lotny na nogach, aby odskakiwać przed tego rodzaju atakami. A czy już wspominałem, że Tybur zaczął atakować lowkingami na wysokości łydki? Dwa, trzy tego rodzaju lowkingi i Lewis może znaleźć się w gargantuicznych tarapatach.
A kopnięcia na kolano, które wprowadził do swojego arsenału – z nie lada sukcesami – w starciu z Fabricio Werdumem Marcin Tybura? To może być zabójcza broń, bo Lewis ma okrutną tendencję do prostowania wykrocznej nogi – szczególnie po kilku minutach walki, gdy dopada go już zmęczenie. Oblique kick na jego wyprostowane kolano może nawet zakończyć walkę.
Z kolei podatność korpusu Derricka Lewisa na kopnięcia obnażył Travis Browne. Ba, Hapa naruszył Czarną Bestię kopnięciami smagającymi na korpus z zakrocznej nogi, podczas gdy obaj stali ustawieni klasycznie! Marcin natomiast świetnie pracuje frontalami z obu nóg, z obu pozycji. Jeśli ustawi się na mańkuta i zacznie ostrzeliwać schaby rywala tylną nogą, może notować w tym obszarze masę sukcesów.
Oczywiście – istnieje pewne ryzyko nadziania się na kontrę. W swojej karierze w UFC Lewis spróbował bowiem kilka razy skontrować kopnięcia. Jeśli jednak Marcin będzie je w stanie dobrze ustawiać – co potrafi – nie powinien dawać Amerykaninowi szans na kontruderzenia.
Ogromnym atutem Polaka będzie też jego mobilność oraz nieprawdopodobny luz, z jakim walczy z obu pozycji – klasycznej i odwrotnej. Owszem, w starciu z Vai Cavalo nie był szczególnie aktywny, ale gdzie aktywność Brazylijczyka, a gdzie Czarnej Bestii? Ten ostatni walczy w pojedynczych zrywach, długimi fragmentami będąc przeokrutnie biernym – w ten bowiem sposób konserwuje swoją jako-taką kondycję.
Warto też zwrócić uwagę, że ataki pojedynczymi uderzeniami lub bardzo krótkimi kombinacjami, jakie preferował w starciu z Werdumem Tybura, będą wysoce pożądane w potyczce z Lewisem. Utrudnią bowiem Amerykaninowi kontry.
Typowanie
Czy wykluczam scenariusz, w którym to Derrick Lewis skończy walkę z tarczą? Nie. To kategoria ciężka. Pomimo pewnej ślamazarności w swoich poczynaniach, Amerykanin ma czym uderzyć. Jakaś bomba w stójce – może nawet w kontrze, bo takowe Czarna Bestia pokazał w starciu z Markiem Huntem – albo w parterze, jeśli jakimś cudem znajdzie się na górze, mogą oznaczać gigantyczne problemy dla polskiego zawodnika.
Tybur ma jednak bardzo solidną szczękę, która powinna przyjść mu w sukurs, jeśli rywal zdoła przedrzeć się przez jego defensywę.
Cały czas mam w głowie wspomniane nowe elementy w grze Lewisa – czyli ciosy proste, które zaprezentował w pojedynku z Samoańczykiem – które mogą zaskoczyć Polaka. Jednak szybkość, mobilność i bogaty arsenał kopnięć uniejowianina powinny okazać się decydujące. Nasz zawodnik rewelacyjnie ukrywa kopnięcia na głowę, o czym przekonał się kilkukrotnie sam Fabricio Werdum. A Lewis ma tendencję do niskiego opuszczania rąk… Także jednak ataki na korpus i na nogi Lewisa mogą przynieść Polakowi wiele sukcesów. Defensywa Amerykanina stoi bowiem na niskim poziomie – na każdej wysokości.
Również w klinczu spodziewam się przewagi Tybury, a jeśli walka trafi do parteru z Polakiem na górze – a taki scenariusz jest znacznie bardziej prawdopodobny niż ten, w którym to Lewis znajdzie się w pozycji dominującej – absolutnie nie wykluczam poddania w wykonaniu Marcina. Amerykanin jest silny jak tur – ale technicznie lichy jak sam skurczybyk.
Nasz zawodnik musi oczywiście unikać półdystansu, bo tam ryzyko zainkasowania jakiegoś prawego cepa jest największe – ale biorąc pod uwagę jego lotne nogi, dobre wykorzystanie długodystansowych narzędzi (prostych i kopnięć) oraz wspomniany fatalny klincz Lewisa, Polak nie powinien mieć problemów z obtańcowywaniem rywala i rozbijaniem go z bezpiecznego dystansu oraz przechodzeniem do klinczu lub do obaleń w momencie, gdy coraz bardziej zirytowana Czarna Bestia spróbuje szalonych ataków albo zacznie gubić krok, notorycznie krzyżując nogi w swoich staraniach o zamknięcie uniejowianina na siatce.
Nie będę oszukiwał – po obejrzeniu ostatnich walk Lewisa i Tybury moje przekonanie co do wiktorii tego ostatniego mocno wzrosło. Polak ma w swoim arsenale aż nadto narzędzi, które w przeszłości sprawiały masę problemów Amerykaninowi. Cały czas też się rozwija.
Dodatkowo, Lewis powraca po długiej przerwie i kontuzji, a biorąc pod uwagę jego nastawienie do walki, to występ przed własną publicznością raczej nie doda mu skrzydeł w sferze mentalnej.
Tybura miał co prawda pewne problemy z wylotem do Stanów Zjednoczonych i ostatecznie w Jackson-Wink MMA w Albuquerque spędził tylko trzy tygodnie, ale powinno z nawiązką wystarczyć to na poskromienie Czarnej Bestii.
Nie chcę deprecjonować umiejętności Derricka Lewisa, ale… nie zamierzam też udawać, że nie widzę w polskim zawodniku wyraźnego faworyta. Widzę.
Zwycięzca: Marcin Tybura przez decyzję
Zapraszam też do analizy pojedynku Oskara Piechoty z Timem Williamsem – link poniżej:
*****
Jak być może zauważyliście, w prawej górnej kolumnie na Lowking.pl pojawiła się opcja wsparcia portalu darowizną. Jeśli podobają się Wam treści i analizy publikowane na portalu oraz chcielibyście wesprzeć jego 1-osobową działalność, będę zobowiązany za każdy datek. Szczegóły – tutaj. Dziękuję!
*****
Wszystkie analizy są dostępne w tej sekcji
*****
Śledź autora tekstu na Twitterze