Typowanie UFC FN 87 – Overeem vs. Arlovski
Analizy i typowanie gali UFC Fight Night 87 – Overeem vs. Arlovski, na której wystąpi Karolina Kowalkiewicz.
Transmisja z gali rozpocznie się w nocy z soboty na niedzielę o godzinie 00:30.
Przypominamy, że poszczególne ikony przy przewidywanych rezultatach walk w lekkim uproszczeniu oznaczają:
Ikona | Opis |
---|---|
Tylko kataklizm mógłby sprawić, że mój faworyt przegra. | |
Jestem przekonany do swojego typu, ale nie skreślam całkowicie jego rywala, bo ma narzędzia, by zwyciężyć – choć szanse na to są niewielkie. | |
Zawodnik, na którego postawiłem powinien to bez większych problemów wygrać, choć jego rywal może stawić spory opór, który może zaprowadzić go nawet do zwycięstwa. | |
Nie jestem przekonany, bliżej mi, rzecz jasna, do zawodnika, na którego postawiłem, ale jego oponent ma umiejętności, by to wygrać. | |
Absolutnie nie będę zdziwiony, jeśli wytypowany przeze mnie zawodnik polegnie z kretesem, szalenie wyrównana walka, może pójść w dwie strony. |
265 lbs: Alistair Overeem (40-14) vs. Andrei Arlovski (25-11)
Kursy UNIBET: Alistair Overeem vs. Andrei Arlovski 1.41 – 3.00
Bartłomiej Stachura: Wyłożę kawę na ławę i powiem prosto z mostu – nie daję Białorusinowi większych szans w tym pojedynku. Nawet pomimo tego, że doskonale zdaję sobie sprawę, że Arlovski ma czym uderzyć, a szczęka Overeema daleka jest od tytanowej.
Jeśli czytaliście moją analizę przed walką Holendra z Juniorem dos Santosem na gali UFC on FOX 17, nie powinniście być w najmniejszym stopniu zaskoczeni, że właśnie w Overeemie upatruję wyraźnego faworyta przed niedzielną galą w Rotterdamie. W maksymalnym bowiem skrócie – szlify bokserskie Cygana, którego rozmontował po mistrzowsku, stoją na zdecydowanie wyższym poziomie niż te Pitbulla.
Aby utrzymać relatywnie zwartą i przejrzystą formę analizy, pozwolę sobie rozbić ją na kilka punktów, wyjaśniając, dlaczego to Reem wyjdzie z tej batalii z tarczą.
Etap kariery
Różnica w wieku obu zawodników nie jest duża, dzieli ich ledwie nieco ponad rok. Dodatkowo, to Alistair Overeem stoczył więcej walk i to on więcej razy (9 do 8) przegrywał przez nokaut. Ba, w ostatnich trzech latach Holender doznał trzech porażek przez (T)KO, natomiast Arlovski w ostatnich pięciu (!) latach na deski nie/pół-przytomny padał tylko raz!
A jednak ostatnie starcia obu zawodników wskazują na coś zupełnie innego. Overeem znajduje się na dojrzałym etapie swojej kariery, umiejętnie łatając wszystkie dziury w swojej oktagonowej grze i podporządkowując ją ochronie kruchej szczęki, przy jednoczesnym wykorzystaniu do cna swojego szerokiego arsenału, natomiast Arlovski… Cóż, jeśli bliżej przyjrzymy się jego czterem ostatnim zwycięstwom w UFC, które jakoby miały zwiastować jego odrodzenie, dojdziemy do wniosku, że słowo to nie oddaje rzeczywistości, jak należy.
W powrotnej walce Białorusin po bezbarwnym, zachowawczym – ale wcale nie zachowawczo inteligentnym, jak w przypadku ostatnich walk Overeema – starciu wypunktował Brendana Schauba. Jednak wynik tej walki był co najmniej kontrowersyjny – niemal wszyscy dziennikarze z MMADecisions.com punktowali ją bowiem dla Amerykanina. Później przyszła pora na Antonio Silvę, i, owszem, tutaj wyglądał naprawdę dobrze, ale… wszyscy wiemy, jak prezentuje się ostatnimi czasy Brazylijczyk – jest ślamazarnie wolny, zero defensywy, szczęka z porcelany. Dobre zwycięstwo Pitbulla, ale nie sposób zignorować wątpliwej klasy sportowej Big Foota. Kolejna walka – morderczy pojedynek z Travisem Browne. Do oglądania – kapitalny. Z punktu widzenia taktycznego – dramatyczny. Arlovski poszedł z Hapą na wojnę, kompletnie zapominając o swojej szczęce – wygrał, choć równie dobrze mógł skończyć na deskach, gdyby Browne nie chybił z dobitką po knockdownie. Wreszcie ostatnie dwie walki pokazały aktualny poziom Pitbulla – z
W przypadku Overeema sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie było w UFC walki, w której nie dyktowałby warunków. W trzech z nich padł co prawda na deski, ale do tego czasu prowadził. Punktem zwrotnym było oczywiście jego starcie z Benem Rothwellem. Była to jego pierwsza walka pod sztandarem Grega Jacksona i Mike’a Winkeljohna – rezultat nie był taki, jak sobie wymarzył, ale ziarno zostało zasiane i przyniosło plony w kolejnych trzech pojedynkach. Najpierw po profesorsku ubił Stefana Struve, całkowicie wykluczając gabaryty krajana i rozbijając go na ziemi, potem pewnie wypunktował Roy’a Nelsona, demonstrując przebogaty arsenał ofensywny i dobrze reagując na dwa momenty zagrożenia po ciosach Amerykanina, wreszcie ostatnio po mistrzowsku rozpracował Juniora dos Santosa w pełni pokazując rewelacyjne połączenie swojego przebogatego wachlarza mordu w stójce z myślą taktyczną z Albuquerque.
Innymi słowy, Overeem znajduje się cały czas na szczycie, nie będąc tak morderczym jak za czasów Ubereema, ale równie skutecznym – a to dzięki oktagonowej mądrości i efektywnemu wyrachowaniu. Natomiast Arlovski nie jest tak dobry, jak mogłyby sugerować suche wyniki jego ostatnich potyczek w oktagonie.
Stójka – arsenał
Szermierka na pieści to zdecydowanie najmocniejszy element w grze Arlovskiego. Jeśli ma wygrać tę walkę – to na nogach. Jak prawie każdą inną. Scenariusza zapaśniczego – bywało, że do takiego się odwoływał – nie przewiduję. Powalenie Overeem na deski, uniknięcie jego gilotyny nie będzie łatwe. Ale wróćmy do stójki…
Białorusin to przede wszystkim bokser, który wzbogacił swoją grę o kopnięcia – nie jest ich jednak dużo i nie są szczególnie skomplikowane. Ot, raz na (biało)ruski rok rzuci okrężnym na głowę, czasami zaatakuje lowkingiem. Najczęściej jednak korzysta z charakterystycznego dla zawodników z Albuquerque kopnięcia na kolano. Dość powiedzieć, że w krótkim pojedynku z Miocicem aż trzy razy próbował takich kopnięć – bez większego rezultatu.
A więc wiemy, że Pitbull to przede wszystkim pięści. I tu właśnie jest pies pogrzebany, bo w swoich poczynaniach bokserskich jest piekielnie schematyczny, lubując się w klasycznym 1-2 (lewy prosty-prawy prosty) lub 1-4 (lewy prosty-prawy sierpowy), czasami pomijając 1. Innymi słowy, Pitbull nie jest szczególnie kreatywny w podejściu do bokserskiego rzemiosła. Trzeba uważać przede wszystkim na jego prawicę – czy to prosty czy sierpowy.
W pojedynku z Juniorem dos Santosem Alistair Overeem ochoczo odchodził do swojej lewej strony, zdając sobie sprawę z nieistniejącego prawego sierpowego Brazylijczyka. W konfrontacji z Białorusinem będzie musiał wnieść pewne poprawki.
Po atakach stara się odchodzić do boku, ale także w tym elemencie jest przewidywalny. Gdy walczy z klasycznie ustawionym rywalem, po krótkiej szarży stara się odejść do swojej lewej (co zresztą kosztowało go decydujący cios od Miocica), przy walce z mańkutami – do prawej. Problem w tym, że ręce trzyma wówczas nisko, narażając się na ostrzał. Brak u niego żelaznej konsekwencji taktycznej, która doskonale widoczna jest u Overeema.
Stając naprzeciwko klasycznie ustawionych rywali, Arlovski lubi po atakach odchodzić do swojej prawej strony, choć nie ma nawyku do trzymania wówczas rąk w górze.
Gdy natomiast staje naprzeciwko mańkutów, preferuje zejście do prawej strony, ale ponownie ręce trzyma na wysokości pasa, za co zresztą na powyższym gifie Mir go karci.
Dodatkowo, zupełnie nie radzi sobie pod presją, gubiąc się wówczas całkowicie. Nie tylko cofa się wtedy prosto na siatkę, ale jego defensywa wygląda bardzo słabo – po prostu macha rękami przed sobą, próbując opędzić się od szarżującego rywala. Jeśli porównamy to z zachowaniem Holendra, widać dużą różnicę – ten bowiem nie tylko prawie zawsze porusza się po łuku, ale też w chwilach zagrożenia przytomnie unosi gardę, chowa brodę, starając się zachować stoicki spokój – i w starciach z Nelsonem i dos Santosem, którzy dwa razy mieli go na siatce, taktyka ta przyniosła skutek.
Pamiętacie Overeema bezładnie machającego rękami przed nokautem w walce z Antonio Silvą? Wtedy nie trenował jeszcze u Grega Jacksona – teraz trenuje. Owszem, mógłby nie cofać się na siatkę, ale wysoka garda i schowana szczęka też są jakimś sposobem.
Andrei Arlovski nie radzi sobie dobrze na wstecznym – cofa się prosto na siatkę, w ogóle nie trzymając gardy i próbując wyprostowanymi rękami utrudnić szarżę rywalowi. Na obu powyższych przykładach przyszpilony do siatki, przyjmuje mocny lewy Amerykanina.
Ciężkie lowkingi to jedna z groźniejszych broni Alistaira Overeema.
Przeceniany boks Arlovskiego to jednak nie najważniejsza kwestia, bo przecież i Overeem nie jest jakimś wirtuozem szermierki na pięści. Sęk jednak w tym, że przewaga Holendra pod względem arsenału ofensywnego w stójce będzie przeogromna. Holender uderza niebezpiecznie z obu rąk, a jego kopnięć nijak nie można porównać do tych Arlovskiego. Walczy z obu pozycji, co ma kapitalne znaczenie dla różnorodności jego ataków. Znacznie lepiej pracuje kopnięciem na kolano, dysponuje mocnymi lowkingami z obu nóg, kopie frontalnie na korpus i głowę, okrężnie na każdej wysokości. Jest znacznie mobilniejszy od rywala, potrafi atakować kolanami na korpus i głowę. A wszystko to wykonuje z najwyższą troską o własną szczękę.
Holendrowi nie robi różnicy, czy atakuje kolanami z pozycji klasycznej, czy z odwrotnej.
Identycznie ma się sprawa z kopnięciami na kolano, w których jest prawdziwym arcymistrzem – atakuje nimi z obu pozycji.
Podobnie z niskimi kopnięciami – z odwrotnej czy klasycznej pozycji, dla Overeema bez różnicy.
Dodatkowo, jest wyższy i ma lepszy zasięg ramion. W starciu świetnego kickboksera ze świetnym bokserem nie sposób faworyzować tego ostatniego. A jeśli rywalizuje świetny kickbokser z dobrym tylko (jak na standardy MMA) bokserem, a tak wygląda to tutaj – sprawa jest jeszcze prostsza.
Powyżej kolejny przykład chaotycznego wycofywania się Arlovskiego na siatkę połączonego z wymachami rąk. Na drugim natomiast Białorusin w starciu z Miocicem próbuje tych samych akcji, które dobrze wychodziły mu na wcześniej zaprezentowanych gifach przeciwko Silvie – z tym, że Miocic nie stoi biernie – skraca dystans i odchodzącego do prawej strony (jak zawsze przeciwko klasycznie ustawionemu rywalowi) Arlovskiego częstuje mocnym prawym, który okazał się kluczowy dla losów walki.
Holender będzie w stanie utrzymywać walkę na dystans kopnięć, nękając nimi z każdą chwilą coraz bardziej desperacko poszukującego półdystansu rywala. Jego świetna mobilność, zmiana pozycji, przewaga kondycyjna oraz cierpliwość ułatwią mu sprawę.
Jeśli natomiast Arlovski zdoła przejść do półdystansu…
Klincz
Trafimy do klinczu. Wiecie, ile razy znacznie surowszy od Overeema Frank Mir był w stanie łapać klincz i zaciągać Arlovskiego pod siatkę? Bardzo wiele razy. Robił to z dziecinną łatwością. Wystarczyło w momencie ataku Białorusina skrócić dystans – i klincz gotowy.
Owszem, Arlovski dobrze radził sobie pod siatką, ale gdzie klincz Mira, a gdzie Overeema? Amerykanin jest w tej płaszczyźnie dramatycznie słaby – każdy pamięta przecież, jak sterroryzowali go w tej płaszczyźnie Shane Carwin, Josh Barnett czy Daniel Cormier. A Reem? Jeśli zepchnie Arlovskiego na siatkę, zasypie go tam gradem atomowych kolan – a nikt w kategorii ciężkiej nie ma bardziej morderczych kolan niż Holender.
Innymi słowy, klincz nie będzie płaszczyzną, w której swoich szans szukać powinien Pitbull. Nie twierdzę co prawda, że będzie to dla niego pewna śmierć, ale jestem przekonany, że Overeem poradzi sobie tam lepiej niż Mir, który nie wyglądał z Białorusinem pod siatką źle.
Parter
Arlovski ma świetny defensywny grappling. Dość powiedzieć, że nigdy jeszcze nie przegrał przez poddanie. Jednak jeśli znalazłby się na dole, byłby w tarapatach. Overeem dysponuje naprawdę ciężkimi uderzeniami z góry, o czym przekonali się niedawno czy to wspomniany Frank Mir, czy też Stefan Struve.
Scenariusz z Overeemem na dole? Cóż, trudno sobie takowy wyobrazić, ale nie ukrywam, że sądzę, iż byłby idealny dla Arlovskiego. Holender nie jest wirtuozem walki z pleców, a Białorusin mistrzem poddań czy gnp, ale w przeszłości udowadniał, że dysponuje niezłą kontrolą z góry. Problem jednak w tym, że nie sądzę, by był w stanie położyć Aliego na plecach.
Kondycja
W swoich dwóch 3-rundowych bojach pod banderą UFC po powrocie do organizacji Arlovski wypadł bardzo słaby pod względem kondycji. Z Schaubem i Mirem ciężko oddychał już w drugiej rundzie, o trzeciej nie wspominając. Holender natomiast w pojedynkach z Royen Nelsonem czy Frankiem Mirem w trzecich rundach wyglądał nadal bardzo dobrze – podobnie jak w końcówce drugiej rundy w starciu z dos Santosem.
Innymi słowy, z każdą rundą jego przewaga powinna rosnąć.
Wyzwanie Arlovskiego do walki
Overeem zaprzecza, ale mimo wszystko sądzę, że jest coś w tym, że chciał starcia z Arlovskim. Wydaje się z niego o wiele bardziej zadowolony, od początku podkreślał, że nie jest przyjacielem Białorusina i walka przeciwko niemu nie stanowi dla niego żadnego problemu. Nie wierzę, że Holender nie wiedział, w co się pakuje. Doskonale zdawał sobie sprawę, na co stać Arlovskiego i najwyraźniej, jak sądzę – słusznie, ocenił, że ma duże szanse na zwycięstwo.
Walka w Holandii
Ma to o tyle znaczenie, że w razie relatywnie wyrównanego pojedynku kibice każdy celny cios Holendra witać będą głośnymi zachwytami, a celny cios Arlovskiego – ciszą. Nie raz, nie dwa wpływało to na oceny sędziów, więc i tym razem – jeśli dojdzie do decyzji – może mieć to znaczenie.
Podsumowanie
Overeem jest lepszy w każdej płaszczyźnie – i to wyraźnie. Zawsze oczywiście istnieje ryzyko przyjęcia przez niego jakiejś bomby od Arlovskiego, która może zakończyć pojedynek, ale żelazna dyscyplina taktyczna Holendra podporządkowana ochronie własnej szczęki czyni taki scenariusz mało prawdopodobnym. Reem powinien być w stanie trzymać Arlovskiego na dystans zróżnicowanymi kopnięciami oraz zmianą pozycji a to na klasyczną, a to na odwrotną. Gdy Arlovski przedrze się przez zasięg kopnięć, Holender może śmiało łapać klincz, co z sukcesem czynił bez porównania słabszy od Overeema klinczer, Frank Mir.
Arlovski będzie co prawda dowodzony przez Grega Jacksona i Mike’a Winkeljohna, ale nie sądzę, aby byli oni w stanie załatać luki w grze Białorusina, pokonując potwora w osobie Overeema, którego sami przecież stworzyli. Arsenał Pitbulla nie jest wystarczająco szeroki, a starego psa nowych sztuczek nauczyć trudno.
Jak też wspominałem, Overeem pokonał ostatnio dos Santosa, który pod względem bokserskim stoi o klasę wyżej od Arlovskiego, dysponując też twardszą szczęką, lepszą pracą na nogach.
Zwycięzca: Alistair Overeem przez (T)KO
Konrad Hanejko: Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, iż większość atutów ma po swojej stronie Holender – dysponuje on najszerszym i najbardziej technicznym arsenałem kickbokserskim w całej dywizji ciężkiej, jest chirurgicznie precyzyjny w większości swoich poczynań, posiada też naprawdę dobre defensywne zapasy i gdyby tylko miał odrobinę lepszą szczękę, już dawno siedziałby pewnie na tronie najcięższej kategorii UFC. Jeśli ktoś z tej dwójki prezentuje jakikolwiek rozwój, to jest to tylko Overeem. Andrei nie wygląda z walki na walkę na kogoś lepszego – wręcz przeciwnie, jego kondycja w walce z Mirem wyglądała co najmniej niedomagająco, a jego przewaga w płaszczyźnie bokserskiej – którą uważa się za największy atut Białorusina – wcale nie była wyraźna. Inną sprawą jest to, że boks Franka Mira przeszedł sporą drogę, a inną to, że defensywa Arlovskiego w ogóle – dawał się trafiać każdemu z ostatnich swoich trzech rywali. Tak naprawdę jedynym atutem przed tą walką, jaki przemawia za Arlovskim, są trenerzy z jego gymu, trenerzy, których w dużej mierze uważa się za architektów nowego, bardziej rozważnego, mniej niemądrego podejścia do walki Overeema, skupianiu się na swoich mocnych stronach i unikaniu tych, które mogą sprawić, że Holender wyląduje na deskach. Czy jednak sami trenerzy są w stanie przeskoczyć taki pułap umiejętności, jaki na dzień dzisiejszy dzieli obu zawodników? Nie sądzę. To trochę tak, jakby Greg Jackson i spółka zebrał się z najlepszymi trenerami świata, włączając tych z AKA, ATT, Tristar i chcieli wymyślić coś, dzięki czemu Donald Cerrone pokona Rafaela dos Anjosa. Przy całym moim szacunku do Kowboja – jeśli Twój przeciwnik prezentuje wyższą klasę praktycznie w każdym aspekcie walki, najlepsza taktyka na świecie Ci nie pomoże, a jedynie może pomóc Ci jego błąd. I na ten jeden błąd, Overeema, postawię.
Zwycięzca: Andrei Arlovski przez (T)KO
265 lbs: Stefan Struve (26-8) vs. Antonio Silva (19-8)
Kursy UNIBET: Stefan Struve vs. Antonio Silva 1.44 – 2.80
Bartłomiej Stachura: Obaj zawodnicy zdecydowanie nie spisują się ostatnimi czasy najlepiej, delikatnie rzecz ujmując. Stefan Struve po długiej przerwie spowodowaną problemami z sercem prezentuje się słabo, choć nie dramatycznie słabo. O ile o walkach z Alistairem Overeemem i ostatnio z Jaredem Rosholtem chciałby jak najszybciej zapomnieć – w pierwszej szybko został ubity, w drugiej nie potrafił się otworzyć – to jego dyspozycja z walki przeciwko Antonio Rodrigo Nogueirze może napawa minimalnym optymizmem. Oczywiście Brazylijczyk już dawno nie pierwszej świeżości, ale aktywność Holendra oraz szczególnie kopnięcia na korpus, którymi raził Big Noga, przekonują mnie, że nie wszystko jeszcze stracone, a słabe występy Struve są bardziej pochodną problemów mentalnych (otworzenie się) niż ograniczeń fizycznych.
W przypadku Silvy jest natomiast zupełnie inaczej – bez TRT mentalnie może być w wybornej formie, ale ciało już nie to. Szybkość fatalna, szczęka z porcelany. Oczywiście jeśli Struve nadal walczył będzie tak niepewnie, bez przekonania, z obawą, nawet ograniczenia fizyczne Silvy mu nie pomogą i przegra – najpewniej po jakimś obaleniu i ubiciu z góry. Stawiam jednak na to, że Wieżowiec nie będzie mimozą, jak wyszła do walki z Rosholtem, a w stójce jego arsenał ofensywny jest znacznie bogatszy, ma lepsze warunki fizyczne i twardszą szczękę.
Zwycięzca: Stefan Struve przez (T)KO
Konrad Hanejko: To ciężka walka, z gatunku tych, w których tak naprawdę nie wiadomo nic, a zdarzyć może się wszystko. BigFoot Silva to jedno z tych wielkich nazwisk zawodników, którzy zanotowali w ciągu ostatnich lat największy regres. Wiadomo, odstawienie TRT, problemy ze zdrowiem i to nie byle jakie, parę innych czynników i mamy obraz zawodnika, który w ostatnich walkach walczył tak, jakby najpierw nie chciał być trafionym, a potem dopiero myślał o atakowaniu. Dalej mamy Struve’a – wieżowca, który dysponuje niesamowitymi warunkami fizycznymi, których kompletnie nie potrafi wykorzystać. Struve nie robi żadnego użytku z zasięgu, jest sztywny zarówno na nogach, jak i w swojej pracy bokserskiej, jego pozostająca w praktycznie całkowitym bezruchu – poza braniem oddechu – głowa jest łakomym kąskiem dla każdego. Nie prezentuje on żadnego rozwoju w jakimkolwiek aspekcie. Jego problemy z sercem – przy takim wzroście nic dziwnego – zostawiły na nim pewien ślad, który objawia się brakiem pewności we wszystkich swoich poczynaniach. Generalnie nie wykluczam tu niczego, ale uważam, że ich obecna forma i umiejętności są mniej więcej na tym samym poziomie, a większa determinacja w połączeniu z agresją zaprowadzi któregoś z nich zwycięstwa – i w tym aspekcie stawiam na BigFoota, choć wcale nie wykluczam scenariusza, w którym pada on nieprzytomny.
Zwycięzca: Antonio Silva przez (T)KO
170 lbs: Gunnar Nelson (14-2-1) vs. Albert Tumenov (17-2)
Kursy UNIBET: Gunnar Nelson vs. Albert Tumenov 2.50 – 1.53
Bartłomiej Stachura: Gunnar Nelson nie jest absolutnie ostatnim lebiegą w kwestii umiejętności stójkowych, ale z której strony by nie spojrzeć, służą mu one przede wszystkim do przenoszenia walki do płaszczyzny, w której czuje się jak ryba w wodzie, czyli do parteru. Z całym bowiem szacunkiem do karateckich umiejętności Islandczyka, opartych na wyczucia czasu i szybkiej kontrze, jego styl nie komponuje się dobrze ze stylem Alberta Tumenova. Nelson swoją defensywę opiera bowiem wyłącznie na pracy na nogach w charakterystyczny dla karate sposób – poruszając się do przodu i do tyłu. Gdy udaje się w tym drugim kierunku, trafia na siatkę, a tam jego ofensywa jest mocno ograniczona, a defensywa nieistniejąca – niemal wszyscy poprzedni rywale byli w stanie mocno trafiać go, gdy przyszpili go do siatki. A właśnie w takich sytuacjach Rosjanin jest najbardziej niebezpieczny. Jego wielkim atutem jest też to, że doskonale czuje się zarówno w ataku, jak i w kontrze, dysponując nokautującą mocą w obu rękach. Dobrze balansuje tułowiem, a nawet gdy cios ląduje na jego szczęce, spisuje się ona bez najmniejszego zarzutu. Dodatkowo – w przeciwieństwie do Nelsona – jest aktywny w szermierce na pięści i kopnięcia, tymi ostatnimi chętnie kończąc kombinacje. Gdyby chociaż Nelson dysponował mocnymi lowkingami, nie widziałbym tak czarno jego szans w stójkowych bojach z Tumenovem – ale ich nie ma. Powiedzmy sobie zresztą szczerze, jeśli w płaszczyźnie bokserskiej lepszy jest od ciebie Rick Story, to Albert Tumenov będzie lepszy o dwie klasy.
Islandczyk zrobi, co w jego mocy, aby przenieść walkę do parteru, ale pomimo tego, że w swoich walkach był w stanie kłaść niemal każdego na plecach, nie sądzę, aby sztuka ta udała mu się w konfrontacji z dysponującym dobrymi defensywnymi zapasami Tumenovem. W swoim debiucie nie zachwycił pod tym względem, potem mierząc się głównie z uderzaczami, ale w tych nielicznych sytuacjach, gdy bronił obaleń, wyglądał naprawdę dobrze.
Podsumowując, nie spadnie mi szczęka na podłogę, jeśli Nelson jakimś sposobem znajdzie drogę do położenia Tumenova na plecach i poskręcania go, ale scenariusz taki uważam za mało prawdopodobny. W stójkowej walce wyraźnie faworyzuję precyzyjnego, ciężkorękiego i aktywnego boksera w osobie Rosjanina.
Zwycięzca: Albert Tumenov przez (T)KO
Konrad Hanejko: Krótko – jeśli Tumenov obroni wszystkie obalenia Nelsona i nie popełni żadnego głupiego błędu, w stójce powinien dysponować wyraźną przewagą. Nie jestem przekonany co do tego, czy skończy ten pojedynek przed czasem – być może postawi na ostrożność i spokojne punktowanie w swoich poczynaniach nad nadmierną agresję, która mogłaby go kosztować zmianę płaszczyzny walki. Nie wykluczam nokautu, ale…
Zwycięzca: Albert Tumenov przez decyzję
135 lbs: Germaine de Randamie (5-3) vs. Anna Elmose (3-0)
Kursy UNIBET: Germaine de Randamie vs. Anna Elmose 1.22 – 4.25
Bartłomiej Stachura: De Randamie nie walczyła od ponad roku, dla Elmose jest to debiut w UFC. Jednak szlify kickbokserskie Holenderki w połączeniu z jej przewagą warunków fizycznych powinny okazać się decydujące. Jeśli nie wda się w żaden szalony brawl i nie da się położyć na plecach, jej przewaga stójkowa zapewni jej zwycięstwo.
Zwycięzca: Germaine de Randamie przez decyzję
205 lbs: Nikita Krylov (19-4) vs. Francimar Barroso (18-4)
Kursy UNIBET: Nikita Krylov vs. Francimar Barroso 1.44 – 2.80
Bartłomiej Stachura: Walka z masą znaków zapytania – jak to w przypadku Nikity Krylova zwykle bywa. Ukrainiec jest aż o trzynaście lat młodszy, co wróży mu dobrze w starciu z 36-letnim Barroso, który najlepsze lata ma już za sobą. Krylov będzie miał też przewagę warunków fizycznych, a i jego stójka jest znacznie bardziej finezyjna od drwalopodobnej Brazylijczyka, opartej na sygnalizowanym, obszernym, zamachowym prawym cepie.
Nie wykluczam scenariusza, w którym zaprawiony w 3-rundowych bojach Barroso, przeplatając klincz i parter (wiele tam z góry nie robi…), ugra kolejną decyzję w walce z niedoświadczonym i nieprzetestowanym na pełnym dystansie Krylovem, ale myślę, że ten ostatni mimo wszystko znajdzie sposób na ustrzelenie lub poddanie rzemieślniczego Brazylijczyka. Ba, sądzę, że nawet w trzeciej rundzie, jeśli do niej dojdzie, to Ukrainiec będzie miał więcej paliwa w baku – może i Barroso ma kilka walk na pełnym dystansie, ale w trzecich rundach oddychał rękawami, czemu zresztą trudno się dziwić, biorąc pod uwagę, że w każdy cep wkładał maksymalną moc.
Zwycięzca: Nikita Krylov przez (T)KO
115 lbs: Karolina Kowalkiewicz (8-0) vs. Heather Clark (7-4)
Kursy UNIBET: Karolina Kowalkiewicz vs. Heather Clark 1.36 – 3.15
Bartłomiej Stachura: Wszyscy doskonale wiemy, jak walczy Karolina Kowalkiewicz – jest niezwykle mobilna, nieustannie krążąc wokół rywalek i ostrzeliwując je seriami szybkich ciosów prostych. Jej defensywa w stójce nie jest może najlepsza, ale Polka ma twardą szczękę, wielkie serce do walki oraz dobrą kondycję. Sprawnie porusza się w parterze.
Huge last round by @KarolinaMMA #UFCOrlando https://t.co/gpLQxugahz
— UFC (@ufc) December 20, 2015
Forma i umiejętności Heather Clark to jeden wielki znak zapytania. Amerykanka nie walczyła od grudnia 2014 roku, później zmagając się z kontuzją kolana. Zresztą w swoim ostatnim pojedynku walczyła już z zerwanym więzadłem, więc wyciąganie z niego jakichś głębszych wniosków mija się z celem. Clark nie posiada może szczególnie szerokiego arsenału ofensywnego w stójce, ale całkiem nieźle pracuje prawym prostym, choć czasami zaatakuje też sierpem czy podbródkowym. Preferuje jednak walkę w klinczu i szczególnie w parterze, gdzie czuje się najlepiej.
Do starcia z Kowalkiewicz przygotowywała się w Xtreme Couture, a po swojej stronie będzie miała warunki fizyczne – jest wyższa, ma większy zasięg ramion, będzie też prawdopodobnie silniejsza. Pomimo tego trudno oczekiwać, by w stójkowych bojach zdołała wypunktować niezwykle mobilną i aktywną Polkę, swoich szans będąc zmuszoną szukać w klinczu i parterze. Kowalkiewicz pokazała jednak solidne defensywne zapasy w konfrontacji z Radną Markos, a nawet jeśli walka trafi do parteru, Polka sobie poradzi. Z każdą rundą powinna też prezentować się lepiej, a to dzięki dobrej kondycji.
Zwycięzca: Karolina Kowalkiewicz przez decyzję
155 lbs: Chris Wade (11-1) vs. Rustam Khabilov (18-3)
Kursy UNIBET: Chris Wade vs. Rustam Khabilov 2.60 – 1.50
Bartłomiej Stachura: Obaj zawodnicy są podobni pod tym względem, że w stójce biją się tylko po to, aby skrócić dystans, złapać klincz i obalić. Wade jest odrobinę bardziej aktywny na nogach i odrobinę kreatywniejszy, ale to Khabilov uderza mocniej. Pewnikiem jest, że walka raczej prędzej niż później przeniesie się do klinczu. W tej kluczowej płaszczyźnie spodziewam się przewagi Khabilova – nie tylko siłowej. Owszem, bywał kładziony na plecach (raz przez Bensona Hendersona, trzy razy przez Adriano Martinsa), ale Wade? Pamiętam, jak dramatycznie męczył się jeszcze w styczniu 2015 roku z Lipengiem Zhangiem, zupełnie nie radząc sobie w klinczu z zawodnikiem o dwie klasy słabszym od Khabilova.
W ogóle w UFC ani razu nie stanął naprzeciwko solidnego chociażby zapaśnika, mierząc się generalnie z absolutnymi słabeuszami. Trzech z jego czterech dotychczasowych rywali wyleciało już z organizacji, a Baghdad jest na najlepszej drodze do tego samego. Giagosa pokonał tylko dlatego, że ten przez dwie rundy pchał się w klincz, a gdy w trzeciej oprzytomniał i zaczął bić się z Wadem na nogach (skutecznie), było już za późno. Baghdad wziął walkę na kilka dni przed galą. O Zhangu już pisałem. Cain Carizzosa, z którym mierzył się w debiucie, to nie poziom UFC.
Spójrzcie na to z tej strony – jak faworyzować zawodnika, który męczył się z Zhangiem w starciu z zawodnikiem, który pokonał Jorge Masvidala?
Nie skreślam jednak całkowicie Wade’a, bo nie wiemy zbyt wiele o jego defensywnych zapasach pod MMA. A nuż okażą się wyborne? Khabilov to jednak znacznie bardziej doświadczony zawodnik, który mierzył się z mocniejszymi rywalami – Wade wygrywał ze słabymi i wcale nie w jakimś wspaniałym stylu – i walka w Europie nie będzie dla niego nowością, podczas gdy Amerykanin poza Stanami Zjednoczonymi nie bił się jeszcze nigdy.
Zwycięzca: Rustam Khabilov przez decyzję
185 lbs: Magnus Cedenblad (13-4) vs. Garreth McLellan (13-3)
Kursy UNIBET: Magnus Cedenblad vs. Garreth McLellan 1.30 – 3.50
Bartłomiej Stachura: McLellan to zawodnik, który ma spore serce do walki, niezłą kondycją i solidny defensywny grappling. Jednak jego obrona przed obaleniami leży i kwiczy, choć, oddajmy mu, że spędził jakiś czas w kanadyjskim Tristar, więc być może coś się w tej materii zmieniło. Cedenblad będzie miał dwie rundy na to, aby albo poddać McLellana, albo wygrać je na kartach sędziowskich, bo w trzeciej odsłonie prawdopodobnie opadnie z sił, jak to miewa w zwyczaju. Pomimo tego, że Szwed wraca po długiej nieobecności spowodowanej kontuzjami, jego przewaga w klinczu – nie tylko techniczna, ale też gabarytowa oraz siłowa – pozwoli mu przewrócić rywala i skontrolować go w parterze z góry – bo o poddanie może być trudno.
Zwycięzca: Magnus Cedenblad przez decyzję
155 lbs: Yan Cabral (12-2) vs. Reza Madadi (13-4)
Kursy UNIBET: Yan Cabral vs. Reza Madadi 1.53 – 2.50
Bartłomiej Stachura: Na karcie wstępnej niedzielnej gali w Rotterdamie Reza Madadi w swojej drugiej walce po powrocie z przymusowego urlopu więziennego skrzyżuje rękawice z brazylijskim asem parteru, Yanem Cabralem. Zwycięstwo tego pierwszego wyceniane jest na 2.40, tego drugiego – na 1.53.
Pochodzący z Iranu Szwed stoczył w oktagonie jak dotychczas cztery pojedynki, przeplatając zwycięstwa z porażkami. Rozpoczął od poddania Yoislandy Izquierdo, by następnie przegrać po niejednogłośnej – i bardzo kontrowersyjnej – decyzji z Cristiano Marcello. W kolejnej walce poddał Michaela Johnsona, by następnie wrócić po ponad dwóch latach przerwy – na październikowej gali UFC Fight Night 76 – i przegrać przez jednogłośną decyzję sędziowską z Normanem Parkiem.
Reza Madadi w oktagonie zachowuje się podobnie jak poza nim – szaleje. Tutaj w starciu z Cristiano Marcello na wrogiej sobie brazylijskiej ziemi prowokuje publikę.
Przygoda Cabrala z UFC przedstawia się bardzo podobnie. Najpierw wypunktował Davida Mitchella, potem przegrał z Zakiem Cummingsem, by następnie, już po przejściu do kategorii lekkiej, odklepać Naoyuki Kotaniego. Wreszcie ostatnio, na gali UFC Fight Night 77 w listopadzie ubiegłego roku, przegrał przez jednogłośną decyzję z Johnnym Casem.
Obaj nie są szczególnie wszechstronnymi zawodnikami – mają i mocne strony, i takie, w których wyraźnie nie domagają.
Dlaczego uważam, że Madadi w roli underdoga jest tutaj ciekawą opcją, a kurs na jego zwycięstwo jest zawyżony? Z kilku powodów. Oto one!
Zapasy
Madadi powinien mieć wyraźną przewagę zapaśniczą. Może skandynawski wrestling do najlepszych na świecie nie należy, ale mimo wszystko Wściekły Pies to mistrz w zapasach w stylu wolnym i klasycznym Szwecji. Powinien w tej płaszczyźnie górować nad rywalem – zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Ma to kluczowe znaczenie, bo pozwoli Szwedowi decydować o tym, gdzie toczył będzie się pojedynek – na nogach czy w parterze.
Owszem, Cabral ma pewien arsenał technik zapaśniczych z klinczu – z haczeniami na czele – ale sądzę, że nie będzie w stanie wywrócić dobrze walczącego o podchwyty i zaprawionego w klinczerskich bojach rywala.
Przewaga zapaśnicza daje Madadiemu ten komfort, że jeśli w stójce walka będzie układała się po jego myśli, może ją w tej płaszczyźnie kontynuować. Jeśli natomiast okazałoby się, że to Brazylijczyk radzi sobie lepiej w szermierce na pięści i kopnięcia – obalenie go nie będzie sprawiało Madadiemu większego problemu. Oczywiście, kwestia tego, co będzie się działo w parterze, to osobna sprawa.
Tak czy siak – Szwed będzie decydował o płaszczyźnie walki.
Parter
Nie zamierzam przekonywać Was, że Madadi jest lepszy w walce na chwyty od Cabrala – bo nie jest. Ale chodzi o coś innego. Mając przewagę zapaśniczą, powinien być w stanie decydować o tym, w jakiej pozycji w tymże parterze się znajdzie – a to duży plus! Nie twierdzę, broń Boże – że Cabral nie jest w stanie wyciągnąć czegoś z pleców, wszystko się bowiem może zdarzyć, gdy prawdziwy czarny pas BJJ kręci się na plecach, a Yan takim właśnie jest, ale… bywał w parterze kontrolowany, unieruchamiany, zarówno przez Johnny’ego Case’a, jak i przede wszystkim przez Zaka Cummingsa. Yan Cabral to nie Charles Oliveira, który z pleców potrafi wyczarować cuda.
Ze swoimi mocnymi zapasami Madadi jak najbardziej może spróbować przenieść walkę do parteru, by tam kontrolować rywala, od wielkiego dzwona tylko wyprowadzając jakieś uderzenie. Będzie to ryzykowne, owszem, ale ma taką możliwość, jeśli zajdzie konieczność.
Nie będzie to zresztą dla niego nowość – gdy było trzeba, obalał innego specjalistę od parteru, Cristiano Marcello – i z góry radził sobie przyzwoicie. W starciu z Cabralem jak najbardziej może próbować obaleń na pół minuty czy nawet minutę przed zakończeniem rundy, żeby podkreślić swoją przewagę.
Kondycja
Im dłużej trwała będzie walka, tym łatwiej będzie Madadiemu. Owszem, w ostatniej walce z Parkiem w drugiej rundzie ciężko już oddychał, ale, po pierwsze – przyjął masę odbierających oddech teepów na korpus, po drugie – i tak nieustannie napierał, w trzeciej rundzie będąc świeższym od Irlandczyka z Północy. I wreszcie po trzecie – wracał po ponad rocznym rozbracie z oktagonem, co również w jakiś sposób może tłumaczyć jego gorszą kondycję. W starciach z Johnsonem czy Marcello wyglądał znacznie lepiej.
Cabral natomiast zwalnia w drugich rundach, o trzecich nie wspominając. Zresztą, im dłużej walka toczyć będzie się w stójce lub klinczu, szybciej opadał będzie z sił. Nie jest przyzwyczajony do tych płaszczyzn, brakuje mu w nich luzu. Jego szlify zapaśnicze, jak wspominałem, są gorsze, a jeśli chodzi o stójkę…
Stójka
Nie oszukujmy się, to bodaj najsłabszy element oktagonowej gry obu zawodników, ale… Madadi powinien i tutaj mieć tutaj przewagę. O ile przed długą więzienną (notabene w celi przebywał niespełna dwa miesiące) przerwą jego stójka była bardzo przeciętna, choć i tak wyróżniał się niezłą pracą lewym prostym czy ostrymi kombinacjami pięściarskimi (głównie sierpami) kończonymi podbródkowym, to w pojedynku z Parkiem po powrocie wyglądało to lepiej – przynajmniej wtedy, gdy chciał wymieniać ciosy, a nie wykorzystywać ich tylko i wyłącznie do (nieudanych – Parke ma mocną obronę przed obaleniami) prób zapaśniczych. Było to szczególnie dobrze widoczne w trzeciej rundzie, gdy zdał sobie sprawę, że nie położy Irlandczyka na plecach. Dobre proste w kombinacjach, obniżanie pozycji przed kontrami – dramatu nie było! Szczególnie ten ostatni element – balans tułowiem – wyraźnie poprawił.
Cabral będzie miał 5-centymetrową przewagę zasięgu (2,5 cm na rękę – według Tapology, UFC podaje bowiem identyczny zasięg u obu), ale jego stójka to jedna wielka próba złapania klinczu. Podobnie jak Madadi, walczy z klasycznej pozycji, stara się uderzać prostymi – co i tak zaliczam mu na plus – ale z realizacją jest już gorzej. Zostawia nogi z tyłu, jest mechaniczny, głowa w górze. Bardzo rzadko decyduje się na jakiekolwiek kontry – gdy cofa się, oczywiście w linii prostej, myśli raczej tylko o defensywie. Defensywie, która jest naprawdę słaba – ani nie trzyma gardy, jak należy, ani nie uchodzi z głową. Ma za to całkiem niezłe kopnięcie z zakrocznej nogi, wyprowadzając je na każdej wysokości – ot, nie musi obawiać się o wylądowanie na plecach, więc może sobie na nie pozwolić. Raz na ruski rok zmieni pozycję na odwrotną na kilkanaście sekund albo zaatakuje obrotowym łokciem.
Jeśli jednak dajesz w stójce wyrównaną walkę z Kotanim – a tak to wyglądało na nogach z Cabralem – znaczy, że, delikatnie rzecz ujmując, cudów nie ma.
Uważam, że znacznie mobilniejszy, jak sądzę też szybszy i na pewno lepiej bujający się i potrafiący składać dłuższe kombinacje Madadi będzie miał tutaj przewagę. Szczególnie liczę na jego podbródkowy, który potrafi naprawdę nieźle ukrywać poprzedzającymi ciosami, czekając aż rywal opuści głowę.
Obaj bardzo słabo bronią niskich kopnięć, więc ten, który zdecyduje się na lowkingi, może na tym skorzystać.
Jeśli natomiast stójka nie układałaby się po myśli Madadiego… patrz wyżej – zapasy / klincz. W tej płaszczyźnie trudno wyobrazić sobie, aby przewagą dysponował Brazylijczyk.
Charakter, szczęka
Wszyscy wiemy, jaki jest Wściekły Pies – jak jego pseudonim. Nie odpuszcza, idzie do przodu, jak trzeba to przyjmie, byle oddać. Nie łamie się gdy przegrywa. Wrócił po knockdownie w starciu z Michaelem Johnsonem, by zajechać Amerykanina i poddać w trzeciej rundzie. Również w pojedynku z Parkiem miał kilka trudnych momentów, ale ani przez sekundę nie odpuszczał, a wręcz zachęcał rywala do ostrzejszych wymian.
Walka Rezy Madadiego z Michaelem Johnsonem w pigułce.
Cabral natomiast w obu przegranych starciach – z Cummingsem jeszcze w kategorii półśredniej i z Casem już w lekkiej – miał momenty kompletnej rezygnacji, stojąc pod siatką i czekając na wymiar kary. Owszem, przetrwał w obu walkach do końca, z Casem w trzeciej rundzie nawet miał swoje okazje na dopięcie poddania, ale od strony charakteru, serca do walki, determinacji Madadiemu nie można nic zarzucić. Gdy nadejdzie kryzys – Madadi nie pęknie, a Cabral – kto wie?
Obaj nigdy nie przegrali przed czasem, obaj nie mają ciężkich pięści (Madadi wygrał przez nokaut raz, Cabral – ani razu), ale to Madadi pomimo zaawansowanego już wieku – ma 37 lat w porównaniu do 32 Cabrala – wydaje się mieć mocniejszą szczękę. Przyjął kilka bomb od Johnsona, po jednej nawet padł, ale zbierał się z desek jak szalony.
Treningi
Yan Cabral trenował wcześniej w Nova Uniao, bo też z tego klubu się wywodzi, ale od dawna mieszka w Barcelonie. Z mojego rekonesansu wynika, że do tej walki przygotowywał się właśnie w stolicy Katalonii – dodatkowo, w swoim własnym klubie – co nie jest najlepszym prognostykiem.
Madadi natomiast standardowo szlifował formę w szwedzkim Allstars.
Podsumowanie
Jak wspominałem wcześniej, nie zdziwi mnie w najmniejszym stopniu zwycięstwo Brazylijczyka. Nie sądzę, aby szczególnie zagroził Madadiemu w stójce – choć ma te kopnięcia na głowę, więc kto wie – ale jeśli znalazłby drogę do sprowadzenia z klinczu, z góry byłby piekielnie groźny. Zresztą, jeśli Madadi pójdzie nieuważnie po obalenie – z Parkiem miała miejsce taka sytuacja – może skończyć w gilotynie. Ba, nawet jeśli Szwed znajdzie się na górze, to przetoczenie czy poddanie w wykonaniu Brazylijczyka nie będzie żadną wielką niespodzianką.
Jednak Wściekły Pies ma nieco lepszą stójkę, mocniejsze zapasy, lepszą kondycję i charakter do ostrej 3-rundowej jatki na dużym tempie. W starciu z Marcello udowodnił, że wie, jak radzić sobie z wybornymi grapplerami, korzystając umiejętnie z zapasów, ale jednocześnie ograniczając parterowe ryzyko do minimum.
Szansa na to, by zdołał wymęczyć Brazylijczyka w klinczu pod siatką, poobijać w stójce i krótkimi fragmentami skontrolować w parterze, jest znacznie większa niż 2.40, wobec czego…
Zwycięzca: Reza Madadi przez decyzję
125 lbs: Kyoji Horiguchi (16-2) vs. Neil Seery (16-11)
Kursy UNIBET: Kyoji Horiguchi vs. Neil Seery 1.16 – 5.25
Bartłomiej Stachura: Kartę walk Fight Pass uświetni starcie pomiędzy byłym pretendentem do pasa mistrzowskiego Japończykiem Kyojim Horiguchim i doświadczonym Irlandczykiem Neilem Seerym.
Horiguchi zwycięstwami nad Dustinem Pagem, Darrellem Montague, Jonem delos Reyesem i Louisem Gaudinotem utorował sobie drogę do walki o pas mistrzowski, ale gdy do niej doszło, zmuszony był uznać wyższość Demetriousa Johnsona. W powrocie podniósł się, we wrześniu ubiegłego roku na gali UFC Fight Night 75 pewnie wypunktowując Chico Camusa.
Seery walczy w UFC ze zmiennym szczęściem. W debiucie, wziętym w zastępstwie, przegrał z Bradem Pickettem, by następnie zanotować dwa zwycięstwa, pokonując Phila Harrisa i Chrisa Beala. Później w walce na chwyty pokonał go Louis Smolka, ale ostatnio – na gali UFC Fight Night 76 w październiku zeszłego roku – Seery znów wygrał, tym razem dusząc Jona delos Reyesa.
Japończyk walczy w sposób wybitnie karatecki, do którego dołożył jednak bardzo dużą mobilność. Nieustannie krąży po łuku, nękając rywalu krótkimi, ale piekielnie szybkimi szarżami, najczęściej złożonymi z 2-3 uderzeniowych kombinacji bokserskich, często kończonych kopnięciem na głowę. Później błyskawicznie odskakuje. Świetnie kontroluje dystans, utrzymując rywali poza zasięgiem. Walczy z klasycznej pozycji, ale nie sprawia mu też problemu odwrotna. Czasami zaatakuje latającym kolanem. Nie tylko sam inicjuje szybkie ataki, ale potrafi też doskonale kontrować krótkimi sierpowymi – lewym z klasycznej pozycji, prawym z odwrotnej. Jego defensywa to jednak nie tylko świetna praca na nogach – skracając dystans, wchodząc w półdystans, chętnie obniża bowiem pozycję, dobrze balansując tułowiem.
Zamknięcie Kyoji Horiguchiego pod siatką to piekielnie trudna sztuka – Japończyk potrafi przez pełne trzy rundy świetnie krążyć po łuku. Swój taniec przerywa krótkimi, niesygnalizowanymi, łamiącymi rytm szarżami.
Irlandczyk to typ charakternego boksera, który wzbogacił swoją grę o kopnięcia oraz dobry parter. Walczy z klasycznej pozycji, gustując w półdystansie, gdzie wdaje się w ostre wymiany, mieszając ciosy na głowę z tymi na korpus. Jego ulubiona kombinacja to klasyczne 1-2, lubi akcje pięściarskie kończyć mocnymi lowkingami. Jest agresywny, rzadko daje krok wstecz. Chętnie przyjmie, żeby oddać, a przed tym pierwszym nieźle broni go balans ciałem. Jego zapasy nie powalają, ale w parterze jest bardzo solidny, miewając nawet przebłyski sporej klasy.
Seery zrobi wszystko, aby znaleźć się w półdystansie lub sprowadzić Horiguchiego do parteru, ale będzie to piekielnie trudne zadanie. Japończyk kapitalnie bowiem kontroluje dystans, a zamknięcie go pod siatką stanowi nie lada wyzwanie. Seery’emu brakuje szybkości i szlifów zapaśniczych, aby obalać Horiguchiego, nawet jeśli złapie klincz – obrona przed obaleniami w wykonaniu Japończyka stoi na dobrym poziomie. Trudno wyobrazić sobie inny scenariusz niż ten, w którym Horiguchi nieustannie krąży po łuku, kąsając atakującego Seery’ego krótkimi, ale piekielnie szybkimi uderzeniami lub też inicjując własne szarże – a nikt nie skraca dystansu szybciej niż Japończyk, który robi to, dodatkowo jakby łamiąc rytm swojego poruszania się, co jeszcze bardziej zaskakuje rywali. Irlandczyk może co prawda spróbować taktyki opartej na lowkingach, wzorem Mauricio Shoguna Ruy z walki przeciwko Lyoto Machidzie, ale nie sądzę, by zaprowadziło go to do sukcesu – Horiguchi jest zbyt szybki, zbyt dobrze kontroluje dystans, ma zbyt dobrą kondycję, potrafiąc na niemal pełnym gazie przewalczyć trzy rundy.
Aby spróbować przewidzieć walkę, można przyjrzeć się ostatniemu pojedynkowi Horiguchiego z Camusem – Amerykanin to bowiem trochę podobny do Seery’ego zawodnik, preferujący wymiany w półdystansie, a dodatkowo lepiej od Irlandczyka pracujący na nogach. Japończyk nie miał większych problemów z rozstrzelaniem go w stójce krótkimi atakami z odejściem.
Irlandczyk będzie co prawda walczył prawie u siebie, co może stanowić jakiś atut, ale, z drugiej strony, ma już na karku 36 lat (jest o 11 lat starszy od Horiguchiego!), dodatkowo w wywiadach przebąkując, że nie wyklucza porażki i rozstania z UFC. Japończyk natomiast od kilku miesięcy trenuje w American Top Team, co dobrze mu wróży. Nie sądzę jednak, aby był w stanie skończyć Irlandczyka – ten przez nokaut nie przegrał jeszcze nigdy w karierze, a w poddanie nie wierzę. Ale pewne zwycięstwo na kartach sędziowskich? Jak najbardziej!
Zwycięzca: Kyoji Horiguchi przez decyzję
170 lbs: Leon Edwards (10-3) vs. Dominic Waters (9-4)
Kursy UNIBET: Leon Edwards vs. Dominic Waters 1.36 – 3.15
Bartłomiej Stachura: W walce w limicie kategorii półśredniej spotkają się dwaj niezbyt doświadczeni pod banderą UFC zawodnicy – mający jamajskie korzenie Brytyjczyk Leon Edwards i Amerykanin Dominic Waters. Ten pierwszy sześć tygodni przed galą zastąpił kontuzjowanego Petera Sobottę.
Edwards stoczył dotychczas cztery walki dla UFC. W rozczarowującym debiucie uległ Claudio da Silvie, by następnie odnieść dwa pewne zwycięstwa, nokautując Setha Baczynskiego i wypunktowując Pawła Pawlaka. Ostatnio jednak, na grudniowej gali UFC on FOX 17, nie sprostał zapaśniczym zapędom Kamaru Usmana.
Waters póki co walczył pod banderą UFC dwukrotnie – obie walki przegrywając. Przed zwolnieniem najprawdopodobniej uratowało go to, że oba pojedynki – przegrany przez decyzję z Georgem Sullivanem i przez techniczny nokaut z Dong Hyun Kimem – wziął w zastępstwie, mając około 10 dni na przygotowania.
Trenujący w London Shootfighters Edwards to przede wszystkim walczący z odwrotnej pozycji uderzacz. Widać lekkość w jego ruchach i swoisty dryg do stójki. Lubi utrzymywać rywali na dystans teepami na korpus, a jego najgroźniejsze bronie to kros oraz kopnięcie zakroczną nogą na głowę, które ukrywa za krótkimi kombinacjami bokserskimi. Nieźle pracuje na nogach, nieszczególnie lubi się cofać, walcząc agresywnie – choć cierpliwie. Nie narzuca morderczego tempa, czyhając na dogodne okazje do wyprowadzenia ataku. Jego defensywne zapasy stoją na dobrym poziomie, czasami potrafi nawet zaatakować z pleców.
Niesygnalizowane kopnięcie na głowę to jedna z najgroźniejszych broni Leona Robertsa – powyżej posyła na deski Pawła Pawlaka.
Waters jest zupełnie innym zawodnikiem. To typ męczyciela, który lubi terroryzować rywali w klinczu pod siatką oraz przenosić walkę do parteru. W stójce walczy z klasycznej pozycji, gdzie cechuje go kompletnie nieruchomy, spięty korpus oraz statyczna głowa, ogromna mechaniczność i praktycznie zerowa praca na nogach. Wyprowadzając ciosy, a w zasadzie je pchając, zamyka oczy, co i tak niewiele zmienia, bo wbija wówczas wzrok w deski. Nogi wlecze za sobą, a o jakimkolwiek zamykaniu rywali pod siatką nie ma mowy. Innymi słowy, jego stójka wygląda bardzo słabo. Od strony zapaśniczej również nie wygląda najlepiej, szczególnie w defensywie, choć akurat ten element w starciu z Edwardsem prawdopodobnie mu nie zaszkodzi. Nieco lepiej wyglądają natomiast jego ofensywne zapasy. Zwłaszcza w klinczu dzięki długim rękom potrafi oplatać swoich rywali i jakimś haczeniem kłaść ich na plecach.
W walce na nogach Edwards powinien mieć przygniatającą przewagę. Odwrotna pozycja, znacznie szerszy arsenał ofensywy, szybkość, luz, wszystko to przemawia na jego korzyść. Waters musi swoich szans upatrywać w klinczu oraz parterze, ale nie będzie łatwo o przeniesienie walki na deski. Tym razem co prawda Edwards nie trenował w American Kickboxing Academy, ale przed poprzednimi dwiema walkami gościł u Daniela Cormiera i spółki – i było to widać. W starciu z doskonałym zapaśnikiem – o wiele lepszym od Watersa – Kamaru Usmanem długimi fragmentami świetnie bronił obaleń pod siatką. Nie sądzę, aby oddał je łatwo (lub w ogóle) Watersowi, zwłaszcza że, jak wspomniałem, Amerykanin będzie miał w ogóle problemy, aby złapać klincz – atakuje bowiem w linii prostej, nie patrząc przed siebie, chaotycznie. Pół kroku w bok i Edwards będzie w doskonałej pozycji do kontry.
Warto jednak podkreślić, że Waters przygotowywał się do walki z Gregiem Jacksonem i Mikiem Winkeljohnem, co może przełożyć się na jakiś sprytny plan na walkę – choć nie będzie o to łatwo z uwagi na sportowe ograniczenia Amerykanina. Nie skreślam go jednak zupełnie, bo mam w pamięci, że dwie poprzednie walki brał z kilkudniowym wyprzedzeniem, a teraz po raz pierwszy ma za sobą pełen obóz przygotowawczy. Być może zobaczymy go w zupełnie innej wersji. Dodatkowo, Edwards nie jest dużym półśrednim – Waters będzie miał przewagę wzrostu, zasięgu oraz najprawdopodobniej siły. Jeśli przyszpili Jamajczyka do siatki, kto wie, czy nie będzie w stanie utrzymać go tam dłuższymi fragmentami.
Trudno jednak nie faworyzować tutaj znacznie lepiej poukładanego kickboksersko i dysponującego solidnymi szlifami zapaśniczymi Edwardsa. Ba, jeśli Jamajczyk zechce, sam może spróbować przenieść walkę do parteru – starcie Watersa z Sullivanem pokazało, że ten pierwszy z pleców nie jest groźny. Niepokoić musi też oktagonowe IQ Amerykanina, który w starcie z Kimem zdecydował się walczyć w klinczu. Taki wybór mówi nam też coś o jego umiejętnościach stójkowych…
Innymi słowy – Edwards przez techniczny nokaut, choć gabaryty Watersa oraz pełen obóz przygotowawczy, jaki odbył, każą podejść do tej walki z pewną dozą ostrożności.
Zwycięzca: Leon Edwards przez (T)KO
125 lbs: Willie Gates (12-6) vs. Yuta Sasaki (18-3-2)
Kursy UNIBET: Willie Gates vs. Yuta Sasaki 1.67 – 2.20
Bartłomiej Stachura: Gala rozpocznie się pojedynkiem w kategorii muszej pomiędzy walczącymi o pozostanie w organizacji Amerykaninem Williem Gatesem i Japończykiem Yutą Sasakim, który zastąpi przymusowo emerytowanego Paddy’ego Holohana.
29-letni Gates stoczył jak dotychczas trzy pojedynki pod banderą UFC, zwyciężając tylko jeden. W debiucie, który wziął na niespełna dwa tygodnie przed galą, przegrał przez poddanie z Johnem Moragą, by następnie szybko i efektownie ubić Darrella Montague. Później jednak, w sierpniu zeszłego roku na UFC Fight Night 73, znów wziął walkę w zastępstwie i znów przegrał – tym razem z Dustinem Ortizem, nie będąc w stanie powstrzymać zapasów rywala.
26-letni Sasaki znajduje się w podobnej sytuacji – również z trzech walk w oktagonie wygrał tylko jedną, debiutancką, szybko odklepując Rolanda Delorme. Później był zmuszony uznać wyższość grapplerską Leandro Issy, a ostatnio – w czerwcu zeszłego roku na UFC Fight Night 69 – kickbokserską Taylora Lapilusa.
Starcie zapowiada się jako typowy pojedynek stójkowicza w osobie Gatesa z grapplerem w osobie Sasakiego. Ten pierwszy powinien mieć przewagę w płaszczyźnie stójkowej – walcząc z klasycznej pozycji, całkiem nieźle kąsa rywali ciosami prostymi, lubi kopać, szczególnie frontalnie, aby utrzymać rywali na dystans, całkiem nieźle operuje na nogach. Lubi kontrować lewym sierpem z przepuszczeniem ataku, a z uwagi na gabaryty fizyczne – jest wysoki – chętnie atakuje też kolanami. Od czasu do czasu zmieni pozycję na odwrotną, próbując wówczas kopnięć zakroczną nogą.
Oto najlepsza akcja Williego Gatesa w starciu z Johnem Moragą, który kompletnie zaspał, nie reagując na komendę sędziego. Gates nie zdołał jedna udusić rywala, wkrótce tracąc do godną pozycję.
Największą luką w jego stójkowej defensywie jest fatalna obrona przed lowkingami, której w głównej mierze zawdzięcza porażkę z Moragą w debiucie. Na jego szczęście, Sasaki nie słynie z mocnych niskich kopnięć.
Pomimo tego, że Japończyk walczy z odwrotnej pozycji, Gates powinien dyktować warunki na nogach. Japończyk nie ma w tej płaszczyźnie wiele do zaoferowania. Ogranicza się do pojedynczych ciosów i krótkich kombinacji, którymi stara się ukryć wysokie kopnięcia na głowę, kończąc nimi ataki. Odrobinę mogą pomóc mu jego gabaryty – bo jest nawet wyższy od Amerykanina, choć ma nieco gorszy zasięg – a także świadomość, że w parterze jego przewaga powinna być bardzo duża. Jednak jego fatalna obrona przed uderzeniami (statyczna głowa, dziurawa garda) i kiepskie wyczucie dystansu nie wróżą mu dobrze w szermierce na pięści i kopnięcia. Podobnie jak Gates, jego obrona przed lowkingami leży i kwiczy.
Yuta Sasaki to doskonały specjalista od walki w parterze – powyżej świetnie w klinczu zachodzi plecy Rolanda Delorme, łapiąc duszenie i odklepując solidnego w walce na chwyty Kanadyjczyka.
Czy Sasaki zdoła przenieść walkę do parteru, by tam poskręcać rywala? Nie można tego wykluczyć – z dwóch powodów.
Po pierwsze – o ile Gates, jak wspominałem, nieźle pracuje na nogach, to jednak daje się czasami zamykać pod siatką, gdy jest mocniej przyciśnięty. Najgorsze jednak jest to, że prawie w ogóle nie walczy o to, aby wydostać się z tej niedogodnej pozycji z plecami na siatce! Odrobinę w tym elemencie przypomina Juniora dos Santosa z bojów z Cainem Velasquezem, będąc odwrotnością Edsona Barbozy, którego utrzymać dwóch sekund plecami na siatce nie sposób – Gates natomiast jest tak przerażony możliwością wylądowania na deskach, że tylko o to się martwi – aby powstrzymać obalenie. A że spędza kilkadziesiąt sekund na siatce? Bywa! Tak było zarówno w walce z Moragą, jak i Ortizem.
Jeśli podobnie będzie w pojedynku z Sasakim, może skończyć w parterze, a to dlatego, że – i teraz po drugie – Japończyk nie ma może najlepszych zapasów (jego zejścia w nogi są przeciętne, przewidywalne i niezbyt dynamiczne, co nie dziwi przy jego wzroście), ale lubi zaprzęgać w klinczu do działania judo. Ponadto, jak udowodnił w starciu z Delorme, nawet w klinczu potrafi zająć plecy rywalowi, więc jeśli Gates nie chce podejmować niepotrzebnego ryzyka, powinien trzymać swoje plecy z dala od siatki.
W parterze będzie to gra do jednej bramki. Sasaki potrafi rewelacyjnie, błyskawicznie zajmować plecy – i nie czeka z tym do ustabilizowania pozycji! Robi to w locie, zanim w ogóle jego rywal padnie po obaleniu na deski! Nie sposób wykluczyć, że Japończyk potrzebował będzie jednego tylko obalenia, aby poskręcać bardzo przeciętnego w elemencie defensywy grapplerskiej Gatesa.
Zwracam jednak uwagę, że Amerykanin, dopóki miał siły, naprawdę dobrze bronił zapaśniczych prób nie tylko Moragi, ale też zwierzęco nastawionego Ortiza. Owszem, oni próbowali zapasów, nie judo, ale i tak sposób, w jaki Gates walczył o utrzymanie walki na nogach, mógł się podobać. Sasaki nie ma zapasów, ale ma przebłyski judo – i tak jednak przewrócenie Gatesa łatwe nie będzie.
Na korzyść Amerykanina przemawia też fakt, że Japończyk wziął tę walkę ledwie dwa tygodnie przed galą. To bardzo mało czasu, zwłaszcza, że starcie odbędzie się w Holandii, więc dochodzi długi lot, aklimatyzacja i tak dalej. Dla Japończyka będzie to też debiut w kategorii muszej, bo dotychczas walczył w koguciej, co również każe postawić szereg pytań nad jego formą. Jeśli przypomnę jeszcze, że dwie dotychczasowe porażki w UFC Gates poniósł, biorąc walki w zastępstwie, na niespełna dwa tygodnie przed galą (do tej z Moragą podchodził dodatkowo niecały miesiąc po poprzedniej), to muszę wskazać Amerykanina w roli faworyta.
Uważam, że Gates będzie w stanie utrzymać walkę na nogach, w stójce będąc znacznie precyzyjniejszym. Przyda mu się bardzo dobry zasięg, a i fatalna defensywa Japończyka nie zaszkodzi. Sasakiemu brakuje zapasów, żeby położyć Amerykanina na plecach, choć, jak wspominałem, jego klincz jest niebezpieczny z uwagi na judo oraz umiejętność zachodzenia pleców. Tym niemniej masa znaków zapytania wobec formy zawodnika z kraju kwitnącej wiśni – z walką w zastępstwie i debiutem w kategorii muszej na czele – każą widzieć Gatesa w roli niewielkiego faworyta.
Zwycięzca: Willie Gates przez decyzję
PODSUMOWANIE
Walka | Bartek S. | Szymon B. | Wilk | Konrad H. |
---|---|---|---|---|
Overeem vs Arlovski 1.41 - 3.00 | Overeem | Overeem | Overeem | Arlovski |
Silva vs Struve 2.80 - 1.44 | Struve | Silva | Silva | Silva |
Tumenov vs Nelson 1.53 - 2.50 | Tumenov | Tumenov | Tumenov | Tumenov |
de Randamie vs Elmose 1.22 - 4.25 | de Randamie | de Randamie | de Randamie | de Randamie |
Krylov vs Barroso 1.44 - 2.80 | Krylov | Krylov | Krylov | Krylov |
Kowalkiewicz vs Clark 1.36 - 3.15 | Kowalkiewicz | Kowalkiewicz | Kowalkiewicz | Kowalkiewicz |
Khabilov vs Wade 1.50 - 2.60 | Khabilov | Wade | Wade | Khabilov |
Cedenblad vs McLellan 1.30 - 3.50 | Cedenblad | Cedenblad | Cedenblad | Cedenblad |
Tuck vs Emmett 1.67 - 2.20 | Tuck | --- | Tuck | Tuck |
Cabral vs Madadi 1.53 - 2.50 | Madadi | Madadi | Cabral | Madadi |
Horiguchi vs Seery 1.16 - 5.25 | Horiguchi | Horiguchi | Horiguchi | Horiguchi |
Edwards vs Waters 1.36 - 3.15 | Edwards | Edwards | Edwards | Edwards |
Sasaki vs Gates 2.20 - 1.67 | Gates | Sasaki | Gates | Gates |
Ostatnia gala | 11-1 | 7-5 | 11-1 | 10-2 |
Łącznie | 569-325 | 476-298 | 209-135 | 108-56 |
Poprawne | 63,64 % | 61,49 % | 60,75 % | 65,85 % |