Analizy i typowanie KSW 36 – Materla vs. Palhares
Analizy i typowanie czterech najważniejszych walk gali KSW 36, na której Michał Materla pójdzie w tany z Rousimarem Palharesem.
84 kg.: Michał Materla (23-5) vs. Rousimar Palhares (18-7)
Kursy UNIBET: Michał Materla – Rousimar Palhares 2.00 – 1.73
Trudno wskazać tutaj wyraźnego faworyta pomimo tego, że raz za razem widzę komentarze sugerujące, że Materla nie ma większych szans i zostanie przez Palharesa poskręcany. Nie będę zbierał szczękę z podłogi, jeśli rzeczywiście Brazylijczyk znajdzie sposób na dobranie się do kończyny Polaka, zmuszając go do klepania, bo szczególne na początku Materla będzie musiał mieć się na baczności. W przeszłości nasz zawodnik miewał już ciężkie kontuzje kolan, co w obliczu konfrontacji z rywalem, który nieustannie pluje na nogi, musi dawać do myślenia.
Z drugiej jednak strony, nie zapominajmy, że Materla kulał się całe życie, a w swoim klubie ma doskonałych grapplerów i specjalistów od dźwigni na nogi. Nie twierdzę przez to, że Cipao nagle wcieli się w rolę Gary’ego Tonona, zagrażając poddaniami Palharesowi, bo mimo wszystko poziom BJJ tego ostatniego to absolutnie światowa klasa – czego najlepszym dowodem odklepanie – po kontrowersyjnej walce, ale jednak – Jake’a Shieldsa (tego samego, który przecież w grapplerskim boju okazał się lepszy od Demiana Mai), ale daleki jestem też od całkowitego przekreślania szans Polaka na ustrzeżenie się przed jakąś techniką kończącą Pniaka. W walce na chwyty jednak – jeśli do niej dojdzie – polski zawodnik będzie musiał mieć się na baczności, nawet będąc z góry, bo pamiętajmy, że arsenał poddań Palharesa to nie tylko dźwignie na nogi.
Jednak Berserker będzie miał po swojej stronie kilka solidnych atutów. Przede wszystkim, nasz zawodnik – pomimo tego, że nadal jego defensywa bywa dziurawa jak szwajcarski ser – jest lepszym stójkowiczem. Brazylijczyk poza okolicznościowymi kopnięciami na nogi czy na głowę nie ma w zasadzie nic więcej do zaoferowania. Ma to kapitalne znaczenie, jeśli weźmiemy też pod uwagę mentalność obu zawodników – Materla nigdy się nie poddaje, ma wielkie serce do walki i mentalnie po prostu nie da się go stłamsić, natomiast Brazylijczyk załamuje się pierwszym niepowodzeniem czy to w stójce – jak z Hectorem Lombardem, czy w parterze – jak z Alanem Belcherem. Nie mam wątpliwości, że Palhares nie będzie chciał bić się na nogach – a to oznacza, że jego morale spadnie automatycznie, jeśli nie zdoła przenieść walki do parteru. Klatka powinna pomóc Materli utrzymać walkę na górze – ale kluczem będzie oczywiście praca na nogach. Jeśli Materla nie da się zamknąć pod siatką, może spokojnie rozstrzelać Palharesa w dystansie. Inna rzecz, że taki scenariusz nie będzie łatwy do zrealizowania, bo szczecinianin w poprzednich walkach pod względem mobilności nie zachwycał.
Co zatem stanie się, jeśli Palhares dopadnie naszego zawodnika pod ogrodzeniem? Obalenie zapaśnicze raczej nie wchodzi w grę, bo ofensywne zapasy Brazylijczyka są bardzo przeciętne – defensywne Polaka powinny z nawiązką wystarczyć. Rzecz oczywiście w tym, że Pniak wcale nie musi obalać (w takim scenariuszu użyteczne mogą być też łokcie w stylu Travisa Browne’a, po których przecież ostatnio padł), a zamiast tego po prostu wkręca się po nogi niczym Marcin Held. I w takich sytuacjach Materla będzie musiał szczególnie uważać – ale jestem też przekonany, że codziennie trenował obrony przed dźwigniami na nogi i działał będzie w sytuacjach zagrożenia automatycznie, niczym wspomniany Alan Belcher swego czasu.
Na korzyść polskiego zawodnika przemawiają też inne elementy. Materla zawsze prezentuje dobre przygotowanie kondycyjne i spodziewam się, że jeśli Pniak nie podda go w pierwszej rundzie, przewaga psychiczna Polaka będzie ogromna. Walka odbywa się w Polsce, co stanowi kolejny argument na rzecz szczecinianina – pozostaje bowiem kwestia aklimatyzacji Brazylijczyka. Pojedynek odbędzie się w limicie kategorii średniej, więc jeśli nawet Palhares będzie miał przewagę siłową, to nie powinna ona być szczególnie wyraźna.
Warto też pamiętać, że dla polskiego zawodnika to jedna z najważniejszych walk w karierze, którą może jeszcze bardziej wzmocnić swoją markę na świecie. A 36-letni już Brazylijczyk? Jest już na ostatniej prostej przed zakończeniem kariery. Jego determinację, gotowość do zagryzienia zębów i walki na śmierć i życie można poddać w wątpliwość. Nigdy zresztą z tych cech nie słynął. Odcina już kupony od (złej) sławy.
Tym niemniej, jak wspominałem, daleki jestem od skreślania go. Najmniejszy błąd Materli w parterze – jak chociażby opóźniona o milisekundę reakcja – może przypłacić on nie tylko porażką, ale też ciężką kontuzją. Nie wierzę bowiem w żadne zmiany w nastawieniu Palharesa, bo – jak wielokrotnie na łamach Lowkinga pisałem – jego przeciągane poddania nie wynikają z jego złego charakteru czy chęci uszkodzenia rywala. Ot, przydomek Pniak nie jest przypadkowy. Brazylijczyk po prostu w szale bitewnym nie posiada wystarczających narzędzi mentalnych, aby kontrolować swoje poczynania – zanim jego mózg zarejestruje, że od trzech sekund sędzia próbuje rozerwać uchwyt, jest już po prostu za późno. Gdyby był w stanie, Brazylijczyk naprawdę puściłby wcześniej – ale bodziec trafia do mózgu po prostu zbyt późno. A zanim tenże mózg wyśle sygnał do mięśni, aby puścić, więzadeł już nie ma.
Stawiam jednak na Materlę jako zawodnika znacznie lepszego w stójce, będącego w stanie przetrwać ataki Palharesa w parterze, a jednocześnie cechującego się lepszą kondycją oraz bez porównania większym sercem do walki.
Zwycięzca: Michał Materla przez decyzję
93 kg.: Tomasz Narkun (12-2) vs. Thierry Sokoudjou (17-14)
Kursy UNIBET: Tomasz Narkun – Thierry Sokoudjou 1.20 – 4.25
Sprawa jest prosta jak konstrukcja cepa – Tomasz Narkun musi przetrwać pierwszą odsłonę walki. Sokoudjou jest zawodnikiem groźnym tylko w ciągu kilku pierwszych minut, dopóki ma jeszcze paliwo w baku. Jeśli Żyrafa trzymał będzie ręce wysoko, jednocześnie ochoczo korzystając z kopnięć, aby trzymać rywala na dystans, zadanie będzie prostsze.
Generalnie polski zawodnik musi unikać dystansu bokserskiego i półdystansu, bo tam właśnie Kameruńczyk jest najniebezpieczniejszy. Klincz i dystans kickbokserski powinny pasować naszemu reprezentantowi, czyniąc go bezpiecznym. Istnieje co prawda pewna obawa, że Polak od pierwszych sekund zaatakuje ostro – jak w poprzednich walkach – ale myślę, że tym razem rozegra to znacznie bezpieczniej, zdając sobie sprawę, że pięści kameruńskiego weterana nadal są ciężkie.
Różnica w parterze będzie natomiast gargantuiczna, więc spodziewam się, że Narkun wykorzysta każdą najdrobniejszą okazję, aby przenieść walkę na dół – choćby i wciągając rywala do gardy czy wkręcając się do jego nogi. Od drugiej rundy wszystko to powinno być znacznie prostsze, a spodziewam się, że Żyrafie wystarczy jedno tylko obalenie – najpewniej z klinczu – aby poskręcać Sokoudjou.
Ba, wcale nie wykluczam, że nasz zawodnik ubije pretendenta ciosami, bo szczęka zaprawionego w bojach Sokoudjou już od dawna nie domaga – w swojej karierze aż dziesięć razy przegrywał przez nokauty. Dobre uderzenie w stójce (kolana w klinczu?) w wykonaniu mistrza i może być po sprawie.
Jeśli przyjrzymy się ostatnim trzem walkom Sokoudjou, to cóż tam widzimy? Porażka przez nokaut z Lintonem Vassellem? Ok, dramatu nie ma, Vassell to przyzwoity zawodnik. Ale przegrać z 42-letnim Paulem Buentello? Nawet jeżeli była to walka w limicie kategorii ciężkiej? Bądźmy poważni. Wymowne jest, że Sokoudjou powrót do KSW zapewnił sobie zwycięstwem nad prezentującym dramatyczny poziom od kilku lat Mattem Hamillem, którego miejsce od dawna jest na fotelu w kapciach na nogach.
Innymi słowy, spodziewam się łatwej przeprawy dla Tomasza Narkuna.
Zwycięzca: Tomasz Narkun przez (T)KO
70 kg.: Mateusz Gamrot (11-0) vs. Renato Gomes (18-8)
Kursy UNIBET: Mateusz Gamrot – Renato Gomes 1.08 – 7.00
Pojedynek z Renato Gomesem jest bardzo niewygodny dla Mateusza Gamrota – a to dlatego, że jego psim obowiązkiem będzie odprawienie Brazylijczyka. I to przed czasem. Każdy inny wynik – może poza jakąś decyzją po totalnej dominacji Polaka, w której Gomes wykaże nieprawdopodobne serce do walki i odporność – będzie niespodzianką, by nie rzec sensacją. Innymi słowy, mistrz ma w tej walce bardzo niewiele do wygrania – i furę do stracenia.
Gomes to stójkowicz, ale bardzo, bardzo przeciętny. Jego kickbokserska defensywa jest dziurawa, atakuje w linii prostej, z opuszczonymi rękami poszukując jakiejś bomby, cofa się prosto na siatkę, próbując jakichś dziwacznych kontr bitych z ręki, a jego technika bokserska woła o pomstę do nieba. Gamrot powinien przeważać na nogach, i to wyraźnie – jest bez porównania mobilniejszy, precyzyjniejszy, lepiej kopie, ma lepszy boks. Jeśli jakimś cudem jednak nie radziłby sobie w wymianach kickbokserskich, to z dziecinną łatwością powinien kłaść pretendenta na plecach – różnica w aspektach zapaśniczych i parterowych będzie bowiem gargantuiczna.
Jakby tego było mało, to dla Pezinho będzie to pierwsza w karierze (!) walka poza Brazylią.
Podsumowując, reprezentant Ankosu MMA powinien wygrać ten pojedynek w jakikolwiek sposób tylko sobie zamarzy, bo mierzy się z zawodnikiem z lokalnych brazylijskich gal, jakich setki. Tylko kompletnie go lekceważąc, Gamrot mógłby stracić pas.
Zwycięzca: Mateusz Gamrot przez (T)KO
120 kg.: Michał Włodarek (7-1) vs. Michał Kita (16-8)
Kursy UNIBET: Michał Włodarek – Michał Kita 1.50 – 2.40
Starcie Michała Kity z Michałem Włodarkiem zapowiada się naprawdę ciekawie i można czynić argumenty na rzecz jednego bądź drugiego zawodnika. Tym niemniej, zupełnie nie zgadzam się z kursami bukmacherskimi, wedle których wyraźnym faworytem pojedynku jest Komar. Owszem, poznaniak ma swoje atuty, które mogą przesądzić o jego zwycięstwie – ale zabrzanin ma ich więcej.
Włodarek nie stał się zawodnikiem, jakim wydawało się, że będzie po tym, jak najpierw w świetnym stylu rozstrzelał Jacka Czajczyńskiego, by następnie zdemolować Michała Andryszaka w swoim debiucie w KSW. Luzu i mobilności, które wyróżniały go w konfrontacji z tym pierwszym, nie zobaczyliśmy już nigdy więcej.
Komar walczy z klasycznej pozycji, ale ma tendencję do trzymania rąk bardzo nisko, na wysokości klatki piersiowej (co najwyżej!) – całą swoją obronę opiera bowiem na unikach i balansie oraz pracy na nogach. Sęk jednak w tym, że naraża go to na ciosy w kilku sytuacjach. Przede wszystkim Włodarek daje się trafiać przy rozrywaniu klinczu czy krótkiego zwarcia – bo jego ręce nadal pozostają na dole. Nie inaczej ma się sprawa z jego kopnięciami – wtedy również narażony jest na kontry bokserskie. Wreszcie gdy osłabnie, co na ogół ma miejsce w drugiej rundzie, staje się wolniejszy na nogach i nawyk nietrzymania gardy ułatwia pracę rywalom. Bardzo dobrze widać było to w jego walce z Szymonem Bajorem, który wykorzystywał nisko opuszczone ręce Komara, by trafiać go właśnie na rozerwanie zwarcie, w kontrze na kopnięcia oraz w trzeciej rundzie, gdy poznaniak już zwolnił.
Włodarek dysponuje co prawda niezłymi kopnięciami – lubi atakować frontalami, czy zewnętrznymi klasycznie uderzanymi lowkingami oraz wewnętrznymi poniżej kolana – ale w płaszczyźnie kickbokserskiej będzie mu trudno nawiązać walkę z Michałem Kitą.
Masakra również nie jest fanem trzymania gardy, ale jego praca na nogach jest o wiele lepsza, porusza się lżej, a do tego dysponuje dużym luzem przy wyprowadzaniu ciosów, którego nie uświadczymy u „spiętego” Włodarka. Jego ciosy są znacznie szybsze i precyzyjniejsze oraz mniej sygnalizowane. Dodatkowo potrafi składać dłuższe kombinacje. Nie jest może wielkim fanem kopnięć, ale jeśli je odpala – najczęściej niskie lub okrężne na korpus – uderza z pełną mocą. Rzecz jednak w tym, że potrafi walczyć z obu pozycji, co czyni go o wiele trudniejszym do rozczytania, jednocześnie niebywale urozmaicając jego arsenał ofensywny.
W swoim debiucie w KSW w obszarze bokserskim – a w zasadzie w każdym obszarze poza kopanym – prezentował się znacznie lepiej od Karola Bedorfa. Bardzo dobrze wywierał presję, spychając mistrza do chwilami głębokiej defensywy. Jednocześnie jego uderzenia były precyzyjne, nie ładował wszystkich sił w każdy cios. Świetnie utrzymywał dystans, a gdy Bedorf sam próbował przyszpilić go do siatki czy złapać klincz, Kita nie miał problemów z wymanewrowaniem rywala. Oczywiście nisko opuszczone ręce i przeplatanie kopnięć na korpus z tymi na głowę w wykonaniu Bedorfa przypłacił ostatecznie porażką, ale do momentu tego kopnięcia miał walkę pod swoją kontrolą.
Włodarek natomiast nie kopie tak dobrze jak Bedorf. W stójce przewaga Kity powinna być podobna jak w konfrontacji z Bedorfem – z tą różnicą, że zabrzaninowi nie będzie groziło tak wielkie ryzyko ze strony technik kopanych rywala.
Oczywiście jednak Komar ma swoją drogę do zwycięstwa, która prowadzi przez klincz i obalenia. Jeśli będzie w stanie zamykać Kitę pod siatką – o co łatwo nie będzie – może wykorzystać swoją przewagę siłową, męcząc Masakrę przy siatce łokciami i kolanami oraz próbując obalać. Poznaniak udowodnił też w poprzednich walkach, że dysponuje dobrym zejściem do obu nóg, ale biorąc pod uwagę dobre wyczucie dystansu przez Kitę oraz jego szybkie nogi, a także poprawione defensywne zapasy (vide rewanż z DJ-em Lindermanem), Włodarek będzie się musiał mocno napocić, aby położyć przeciwnika na plecach.
Przewaga kondycyjna także należeć powinna do Michała Kity, który po prostu walczy znacznie luźniej, nie angażując wszystkich mięśni w każdym ataku. Wszystko to oczywiście przy założeniu, że walka toczona będzie na nogach – jeśli bowiem Włodarek zdoła przenosić ją do klinczu czy parteru, pasek energii zabrzanina będzie spadał szybciej. Zresztą, nie zdziwiłbym się, gdyby i sam Kita spróbował raz na jakiś czas obalenia – nie będzie o nie łatwo, ale gdyby je sfinalizował, z góry powinien mieć przewagę.
Tym niemniej jest to waga ciężka i każde uderzenie waży tutaj sporo. Szczególnie na początku pojedynku Włodarek będzie bardzo niebezpieczny – pomimo swoich gabarytów jest bowiem w pierwszych minutach bardzo szybki i scenariusz, w którym powala Kitę jakimś ciosem albo kładzie go na deskach, nie jest nierealny. Spodziewam się jednak, że bez porównania bardziej doświadczony Masakra, który na dodatek w starciu z Bedorfem pokazał dobrą formę i nowe narzędzia w swoim arsenale, znajdzie sposób na ustrzelenie Włodarka, wcześniej powstrzymując jego coraz bardziej desperackie próby obaleń.
Zwycięzca: Michał Kita przez (T)KO
66 kg.: Leszek Krakowski (11-0) vs. Kleber Koike Erbst (20-4-1)
Kursy UNIBET: Leszek Krakowski – Kleber Koike Erbst 3.50 – 1.25
Leszek Krakowski w swoim debiucie w KSW zaprezentował się bardzo dobrze, konsekwentną taktyką opartą na klinczu wypunktowując Andre Winnera. W starciu z Kleberem Koike najprawdopodobniej zmuszony będzie jednak do zmiany strategii – bo z klinczu japoński Brazylijczyk szukał zapewne będzie zejścia do parteru, choćby i przez wkręcenie się do nóg Polaka. W walce na chwyty natomiast Koike jest zdecydowanie mocniejszy.
Krakowski powinien jednak przeważać od strony siłowej i być może kondycyjnej. Nie jestem jednak pewien, jak wyglądać będą wymiany stójkowe obu zawodników – Polak uderza i szczególnie kopie znacznie mocniej, ale wyraźnie brakuje mu jeszcze szlifów technicznych, co powoduje, że mocno odsłania się na kontry – zarówno uderzane, jak i zapaśnicze. Koike będzie miał po swojej stronie przewagę zasięgu i prawdopodobnie aktywności.
Być może Krakowski znajdzie sposób na ubicie walczącego często nonszalancko na nogach rywala, a i zwycięstwa na punkty nie wykluczam (mocniejsze ciosy Polaka z obroną sprowadzeń), ale mimo wszystko za bardziej prawdopodobny scenariusz uważam ten, w którym agresywnie walczący Koike albo wypunktuje w stójce zawodnika z Elbląga z uwagi na większą aktywność (nie będzie obawiał się bowiem parteru), albo, co bardziej prawdopodobne, znajdzie sposób na przeniesienie walki na dół, gdzie zmusi naszego zawodnika do klepania.
Zwycięzca: Kleber Koike Erbst przez poddanie
70 kg.: Bartłomiej Kurczewski (9-6) vs. Grzegorz Szulakowski (6-1)
Kursy UNIBET: Bartłomiej Kurczewski – Grzegorz Szulakowski 2.20 – 1.60
Klasyczny pojedynek uderzacza w osobie Bartłomieja Kurczewskiego z grapplerem w osobie Grzegorza Szulakowskiego. Rezultat walki trudno jednak przewidzieć. Minimalnie bardziej skłaniam się w stronę Kurczewskiego, którego defensywne zapasy prezentują się całkiem nieźle, ale co najważniejsze – jest bardzo mobilny. Sęk jednak w tym, że jego styl walki jest ryzykowny w konfrontacji z grapplerami – i to na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze – Kura bywa mało aktywny, koncentrując się czasami wyłącznie na unikaniu obaleń. Powoduje to też, że czasami – skupiony na defensywnych zapasach – daje się trafiać na nogach, sam nie wyprowadzając kontr. Gdy natomiast je wyprowadza, idzie na całość – i albo ubije jakimś efektownym kolanem, albo skończy na plecach, a wtedy Szulakowski będzie miał pole do popisu.
Stawiam jednak na to, że Kurczewski wyciągnął wnioski z porażki z Łukaszem Chlewickim i teraz będzie kontrował zapaśnicze próby powracającego po bardzo długiej przerwie (rdza?) rywala częściej – ale nie z pełną mocą, aby nie narażać się na obalenia.
Zwycięzca: Bartłomiej Kurczewski przez decyzję
Komentarze: 2