Analiza UNIBET: Conor McGregor vs. Nate Diaz, UFC 196
Szlagierowo zapowiadającego się starcie irlandzkiego gwiazdora Conora McGregora i stocktońskiego bad boy’a Nate’a Diaza uświetni galę UFC 196.
Pierwotnie mistrz kategorii piórkowej Conor McGregor miał zmierzyć się w sobotę z zasiadającym na tronie dywizji do 155 funtów Rafaelem dos Anjosem, ale kontuzja wykluczyła Brazylijczyka z gali. W jego miejsce sprowadzono Nate’a Diaza, który starcie na jedenaście dni przed galą.
Zapraszamy do techniczno-bukmacherskiej analizy tego starcia!
Tło pojedynku
Opromieniony tytułami mistrzowskimi kategorii lekkiej i piórkowej Cage Warriors Conor McGregor dołączył do UFC w 2013 roku, rozpoczynając marsz na szczyt.
W pokonanym polu zostawiając Marcusa Brimage’a, Maxa Holloway’a (jedyny, który nie dał się Irlandczykowi skończyć), Diego Brandao, Dustina Poiriera i Dennisa Sivera, utorował sobie drogę do walki o pas mistrzowski kategorii piórkowej. Na gali UFC 189 miał stanąć w szranki z wieloletnim dominatorem Jose Aldo, ale Brazylijczyk z powodu kontuzji żeber zmuszony był wycofać się z boju. Jego miejsce zajął na trzy tygodnie przed wydarzeniem Chad Mendes, a na szali położono tymczasowy pas mistrzowski. Notorious ustrzelił Amerykanina w końcówce drugiej rundy i ponownie zestawiono go z Aldo. Na gali UFC 194 w grudniu zeszłego roku rozpędzony McGregor potrzebował jedynie 13 sekund, by ubić Brazylijczyka, zadając mu pierwszą porażkę od dekady i unifikując pasy mistrzowskie.
Po zrealizowaniu pierwszego celu ruszył na podbój kategorii lekkiej, z miejsca otrzymując walkę o złoto z Rafaelem dos Anjosem. Kontuzja mistrza skłoniła włodarzy UFC do ściągnięcia stocktończyka.
Nate Diaz to weteran UFC pełną gębą, zwycięzca piątego sezonu The Ultimate Fighter z 2007 roku. Pokonaniem Manny’ego Gabmuryana w finale turnieju rozpoczął serię pięciu kolejnych zwycięstw, ale później po porażkach z Clay’em Guidą, Joe Stevensonem i Gray’a Maynardem (dwie z nich przez niejednogłośne decyzje), między które wplótł jedno tylko zwycięstwo, nad Melvinem Guillardem, zdecydował się spróbować sił w kategorii półśredniej. Dong Hyun Kim i szczególnie Rory MacDonald wybili mu jednak ten pomysł z głowy.
Po powrocie do kategorii lekkiej trzema zwycięstwami – nad Takanorim Gomim, Donaldem Cerrone i Jimem Millerem – wyrąbał sobie drogę do walki o pas mistrzowski, ale uległ w niej wyraźnie Bensonowi Hendersonowi. Późnej pierwszą porażkę przez nokaut zafundował mu Josh Thomson, ale Diaz odbił się efektowną wiktorią nad Gray’em Maynardem. Tylko jednak po to, by po rocznej przerwie powrócić kompletnie bez formy i dostać srogie lanie od Rafaela dos Anjosa. Po kolejnej rocznej absencji wystąpił w grudniu zeszłego roku na gali UFC on FOX 17, rozbijając faworyzowanego Michaela Johnsona.
Analiza
Jak walczy Conor McGregor?
Przy okazji obszernej analizy pojedynku Conora McGregoa z Jose Aldo omówiłem już szczegółowo, w jaki sposób walczy Irlandczyk. Od czasu tamtej analizy Notorious stoczył tylko 13 sekund walki i choć to, co pokazał wówczas na UFC 194 przeciwko Brazylijczykowi, może wbrew pozorom mieć spore znaczenie w kontekście starcia ze stocktończykiem, nie ma sensu wymyślać koła na nowo. W sekcji poświęconej konfrontacji obu wezmę oczywiście pod lupę starcie z Aldo, ale w niniejszej, opisując, jak walczy Irlandczyk, posłużę się tamtejszą analizą. Jeśli już ją czytaliście, zapraszam do przejścia do sekcji pt. „Jak walczy Nate Diaz?”. Jeśli natomiast nie mieliście jeszcze okazji zapoznać się z opisem stylu McGregora – jedziemy!
Pisałem o Conorze McGregorze grubo ponad dwa lata temu w cyklu Sierpem. Było to po jego debiucie w UFC, w którym zdeklasował Marcusa Brimage’a. Od tamtego czasu trochę się jednak zmieniło w podejściu Irlandczyka do toczenia pojedynków, choć – wbrew pozorom – wcale nie tak dużo.
O co chodzi? Otóż, reprezentant SBG przychodził do UFC przede wszystkim jako zawodnik walczący z kontry – ale nie w sposób podobny do Lyoto Machidy, który znajduje się na wstecznym, polując na swoją szansę. Nie – Notorious zawsze był zawodnikiem prącym do przodu, wywierającym presję, po mistrzowsku zamykającym swoich rywali pod siatką. Jego celem było wówczas sprowokowanie przypartych do muru i nie mających drogi ucieczki przeciwników do ataku. Ataku, który na ogół okazywał się ich gwoździem do ich trumny, bo McGregor szarżę przepuszczał, zostawiając jednak na miejscu swoje pięści.
Od dawien dawna firmową techniką McGregora było zejście z linii ataku rywala do swojej lewej, przepuszczenie ciosów i kontra krótkim lewym sierpowym. Czynił tak zarówno w 2011 roku (pierwszy przykład powyżej z walki z Arturem Sowińskim), w 2012 roku (walka z Ivanem Buchingerem), jak i we wspomnianym debiucie w oktagonie UFC (Marcus Brimage).
Po udanym rozpoczęciu przygody pod skrzydłami ZUFFY takie akcje oglądamy jednak zdecydowanie rzadziej, by nie rzec – od wielkiego dzwona.
Powyżej na pierwszym przykładzie bliźniaczo podobna kontra – choć Conor bardziej trzyma dystans, wobec czego bardziej jest to kros niż sierp – ze starcia z Diego Brandao, natomiast na drugim – z potyczki z Dennisem Sivereem.
Teraz jednak McGregor walczy nieco inaczej. Efektowniej, agresywniej. Nie jest tak cierpliwy, jak wcześniej. Nadal wywiera dużą presję – ba, większą nawet niż poprzednio – ale teraz już nie czeka na ataki zamkniętych pod siatką rywali, nie szuka kontr. Teraz sam je inicjuje. Nadal co prawda o jego największej sile stanowi lewa, czyli tylna – bo Irlandczyk jest mańkutem – ręka, ale teraz już nie w formie sierpa w kontrze, ale krosa w ataku.
McGregorowi na ogół poprzedza atak lewym prostym różnymi czarami prawą ręką, która ma uśpić czujność rywala. W jego krosie drzemie ogromna siła i Irlandczyk korzysta z niego bez względu na to, czy mierzy się z walczącym z odwrotnej pozycji przeciwnikiem, jak akurat na powyższych przykładach Diego Brandao…
… czy też klasycznie ustawionym, jak Dennis Siver i Chad Mendes. Zwracam uwagę na szybkie zbicie ręki Niemca na pierwszym gifie, którym Irlandczyk wyczyścił sobie drogą do krosa, a także na atak w drugim tempie na animacji z Mendesem – przed wyprowadzeniem prawego Conor robi delikatny przyruch, lekko się pochylając, jakby miał już teraz zaatakować. Uderza jednak dopiero po chwili, trafiając cel.
Zanim jednak Irlandczyk wyprowadzi krosa, musi najpierw odpowiednio ustawić sobie rywali. Korzysta w tym celu z kilku narzędzi – nie tylko świetnej pracy na nogach, w której idealnie rozkłada poruszanie się do przodu z poruszaniem się do boku, tłamsząc oponentów pod siatką, ale też wykorzystuje w tym celu mniej lub bardziej ekwilibrystyczne kopnięcia.
Możemy śmiało powiedzieć, że technikami nożnymi Conor McGregor wyznacza korytarz, w jakim może poruszać się jego przeciwnik. Gdy spróbuje odejść za bardzo do boku, Irlandczyk ustawia go z powrotem w należytym miejscu, czyszcząc przedpole do morderczego krosa.
Drogę do prawej strony McGregor najchętniej zamyka rywalom szybkimi kopnięciami na głowę zakroczną nogą. Rzadko dochodzą one celu, ale skutecznie zniechęcają ich do odchodzenia do prawej strony.
Innym sposobem, w jakim podopieczny Johna Kavanagha wybija oponentom z głowy ucieczkę do ich prawej strony są latające kopnięcia po przekroku lub takie same kolana, w których lubował się szczególnie w pojedynku z niskim Dennisem Siverem – jak powyżej.
Jeśli natomiast rywale spróbują odchodzić zbyt mocno do swojej lewej strony…
… czekają na nich niebezpieczne obrotówki.
Innymi słowy, McGregor swoimi kopnięciami powoduje, że rywal zaczyna czuć się jak zwierzę w potrzasku – gdziekolwiek się nie ruszy, musi spodziewać się zagrożenia. Zaczyna panikować. Traci koncentrację.
Myśli o świstających w górze kopnięciach (także hakowych, jak wyżej), czyli nadchodzących z boku, podczas gdy wtedy właśnie nadchodzi cios prosty, najczęściej w postaci morderczego krosa, który kończy całą zabawę. Albo stanowi początek jej końca.
Nie można też pominąć teepów (frontalnych kopnięć smagających), z jakich w starciu z Chadem Mendesem doskonały użytek zrobił McGregor, terroryzując korpus Amerykanina (akcje poniżej).
Istotnym elementem są też kopnięcia na kolano, z których Irlandczyk korzysta od czasów Cage Warriors, utrzymując rywali na dystans i zniechęcając ich do skracania dystansu.
Wreszcie ostatnią techniką stójkową, o jakiej chciałbym wspomnieć w kontekście szermierki McGregora, jest kombinacje bitego z doły prawego oraz mocnego lewego.
Mając przeciwnika ustawionego przy siatce, Irlandczyk lubi delikatnie obniżyć pozycję, uchylić głowę do boku, zupełnie opuścić prawą rękę (co utrudnia dostrzeżenie wyprowadzanego nią ciosu) i niespodziewanie zaatakować kombinację prawego z dołu i lewego sierpowego lub prostego.
Wymienione powyżej techniki należą do ulubionych Irlandczyka, choć potrafi czasami zaatakować kombinację 1-2, prostymi na korpus czy frontalami na głowę.
McGregor zatem to niemal wyłącznie zawodnik stójkowy. Do parteru w swoich występach w UFC z własnej woli odwołał się tylko w starciu z Maxem Holloway’em, prezentując przy tej okazji niezłe ofensywne zapasy oraz dobrą kontrolę z góry. Pamiętajmy jednak, że tamten Holloway nie był jeszcze tym Holloway’em.
Obrona przed obaleniami oraz walka z pleców McGregowa zostały solidnie przetestowane w starciu z Chadem Mendesem – i wypadły co najwyżej przeciętnie, by nie rzec – słabo. Oczywiście trzeba wziąć poprawkę na kontuzję, z jaką walczył wówczas Irlandczyk, ale i nie zapominajmy, że Amerykanin w pełni formy po 2-tygodniowych przygotowaniach zdecydowanie nie był.
Jak walczy Nate Diaz?
Styl Amerykanina oparty jest na kilku fundamentach, najczęściej wzajemnie się uzupełniających, czasami tylko działających niezależnie.
Diaz to przede wszystkim dysponujący dobrym zasięgiem bokser, który lubuje się w ciosach prostych, urozmaicając je od czasu do czasu sierpami lub bitch-slapami. Uwielbia trzymać swoich rywali na końcach pięści. Kopie rzadko, a jeśli już, to najchętniej na głowę, choć ostatnio też nieco na nogi. Niska częstotliwość zaprzęgania przezeń technik nożnych pozwala mu jednak czasami zaskakiwać zupełnie nie spodziewających się takich ataków rywali.
Kombinacja prawy-lewy to zdecydowanie najczęściej stosowana technika bokserska przez Nate’a Diaza. Zwracam uwagę, jak sprytnie na powyższym gifie po zadaniu pierwszego jaba markuje kolejny, powodując, że Josh Thomsona prostuje ręce – tymczasem drugi prawy nigdy nie nadchodzi, ale długi kros w drugim tempie – jak najbardziej! Standardowo, stocktończyk nie omieszkał poinformować rywala, że trafił.
Diaz nie ma petardy w pięściach, ale jest niebywale aktywny, uwielbia siedzieć na rywalach, zasypywać ich gradem ciosów, wywierać presję. Jest to możliwe dzięki doskonałej kondycji, jaką może się pochwalić.
Jego defensywa przed ciosami nie jest szczególnie zła, ale do najlepszych też nie należy – po długich kombinacjach rzadko cofa ręce, a ograniczona praca na nogach – utrudniona też z uwagi na boczne, bokserskie ustawienie – nie pozwala mu atakować bądź wycofywać się z/do bocznych kątów. Ma jednak bardzo twardą szczękę, z niezłym skutkiem ratuje się balansem, a poza tym i tak chętnie przyjmie cios, by zadać kilka własnych.
Od dawna jego słabością pozostają niskie kopnięcia, na które jest mocno narażony, co wykorzystywało już kilku jego rywali w przeszłości – choć w ostatniej walce dało się zauważyć w tym elemencie poprawę, o czym napiszę później.
Nie jest prawdą, że Diaz zupełnie się nie rozwija i nie wzbogaca swoich technik. Owszem, jego oktagonowa gra cały czas kręci się wokół tych samych założeń, ale w starciu z Michaelem Johnsonem spróbował kilka razy zaatakować kolano rywala bocznym kopnięciem.
Znacznie rzadziej niż jego brat Nick ustawia sobie rywali na siatce, tam ich ostrzeliwując, choć bywa, że ciosami próbuje sobie wyrąbać drogę pod ogrodzenie, by tam zasypać przeciwnika kolanami lub spróbować przewrócić go jakimś haczeniem czy rzutem judo.
Bardzo dobrze czuje się w parterze, gdzie nieustannie poluje na poddania. W swojej dotychczasowej karierze w UFC zmusił już do klepania aż 8 zawodników.
Konfrontacja
Warunki fizyczne
Trudno w tej płaszczyźnie nie widzieć przewagi po stronie Nate’a Diaza. Nie tylko po swojej stronie będzie miał 8 centymetrów przewagi wzrostu i 5 centymetrów przewagi zasięgu (dane za Tapology.com), ale też pod względem warunków fizycznych Conor McGregor nie stanowi dla niego żadnej nowości, mierzył się już z zawodnikami dysponującymi podobnymi, a nawet lepszymi gabarytami. Z kolei dla Irlandczyka pojedynek z Amerykaninem będzie stanowił absolutną oktagonową nowość. W każdym ze swoich dotychczasowych bojów dysponował przewagą zasięgu – w niektórych walkach (jak z Dennisem Siverem, Chadem Mendesem czy Diego Brandao) była ona wręcz ogromna. Teraz nie będzie miał po swojej stronie tego atutu. Utrzymywanie rywala na końcach swoich pięści będzie tym razem mocno utrudnione.
Jednak od strony siłowej spodziewam się, że mimo wszystko znacznie bardziej zbity, mający za sobą pełen okres przygotowań Conor McGregor będzie miał przewagę, chociaż nie sądzę, aby akurat ten element odgrywał tu większe znaczenie w którejkolwiek płaszczyźnie.
Stójka
Od dawien dawna piętą achillesową braci Diaz były niskie kopnięcia, których nie potrafili blokować – głównie z powodu szerokiego ustawienia z wykroczną nogą zadartą do środka, na którą dodatkowo często przenosili ciężar, co piekielnie utrudniało jej cofnięcie lub uniesienie, aby zblokować lowkinga rywala. Po ostatniej walce Nate’a z Michaelem Johnsonem Nick Diaz w wywiadzie stwierdził, że dużo pracowali nad sposobem, w jaki ustawia się jego brat – i choć nie zająknął się ani słowem na temat niskich kopnięć, to pewnikiem jest, że właśnie na ten problem bracia wraz ze sztabem trenerskim starali się znaleźć antidotum.
Jeśli przypomnimy sobie tę walkę, wysnujemy dwa interesujące wnioski.
Po pierwsze – Nate Diaz na przestrzeni całej walki faktycznie zaprezentował postęp w blokowaniu niskich kopnięć! Owszem, przyjął ich nadal sporo, zwłaszcza w pierwszej rundzie, ale kilka też zblokował, będąc w stanie unieść nogę (co znaczy, że nie przenosił na nią tak mocno ciężaru swojego ciała) lub, nawet częściej, po prostu szybko ją prostując i cofając, czym powodował, że Johnson przestrzeliwał. A zatem był postęp, nawet pomimo tego, że w pewnym momencie, po przyjęciu któregoś z rzędu kopnięcia zdecydował się na kilka sekund okazać słabość – bo w innych kategoriach rozpatrywać tego nie sposób – zmieniając pozycję na klasyczną, aby dać wykrocznej nodze odpocząć. Trwało to jednak tylko 2-3 sekundy.
Po drugie natomiast – Michael Johnson kopał wiele lowkingów. Dopóki trzymał się planu taktycznego, było ich naprawdę wiele. W swoich wcześniejszych występach tego nie robił – podobnie zresztą wyglądała sprawa z Joshem Thomsonem, który też nie słynął z morderczych niskich kopnięć, ale na okoliczność walki ze stocktończykiem zmienił strategię. Czy wobec tego argument, jakoby Conor McGregor w tym elemencie nie stanowił dla Diaza większego zagrożenia, bo wcześniej nie demonstrował szczególnego upodobania do niskich kopnięć, miał ręce i nogi? Absolutnie nie! Irlandczyk to zbyt inteligenty zawodnik, aby zrezygnować z takiej okazji. Będzie rąbał wykroczną nogę Diaza, może nawet zwielokrotni ataki na kolano, do których przecież odwołuje się dość często.
Jak jednak wspomniałem, Nate poprawił obronę przed lowkingami, więc nie sądzę, aby powtórzyła się sytuacja z walki stocktończyka z Rafaelem dos Anjosem, w której przyjął tyle kopnięć, że nie był w stanie utrzymać się na nogach. Jeśliby do takiej sytuacji doszło – w co mimo wszystko wątpię – Irlandczyk nie będzie garnął się do parteru, zmuszając zamiast tego Diaza do powrotu na nogi. Skończy się pierwszym dla McGregora zwycięstwem przez niskie kopnięcia. Ale, powtarzam, nie jest to szczególnie prawdopodobny scenariusz. Nie tylko dlatego, że Nate zanotował progres w defensywie przed niskimi kopnięciami, ale też dlatego, że nadal nie mogę odpędzić od siebie myśli o tym, iż z kolanami Irlandczyka nie jest aż tak różowo. Nie twierdzę przez to, broń Boże, że będzie się wzdrygał przed wyprowadzaniem teepów czy kopnięć na głowę – ale lowkingi to inna para kaloszy. Jeden blok, jedno kopnięcie w kolano i kości mogą pójść z dymem, o czym w przeszłości przekonało się wielu zawodników.
W pojedynku z Michaelem Johnsonem Nate Diaza zaprezentował wyraźną poprawę w kwestii obrony niskich kopnięć. Nie stał już na niej tak ciężko, gotowy do uniesienia jej i zblokowania ataku lub cofnięcia/wyprostowania.
Czy Diaz będzie wykorzystywał niskie kopnięcia rywala do wyprowadzania ataków pięściami? Sporadycznie. Nie czynił tego często w przeszłości, raczej nie zacznie teraz. Na ogół bowiem jest tak, że obrona lowkingów pochłania całą jego uwagę, wobec czego nie sądzę, aby wówczas miał głowę do własnego ataku.
Arsenał kickbokserski McGregora jest oczywiście znacznie szerszy, bo obejmuje też całą gamę kopnięć wszelakich, z obu nóg, na każdej wysokości – ale tak naprawdę jedynym zawodnikiem, którego naruszył w UFC techniką nożną – pomijając teepy na nieprzygotowanym Chadzie Mendesie – był Diego Brandao, który zainkasował nieczystą, ale mocną obrotówkę, po której prawie osunął się na deski. Trudno będzie ustrzelić wobec tego twardoszczękiego Nate’a Diaza, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że obaj walczą z odwrotnej pozycji, więc lewa noga, którą zwykła zadawać okrężne kopnięcia na głowę (czytaj – ustawiać sobie nimi) klasycznie ustawionym rywalom McGregor, nie będzie miała do tego otwartej drogi w tym starciu. Za to zupełnie inaczej ma się sprawa z obrotówką, którą podopieczny Johna Kavanagha tak sobie upodobał – ona jak najbardziej będzie miała otwartą przestrzeń, aby ustrzelić Diaza, ale… Powiedzmy sobie szczerze, to nie jest technika cechująca się wysoką celnością, nawet w wykonaniu tak precyzyjnego zawodnika, jakim jest Conor McGregor.
Jest jednak inny sposób na to, aby technikami nożnymi uprzykrzyć życie Diazowi – że tak odsunę jeszcze na chwilę analizę bokserską. Otóż, zanim napiszę, co mam na myśli, krótki wstęp, a w zasadzie rozwinięcie sekcji poświęconej stylowi, w jakim walczy Irlandczyk.
Conor McGregor jest jak kameleon. Nie walczy zawsze w ten sam sposób. W swojej dotychczasowej karierze walczył na, lekko upraszczając – i rozwijając wcześniejszy opis, cztery sposoby.
- Po pierwsze – i na tym zbudował swoją karierę w Cage Warriors, wywierał presję na rywalach, ale sam nie inicjował wielu ataków, czekając raczej na te wyprowadzane przez przeciwników, aby powalić ich kontrą. Presja, presja, presja, zamkniecie rywala pod siatką, uderzenia dla wywabienia ich z potrzasku, oczekiwanie i… nikt nie lubi stać plecami do siatki (poza Andersonem Silvą – ale, jak widzieliśmy, to błąd), więc w końcu jego przeciwnicy rzucali się z atakiem. Musieli, bo najczęściej boczne drogi ucieczki mieli pozamykane. Gdy atakowali – światło gasło. Conor przepuszczał cios, kontrując własnym. W UFC McGregor walczył w ten sposób przede wszystkim z Chadem Mendesem.
- Po drugie – typowa walka z kontry. Z agresywnie walczącymi rywalami Conor nie musiał silić się na wywieranie na nich presji, aby zmusić ich do szarży – robili to sami, bo taki był ich styl, tym samym dając Irlandczykowi możliwości kontry. Taki sposób toczenia pojedynku zaprezentował fragmentami z agresywnie nastawionymi Marcusem Brimagem, Diego Brandao oraz Dustinem Poirierem.
- Po trzecie – ostra presja i zamiast czekania na atak rywala – jak w pierwszym omówionym stylu – inicjowanie własnych ataków. Ten styl walki McGregor stosuje przede wszystkim przeciwko rywalom, których może spokojnie trzymać na dystans pięściami – a więc niskim, ze słabym zasięgiem. Przebłyski takiej taktyki widzieliśmy w starciach z Chadem Mendesem i Diego Brandao, ale najbardziej widoczna rzeczona taktyka była w konfrontacji z Dennisem Siverem. I tu jedna uwaga, która świadczy o oktagonowej inteligencji McGregora – otóż, w podobny sposób walczył też z Maxem Holloway’em, który przecież dysponuje solidnymi warunkami fizycznymi – robił tak jednak dlatego, że zdawał sobie doskonale sprawę, że walka z Hawajczykiem na środku oktagonu, pozwalanie mu na dyktowanie tempa akcji, wyprowadzanie własnej ofensywy były ryzykowne. Cofający się Błogosławiony, długimi fragmentami znajdujący się na siatce, nie mógł rozpuścić rąk ani tym bardziej kopnięć. McGregor nie miał nic przeciwko, aby wpadać w półdystans, klinczować.
- Po czwarte – i to absolutna nowość, karatecki styl podskakiwania do przodu i do tyłu, bycia w pełnej gotowości do wyprowadzenia szybkiej szarży lub szybkiego uskoku, najczęściej z ciosami. Tylko w jednym pojedynku Irlandczyk zdecydował się do niego odwołać – tym ostatnim, przeciwko Jose Aldo. Nigdy wcześniej Notorious nie był tak ruchliwy w oktagonie, jak w tamtej walce. Przypomnijcie sobie wszystkie poprzednie, choćby same pierwsze kilkadziesiąt sekund, i nic podobnego nie znajdziecie. Skąd taka taktyka w walce z Brazylijczykiem?
Odpowiedź jest następująca – otóż, Aldo to dobry counter-puncher. Nie można było, ot, tak, wywrzeć na nim presji, wyprowadzić jakichś ciosów, bo istniało ryzyko, że je skontruje. Ale… trzeba było jakoś zmusić go do szarży! Jak jednak zmusić zawodnika o charakterystyce Aldo do ostrej ofensywy, z której przecież nigdy nie słynął, będąc w oktagonie niezwykle wyrachowanym. Po pierwsze – przez cały ten trash talk przed walką, ale to zostawmy. Po drugie natomiast – właśnie karatecki styl doskok, odskok, doskok, odskok był na to odpowiedzią. Brazylijczyk wyprowadził szarżę, bo miał dość niepewności – czy McGregor już przy tym doskoku zaatakuje, czy przy następnym, czy kiedy? Ruszył więc z szarżą, aby uprzedzić rywala, ale McGregor nie podskakiwał w stylu Martina Kampmanna – nic z tych rzeczy! Był tuż nad deskami, gotowy w każdej chwili na reakcję. Utrzymywał też inny dystans, a i jego szybkość była zdecydowanie większa. Jak się skończyło, wszyscy wiemy.
Porównajcie sami:
Zwróćmy też uwagę, że Irlandczyk cofnął się w linii prostej, czego wcześniej nie zwykł czynić, w rezultacie przyjmując lewy sierpowy, ale… Karatecki styl tak właśnie wygląda, zawodnicy najczęściej cofają się właśnie w linii prostej.
Co to wszystko oznacza na okoliczność pojedynku z Natem Diazem? Ano, McGregor to kameleon. Może walczyć na wiele sposobów. Nie jest ograniczony do jednego sposobu toczenia walki, może modyfikować całą masę rzeczy. Tak naprawdę bowiem do żadnej walki nie wychodzi z jednym konkretnym nastawieniem – w różnych jej fragmentach miesza te cztery opisane wyżej style, dostosowując je do okoliczności.
Wracając zatem do jeszcze jednego sposobu na wykorzystanie technik nożnych do uprzykrzenia życia Diazowi, o którym zacząłem pisać poprzednio. Otóż, jak w całej okazałości dowiodła walka z Aldo, McGregor nadal się rozwija. A ponadto jest bystry, szczególnie w sferze techniki walki. Widział z pewnością pojedynek stocktończyka z Joshem Thomsonem, pojedynek z Rafaelem dos Anjosem. I to te dwa starcia mogą być dla niego kluczowe w kwestii układania taktyki na Nate’a w obszarze kopnięć. Co bowiem ci dwaj zawodnicy uczynili ze stocktończykiem?
Thomsom zarąbał go wysokimi kopnięciami z klasycznej pozycji, dos Anjos rąbał go lowkingami, aż Diaz musiał sam zmienić pozycję na klasyczną, co ułatwiło Brazylijczykowi robotę ręczną. Innymi słowy, McGregor wie doskonale, że w idealnym dla niego scenariuszu Diaz zmienia pozycję na klasyczną – wtedy bowiem Irlandczyk może zaprzęgnąć do działania swojego lewego high kicka oraz przede wszystkim słynny kros. Z wyżej opisanych powodów (zasięg bokserski Diaza, progres w bronieniu lowkingów, ryzyko uszkodzenia stopy przy atakach) nie sądzę jednak, aby zdecydował się wcielić taktykę dos Anjosa.
Jeśli zaś chodzi o Thomsona…
Powtarzam to od kilku tygodni i powtórzę raz jeszcze – uważam, że Irlandczyk będzie w tej walce (podobnie byłoby w starciu z dos Anjosem) mieszał walkę z obu pozycji, swojej domyślnej odwrotnej z klasyczną. Pozwoli mu to wzbić się na poziom 2.0. Nigdy wcześniej bowiem nie walczył z klasycznej pozycji, a jeśli na chwilę to robił, to wyłącznie, żeby wyprowadzić kopnięcie, najczęściej na korpus – potem od razu wracał do odwrotnej. Nie jest oczywiście tak, że zostanie w tyle, jeśli nadal kurczowo będzie trzymał się odwrotnej, ale możliwość mieszania ustawienia, zaskakiwania rywali oboma, wyniesie jego grę na inny poziom. McGregor wie, że walka z obu pozycji nieprawdopodobnie usprawnia poruszanie, powoduje, że zawodnik nie musi resetować stóp, że zawsze jest gotowy do ataku.
I właśnie masa filmów z treningów McGregora przed galą, na których walczy z klasycznej pozycji, przekonuje mnie, że spróbuje pójść śladami Josha Thomsona z walki z Natem Diazem, mieszając pozycje odwrotną z klasyczną. Klasyczna bowiem otworzy mu drogę do kopnięć, na jakie szczególnie narażony jest stocktończyk.
Wysokie kopnięcia prawą nogą, najczęściej po zamarkowaniu zejścia po nogi w stylu TJ-a Dillashawa, Lyoto Machidy i wielu innych, z klasycznej pozycji były kluczem dla Josha Thomsona do ubicia Nate’a Diaza. Ostatecznie zafundował mu pierwszą w karierze porażkę przez nokaut.
Aby wykorzystać tę słabość stocktończyka, Conor może spróbować trzech rzeczy. 1 – atakować głowę wykroczną nogą ze swojej domyślnej, odwrotnej pozycji, co jednak czyni bardzo rzadko. 2 – może zmusić rywala niskimi kopnięciami do zmiany pozycji na klasyczną (skomplikowana sprawa) i wtedy zaatakować swoją zakroczną nogą na głowę (czyni to często). 3 – może sam zmienić pozycję na klasyczną i zaatakować prawą nogą niczym Josh Thomson właśnie.
Oczywiście z drugiej strony wiemy, że i McGregor nie jest jakimś wirtuozem obrony niskich kopnięć, ale akurat Nate Diaz nie jest zawodnikiem, który mógłby to wykorzystać. Jeśli kopie nisko, to raczej w charakterze przerywnika – a nie z morderczymi intencjami uszkodzenia nogi rywala.
Nate Diaz rzadko kopie na głowę, ale właśnie dzięki temu potrafi zaskakiwać rywali. Tutaj dwukrotnie trafia Michaela Johnsona, na drugim gifie atakując bez wcześniejszej zmiany pozycji.
Kończąc temat technik nożnych, koniecznie trzeba wspomnieć o jeszcze dwóch, które upodobał sobie Irlandczyk – tych na kolano oraz na korpus (frontalnych kopnięć smagających czyli teepów.
Biorąc pod uwagę, że Diaz twardo stoi na wykrocznej nodze, kopnięcie na kolano może go bardzo zaboleć, ale też jego odwrotna pozycja powinna mu pomagać – Irlandczyk najchętniej atakuje bowiem kolana rywali wykroczną nogą, co w tym wypadku będzie skomplikowane. Jeśli zaś chodzi o teepy – jestem pewien, że McGregor marzyłby, aby zanurzyć swoją stopę w miękkim ciele Nate’a, jak to określa, aby jeszcze bardziej osłabić jego kondycję, ale… nie oszukujmy się, również ta technika przeciwko Diazowi nie będzie łatwa do zastosowania. Męczenie takimi kopnięciami krótkorękiego Mendesa to zupełnie inna bajka niż próby czynienia tego przeciwko Diazowi – przeciwko temu pierwszemu McGregor mógł korzystać z teepów, pozostając w bezpiecznym dystansie, w walce z Diazem będzie już znajdował się w zasięgu rywala. Nie wspominając o tym, że przechwycenie takiego kopnięcia przez Nate’a i przeniesienie walki do parteru nie byłoby najbardziej pożądanym scenariuszem przez Irlandczyka. O ile bez respektu podszedł do gry parterowej Mendesa, tak nie sądzę, aby podobnie było w tej walce. Jiu-jiutsu Diaza jest znacznie bardziej niebezpieczne, niż Mendesa – także dlatego, że jest większy, ma dłuższe kończyny, o samych aspektach technicznych nie wspominając…
Jeszcze dwa elementy muszę poruszyć. Otóż, co zrobi McGregor, gdy Diaz przyjmie swoją standardową gardę?
Najpewniej wyprostuje go frontalnym kopnięciem w stylu tego, jakim Travis Browne prostował Alistaira Overeema. Stocktończyk będzie musiał mieć się na baczności.
Zwrócę jednak uwagę, że Diaz w walce z Johnsonem próbował kilka razy kontrować kolanem skracającego dystans rywala – nie wyglądało to najlepiej, po części podyktowane było obawą o niskie kopnięcia, ale to może być ciekawa technika przeciwko Conorowi McGregorowi.
Generalnie, jak wspominałem, stocktończyk walczy niemal zawsze w ten sam sposób, korzystając z długiego prostego lub kombinacji 1-2, czasami wplatając też na odchodne prawego sierpa. Z uwagi jednak na dobry zasięg, jakim dysponuje i fakt, że Conor z kimś gabarytowo tak dużym jeszcze w UFC nie walczył, wcale nie skreślam Diaza w płaszczyźnie bokserskiej. Każdy wie, jak walczy, a mimo to wielu przyjmuje od niego prosty za prostym – także dlatego, że w starciu ze stocktończykiem dystans jest sprawą złudną – nie tylko bowiem posiada bardzo duży zasięg, ale też jeszcze go wydłuża swoim bocznym ustawieniem i przenoszeniem ciężaru ciała na wykroczną nogę – i na to też jego rywale muszą brać poprawkę, co wcale nie jest takie proste.
Diaz uwielbia kończyć swoje firmowe kombo 1-2 popularną trójeczką, czyli sierpem przednią ręką. Robi tak zarówno po tym, jak po dwóch pierwszych ciosach nurkuje pod kontrą rywala (gif pierwszy), jak i wtedy, gdy kontry próbuje unikać odchyleniem się (gif drugi). Dodajmy, że McGregor na swoje szczęście lubi trzymać lewicę blisko głowy, co może ustrzec go przed kończącymi kombinacje sierpami Diaza.
Czasami Diaz kończy po prostu na 1-2, by potem dać nura i odejść do boku. W starciu z Irlandczykiem takie krótkie kombinacje mogą być dobry pomysłem – dłuższe doprowadzą bowiem do tego, że McGregor będzie miał więcej czasu i możliwości na kontrę.
Biorąc jednak pod uwagę, że Nate rzadko cofa ręce po wyprowadzeniu ataku, oczywistą taktyką, jaka narzuca się McGregorowi w szermierce na pięści, jest odejście i kontra lewym – będzie to jednak utrudnione z uwagi na odwrotną pozycję Amerykanina a także jego zasięg – otóż, gdy rywale Notoriousa wpadali z ciosami, naprawdę zbliżali się na odległość nieświeżego oddechu – Diaz natomiast nie musi tego robić. Aby dosięgnąć szczęki Irlandczyka nie musi wpadać w półdystans, co oznacza, że Conor będzie musiał uwzględnić to w kalkulacjach dystansu przy kontrach. Dodatkowo, Diaz ma miły nawyk odchylania się lub nurkowania po zadaniu ciosów, co również nie ułatwi sprawy McGregorowi.
Jeśli przyjrzycie się prawicy Diaza, zobaczycie, że zupełnie po ataku nie cofa jej do głowy, jednocześnie pozostają w zasięgu Johnsona. Takie błędy w starciu z Conorem McGregorem mogą się dla niego skończyć wylądowaniem na dechach, ale też na szczęście dla stocktończyka nie popełnia tego błędu często – na ogół bowiem odchyla się zaraz po wyprowadzeniu ataku.
Długie proste McGregora również będą utrudnione, zwłaszcza, że jego ulubionym jest przecież kros – a dopóki obaj walczyć będą z odwrotnych pozycji, sprawa będzie utrudniona. Tyczy się to także stocktończyka, którego najmocniejszym ciosem również przecież jest kros. Oczywiście, nie oznacza to, że ulokowanie lewicy na szczęce przeciwnika będzie dla obu bardzo trudne, bo i w przypadku McGregora, i Diaza widzieliśmy, że w walce z mańkutami byli w stanie to robić, ale dla obu nie będzie to najbardziej komfortowa sytuacja.
Jeśli natomiast chodzi o jaby, które mogą mieć spore znaczenie w przypadku walczących w tym samym ustawieniu zawodników, trudno nie widzieć tutaj przewagi Diaza, którego lewy prosty jest długi, szybki i na ogół precyzyjny. McGregor z jaba korzysta od wielkiego dzwona, zdecydowanie bardziej preferując utrzymywanie dystansu kopnięciami, najczęściej teepami. Warto jednak przypomnieć, że ciężkie osadzanie ciała na wykrocznej nodze przy atakach powoduje, że Diaz jest mało mobilny, będąc narażonym na kontry – także dlatego, że jego ręce niespiesznie wracają do gardy po wyprowadzeniu ataków. Na swoje szczęście, powtórzę, na ogół odchyla się po szarżach do boku, ewentualnie obniża pozycję, nurkując pod ciosami.
Wyprostowana prawica Diaza z walki przeciwko Gray’owi Maynardowi byłaby dobrym ciekawym pomysłem na utrudnienie życia Conorowi McGregorowi.
Pamiętacie pewnie, że McGregor zapowiadał, że ubije Diaza podbródkowym – i nie jest to jakoś szczególnie nierealny scenariusz, choć istnieje tu szereg czynników, które trzeba wziąć pod uwagą. Garda Diaza – gdy ją trzyma – jest otwarta na podbródkowe (odsyłam do zdjęcia powyżej), a on sam walczy, jak Pan Bóg przykazał, czyli często zrównuje się głową ze swoimi niższymi rywalami i stamtąd prowadzi ostrzał – to pozwala chronić mu korpus, ale też naraża go na podbródkowe. Irlandczyk będzie jednak miał dwa problemy w kwestii podbródkowych – i to poważne.
Po pierwsze – jeśli Diaz nie będzie chciał wchodzić w półdystans, trzymając rywala na końcu pięści, jest to możliwe, a mocno utrudni to wyprowadzanie podbródkowych. Po drugie, może nawet istotniejsze – aby w ustrzelić stocktończyka ciosem bitym z dołu, McGregor musi zaakceptować półdystans – a stąd jeden krok do klinczu, którego na pewno nie będzie chciał. Jeśli przestrzeli podbródkowym, nie ubije Diaza, zaryzykuje przeniesienie walki pod siatkę, a tam Diaz z uwagi na swoje gabaryty, masę i niezłe judo będzie miał szereg opcji na zagrożenie Irlandczykowi.
Jeśli Diazowi walka nie będzie układała się walka w stójce – a to prawdopodobny scenariusz – poszuka klinczu. Właśnie tak próbował rozwiązać pojedynek z bardzo mobilnym Joshem Thomsonem. Tylko jednak krótkimi fragmentami był w stanie złapać „Punka” – jego, Diaza, praca na nogach nie predestynuje go do zamykania rywali na siatce. Jak jednak widzimy na drugim przykładzie, który pochodzi z samego początku drugiej rundy, gdy stocktończyk mocno przyspiesza, zasypuje Thomsona gradem ciosów, zamykając mu też drogę odejście do lewej strony, sztuka ta mu się udaje.
Pytanie jednak, czy taktyka tak agresywnego ataku przeciwko tak wybornie walczącemu z kontry zawodnikowi jak Conor McGregor może się rzeczywiście powieść? Pewnikiem jednak wydaje się, że zamknięcie Irlandczyka pod siatką „zrównoważoną”, że tak powiem, presją będzie bardzo trudne i kto wie, czy właśnie nie taka szarża będzie jedyną nadzieją dla Amerykanina?
Diaz nie jest szczególnie dobrym counter-puncherem, dlatego spodziewam się, że taktyka Conora opierała będzie się na pierwszym z opisanych tutaj stylów – a więc Irlandczyk spróbuje wywrzeć presję i sprowokować Diaza do nieprzygotowanych ataków, aby poszukać skończenia. Będzie też wplatał krótkie ataki na zasadzie doskok-cios-odskok. Styl typowo kontrujący, czyli drugi z opisanych wyżej, również jednak wchodzi w grę, jeśli okaże się, że stocktończyk wyjdzie bardzo agresywnie. Nie sądzę za to, aby reprezentant SBG decydował się na walkę w półdystansie – niby Diaz ze swoimi długimi rękami nie jest szczególnie gramotny, mając rywala tak blisko, ale i Conor w tej płaszczyźnie nie bryluje – a i ryzykował wtedy będzie przejście do klinczu, co nie będzie jego celem.
Stocktończyk kontruje rzadko – jeśli już, to najchętniej prawym sierpowym z odejśćiem.
Nate Diaz nie jest zawodnikiem, który potrafiłby zamykać rywali pod siatką. Ustawienia oraz niewielki wachlarz technik nożnych mocno utrudniają mu sprawę.
Conor McGregor nie jest natomiast zawodnikiem, który wycofywałby się w linii prostej, na siatkę – powyżej w walce z Diego Brandao. Gdy ma wiele przestrzeni za plecami, czasami tak czyni (w starciu z Chadem Mendesem chociażby), ale gdy odległość dzieląca go od siatki nie jest już tak duża, szybko schodzi do boków. Jednak Irlandczyk nie jest wirtuozem walki w półdystansie, gdzie jego zasięg, na którym w dużej mierze opiera grę, nie zdaje się na nic, raczej przeszkadzając niż pomagając. Zwracam też uwagę na przyklejoną do głowy lewą rękę Irlandczyka na drugim z powyższych gifów. To bardzo zdrowy nawyk, dzięki któremu może on ustrzec się przed prawym sierpowym Diaza, którymi ten lubi kończyć kombinacje lud odpowiadać w kontrze.
Nie widzieliśmy jeszcze, jak Irlandczyk radzi sobie, gdy ma problemy w stójce. Czy wymięknie? Zirytuje się? Zacznie bardziej ryzykować? Czy podejdzie do tego bez najmniejszych emocji? Wiemy za to, że gdy walka nie układa się po myśli Diaza, ten mocno się frustruje – tak było chociażby w walce z Joshem Thomsonem, w której stocktończyk bardzo się irytował, nie będąc w stanie zamknąć rywala pod siatką, w konsekwencji atakując coraz bardziej desperacko. McGregor jak najbardziej może spróbować rozegrać to właśnie w ten sposób – nie dając zamykać się pod siatką, a footwork Amerykanina w tym obszarze jest naprawdę przeciętny – sfrustrować go i potem wykorzystać wzrastającą agresję przeciwko niemu.
Jeśli jedna Nate wejdzie na wysokie obroty, jeśli trafi dwoma, trzema ciosami, jeśli – Panie Święty! – trzepnie Irlandczyka bitch/Stockton-slapem, szczerząc potem radośnie kły i pokazując mu środkowy palec… Wtedy zacznie się jatka! Gdy bowiem stocktońscy bracia łapią rytm, są piekielnie trudni do powstrzymania i jestem w stanie wyobrazić sobie, że o ile przyjęcie kilku ciosów nie zdeprymuje raczej McGregora, to sprzedania mu popularnego liścia będzie już inną parą kaloszy. To jak najbardziej może zachwiać pewnością siebie, opanowaniem Irlandczyka.
Gdy Nate Diaz trafia kilkoma ciosami, rozkręca się, łapiąc wiatr w żagle. Na pierwszym przykładzie trafia Michaela Johnsona kombinacją 1-2, błyskawicznie się potem odchylając i unikając kontry. Jak wspominałem, jego ręce bardzo rzadko wracają do głowy, ale ratują go szybkie odchylenia. Drugi gif jest bliźniaczo podobny – stocktończyk ponownie trafia kombinacją jaba i krosa (cały atak ustawiony jest oczywiście pod ten ostatni), a jego przewaga zasięgu pomaga mu uniknąć kontry. Uwagę zwraca duża precyzja Diaza, który przy wyprowadzaniu kończącego kombinację lewego bierze poprawkę na to, że głowa jego rywala mogła już zostać „przestawiona” wcześniejszym jabem.
Jeśli przyjrzymy się też charakterystyce ostatnich rywali Diaza, to dostrzeżemy, że rozbijał wszystkich, którzy decydowali się walczyć z nim w stójce i (kluczowe „i”) zagrażali mu zapasami. Irlandczyk nie z tego sortu. Trudno mi wyobrazić sobie sytuację, w której pójdzie po obalenie, bo jeśli miał będzie naruszonego/zmęczonego Diaza, spróbuje go ubić ciosami.
Czy zatem w stójkowej wojnie Nate może złapać swój rytm? Oczywiście, że tak! Jego gabaryty stanowiące nowość dla McGregora, a także ledwie kilka celnych ciosów, których będzie potrzebował, aby złapać wiatr w żagle, dają mu na to szanse. Zwłaszcza, że – jak pamiętacie – Irlandczyk praktycznie nie trzyma gardy, opierając defensywę niemal wyłącznie na pracy na nogach – a jeśli źle oceni dystans, to…
Czy ulokowanie bitch-slapa na szczęce Conora McGregora może okazać się kluczem do pokonania Irlandczyka? Może to za dużo powiedziane, ale wbrew pozorom taki cios może mieć kapitalne znaczenie dla mentalności obu zawodników, co w rezultacie może przełożyć się też na ich dyspozycję, zarządzanie energią, aktywność i tak dalej.
Są jednak problemy – istotne problemy. Wyżej wspominałem, że styl stocktończyka oparty jest na trzech filarach: aktywności, kondycji i mentalności. Są one wzajemnie powiązane i zależne od siebie. Teraz odpowiedzcie sobie na pytanie, jak wpłynąć mogą ledwie trzy dni, jakie de facto na przygotowania miał Diaz, na jego formę? Czy jego wysoka aktywność będzie możliwa, jeśli nie będzie miał w baku wystarczająco dużo paliwa? Jak świadomość krótkich przygotowań i swoich kondycyjnych ograniczeń odbije się na jego mentalności? Konferencja prasowa oraz szereg wywiadów, których udzielił, jasno sugerują, że Diaz nie wyklucza porażki – a to może mieć kapitalne znaczenie dla walki. Jeśli jakaś część ciebie jest już pogodzona z porażką, zakłada taką opcję, nie wróży to dobrze.
Właśnie z powodu króciutkich przygotowań stocktońskiego badboy’a faworytem stójkowych wymian jest McGregor. Jego przewaga szybkościowa, jego znacznie szerszy arsenał, także kopnięć, wreszcie jego doskonała praca na nogach sprawią Amerykaninowi masę problemów.
Zapasy i parter
Jak wspominałem, nie spodziewam się obaleń ze strony McGregora – chyba, że zerwie więzadło lub zostanie naruszony i w akcie desperacji pójdzie po sprowadzenie. Obie opcje są mało prawdopodobne. Diaz byłby nierozważny, gdyby nie spróbował obaleń, bo właśnie w parterze ma największą szansę na zwycięstwo – nie mam bowiem wątpliwości, że jego jiu-jiutsu stoi o dwa poziomy wyżej niż Irlandczyka. Stocktończyk obala jednak z klinczu, a żeby się tam znaleźć, musi sobie wyrąbać do tego drogę ciosami. Jeśli dublińczyk przyjmie taktykę doskok-atak-odskok lub kontra-odejście, Diaza będzie czekało bardzo trudne zadanie – jego praca na nogach nie ułatwi mu zamykania rywala pod siatką, łapania klinczu.
Jeśli jednak Notorious naprawdę spróbuje bić się w półdystansie, wtedy szanse Amerykanina na klincz wzrosną. Może i coś wyłapie na szczękę, ale może chwycić głowę McGregora, złapać podchwyt, przyszpilić go do siatki.
Nate Diaz dysponuje solidnymi obaleniami z klinczu. Powyżej w sytuacji 50/50 wycina Josha Thomsona, którego położyć na plecach nie jest łatwo.
Uważam, że nie byłoby głupim pomysłem, aby Diaz zabawił się w Fabricio Werduma i po jakimś celnym ciosie padł na deski, aby sprowokować McGregora do podążenia za nim, ale… wyobrażacie to sobie?
Czynniki pozaoktagonowe
Tym zdecydowanie najważniejszym jest krótki czas przygotowań – możemy wręcz powiedzieć: ich brak – Nate’a Diaza. Zdaje sobie z tego sprawę sam zainteresowany, przypominając, że trenował trzy dni, zdaje sobie z tego sprawę Conor McGregor, zapowiadając, że ubije to miękkie, nieprzygotowane ciało. Słabsza kondycja Diaza zabiera odbiera mu bardzo istotną – kluczową – część jego gry. Niby McGregor nie musi być demonem wytrzymałości, bo w drugiej rundzie walki z Mendesem dało się dostrzec drobne zwolnienie, ale ma za sobą pełen obóz przygotowawczy, w którym robił formę na gościa, który również słynie z morderczego tempa – czyli Rafaela dos Anjosa.
Tylko w jednym scenariuszu kondycja Diaza nie odegra większej roli – jeśli się rozkręci, złapie swój rytm. Wtedy, gdy zawodnik mentalnie czuje, że wygrywa, jego pasek energii zmniejsza się znacznie wolniej; jego przeciwnika natomiast – znacznie szybciej.
Trudno powiedzieć, czy walka w limicie 170 funtów będzie faworyzować któregokolwiek z nich. Wydaje się, że jest to korzystne rozwiązanie dla Diaza, który nie będzie musiał dużo ścinać, ale to jednak drugorzędny czynnik. Pamiętajmy bowiem, że tak naprawdę są to dwaj lekcy, którzy walczą w wadze wyżej.
Wspomnę też o jeszcze jednym elemencie.
Mendes jednym z łokci mocno rozciął łuk brwiowy McGregora, a potem w starciu Irlandczyka z Aldo ten ostatni potrzebował tylko jednego celnego uderzenia – które zresztą doszło, gdy już sam padał na deski po kontrze – aby otworzyć go ponownie. Rozcięcie to nie znajduje się bezpośrednio nad okiem Irlandczyka, ale wyobrażam sobie, że Diaz nie będzie potrzebował wielu celnych uderzeń, aby otworzyć ranę ponownie. Widok krwawiącego rywala może jak najbardziej podnieść jego morale.
Kluczowe elementy
- ogromny arsenał technik nożnych McGregora
- warunki fizyczne Diaza
- klincz stocktończyka
- pełen obóz przygotowawczy Irlandczyka
- prawdopodobnie kondycja Notoriusa
- parter Amerykanina
- kontrująca gra bokserska McGregora
- długi zasięg
- mentalność Diaza, gdy łapie rytm
- defensywa przed kopnięciami Diaza – na każdej wysokości
- stocktończyk nie ma nic do stracenia – może być też wadą
- praca na nogach Irlandczyka
- aktywność Diaza
- mnogość taktyk, jakie zastosować może McGregor
- mentalność Irlandczyka
- bitch slap
- mieszanie pozycji odwrotnej z klasyczną dublińczyka
Typ
Gdyby obaj zawodnicy mieli za sobą cały obóz przygotowawczy, wskazanie faworyta byłoby szalenie trudnym zadaniem. W aktualnych okolicznościach również nie jest tak, że zbierał będę szczękę z podłogi, jeśli Nate sprzątnie McGregora, ale za faworyta tego starcia trzeba uznać Irlandczyka. Jego doskonała praca na nogach, ogromny arsenał kickbokserski, pełen obóz przygotowawczy czynią z niego niezwykle trudnego rywala dla najprawdopodobniej pozbawionego swoich głównych atutów (kondycja – aktywność) stocktończyka.
Nie odbierając zatem szans Diazowi, stawiam na to, że dopóki będzie mu starczało paliwa, nie da się ubić, ale później przewaga kondycyjna McGregora okaże się decydująca. Jak wspomniałem jednak – aby odwrócić losy walki w płaszczyźnie wytrzymałościowej stocktończyk potrzebował będzie kilku tylko celnych ciosów lub… jednego liścia!
Zwycięzca: Conora McGregor przez (T)KO
Kursy bukmacherskie
Wszystkie poniższe kursy dostępne na stronie UNIBET
Przyjrzyjmy się najważniejszym kursom bukmacherski na tę walkę. Przy każdym moja ocena (w formie graficznego kciuka) atrakcyjności danego kursu.
Zwycięstwo Conora McGregora – 1.20
Zwycięstwo Nate’a Diaza – 4.80
Conor McGregor przed czasem – 1.36
Nate Diaz przed czasem – 7.00
W walce rozpocznie się druga runda – 1.50
Wszystkie powyższe zakłady oraz wiele innych dostępne na UNIBET.
*****
Zaprezentowana powyżej opinia przedstawia wyłącznie subiektywne odczucia autora na temat analizowanego pojedynku. W sporcie tak złożonym jak MMA na wynik walki wpływa ogromna liczba czynników, których często nie da się przewidzieć.
Komentarze: 3