Marcin Tybura: „To zawodnik-zagadka, ale spodziewam się jego najlepszej wersji”
Marcin Tybura opowiedział o przygotowaniach do gali UFC Fight Night 134 i Stefanie Struve, z którym zmierzy się w Hamburgu.
Nigdy wcześniej Marcin Tybura nie przegrał dwóch pojedynków z rzędu, ale właśnie w takim położeniu podchodzi do zaplanowanej na 22 lipca w Hamburgu walki ze Stefanem Struve podczas gali UFC Fight Night 134.
Serię trzech kolejnych wiktorii uniejowianina, którymi utorował sobie drogę do czołowej dziesiątki kategorii ciężkiej, przerwał w listopadzie zeszłego roku były mistrz Fabricio Werdum, zwyciężając jednogłośną decyzją sędziowską. Drugą porażkę trzy miesiące później zadał Polakowi Derrick Lewis, kończąc naszego zawodnika ciosami w trzeciej rundzie walki.
Na pewno zmienia się trochę moje myślenie, bo nigdy w takiej sytuacji nie byłem.
– powiedział polski zawodnik w rozmowie z portalem Łączy Nas Pasja.
Tak samo jak zmieniło się wtedy, gdy miałem na swoim koncie 12 zwycięstw z rzędu i w końcu po raz pierwszy musiałem przegrać. Coś poszło nie tak, trochę zacząłem się nad tym zastanawiać. Z jednej strony to bardzo boli, z drugiej strony dobrze, że przytrafiły się one w momencie, gdy jestem już w światowej czołówce i biję się z najlepszymi zawodnikami UFC. Ambicje mam jednak cały czas ogromne i nie zostawię tego w ten sposób. Nie poprzestanę na tym, że jestem zawodnikiem, który odbił się od czołówki w kategorii ciężkiej. Powtarzam: chcę pokonywać najlepszych na świecie.
Presja na pewno jest, ale ja się dobrze z nią czuję. W ogóle mi ona nie przeszkadza, na pewno pomoże w tej walce. Czasami lubiłem i do tej pory lubię być underdogiem, sam sobie pewne rzeczy chcę udowadniać. Nie zamartwiam się, nie zaprzątam sobie głowy tym, że ostatnie dwie walki przegrałem, a po prostu chcę w pełni zmotywowany wyjść do walki i ją wygrać.
Do dwóch poprzednich potyczek – tej drugiej w samej końcówce obozu przygotowawczego – Tybura przygotowywał się w Albuquerque, gdzie szlifował formę w słynnym Jackson-Wink MMA. Tym razem jednak do Ameryki nie zawitał, trenując w warszawski S4 Fight Club.
Nie twierdzę, że to była zła zmiana.
– powiedział o treningach w Stanach Zjednoczonych Tybura.
Nigdy nie mówiłem, że w Stanach trenuje się lepiej, tylko powtarzałem, że trenuje się inaczej. Jednym pasuje to bardziej, innym mniej. Nie uważam, że straciłem tam czas. Wyniki nie był takie, jak oczekiwałem, ale trzeba pamiętać, że zawodnicy byli dużo lepsi i nie mam żadnej pewności, że wygrałbym tamte walki, gdybym przygotowywał się do nich w Polsce. Do pojedynków można trenować tak samo dobrze u nas w kraju, jak i za jego granicami.
Wieżowiec z Holandii znajduje się w podobnej do Tybura sytuacji, bo także przegrał dwa ostatnie pojedynki, będąc zmuszonym uznać wyższość Alexandra Volkova, który go znokautował, oraz Andreia Arlovskiego, który go wypunktował.
Walczy w kratkę już od jakiegoś czasu – potrafi pokonać Stipe Miocica, by chwilę później przegrać z niżej notowanym rywalem. Zawodnik-zagadka, bo tak naprawdę nie wiadomo, w jakiej on będzie dyspozycji.
– powiedział o rywalu Tybura.
Ja spodziewam się bardzo dobrze przygotowanego Stuve’a, jego najlepszą wersję, aczkolwiek ten jego gabaryt powoduje, że jest mniej skoordynowany. Nie zawsze jest tak, że ktoś wysoki jest w każdej płaszczyźnie dobry, bo ma znakomite warunki fizyczne. Tak to nie działa.
Nie nastawiam się na jedno rozwiązanie w walce. Będę chciał po prostu wykorzystać to, co tego dnia będzie działało. Jeżeli poczuję, że radzę sobie z nim w stójce, to będę chciał bić się z nim w stójce. Jeżeli będzie potrzeba obalenia, to nie widzę problemu w tym, żeby go obalić i tam szukać swojej szansy.
Cały wywiad dostępny tutaj.
*****