UFC

„Kryptonit Khabiba”, szalony Barboza, starcy i wariaci – czyli sześć wniosków z UFC FN 128

Jak zapamiętamy galę UFC Fight Night 128 w Atlantic City? Oto podsumowanie wydarzenia w formie sześciu najważniejszych wniosków!

Gala UFC Fight Night 128 w Atlantic City – podczas której walczono nie tylko w oktagonie – jest już historią. Oto najważniejsze z niej wnioski.

UFC Fight Night 128 – Barboza vs. Lee – wyniki i relacja

Kevin Lee dołącza do gry o złoto – zdetronizuje Khabiba?

Pomijając całą medialną osobowość Kevina Lee – chwilami zabawną, ale częściej: odpychającą i zniesmaczającą – oddać trzeba młodzianowi, że w walce wieczoru zafundował Edsonowi Barbozie prawdziwe piekło. Chwilami aż ciężko patrzyło się na Brazylijczyka terroryzowanego z góry ciosami i łokciami, unieruchamianego w koszmarnych do obrony pozycjach…

Amerykanin potwierdził, że z góry jest prawdziwym potworem, porównywalnym z samym Khabibem Nurmagomedovem. A może jeszcze bardziej niszczycielskim? Wszak porozbijał Brazylijczyka nawet mocniej niż Dagestańczyk, częściej też wypracowując sobie pozycję do rozpuszczania kanonady uderzeń. Oczywiście, na formie Juniora być może odbiło się niedawne starcie z Nurmagomedovem, w którym zresztą Dagestańczyk ani razu nie znalazł się w tarapatach – ale w niczym nie ujmuje to klasie Amerykanina.

Czy Motown Phenom może zatem stanowić zagrożenie dla Dagestańskiego Orła? Cóż, jeśli ktokolwiek w obszarze grapplingu w kategorii lekkiej może, to – poza Islamem Makhachevem – jest to bez wątpienia właśnie Kevin Lee.

Ogromnym atutem Amerykanina – w płaszczyźnie grapplerskiej wręcz gargantuicznym – jest jego kolosalny zasięg ramion. 77 cali, jakimi może się pochwalić, to średnia przypadająca na… kategorię ciężką! Innymi słowy, Lee ma większy zasięg aniżeli zawodnicy kategorii półciężkiej – średnia w tej dywizji wynosi bowiem 76 cali. W walce na chwyty ma to kapitalne znaczenie – pozwala Amerykaninowi zapinać klamry niedostępne dla innych zawodników. Wykluczać ręce rywali w pozycjach, w których wykluczyć ich nie zdołałby nikt inny.

Warto jednak odnotować kilka faktów.

Po pierwsze – defensywa zapaśnicza Lee nie należy do elitarnych. Kładli go na plecach znacznie słabsi od Nurmagomedova rywale.

Po drugie – Lee zmiażdżył mentalnie Barbozę, a sam został zmiażdżony mentalnie przez Fergusona. Khabibowi w tych aspektach zdecydowanie bliżej do El Cucuya niż Juniora.

Po trzecie wreszcie – Motown Phenom nie jest typem chain wrestlera, obala niemal zawsze w bliźniaczo podobny sposób, zapinając klamrę pod biodrami rywali (nawet jeśli szeroko rozstawią nogi, potrafi ją zapiąć dzięki kapitalnemu zasięgowi), wynosząc ich i kładąc na plecach. Natomiast Nurmagomedov łączy płynnie obalenia rodem z zapasów – w stylu wolnym, klasycznym, catch-wrestlingu – judo, sambo.

Innymi słowy – obejrzałbym to bardzo chętnie, ale nie mam wątpliwości, kto na papierze byłby faworytem.

Obrotówka, serce i kariera Edsona Barbozy

Dlaczego, u diabła, w trzeciej rundzie, ustrzeliwszy Lee soczystą obrotówką na głowę, Barboza rzucił się bezsensownie za nim, potem próbując zapinać jakąś nieporadna anakondę, by następnie poszukać – bez powodzenia – zajścia za plecy… Dlaczego?

Oczywiście, wiadomo dlaczego – bo w trzeciej rundzie, a nawet już wcześniej, walczył na autopilocie, w trybie zombie, trybie przetrwania. Nie myślał trzeźwo, nie szukał dystansu, był ledwie żywy, prawdopodobnie równie zaskoczony tym kopnięciem jak wszyscy inni.

Dla Brazylijczyka jest to już kolejna w ostatnich latach oktagonowa wojna, w której pokazał nieprawdopodobne, nieludzkie wręcz serce do walki. Gdy w pełni świadomie poświęcał obie ręce, żeby spychać z siebie rywala, inkasując jednocześnie grzmoty z góry na nieosłoniętą wówczas głowę, naprawdę nie raz, nie dwa przemknęło mi przez głowę, że, panie sędzio, już pora. Już, kurwa, pora!

Obawiam się, że na karierze 32-letniego Edsona krwawe batalie z Tonym Fergusonem, Khabibem Nurmagomedovem czy właśnie Kevinem Lee mogą się mocno odbić. Niewykluczone bowiem, że z medycznego punktu widzenia lepiej byłoby, gdyby został przez całą trójkę ustrzelony w pierwszej rundzie niż, jak miało to miejsce, maltretowany przez kilka.

Oddać jednak Brazylijczykowi trzeba nie tylko niespotykane serce do walki – nie sposób zliczyć, ile razy miał okazję, żeby zasłonić głowę, pozostać przez kilka sekund w bezruchu i pozwolić sędziemu na „honorowe” przerwanie, albo po prostu oddać plecy, bo w starciu z Lee to niemal gwarancja porażki przez duszenie – ale też jego kopnięcia na korpus po przekroku… Matko Przenajświętsza! Ten człowiek po czterech rundach terroru, ledwie żywy, chwiejący się na nogach, porozbijany w nic, zakrwawiony… Nadal wyprowadza je z dynamiką, jakiej pozazdrościć może mu każdy bez wyjątku zawodnik UFC. W pierwszej rundzie.

Merab Dvalishvili – czyli z piekła do piekła

Szkoda Meraba Dvalishviliego. Nietuzinkowy, elektryczny i ultra-agresywny – choć mocno nieopierzony w swoich poczynaniach – zawodnik.

Niestety, sam znokautował się przy ostatnim obaleniu – i dzięki temu właśnie Ricky Simon – co za powrót, swoją drogą! – był w stanie przetoczyć jego zwłoki i jego zwłokom zapiąć piekielnie ciasną gilotynę, którą potem – niczym Luke Rockhold czy Pedro Munhoz – ciągnął jedną tylko ręką.

Wyobrażacie sobie Dvalishviliego? Znokautowany przy obaleniu, budzi się – a tu koszmar trwa. Prawie jak Carlos Condit ostatnio. A i tak skurczybyk nie odklepał, choć w końcówce – a może nawet wcześniej? – odpłynął.

Decyzja przyznająca zwycięstwo debiutantowi była słuszna, choć oczywiście nie powinien to być nokaut techniczny, ale poddanie techniczne, co też wyjaśnił po gali sędzia Marc Goddard.

Mam nadzieję, że gruziński Amerykanin otrzyma jeszcze jedną szansę – pomimo rekordu 0-2 w oktagonie. I jestem dziwnie spokojny, że tak właśnie się stanie.

Frankie Edgar i Cub Swanson – to nie jest gra dla starych ludzi

Dwaj weterani, Frankie Edgar i Cub Swanson, nie zachwycili. W ich grze widać upływ lat, oktagonowych wojen, katorżniczych treningów. Solidny przebieg.

Swanson pod względem aktywności zaczyna przypominać szykującego się do emerytury zawodnika, który ogranicza ryzyko do minimum – a razem z nią swoją aktywność. Z kolei Edgar chwilami kompletnie nie czuł dystansu, co w przełożeniu na normalny język oznacza – nie domagał szybkościowo.

Obaj nigdzie się oczywiście jeszcze nie wybierają – ich pełne prawo! – ale w kategorii piórkowej do głosu doszła już młodzież. Wszystkie te Maxy Hollowaye, Briany Ortegi, Zabity Magomedsharipovy, Renaty Moicany czy Mirsady Bektice. A nie zapominajmy, że w grze jest jeszcze przecież stary lis Jose Aldo, który nadal prawdopodobnie rozbija całą dywizję poza Maxem Hollowayem.

Dan Hooker – widzisz, Israel, tak się to robi!

Klubowy kolega Israela Adesanyi, Daniel Hooker, potwierdził, że przejście do kategorii lekkiej było prawdopodobnie najlepszą decyzją, jaką podjął w swojej sportowej karierze. Niby ubicie będącego na ostatniej prostej kariery Jima Millera nie jest w dzisiejszych czasach powodem do zachwytów – ale seria trzech wiktorii przed czasem w 155 funtach rokuje doskonale.

Na wielkie brawa zasługuje też wyzwanie, jakie Daniel Hooker rzucił przeprowadzającemu z nim wywiad w oktagonie Paulowi Felderowi – nie szczekając w mediach społecznościowych, tylko zapraszając go do tańca oko w oko. Odpowiedź Irlandzkiego Smoka – również pełna klasa.

A nawiasem mówiąc, wierzcie lub nie, ale gdy Felder zapytał Hookera o rywala, Bóg mi świadkiem, że właśnie takiej odpowiedzi Nowozelandczyka się spodziewałem.

Jednym zdaniem

  • Justin Willis ma drygi bokserskie, ale nie ma kowadła ani kondycji
  • Thiago Santos był, jest i będzie piekielnie efektowny i okrutnie przereklamowany – David Branch poszedł śladami Gegarda Mousasiego i każdy kolejny rywal Brazylijczyka spróbuje tego samego
  • Aljamain Sterling walczy tylko odrobinę przyjemniej dla oka niż Elias Theodorou
  • Ryan LaFlare zapowiadał przed walką z Alexem Garcią kompletną zmianę swojego stylu – kłamał
  • Siyar Bahadurzada nie jest materiałem na czołową piętnastkę kategorii półśredniej – ale i tak jego obszerne cepy wyprowadzane z morderczymi intencjami („zabiję albo się wypompuję”) ogląda się przyjemnie
  • Corey Anderson ma lepsze zapasy od Patricka Cumminsa – a może tylko lepszą kondycję?

*****

UFC Fight Night 128 – Barboza vs. Lee – wyniki i relacja

Powiązane artykuły

Dodaj komentarz

Back to top button