Sierpem #64 – czy Joanna Jędrzejczyk wróci na tron?
Techniczna analiza i typowanie rewanżowego pojedynku o pas kategorii słomkowej pomiędzy Joanną Jędrzejczyk i Rose Namajunas, które zmierzą się na UFC 223.
Rewanżowe starcie Joanny Jędrzejczyk z Rose Namajunas, do którego dojdzie w niedzielę wczesnym rankiem czasu polskiego w Brooklynie w ramach co-main eventu gali UFC 223, będzie prawdopodobnie kluczowym dla dalszej kariery polskiej zawodniczki.
Padłszy bowiem pod ciosami Amerykanki podczas listopadowej gali UFC 217 w Nowym Jorku, olsztynianka nie tylko nie zmieniła swojej agresywnej narracji medialnej, którą prezentowała w drodze do pojedynku, ale wręcz ją podkręciła. Winą za porażkę obarczyła ekipę dietetyczną Perfecting Athletes, przekonując, że jej klęska była wyłącznie wynikiem katorżniczego ścinania wagi.
Dezawuowała wiktorię Thug Rose, twierdząc, że w tak krótkim czasie każdy potrafi wygrać. Zarzekała się, że Rose nie uderza mocno. Wreszcie rysowała alternatywną rzeczywistość, przekonując, że nadal jest mistrzynią, a Amerykanka tylko poleruje jej pas.
Innymi słowy, wytaczała bliźniaczo podobne argumenty do tych, jakimi po klęsce z Conorem McGregorem ratował się Jose Aldo. „Nie było walki, Conor uderza jak panienka, nadal jestem mistrzem”.
Wtedy na Brazylijczyka spadła lawina krytyki i nie inaczej jest tym razem przy okazji wypowiedzi polskiej zawodniczki, która przyjmując taką narrację – niewykluczone, że potrzebną jej ze względów psychologicznych – postawiła wszystko na jedną kartę. Jeśli bowiem ponownie – po takich zapowiedziach! – powinie jej się noga, nikt nie będzie już traktował poważnie jej wypowiedzi. Jeśli zrewanżuje się Rose – potwierdzi, że pierwsza walka była jedynie wypadkiem przy pracy, odzyska cały blask, a nawet więcej.
Aby spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyglądać może rewanżowe starcie, warto oczywiście przede wszystkim przyjrzeć się pierwszemu pojedynkowi obu zawodniczek. Po to chociażby, aby spróbować ocenić, czy rzeczywiście Joanna Jędrzejczyk – jak zapewnia – nie była sobą.
Tak się jednak składa, że polsko-amerykańskiej batalii w Madison Square Garden przyjrzałem się już szczegółowo po nowojorskiej gali, wyłuskując kluczowe elementy, które zadecydowały o takim a nie innym wyniku walki oraz na ich podstawie oceniając, czy rzeczywiście olsztynianka nie przypominała samej siebie z poprzednich pojedynków.
Nie ukrywam, że miałem poważny dylemat, czy przy okazji niniejszej analizy wymyślać koło na nogo, tj. czy raz jeszcze pierwsze starcie Jędrzejczyk z Namajunas poddawać analizie? Rzecz jednak w tym, że doprowadziłaby mnie ona do identycznych wniosków, do jakich doprowadziła mnie ta napisana po UFC 217!
Dlatego właśnie pozwoliłem sobie poniżej przypomnieć tę właśnie analizę, w której wziąłem pod lupę pierwsze starcie Joanny z Rose.
Poniżej zatem kluczowe elementy, które zadecydowały o pierwszej w karierze MMA porażce olsztynianki. Wszystkich, którzy mieli już okazję zapoznać się z poniższymi fragmentami i doskonale je pamiętają, odsyłam do śródtytułu „Wnioski i perspektywy na rewanż”.
A zatem…
Joanna Jędrzejczyk vs. Rose Namajunas I – kluczowe elementy
Zerowe wyczucie dystansu
Tym, co rzucało się w oczy od początku walki do jej samego końca, był kompletny brak wyczucia dystansu przez Joannę Jędrzejczyk – a to oznaczało przestrzelone ciosy, brak zadawanych obrażeń.
Statystyki nie pozostawiają tutaj żadnych złudzeń – Jędrzejczyk zaatakowała głowę Namajunas 37 uderzeniami, trafiając… 2. Słownie – dwa razy. I nie były to żadne długie ciosy, ale krótkie sierpo-cepy w dwóch szalonych wymianach, w jakie obie wdały się na pewnym etapie walki.
Przyjrzyjmy się kilku przykładom, na których była już mistrzyni pruje ciosami – a konkretnie lewym prostym, który miał stanowić jeden z jej największych atutów – powietrze.
Co decydowało o tym, że ciosy ówczesnej mistrzyni nie dochodziły celu? Kilka elementów – choć trudno rozsądzić, jakie konkretnie rozkładała się ich waga.
Po pierwsze – Jędrzejczyk nie po raz pierwszy miała problemy na początku walki właśnie z wyczuciem odległości, wyczuciem reakcji rywalek. Przypomnijmy, że na początku drugiej walki z Claudią Gadelhą wylądowała nawet na deskach. Generalnie pierwsze rundy jej walk nigdy nie wyglądały spektakularnie. Polka potrzebowała czasu, żeby „rozczytać” przeciwniczki, złapać swój rytm – co zresztą przyznawała w wywiadach po gali. Tutaj dostała na to trzy minuty – nie wystarczyło, bo skończyła znokautowana. Namajunas nie dała jej czasu.
Po drugie – kapitalne znaczenie miała oczywiście postawa Amerykanki. Dobrze pracowała na nogach, potrafiła piekielnie szybko doskakiwać i równie szybko odskakiwać. Nie była statycznym celem. Ponadto rzadko trzymała głowę w jednym miejscu, a od czasu do czasu odpowiadała też na rzeczone proste lowkingami. Dodatkowo, Namajunas walczy dość szeroko, mocno wystawia przed siebie wykroczną nogę, niekoniecznie opierając na niej ciężar ciała – nie wykluczam, że z perspektywy Jędrzejczyk Amerykanka właśnie z uwagi na lewą nogę daleko z przodu wydawała się bliżej niż w rzeczywistości była – w efekcie Polaka wyprowadzała ataki z nieodpowiedniego dystansu, ostatecznie robiąc tylko w oktagonie wiatr.
Po trzecie – Jędrzejczyk musiała w tej konfrontacji uważać na obalenia. To naturalny czynnik, który powoduje, że zawodnicy obawiający się parteru mają pewne obawy przy skracaniu dystansu, podświadomie pozostając nieco w tyle i próbując dosięgnąć rywali końcówkami pięści. Niewykluczone, że miało to też wpływ na przestrzelone ciosy Polki.
Olsztynianka regularnie – naprawdę regularnie, bo nie trafiła ani razu – przestrzeliwała też tak lubianymi przez siebie kombinacjami 1-2.
Na pierwszych trzech przykładach widzimy przede wszystkim świetną pracę na nogach i kontrolę dystansu w wykonaniu Rose Namajunas, która doskonale reaguje na ataki Joanny Jędrzejczyk, szybko odskakując.
Po trzech takowych próbach olsztynianka w końcu doskoczyła z większym impetem – czwarta animacja – ale tym razem Namajunas ani myślała odskakiwać. Świetnie uniknęła szarży bardzo dobrym balansem – ładne odchylenie do lewej – odpowiadając kombinację lewego i prawego w kontrze. I ten drugi cios doszedł głowy zawodniczki z Polski, która swoim zwyczajem lewicę trzyma nisko.
Innymi słowy, w tamtym momencie walki Jędrzejczyk spróbowała już swoich najmocniejszych technik – i żadna z nich nie przyniosła rezultatu. Z pewnością zadziałało to na nią w mniejszym lub większym stopniu deprymująco.
Po zainkasowaniu omawianej wyżej kontry w odpowiedzi na 1-2, Joanna ponownie podeszła do tematu z ostrożnością, starając się dosięgnąć rywalkę końcówkami pięści (dwa gify poniżej) i nie wpaść w półdystans. Namajunas świetnie jednak – i jakby wręcz bez wysiłku, dokładnie wiedząc, co uczyni Jędrzejczyk – odskakiwała. Na pierwszym z poniższych gifów nieźle widać omawianą wysunięta nogę Amerykanki, która mogła sugerować Polce, że Rose znajduje się bliżej niż w rzeczywistości – i stąd ataki, które pruły powietrze.
Spotkałem się z wieloma opiniami, wedle których polska mistrzyni „nie była sobą”. Za koronny dowód takiej tezy wskazuje się przede wszystkim dwie poniższe animacje, na których widzimy, jak Jędrzejczyk wdaje się w szalone wymiany w półdystansie, gdzie oczywiście ryzyko zainkasowania ciosu jest znacznie większe.
Nie będę wdawał się w dokładną analizę powyższych akcji, bo widzimy tu po prostu kombinacje króciutkich szalonych sierpów zakończonych próbami kopnięć na głowę w wykonaniu naszej zawodniczki, ale zwracam Waszą uwagę przede wszystkim na coś innego – przypatrzcie się dokładnie Rose Namajunas na pierwszej animacji. Przypatrzcie się jej pracy na nogach, których nie widać, ale widać, jak kapitalnie i dynamicznie „sunie” po deskach oktagonu, wchodząc i wychodząc z dystansu. W jej poruszaniu była niebywała lekkość i dynamika – była bez porównania szybsza od cały czas jakby „spiętej” (co jest akurat w przypadku Jędrzejczyk standardem, bo zawsze jest gotowa do ostrej szarży, ciosu) polskiej zawodniczki.
Właśnie ta dynamika Amerykanki, umiejętność pokonywania dużego dystansu – skracania go, gdy atakowała i odskakiwania, gdy się broniła – w milisekundzie miały kapitalne znaczenie dla losów tej walki.
Wracając zaś do tez, jakoby Joanna nie była sobą. Otóż, po pierwsze – Polka na którymś etapie każdej ze swoich dotychczasowych potyczek wdawała się w szalone wymiany, nie będąc skorą do oddawania pola. Dwa przykłady poniżej.
Pisałem o tym przy okazji poprzednich analiz walki Polki wielokrotnie – od dawna miała problem z oddawaniem pola, jakby za nadrzędny cel stawiając sobie, że prędzej zainkasuje ciosy, niż cofnie się choćby o krok. Pewnych zmian w tym aspekcie dokonała co prawda w rewanżu z Claudią Gadelhą i w konfrontacji z Jessicą Andrade, ale te dwie zawodniczki akurat były znacznie łatwiejsze do dosięgnięcia z uwagi na o wiele gorszą pracę na nogach niż Namajunas – dodatkowo, Polka wyraźnie górowała nad nimi pod względem zasięgu.
Po drugie zaś – te dwie powyższe szalone wymiany z Namajunas – podczas których trafiła zresztą jedynymi dwoma ciosami na głowę na przestrzeni całej walki – miały też pewnego rodzaju uzasadnienie. Z tego właśnie powodu, że Jędrzejczyk nie tylko nie była w stanie dosięgnąć pretendentki swoimi firmowymi lewymi prostymi czy kombinacjami 1-2, ale sama też nie radziła sobie z dynamiką Amerykanki.
Jak to dokładnie wyglądało? Otóż przyjrzyjmy się sześciu akcjom, które miały miejsce na różnym etapie pojedynku. Chcę jednak zwrócić uwagę na kilka elementów, dlatego pozwolę sobie umieścić te bliźniaczo podobne obok siebie – choć czasowo miały miejsce w innym fragmencie walki.
Brak obrony przy lowkingach
To stary błąd, od dawna widoczny w arsenale Joanny Jędrzejczyk. Poniżej dwa przykłady, gdy próbując atakować zewnętrznym lowkingiem, zainkasowała ciosy od doskakującej Rose Namajunas.
Na pierwszym przykładzie widzimy pierwsze poważne ostrzeżenie – bo po takiej właśnie akcji ponad dwie minuty później Joanna po raz ostatni trafi na deski. Namajunas doskakuje z kombinacją 3-2 (lewy sierp/kros), dosięgając szczęki prostującej jedynie ręce Jędrzejczyk. Po tej akcji na twarzy polskiej mistrzyni pojawił się co prawda uśmiech, ale pierwszy i ostatni w tej potyczce.
Na drugim przykładzie pretendentka doskakuje tym razem z kombinacją 1-2, drugim uderzeniem dosięgając kontrującej lowkingiem mistrzyni.
W poprzednich walkach mistrzyni wielokrotnie narażała się na uderzenia przy wyprowadzaniu kopnięć, więc ta luka w jej grze nie jest niczym nowym. Poniżej dwa przykłady z rewanżowej walki z Claudią Gadelhą – akurat z odwrotnej pozycji, ale to bez znaczenia, bo również inkasuje kontry nad nisko opuszczoną lewicą.
Oczywiście, na palcach jednej ręki można policzyć w UFC zawodników, którzy zachowują żelazną dyscyplinę przy atakowaniu lowkingami, bo 99% z nich opuszcza wówczas ręce, ale jeśli mówimy o szczycie szczytów, to tam taki błąd może już mieć znaczenie.
Dla porównania – przyjrzyjmy się, jak lowkingami atakuje nowy-stary mistrz kategorii koguciej TJ Dillashaw.
Bez szczegółowej analizy – zwracam jedynie uwagę na gardę, którą błyskawicznie po wyprowadzeniu kopnięcia unosi TJ Dillashaw, neutralizując próby kontry w wykonaniu Renana Bara. Nie próbuje prostować rąk jak Joanna Jędrzejczyk – choć oczywiście czasami taka taktyka też może zadziałać.
Do tematu gardy jeszcze wrócimy, ale… Przejdźmy dalej.
Liche kontry Jędrzejczyk
Na przestrzeni swojej kariery w UFC Joanna Jędrzejczyk rozwijała się niemal z walki na walkę. Zaczynała jako niemal wyłącznie bokserka/brawlerka, potem dołożyła do swojego arsenału łokcie, następnie uzupełniła wszystko o bogaty arsenał kopnięć, a niedawno wszystko to urozmaiciła też walką z odwrotnej pozycji i poprawioną pracą na nogach.
Jeden element jednak jak kulał, tak kuleje – chodzi mianowicie o kontry, szczególnie na wstecznym. Okrutnie mylił się komentator Daniel Cormier, który przekonywał, że olsztynianka potrafi uderzać z każdej pozycji, także właśnie na wstecznym. Polka wywodzi się ze statycznego Muay Thai i mimo wszystko jest to widoczne właśnie przede wszystkim wtedy, gdy rywalki zmuszają ją do odwrotu, a ona – swoim zwyczajem – nie chce oddać pola bez walki. Wyprowadza wówczas dziwaczne kontry, kompletne gubiąc krok i narażając się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.
Powyżej dwa przykłady z walki z Namajunas, gdy Jędrzejczyk spróbowała kontrować na wstecznym. Na pierwszym widać, że gubi krok w odwrocie, zostawiając nogi przed sobą. Ciosy, które tam wyprowadziła, nie niosły ze sobą wobec tego żadnej większej mocy – tyle dobrze, że Polka uniknęła ataku Amerykanki.
Sztuka ta nie powiodła się jej w kolejnej akcji – Namajunas doskakuje ze swoją firmową w tej walce kombinacją lewego sierpa z krosem i oba ciosy dosięgają szczęki próbującej kontrować, ale prującej powietrze i nie odskakującej w porę Jędrzejczyk.
W przeszłości olsztynianka również kilka razy próbowała kontrować na mocno sztywnych nogach i również nie wyglądało to dobrze – vide przykład poniżej.
Generalnie Jędrzejczyk nie jest po prostu kontruderzaczką. Owszem, raz na jakiś czas trafi szczególnie jakimś łokciem w kontrze, ale nie ma w sobie tej kontrującej czutki, jaką mają Conor McGregor, Darren Till czy nawet Cody Garbrandt. Nie wspominając oczywiście o Stephenie Thompsonie.
Dopóki atakowały ją krótkorękie Jessica Andrade czy Claudia Gadelha albo wolniejsza od Namajunas Karolina Kowalkiewicz, olsztynianka potrafiła ratować się pracą na nogach. Jednak Amerykanka nie dość, że była szybka, to i dysponuje w zasadzie takim samym zasięgiem jak Jędrzejczyk.
To jednak nie wszystko. Poza bowiem nieuzasadnionymi ciągotkami kontrującymi Jędrzejczyk wyróżnia jeszcze jeden element, który tym razem w głównej mierze zaważył na jej porażce. A chodzi o…
Brak gardy
Pisałem o tym wielokrotnie w zapowiedziach i analizach poprzednich walk Joanny Jędrzejczyk. Polka jest zawodniczką, która tylko od wielkiego dzwona korzysta z gardy (i to co najwyżej prawą rękę unosi do głowy), w zdecydowanej – naprawdę zdecydowanej – większości swoją defensywę opierając na dwóch elementach: głównie pracy na nogach, czasami wspieranej wyprostowaną lewą ręką, którą „robi dystans” w odrobinę podobny sposób do Jona Jonesa czy Alexandra Gustafssona, a więc dwóch innych zawodników chętnie utrzymujących rywali na końcówkach pięści i kopnięć.
Tego rodzaju pogarda dla gardy – że tak pozwolę sobie to określić – okazuje się piekielnie ryzykowna przeciwko rywalom, którzy nie tylko są bardzo szybcy, ekspresowo skracając dystans, ale też nie atakują dokładnie w linii prostej, wobec czego trudniej oprzeć dłoń na ich czole, stopując ich ataki.
Poniżej dwie akcje, po których polska zawodniczka wylądowała na deskach.
Pierwszy przykład to kolejna próba wewnętrznego lowkinga w wykonaniu Joanny Jędrzejczyk – poruszałem już temat ryzyka, na jakie naraża się polska zawodniczka, gdy właśnie do tej techniki się odwołuje, wobec czego poprzestanę na odnotowaniu, że tym razem Namajunas poprzedziła kombinację 3-2 zamarkowanym prawym. Dodatkowo, Jędrzejczyk standardowo próbowała lewicą spychać głowę rywalki (robić dystans – zdj. poniżej), ale przy bujającej się Amerykance nie było o to łatwo.
Jeśli zaś chodzi o ostatnią akcję walki – czyli kolejną kombinację 3-2 – wydaje się, że Polka nie szukała tutaj żadnej kontry. Po prostu, swoim zwyczajem, próbowała bronić się odejściem (nie zdążyła) oraz wyprostowanymi rękami (zdj. poniżej), po raz enty nie decydując się na podniesienie gardy. Szybka i świetnie skracająca dystans Namajunas nie miała jednak problemów z przedarciem się przez te liche zasieki defensywne, trafiając czystko na szczękę.
Od razu dodam – przy upadaniu po tym ciosie olsztynianka była już całkowicie odłączona i w drodze na deski nie zainkasowała przypadkowego kolana na głowę od szarżującej Namajunas. Piszę o tym, bo spotkałem się z opiniami, jakoby rzeczone kolano miało „dobić” Polkę. Nie miało to miejsca, co widać na innych ujęciach.
Poniżej raz jeszcze decydująca akcja w zwolnionym tempie, gdzie łatwiej dostrzec wyprostowane ręce Jędrzejczyk.
THAT LEFT HOOK THO!!!@RoseNamajunas #UFC217 pic.twitter.com/bxo33yzSLi
— UFC (@ufc) November 5, 2017
Wnioski i perspektywy na rewanż
Przyczyny porażki
Analiza materiału dowodowego nie pozostawia żadnych wątpliwości – błędy, których dopuściła się w Madison Square Garden Jędrzejczyk, nie były niczym nowym. Popełniała je wcześniej. W różnych walkach, na różnych ich etapach, z różną częstotliwością. Nikt jednak wcześniej nie potrafił ich wykorzystać.
Miała swoje momenty w obu walkach z olsztynianką Claudia Gadelha, miała Valerie Letourneau, miała wreszcie Karolina Kowalkiewicz. Żadna z nich nie była jednak w stanie przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.
Żadna z dotychczasowych rywalek Jędrzejczyk nie dysponowała jednak takim zestawem umiejętności, jakim dysponuje Namajunas. Przede wszystkim w aspekcie pracy na nogach i szybkości, z jaką Amerykanka potrafi skracać i zyskiwać dystans. Kontroluje go po mistrzowsku. Cały czas pozostaje w ruchu, jej wejścia w dystans są niesygnalizowane, piekielnie trudne do skontrowania – szczególnie, że przecież polska zawodniczka nie jest i nigdy nie była kontruderzaczką.
Namajunas atakowała z bocznych kątów, omijała tradycyjnie wyprostowane w defensywie ręce Jędrzejczyk, wykorzystywała jej nieistniejącą defensywę przy dziwnej manierze kontrowania ataków kopnięciami, szczególnie niskimi.
Innymi słowy, jeśli przyjrzeć się dokładnie pierwszemu pojedynkowi, w żadnej w zasadzie akcji nie była to „gorsza wersja” Jędrzejczyk. Powtarzam – w poprzednich walkach także miała fragmenty, gdy nie czuła dystansu (co sama przyznawała!), dostawała ciosami, próbując kontrować lowkingami, wdawała się w ostre wymiany w półdystansie, prostowała ręce w defensywie, próbując utrzymać rywalki na dystans, od wielkiego dzwona korzystała z gardy.
Wpływ ścinania wagi?
Czy fakt – bo jest to fakt, który odnotuje każdy, kto obejrzy z notatnikiem w ręku poprzednie pojedynki Jędrzejczyk – że błędy, jakie popełniła w pierwszym starciu z Namajunas, nie były nowymi, automatycznie wyklucza negatywny wpływ katorżniczego – bo przyjmujemy, że faktycznie takowym było – ścinania wagi na przebieg starcia?
Niekoniecznie – ale to oczywiście w dużym stopniu kwestia tzw. gdybologii. Czy gdyby nie męki przy cięciu wagi, Joanna, dla przykładu, czułaby dystans odrobinę lepiej – pomimo kapitalnego pływania na nogach Rose? Niewykluczone. Czy nie spróbowałaby kopnięć wtedy, gdy faktycznie ich spróbowała, przypłacając to bombami na głowę? Być może. Czy wreszcie Rose nie ścięłaby jej z nóg dwukrotnie? Nie sposób tego wykluczyć.
Być może zatem rzeczywiście ciężkie ścinanie kilogramów olsztynianki miało wpływ na obraz pojedynku. Jak duży? Nie sposób ocenić. Czy jednak decydujący? Takiej tezy nie sposób obronić – a to dlatego, że, powtarzam, przytoczone wyżej błędy byłej mistrzyni nie były nowe. Nowy był sposób, w jaki wykorzystała je Rose, czego wcześniej nie potrafiła dokonać żadna z rywalek Jędrzejczyk.
Czy zatem skoro brak dowodów – w postaci nowych błędów olsztynianki – które wskazywałyby na to, że na wynik pierwszej walki decydujące znaczenie miało ścinanie wagi, zwycięstwo Polki w rewanżu jest wykluczone? Absolutnie nie!
Szanse Jędrzejczyk
Nie brakuje elementów, które mogą w mniejszym lub większym stopniu zadecydować o tym, że w Brooklynie polska zawodniczka powróci na tron. Wymieńmy kilka najważniejszych…
Ciągły rozwój Jędrzejczyk
Pomimo tego, że Polka ma na karku 30 lat, nadal się rozwija, co potwierdzają niemal wszystkie z jej występów w oktagonie UFC.
W dwóch pierwszych pojedynkach pod banderą amerykańskiego giganta Joanna odwoływała się w zasadzie wyłącznie do ataków bokserskich. Jej obrona przed obaleniami i powroty na nogi stały co prawda już wtedy na wysokim poziomie, ale praca na nogach pozostawiała wiele do życzenia, wobec czego regularnie kończyła z plecami na siatce.
Natomiast na okoliczność pojedynku z Carlą Esparzą, który dał jej koronę 115 funtów, wprowadziła do swojej gry – nadal opartej przede wszystkim na boksie – mordercze łokcie.
Joanna Jędrzejczyk karciła ostrymi łokciami każdą próbę złapania klinczu czy obalenia w wykonaniu Carli Esparzy, kompletnie rozbijając Amerykankę.
W swoim czwartym występie pod sztandarem amerykańskiego giganta – pierwszej obronie złota w starciu z Jessicą Penne – uzupełniła swoją grę o kopnięcia na każdej wysokości, okrutnie obijając pretendentkę. Jej oktagonowa gra nabrała nowego wymiaru.
Joanna Jędrzejczyk atakowała Jessicę Penne pojedynczymi kopnięciami, kopnięciami w kombinacjach z ciosami czy też kopnięciami na rozerwaniu klinczu.
Z kolei w konfrontacji z Valerie Letourneau nasza zawodniczka nie zaprezentowała może żadnych większych nowalijek technicznych, ale udowodniła, że ma nie lada twardy charakter i rewelacyjną kondycję. Przetrwała bowiem kilka trudnych chwil w pierwszych dwóch rundach, później zdecydowanie przejmując stery pojedynku w swoje ręce.
Prawdziwą rewolucję olsztynianka wprowadziła do swojej gry w rewanżowym starciu z Claudią Gadelhą. Zaczęła bowiem regularnie walczyć z odwrotnej pozycji. O ile wcześniej raz na jakiś czas również zmieniała ustawienie na leworęczne, to jedynie po to, by odpalić jakieś okrężne kopnięcie. W rewanżu z Gadelhą było zupełnie inaczej – nie tylko długo pozostawała w tym ustawieniu, ale przede wszystkim zaprezentowała wachlarz nowych technik z tej właśnie odwrotnej pozycji.
Jędrzejczyk demonstruje możliwe kontynuacje smagającego kopnięcia na korpus z odwrotnej pozycji – na pierwszym przykładzie ponawia je wewnętrznym lowkingiem, na drugim – lewym prostym na głowę.
Na pierwszym przykładzie jeszcze inna akcja z odwrotnej pozycji – frontal z prawej nogi i dołożenie prawego na głowę. Na drugim – niesygnalizowane kopnięcie okrężne na głowę.
Kombinacje bokserskie z odwrotnej pozycji? Żaden problem. Pierwsza akcja to atak prawym i lewym sierpem za gardę Gadelhy, a na drugim prawym i lewym krosem między gardę Brazylijki.
Jędrzejczyk chętnie atakowała też trudnym do zauważenia dla klasycznie ustawionych rywali walczących z mańkutami bezpośrednim prawym sierpowym.
Wspomniana odwrotna pozycja nadała grze olsztynianki zupełnie nowego wymiaru, czyniąc ją jeszcze trudniejszą do rozczytania.
Później Joanna Jędrzejczyk wypunktowała Karolinę Kowalkiewicz, ale do tej walki przejdę za chwilę – nieprzypadkowo, rzecz jasna.
Wreszcie przed starciem z Rose Namajunas olsztynianka porozbijała na pełnym dystansie Jessicę Andrade, prezentując w oktagonie mocno poprawioną pracę na nogach – przede wszystkim w aspekcie unikania przyszpilenia do siatki.
Innymi słowy, polska zawodniczka udowodniła, że nadal – pomimo sporego już doświadczenia w MMA – potrafi wzbogacać swoją grę o nowe elementy. Jak najbardziej zatem może wprowadzić do swojej gry takie, które utrudnią życie Namajunas.
Najważniejszym z nich może okazać się…
Klincz Jędrzejczyk
Nie będę ukrywał i powiem wprost – w tym właśnie elemencie, czyli klinczu, upatruję największych szans Jędrzejczyk na pokonanie Namajunas. Nie twierdzę przez to, że olsztynianka powinna czy nawet będzie w stanie męczyć Amerykankę przez pięć rund w klinczu. To w zasadzie nierealne. Nie jest Randym Couturem ani Cainem Velasquezem.
Chodzi jednak o kompletnie inne podejście do walki – uważam, że Joanna powinna ograniczyć swoje ciągotki do kontrowania uderzeń Rose, zamiast tego skupiając się wówczas na defensywie i wykorzystując skracanie dystansu przez Amerykankę do przechodzenia do klinczu.
Rzecz bowiem w tym, że zmiana podejścia do ataków Rose – a więc czegoś, co olsztynianka ma głęboko zakodowane w pamięci mięśniowej – będzie mocno utrudnione. A to dlatego, że Amerykanka jest piekielnie szybka, w okamgnieniu skracając dystans, a do tego wydaje się dysponować solidnym zasięgiem ramion. Jest też niebywale precyzyjna. Ponadto problem tkwi też właśnie w samej Jędrzejczyk, która nadal miewa momenty, gdy za nic w świecie nie oddaje pola, albo szukając kontry ciosami, albo kopnięciem, albo zostaje w miejscu, jedynie wyciągając ręce przed siebie i próbując w ten sposób dystansować.
Jeśli jednak przy rzeczonych atakach Namajunas Polka poszuka choćby raz na jakiś czas przejścia do klinczu – koncentrując się wcześniej na obronie, zamiast na próbach kontr – wówczas może mocno uprzykrzyć życie mistrzyni.
Jeśli bowiem szukać luk w oktagonowej grze mistrzyni – cały czas rozwijanej! – to właśnie w obszarze klinczu – przede wszystkim tajskiego – nie radzi sobie najlepiej. Dobitnie potwierdziła to jedyna w ostatnich sześciu występach porażka Rose Namajunas, jaką zadała jej Karolina Kowalkiewicz.
Łodzianka miała w tamtej potyczce sporo problemów w pierwszej rundzie – już bowiem wtedy praca na nogach Rose i jej świetna kontrola dystansu były widoczne. Jednak podopieczna Łukasza Zaborowskiego zdecydowała się wówczas zaprzęgnąć do działania tajski klincz, co w rezultacie zapewniło jej zwycięstwo.
Na pierwszym przykładzie końcówka pierwszej rundy i kluczowy moment walki – Kowalkiewicz łapie tajską klamrę i częstuje Namajunas serią kolan. Inkasuje przy okazji kilka ciosów i nie trafia łokciami, ale już wie, że właśnie tędy prowadzi droga do zwycięstwa.
Początek drugiej rundy – drugi przykład – i Karolina od razu rozpoczyna realizację nowej taktyki. Ciosami toruje sobie drogę do klinczu, chwyta tajską klamrę i kontrolując Rose, ostrzeliwuje ją kolanami. Gdy Amerykanka sama próbuje odpowiadać kolanami – dość nieporadnie – Polka terroryzuje ją łokciami.
Z kolan i łokci Kowalkiewicz bardzo dobrze korzystała także pod siatką, broniąc się przed próbami zapaśniczymi Namajunas. Każdy milimetr przestrzeni wykorzystywała na okładanie Rose, która już w połowie drugiej rundy – drugi przykład – miała dość klinczu i prób obaleń.
Jak natomiast w aspektach klinczerskich wyglądał pojedynek Joanny Jędrzejczyk z Karoliną Kowalkiewicz? Otóż, o żadnej dominacji łodzianki nie było mowy. Karolina nie była w stanie poważnie zagrozić Joannie w tej płaszczyźnie, a wręcz sama była wielokrotnie ustawiana/odwracana na siatce i karcona kolanami oraz łokciami.
W ocenie wielu bowiem – także wówczas mojej – to właśnie walka w zwarciu stanowić miała największy atut Kowalkiewicz przed konfrontacją z Jędrzejczyk. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.
Na pierwszej animacji Jędrzejczyk najpierw broni się przed próbą obalenia, dystansuje kolanem, łapie tajską klamrę, częstuje Kowalkiewicz łokciem, odwraca i dokłada łokcia na rozerwanie.
Na drugim przykładzie olsztynianka odwróciła już łodziankę, by następnie – przejechawszy swoim zwyczajem palcami po oczach rywalki – rozerwać klincz z dwoma łokciami.
A skoro jesteśmy przy palcach w oczy…
Wspomniane palce w oczy w klinczu to bardzo skuteczna i irytująca rywali technika – pod warunkiem oczywiście, że używane roztropnie. Potrafią one mocno rozbić koncentrację i sfrustrować rywali, o czym przekonywały się poprzednie przeciwniczki Jędrzejczyk.
Wracając natomiast do klinczerskich bojów Joanny z Karoliną…
Na pierwszym przykładzie jedna z klasycznych – na jej nieszczęście – akcji Jędrzejczyk, która nie oddaje pola, próbując kontrować i w rezultacie trafiając do klinczu. Tam jednak błyskawicznie odwraca rywalkę.
Na drugim przykładzie Kowalkiewicz przechwytuje kopnięcie Jędrzejczyk. Ta jednak świetnie łamie rywalkę mocną klamrą za jej karkiem, rzuca w ten sposób na siatkę i tam atakuje kolanem, następnie rozrywając klincz z dwoma ciosami.
Innymi słowy, uważam, że tym razem Jędrzejczyk powinna wykorzystać nadarzające się okazje do przejścia do klinczu, by tam zdzielić Namajunas kolanami, skontrolować, zmęczyć, potraktować łokciami.
Amerykanka jak najbardziej mogła uczynić też progres w tym właśnie obszarze, ale biorąc pod uwagę, że została w klinczu zdominowana przez Kowalkiewicz, z którą z kolei świetnie w tej płaszczyźnie radziła sobie Jędrzejczyk, to mimo wszystko trudno – przynajmniej na papierze! – nie widzieć przewagi olsztynianki nad aktualną mistrzynią w tym właśnie elemencie.
Jeśli w istocie nasza zawodniczka będzie karciła Amerykankę w zwarciu, wówczas nie tylko osłabi jej morale i siły witalne – wydaje się, że Joanna jest znacznie silniejsza fizycznie – oraz zada obrażenia, ale też zmusi ją do wzmożonej ostrożności przy skracaniu dystansu – czyli najpewniej ograniczy jej pewność siebie i aktywność w dystansie (kick)bokserskim.
Oczywiście, Jędrzejczyk będzie musiała cały czas mieć się na baczności, bo Namajunas jak mało kto potrafi zachodzić rywalkom za plecy pod siatką – także właśnie z klinczu! – ale mimo wszystko na przestrzeni swojej kariery w UFC Polka potwierdziła, że w zwarciu nie ma sobie póki co równych – poza zapaśniczo usposobioną i świeżą Gadelhą. Jej doskonała obrona przed obaleniami powinna z nawiązką wystarczyć na ewentualne próby zapaśnicze niewyróżniającej się w tym aspekcie Namajunas.
Wszystko to oczywiście przy założeniu, że Rose nie dokonała jakiegoś wyraźnego progresu w swojej grze na i pod siatką.
Brak Valentiny Shevchenko na treningach Rose Namajunas
Thug Rose i jej chłopak Pat Barry w podcaście Joego Rogan przyznali bez ogródek, że treningi i przede wszystkim sparingi z Valentiną Shevchenko przed pierwszą potyczką z Joanną Jędrzejczyk miały absolutnie kluczowe znaczenie.
Trudno się dziwić, bo zawodniczka z Kirgistanu jest nie tylko niesamowicie silna, ale też rewelacyjna w stójce, gdzie nie ustępuje – a biorąc pod uwagę trzy zwycięstwa nad Polką w czasach ich karier Muay Thai – wręcz przewyższa Joanną Jędrzejczyk.
W przygotowaniach do sobotniej walki Valentiny u Rose tym razem zabrakło. To jak najbardziej może wpłynąć na postawę lub pewność siebie mistrzyni.
Ścinanie wagi Jędrzejczyk
Czy łatwiejsze – w porównaniu do ostatniego – ścinanie wagi przez Jędrzejczyk, na które się zanosi, może mieć decydujący wpływ na przebieg walki w rewanżu? Z obszernie omówionych wyżej powodów – szczerze wątpię. O porażce lub zwycięstwie polskiej zawodniczki zadecyduje bowiem najpewniej odpowiedni plan taktyczny.
Jednak jeśli w istocie Joanna tym razem nie będzie zmuszona do katorżniczego ścinania wagi, jak najbardziej może stanowić to dodatkowy element – bardziej mentalny, a zatem przekładający się też w pewnym stopniu na fizyczny – budujący pewność siebie reprezentantki American Top Team.
Ryzyko
Powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – przebieg pierwszej walki i wszystkie płynące zeń wnioski są najmocniejszą przesłanką wskazującą na możliwe kolejne zwycięstwo Rose Namajunas. Mógłbym wymieniać tutaj wszystkie popełniane przez Joannę Jędrzejczyk błędy oraz sposoby, w jakie wykorzystała je do cna Amerykanka, ale – dokładnie omówiłem to powyżej.
Poza pierwszą potyczką obu jeszcze jednak szereg innych argumentów przemawia za urzędującą mistrzynią.
Progres Rose
Największy – poza tym mentalnym – to oczywiście jej praca na nogach. Pierwsze symptomy udoskonalonego footworku Amerykanki dało się już dostrzec w jej starciu z Karoliną Kowalkiewicz. Później było już tylko lepiej – w starciach z Michelle Waterson i szczególnie właśnie Joanną Jędrzejczyk Thug Rose wyglądała w tym aspekcie rewelacyjnie – poruszała się niezwykle lekko, jakby bez wysiłku, w okamgnieniu pokonując duży dystans i tym samym zaskakując obie rywalki.
Mam poważne wątpliwości, czy ledwie kilka miesięcy to wystarczający czas dla Jędrzejczyk na odnalezienie antidotum na pracę na nogach Rose. Nie wykluczam co prawda scenariusza, w którym rzeczywiście Polka radzi sobie w tym obszarze znacznie lepiej, ale uważam, że będzie do tego potrzebny wspomniany klincz, gdzie należy Amerykankę zmiękczyć, porozbijać, osłabić – a więc spowolnić.
Jak jednak wspomniałem, nawet tenże klincz nie musi gwarantować Polce wiktorii, bo Namajunas ma dopiero 25 lat i jeszcze nie weszła w najlepszy etap swojej kariery. Rozwija się z walki na walkę – i to widać. W Barclays Center pojawi się prawdopodobnie w jeszcze lepszej formie niż ta, którą zaprezentowała w Madison Square Garden.
Mentalność Rose
Owszem, biorąc pod uwagę, że w przeszłości Namajunas miewała różne nastroje, trudno przewidzieć, jak podejdzie do rewanżu.
Wydaje się jednak, że zwycięstwo z Jędrzejczyk w pierwszej walce dało jej potężnego mentalnego kopa, wobec czego scenariusz, w którym wyjdzie do rewanżu zlękniona, niepewna, jest mało prawdopodobny.
A jak wiadomo, w sportach walki 90% zależy od głowy, a pozostałe 10% to kwestia mentalna.
Szczęka Jędrzejczyk
Joanna lubi opowiadać o masie walk, jakie stoczyła w Muay Thai, co dowodzić ma rzekomo, że jej szczęka jest nadal odporna. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Jej bogata kariera w Muay Thai nie stanowi żadnego argumentu na rzecz tezy, iż z jej odpornością wszystko jest w najlepszym porządku – stanowi jedynie możliwe wyjaśnienie powolnej degradacji jej szczęki.
Polka kilka razy w swojej karierze w oktagonie witała się już z deskami, a teraz powraca po ciężkim nokaucie. Z dużym dystansem podchodzę do jej zapewnień, że skończyła ostatnio znokautowana wyłącznie z powodu nieodpowiednio nawodnionego mózgu.
Po pierwszej walce trener Amerykanki Trevor Wittman przekonywał, że największego progresu jego podopieczne dokonała nie tylko w obszarze pracy na nogach, ale też wzmocnienia siły ciosu poprzez poprawienie mechaniki jego wyprowadzania. Absolutnie nie wykluczam, że Joanna Jędrzejczyk była pierwszą ofiarą progresu Thug Rose w tym właśnie aspekcie.
Nie zapominajmy też, że Karolina Kowalkiewicz swego czasu przekonywała, że Rose Namajunas bije naprawdę mocno.
Wobec powyższego – a więc wątpliwej odporności Jędrzejczyk na ciosy oraz możliwej poprawie w mocy uderzeń u Namajunas – kolejnego zwycięstwa tej ostatniej przez skończenie uderzeniami nie sposób wykluczyć.
Pewność siebie Jędrzejczyk
Odporność szczęki to jedno, ale może nawet ważniejsze będzie podejście do walki olsztynianki. Nie wszyscy zawodnicy wracają po nokautach w takiej samej formie, jaką prezentowali poprzednio. Czasami włącza się tzw. blokada.
Niektórzy mają później o wiele więcej obaw przy wdawaniu się w wymiany, w ich oktagonowej grze pojawia się więcej wahania, niepewności, stają się mniej aktywni, poszukują „idealnej” okazji do wyprowadzenia uderzeń – a takowych czasami brak.
Jak Joanna zareaguje na powrót po nokaucie? Czy stanie się jeszcze bardziej wyrachowana w swoich poczynaniach? Czy spróbuje jeszcze bardziej ograniczyć ryzyko zainkasowania ciosu, na czym może – ale nie musi! – ucierpieć jej oktagonowa gra?
Lowkingi Jędrzejczyk
Zaprowadziły ją do nokautu w pierwszej walce… Namajunas nie jest może mistrzynią w ich blokowaniu, ale rewelacyjnie potrafi wówczas wchodzić w dystans z ciosami. A to oznacza, że próby lowkingów – a więc bardzo istotnego elementu w grze polskiej zawodniczki – będą obarczone gargantuicznym ryzykiem.
Typowanie
Pojedynek nie jest łatwy do wytypowania. Scenariusze, w których jedna bądź druga zawodniczka kończy z tarczą, są jak najbardziej realne.
Biorąc pod uwagę chybotliwą czasami mentalność Rose, nie sposób wykluczyć, że jedno dobre uderzenie w wykonaniu Jędrzejczyk może zburzyć budowaną miesiącami pewność siebie Amerykanki.
Bardziej realnym – przy założeniu zwycięstwa Jędrzejczyk – scenariuszem wydaje się jednak ten, w którym nie daje się ustrzelić w dystansie, terroryzując Namajunas w klinczu i dzięki temu – oraz swojej kapitalnej kondycji – zyskując z czasem przewagę także i w obszarze kickbokserskim.
Z drugiej zaś strony, błędy, jakie Amerykanka obnażyła u Polki w pierwszej walce, nie są łatwe do wyeliminowania w kilka miesięcy. Zwłaszcza, że – powtarzam – nie były to błędy nowe, jakoby wynikające wyłącznie z katorżniczego ścinania wagi.
Niechęć do oddawania pola, brak gardy, umiłowanie do kopnięć w kontrze, prostowanie rąk w defensywie – to nie są aspekty, które można łatwo zmienić w kilka miesięcy u ukształtowanej, 30-letniej zawodniczki.
I jeszcze jeden element, prawdopodobnie najważniejszy ze wszystkich – fundamentalny. Rytmiczność w grze Jędrzejczyk. A co za tym idzie – przewidywalność. Rose Namajunas szeroko rozwodziła się na ten temat we wspomnianym wcześniej podcaście Joego Rogana, oceniając, że styl Polki to charakterystyczna holenderska szkoła Muay Thai. I – w wielu aspektach – tak przecież właśnie jest! Czy w kilka miesięcy Joanna będzie w stanie zmienić fundamenty, jakie zbudowała przez wspomniane 14 lat kariery?
O ile spodziewam się, że to Polka będzie miała po swojej stronie przewagę siłową i zapewne kondycyjną, to szybkościowo karty rozdawać będzie prawdopodobnie Namajunas – na co remedium może okazać się przywoływany przeze mnie notorycznie klincz. Wolniejsza Amerykanka nie będzie stanowić takiego zagrożenia.
I przyznam szczerze, że słuchając wszystkich wywiadów Jędrzejczyk przed galą, skłaniam się ku temu, że w istocie zaprzęgnie tym razem do swojej gry mocne elementy klinczerskie z atakami kolanami i łokciami na czele.
Wbrew bowiem medialnej narracji, Joanna Jędrzejczyk i jej trenerzy doskonale zdają sobie sprawę z tego, jakie błędy popełniła olsztyniaka w pierwszym starciu i jakie aspekty w grze Rose Namajunas stanowią największe zagrożenie. Ba, w rozmowie z Kevinem Iole nasza zawodniczka nawet chlapnęła, że była pod wrażeniem pracy na nogach Amerykanki – i zuchwałością byłoby zakładać, że nie wyciągnie z tej obserwacji odpowiednich wniosków. A najbardziej oczywisty z nich nazywa się: klincz.
Czy to jednak wystarczy? Nie wykluczam – ale mimo wszystko mam poważne wątpliwości. Rose prezentuje się lepiej z walki na walkę – a już sama jej praca na nogach stanowi istny koszmar stylistyczny dla Joanny. Bóg jeden raczy wiedzieć, jakie nowe elementy młodziutka Amerykanka wprowadzi do swojej gry teraz.
Możemy być też pewni, że to mistrzyni lepiej zniesie ścinanie wagi – nawet jeśli tym razem Polka nie będzie się katowała. Namajunas ma bowiem znacznie mniej funtów do ścinania. Jest też młodsza, co proces ten odrobinę ułatwia.
Absolutnie nie spadnie mi szczęka na podłogę – ba, nie drgnie mi brew! – jeśli Jędrzejczyk powróci na mistrzowski tron – najpewniej decyzją. Mimo wszystko grzechem byłoby zignorować przebieg pierwszego pojedynku – a więc najmocniejszy materiał dowodowy, jakim dysponujemy przed rewanżem.
Tak, jak lata temu TJ Dillashaw okazał się stylistyczny przekleństwem dla specjalisty od rytmicznego Muay Thai Renana Barao, udowadniając swoją wyższość dwukrotnie, tak i teraz Rose Namajunas potwierdzi, że jej zestaw umiejętności – oparty na świetnej pracy na nogach, kapitalnej kontroli dystansu i niesygnalizowanych atakach, wzbogacony dodatkowo o mocny parter – wybitnie nie odpowiada Joannie Jędrzejczyk.
Zwycięzca: Rose Namajunas przez (T)KO
*****
Jak być może zauważyliście, w prawej górnej kolumnie na Lowking.pl pojawiła się opcja wsparcia portalu darowizną. Jeśli podobają się Wam treści i analizy publikowane na portalu oraz chcielibyście wesprzeć jego 1-osobową działalność, będę zobowiązany za każdy datek. Szczegóły – tutaj. Dziękuję!
*****
Wszystkie analizy są dostępne w tej sekcji.
*****
Śledź autora tekstu na Twitterze.