Brian Ortega o swoim podejściu do „hejterów”
Sposobiący się do walki z Frankiem Edgarem podczas sobotniej gali UFC 222 w Las Vegas Brian Ortega wyjaśnia, jak radzi sobie z krytyką w mediach społecznościowych.
Przygodę z UFC rozpoczął fatalnie. Wygrał co prawda w debiucie efektownym duszeniem, ale z czasem wyszło na jaw, że był na niedozwolonym wspomaganiu, wobec czego zawieszono go na dziewięć miesięcy.
Brian Ortega, bo o nim oczywiście mowa, nie zamierzał jednak chować głowy w piasek. Przyznał się do zastosowania dopingu, przeprosił i obiecał poprawę.
Od tego czasu idzie jak burza. W kategorii piórkowej wygrał już pięć pojedynków, wszystkie przez skończenia. W pokonanym polu zostawiał takich między innymi weteranów jak Cub Swanson czy Clay Guida.
To jednak nie wszystko, bo Ortega wyróżnia się nie tylko rewelacyjnymi oktagonowymi szlifami, ale też pełną szacunku wobec rywali i całego świata postawą. Od dawna nie ukrywa, że UFC traktuje wyłącznie jako platformę, która pozwoli mu zrealizować większe cele – a takowym jest dla niego pomoc dzieciom i młodzieży, którzy znaleźli się w trudnym położeniu. W tym celu zarejestrował już swoją fundację.
Jednak i on ma swoich hejterów, nienawistników i wszelkiej maści osoby uprzykrzające mu życie w mediach społecznościowych. Jak zatem sobie z nimi radzi?
Nie zwracam na nich uwagi tak naprawdę. Robię swoje. Koniec końców, jeśli ciężko pracujesz, będzie to widoczne. Rywale, których skończyłeś, rywale, których pokonałeś, bitwy, jakie stoczyłeś, potwierdzają twoje miejsce.
– powiedział podczas spotkania z dziennikarzami przed UFC 222.
Jeśli więc chodzi o krytyków, to nie przejmuję się tym. Widzisz jakiś komentarz, bo nie da się go nie zauważyć – i czasami kusi cię, żeby coś odpisać… Bo czasami są tam takie „argumenty”, że… Stary, jak możesz pisać o tym, skoro… Piszę więc odpowiedź, piszę, a potem… Nie odpowiadaj! Nie odpowiadaj! Nie warto!
A następnego dnia mój kolega: „Widziałeś, co ten gość napisał? Opisałem mu!”. Stary… Nie! Co ty zrobiłeś?
Wszystko zaszło tak daleko, że wielu zawodników, z którymi walczyłem, poblokowało moich przyjaciół. Jeden z moich przyjaciół jest sławny z tego, że ciągle się za mną wstawia. Mówię mu: „Stary, daj spokój”. A on: „Nie! Jebać to, jesteś moim ziomkiem!”. „W porządku, w porządku…”. A potem dodaję: „Dobra, pokaż, co tam piszesz”.
W sobotę Brian Ortega stanie do najważniejszej walki w swojej sportowej karierze, której wygranie zapewni mu pojedynek o złoto 145 funtów. W co-main evencie gali UFC 222 w Las Vegas skrzyżuje rękawice z Frankiem Edgarem, zastępując kontuzjowanego mistrza Maxa Hollowaya.
Bijący się zawodowo od trzynastu lat Edgar jeszcze nigdy nie przegrał przed czasem – i Ortega, który niezwykle szanuje rywala, przyznając, że oglądał jego walki, gdy był w szkole średniej, nie ukrywa, że stanowi to dla niego dodatkową motywację.
To jest w tym wszystkim najlepsze. To ogromne wyzwanie.
– powiedział.
Jeśli ktoś próbuje mi powiedzieć, że nie jestem w stanie czegoś zrobić, to właśnie to chcę zrobić – takim typem gościa jestem. „Hej, Brian, nie skoczysz z tego budynku i nie wylądujesz na nogach”. A więc spróbuję.
Gdy więc powtarzają mi, że ten gość nigdy nie przegrał przed czasem, ja myślę sobie – dobra, jedziemy. Zobaczmy, czy dam radę.
Cały wywiad poniżej:
*****