David Branch wspomina walkę z Krzysztofem Jotko: „Nie chcę dzieciakowi nic ujmować…”
David Branch, który w walce wieczoru UFC Fight Night 116 pójdzie w oktagonowy bój z Lukiem Rockholdem, wspomina starcie z Krzysztofem Jotko.
Tylko jednego zwycięstwa pod banderą UFC potrzebował były mistrz kategorii średniej i półciężkiej WSoF David Branch, aby utorować sobie drogę do walki wieczoru.
Dziś w nocy natomiast – a w zasadzie jutro wczesnym rankiem czasu polskiego – skrzyżuje rękawice z byłym mistrzem UFC i Strikeforce Lukiem Rockholdem w starciu wieńczącym galę UFC Fight Night 116 w Pittsburghu.
Jak do tego doszło?
Po sześciu latach niezwykle udanych wojaży poza oktagonem największej organizacji świata Branch w maju tego roku powrócił na stare śmieci, niejednogłośnie wypunktowując podczas gali UFC 211 w Dallas Krzysztofa Jotkę.
Pojedynek nie porwał. Obu zawodnikom wyraźnie brakowało aktywności i zdecydowania. Nie brakowało natomiast długich fragmentów klinczu i nieszczególnie efektownej, bo opartej na kontroli, walki na chwyty w parterze.
Branch tłumaczył wówczas po walce, że pokazał jedynie 20% swoich możliwości. A jak dzisiaj, kilka miesięcy później postrzega tamten bój z Polakiem?
Nie chcę dzieciakowi nic ujmować. Jest twardy, zostanie tu na długo, ma 27 lat. Dzieciak naprawdę dobrze się porusza, jest mańkutem, więc było sporo czynników, które uczyniły tę walkę trudną.
– powiedział Branch, zapytany o swój powrót do UFC.
Był to jednak dobry pojedynek aklimatyzacyjny. Mogłem się przystosować do UFC, do tego wszystkiego, co tutaj się dzieje – nowa obsługa, nowi ludzie, nowe twarze. Trzeba się przestawić na nowe otoczenie. Teraz będę więc o wiele bardziej rozluźniony niż za pierwszym razem.
Teraz 35-latek skupia się tylko i wyłącznie na pokonaniu Luke’a Rockholda. Zwycięstwo pozwoli mu przebić się do ścisłej czołówki kategorii średniej, mocno przybliżając go do pojedynku o złoto. Branch zapowiedział jednak, że nie wybiega w przyszłość poza walkę wieczoru w Pittsburghu.
*****