Kamaru Usman przed walką z Sergio Morasem: „Tym razem zleję go o wiele mocniej za to, że…”
Robiący furorę w kategorii półśredniej Kamaru Usman opowiada o swojej konfrontacji z Sergio Moraesem na UFC Fight Night 116 oraz problemach ze znalezieniem partnerów do oktagonowych tanów.
Po raz pierwszy obaj mieli spotkać się w maju zeszłego roku podczas gali UFC 198 w Kurytybie, ale Kamaru Usman wycofał się z walki z powodów zdrowotnych. Ostatecznie naprzeciwko Sergio Moraesa stanął wówczas debiutant Luan Chagas, a starcie zakończyło się niespodziewanym remisem.
Od tamtego czasu nigeryjski Amerykanin wygrał trzy kolejne pojedynki, Brazylijczyk – dwa. To, co mieli wyjaśnić sobie w zeszłym roku w Kurytybie, wyjaśnią sobie już dziś w Pittsburghu podczas gali UFC Fight Night 116.
Ostatnim razem dostałby ode mnie równie mocno.
– powiedział w rozmowie z MMAJunkie.com Usman.
Tym razem jednak mogę go zlać o wiele mocniej za to, że powiedział w mediach, że ma nadzieję, że teraz się nie wycofam. W tamtym czasie bardzo się rozchorowałem. Nigdy oczywiście nie chcę wycofywać się z walk, ale byłem okropnie chory, a miałem jeszcze odbyć podróż do Brazylii – a to było w czasie, gdy szalał wirus zika.
Nie było warto ryzykować, żeby tam wyjść, dać fatalny występ, a po powrocie do domu opowiadać, że w zasadzie nie powinienem był walczyć. Nie zostawiam nic przypadkowi. Lanie, jakie otrzyma, nadal będzie srogie – jeśli nie sroższe tym razem.
Wszystkich pięciu rywali, z jakimi dotychczas mierzył się w oktagonie, Usman niemalże deklasował, terroryzując ich przede wszystkim w płaszczyźnie zapaśniczej. Także jednak i w obszarze kickbokserskim z walki na walkę notuje wyraźny progres, nie polegając już tylko na swoim znakomitym wrestlingu.
Nie ukrywa, że Sergio Moraes nie jest rywalem, do walki z którym się palił. W ostatnich miesiącach rzucał bowiem wyzwania między innymi Demianowi Mai i Neilowi Magny’emu, ale nic z tego nie wyszło i ostatecznie skrzyżuje rękawice właśnie z Moraesem, który może nie zachwyca formą, ale pozostaje niepokonany od ponad pięciu lat.
To gość, który nie ma wielkich wymagań – chce po prostu prześlizgnąć się przez walki.
– ocenił Brazylijczyka Nigeryjski Koszmar.
Dokładnie tak wygląda jego kariera – prześlizguje się. Każde z jego zwycięstwo to niejednogłośna, bliska decyzja. „O, udało mi się!”. Albo remis. Biłeś się z gościem, który wziął walkę pięć czy sześć dni przed galą i zremisowałeś z nim (z Luanem Chagesem – przyp. red.). Po prostu gość się prześlizguje i robi to po cichutku. Ale ja jestem złym gościem na takie rzeczy.
I uważam, że jestem złym gościem dla każdego w dywizji, kto choćby spróbował pomyśleć o prześlizgnięciu się. Dlatego nikt nie chce ze mną walczyć. Nikt nie rzuca mi wyzwań. Dlaczego mieliby to robić? Dlaczego miałbym wyzywać do walki gościa, który skopie mi tyłek? Koniec końców, gość wygrał sześć czy siedem walk z rzędu. Ale to mnie nie powstrzyma.
Sklasyfikowany na 13. miejscu w rankingu kategorii półśredniej Usman od dawien dawna zapowiada marsz na szczyt – i zamierza dopiąć swojego celu bez względu na to, kogo matchmakerzy UFC będą stawiać naprzeciwko niego w oktagonie.
Nie dbam o rankingi, bo rankingi to gówno. Goście z czołowej piątki – zestawcie mnie z którymkolwiek z nich i będzie to wyglądało na łatwiznę. Robię to przez całą karierę, ale niestety goście po prostu nie chcą ze mną walczyć albo może UFC nie chce dać mi tych walk.
– ocenił w rozmowie ze SportsRants.com Usman.
Wierzę, że powinienem już być w czołowej piątce. Rzucałem wyzwanie gościom z Top 5, ale wygląda na to, że nie chcą się bić, bo jestem najtrudniejszym gościem w dywizji.
*****