Colby Covington: „Złamię Woodley’a w pół”
Colby Covington podsumowuje zwycięstwo z Dong Hyun Kimem na UFC Fight Night 111 w Singapurze, zapowiadając marsz po złoto.
Może nie do końca sprawdziły się zapowiedzi Colby’ego Covingtona, który przed galą UFC Fight Night 111 w Singapurze zapowiadał skończenie Dong Hyun Kima w spektakularny sposób, ale Amerykanin i tak zrobił, co miał zrobić – zdominował na pełnym dystansie jednego z najlepszych półśrednich na świecie, serwując mu czwartą dopiero porażkę w karierze.
Przegrywał tylko z gośćmi z czołowej piątki.
– powiedział Covington na konferencji prasowej po gali.
Z mistrzem (Tyronem Woodley’em), pretendentem numer jeden (Demianem Maią) – nikt nie zdominował go w ten sposób. Kompletnie go rozbroiłem. Wygrałem każdą sekundę każdej rundy. Nadal mogę wyciągnąć z tej walki cenne lekcje, bo ciągle się poprawiam i jeszcze nie widzieliście najlepszego Colby’ego Covingtona.
Dla Covingtona jest to czwarte zwycięstwo z rzędu i siódme w dotychczasowych ośmiu występach w oktagonie UFC. Najprawdopodobniej zobaczymy go w czołowej dziesiątce rankingu kategorii półśredniej po jego aktualizacji.
Dominuję tych gości.
– stwierdził Amerykanin.
Właśnie zdominowałem gościa z 7. miejsca na świecie. Nikt go tak nie zdominował. Jestem w oficjalnej podróży upokorzenia. Upokorzyłem go w Azji i będę kontynuował upokarzanie dywizji. Nie ma znaczenia, jak ich pokonuję, bo sposób, w jaki to robię oznacza łatwą kasę.
Tu i ówdzie pojawia się krytyka pod adresem Covingtona, któremu zarzuca się nudny, zapaśniczy styl walki. Amerykanin odpowiada jednak krótko, przypominając fragment w drugiej rundzie, gdy zachwiał na nogach Koreańczykiem.
To nie były tylko zapasy. Popatrzcie, co było, gdy rozpuściłem ręce. Był naruszony, był ranny. Poczułem, że ulatuje z niego życie po tym wszystkim. To była naprawdę łatwa wiktoria.
Jeszcze kilka miesięcy temu reprezentant American Top Team terroryzował medialnie Rafaela dos Anjosa, właśnie do walki z byłym mistrzem kategorii lekkiej dążąc. Teraz jednak zapytany o Brazylijczyka, który na tej samej gali wypunktował Tareca Saffiedine’a, zdanie zmienił – mierzy znacznie wyżej.
Postawiłem tym zwycięstwem pieczęć.
– powiedział.
Zobaczcie, co zrobiłem. 30-25. Wygrałem każdą sekundę. Nie było rywalizacji. Nawet się tam nie spociłem. Dopiero się rozgrzewam. Jeszcze nie widzieliście mnie w najlepszej formie. To samo zrobiłbym z Rafaelem dos Anjosem. Jest wystraszony, unikał mnie od dawna. Miał powód, żeby ze mną nie walczyć dzisiaj – i to jest ten powód.
Tyron Woodley zmęczył się, oglądając tę walkę z domu. Gdy ostatnio z nim trenowałem, walka nie była nawet bliska. Męczy się samym oglądaniem. Złamię go w pół.
*****