Yoel Romero wskazuje trzy możliwe opcje odnośnie swojej przyszłości
Sklasyfikowany na pierwszym miejscu w rankingu kategorii średniej Yoel Romero opowiada o aktualnej sytuacji w dywizji oraz swoich planach.
Jednym z największych pokrzywdzonych powrotem do sportu Georgesa Saint-Pierre’a jest Yoel Romero. Rozpędzony serią ośmiu zwycięstw w kategorii średniej Kubańczyk już dawno wypracował sobie pozycję do walki o złoto, ale z uwagi na pojedynek GSP z Michaelem Bispingiem będzie musiał uzbroić się w cierpliwość – i to sporą, bo Kanadyjczyk kilka dni temu zapowiedział, że najwcześniej może wejść do oktagonu w listopadzie.
To nie jest dobra rzecz.
– skomentował rzeczoną zapowiedź byłego dominatora kategorii półśredniej Romero w rozmowie z BJPenn.com.
Zrobili już face-off, podpisali walkę. To nie jest boks. Gdy już robiłeś face-off, nie powinieneś być w stanie przekładać walki, szczególnie o kilka miesięcy.
Na początku mówiono, że ich walka będzie w czerwcu albo lipcu, a najpóźniej w sierpniu. Tak mówił Bisping – że walka była zaplanowana na lipiec. Ale teraz wszystko się przesuwa z powodu harmonogramu St-Pierre’a, co odwleka moją walkę i wstrzymuje dywizję.
Romero przyznał, że zawsze w życiu musiał czekać na dobre rzeczy – dlatego może sobie wyobrazić scenariusz, w którym po prostu poczeka na swoją okazję, mając jednak nadzieję, że Kanadyjczyk nie będzie już więcej odwlekał pojedynku z Hrabią.
Nie znaczy to jednak, że tylko taką opcję – wielomiesięcznego oczekiwania – Kubańczyk bierze pod uwagę.
Mogę czekać. Wiem, jak czekać.
– stwierdził.
Chcę jednak walczyć – i chcę, żeby to była walka o tytuł. Albo – jeśli negocjacje ułożą się pomyślnie – rówineż jestem gotowy się bić. Na ten moment jednak musi to być albo walka o pas, albo udane negocjacje w sprawie innej walki.
Mistrzowskie aspiracje – poza Yoelem Romero – w limicie do 185 funtów zgłaszają też Robert Whittaker, Gegard Mousasi oraz Luke Rockhold, choć i Anderson Silva cały czas próbuje utrzymać się w grze. Dla Kubańczyka wszystko to jednak nie ma większego znaczenia.
Mówiłem to wcześniej i powiem to ponownie – nie dbam o to, kogo postawią naprzeciwko mnie.
– zapowiedział 40-letni zawodnik.
Nie dbam o to, czy będzie to Mousasi, Whittaker czy Silva. Będę bił się z każdym. Muszą jednak zrozumieć moją sytuację. Jestem pretendentem numer jeden. Zapracowałem na tą pozycję. Muszę bić się teraz o pas. Ktokolwiek miałby to być – jestem gotowy. To już praca UFC, żeby kogoś wybrać.
Czasami sam sobie zadaję pytanie, dlaczego wszystko to mi się przytrafia. Dlaczego zawsze muszę przechodzić przez takie rzeczy. Ale wiecie co, Bóg ma zawsze plan. W środku burzy zawsze dostrzegasz słońce, ten promień światła. Czekam więc teraz cierpliwie, aż przebije się ten promień światła.
Będę więc walczył o tymczasowy tytuł z kimkolwiek, kogo UFC uzna za zasługującego na to. Jeśli do tego nie dojdzie, po prostu poczekam na zwycięzcę walk Georgesa Saint-Pierre’a z Michaelem Bispingiem. Którąkolwiek opcję wybierze UFC – będę gotowy!
*****
Luke Rockhold: „Każdy średni powinien postawić się i powiedzieć UFC: pie*dolcie się!”