Historia MMAStrikeforce

John McCarthy o szalonej walce Diaz vs. Daley: „Jedną rzecz zapamiętałem najbardziej”

Sędzia John McCarthy opowiada, jak z jego perspektywy wyglądała jedna z najlepszych rund w historii MMA.

9 kwietnia 2011 roku w San Diego w walce o pas mistrzowski kategorii półśredniej Strikeforce będący już wówczas kultową postacią Nick Diaz oraz kowadłoręki i zawsze szukający skończeń Paul Daley dali światu MMA jedną z najlepszych – a zdaniem wielu: najlepszą rundę w historii sportu.

Rozpoczęło się od staredownu czoło w czoło, a potem obaj od razu wdali się w szaloną bijatykę. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie – gdy wydawało się, że to Brytyjczyk jest o włos od ubicia Amerykanina, szala zwycięstwa dramatycznie przechylała się na korzyść tego ostatniego. Nie brakowało potężnych ciosów, zwrotów akcji i prowokacyjnych gestów.

Ostatecznie to ręka Diaza powędrowała w górę. Ubił Brytyjczyka na ledwie trzy sekundy przed zakończeniem pierwszej rundy.

Najlepszy widok na całe widowisko miał tamtego wieczoru sędzia John McCarthy. I właśnie on w rozmowie z MMAJunkie.com sześć lat po tamtych wydarzeniach przedstawił wszystko to ze swojej perspektywy, zdradzając też, dlaczego przerwał wówczas pojedynek – pojawiły się bowiem głosy, że powinien był dać Daley’owi brakujące trzy sekundy do końca pierwszej odsłony.

To była fenomenalna walka. Prawdopodobnie jedna z najlepszych rund w historii MMA.

– powiedział Big John.

Rzeczą, która utkwiła mi w pamięci najbardziej z tej walki – i jest teraz tak świeża, jak była wtedy – było to, jak twardzi byli ci obaj goście w pewnych fragmentach tej walki. Nick został zraniony przez Paula, a Paul został zraniony przez Nicka.

Ale chodzi o końcową sekwencję – Nick trafił Paula na korpus szalonym ciosem, który zabrał cały tlen Paulowi. Byłem blisko, więc było to wyraźnie słychać: „Uhhhh!”, „Yhhhh, yhhh” – było słychać, jak Paul próbuje wciągnąć powietrze, ale nie był w stanie – wszystko się zamknęło. I zamiast się wycofać, Paul rzucił się na niego. I to właśnie zapamiętałem. „Jasna cholera, ale z ciebie twardy skurwysyn…”.

Paul ruszył za nim i zaczął rzucać ciosy – i wtedy dostał uderzenie, które go zraniło. Trafił na deski i ludzie potem pytali „Dlaczego to przerwałeś?!”. Ale to nie tak – nie przerwałem tego, gdy padł na deski. Upadł, Nick rzucił się na niego – i puściłem to. Ale Nick trafił… to była chyba prawa ręka… trafił go w lewą stronę twarzy – (Paul) spojrzał w górę i jego prawe oko patrzyło prosto na Nicka, ale lewe odwróciło się do lewej strony, na zewnątrz. Dlatego przerwałem walkę.

W tym momencie pomyślałem „koniec!”. Ma porobiony mózg. I wiedziałem, ile czasu zostało do końca rundy, bo słyszałem ten sygnał na 10 sekund przed końcem rundy. Wiedziałem więc, że są 2-3 sekundy do końca. Ale w 2-3 sekundy Nick Diaz może wyrządzić gościowi, który się nie broni takie szkody, że… Nie będę kimś, kto na to pozwoli.

Paul dostał cios, który wyłączył go z walki. I w porządku. Zrobił swoją robotę. Wyszedł, dał z siebie wszystko, zranił Nicka, dał fanom wszystko, za co zapłacili. Jego praca nie polega na tym, żeby zostawić kawałki swojego ciała w oktagonie, bo John McCarthy nie robi swojej roboty.

Dziś Nick Diaz nie garnie się do powrotu do oktagonu po ponad dwuletniej przerwie i zawieszeniu za wpadkę marihuanową przy okazji starcia z Andersonem Silvą. Czeka na kasowe zestawienie.

Z kolei Paul Daley bije się regularnie – i z powodzeniem! Do akcji powróci 19 maja, podczas gali Bellator 179 w Londynie mierząc się z Roryn MacDonaldem w pojedynku, który może zagwarantować mu starcie o złoto kategorii półśredniej.

*****

John McCarthy: „Nick i Nate lubią nazywać ludzi suką”

Powiązane artykuły

Back to top button